Recenzje tematycznie

sobota, 18 marca 2023

162) "Szata z piór" Magdaleny Wolff

  Leśna głusza, szemrzący w oddali strumyk, odgłosy zwierząt. Cuda natury. Czego chcieć więcej? By życie w takim miejscu nigdy się nie skończyło, a ludzkie sąsiedztwo nigdy nie zawitało do naszego azylu. Takie marzenia tyczą się niejednego leszego i niejednej boginki, lecz ludzi jak na złość wszędzie więcej i więcej. Co począć? Jak temu przeciwdziałać? Jak zachować puszczę, taką pierwotną? Jednak czy wszyscy ludzie są tacy źli? Czy są tacy, co szanują leśne stwory i matkę ziemię? Czy potrafią przeciwstawić się swoim ziomkom i wytłumaczyć, by nie niszczyli darów przyrody?

   Tak mogłyby wyglądać rozważania mieszkańców słowiańskich lasów, gdyby rodzima wiara wciąż trwała. Czy byłby możliwy kompromis między nimi a ludźmi? Jak przebiegałaby taka koegzystencja? Co w razie naruszeń wspólnie poczynionych postanowień? Kto sądziłby rzezimieszków? Jakie byłyby kary?

   Mój świat stanął na głowie za sprawą powieści pasjonatki mitologii wszelakich, Magdaleny Wolff. Drugi tom serii "Moc Korzeni" pt. "Szata z piór" jest głęboko inspirowany i osadzony w słowiańskich realiach wierzeniowych, gdzie ludzie żyją obok stworza i bogów, wpływając na siebie wzajemnie. To świat, gdzie legendy i baśnie przeplatają się z rzeczywistością, a historia jest wielce poważana i stanowi punkt wyjścia dla wyobraźni autorki. Skąd jestem tego taka pewna?

   Na początek warto przyjrzeć się geografii uniwersum Wolff. Sławianie, ich zachodni sąsiedzi mocno podchodzący pod niemieckojęzyczne narody, północni - z ich pierwotnymi nordyckimi bogami oraz co ważne - aspekty religijne, tj. politeistyczni Sławianie i monoteistyczni mirianie. Czy czegoś Wam to nie przypomina? Właśnie. Nasza własna historia, lecz czytelniku pamiętaj, to powieść fantastyczna, a nie historyczna.

  O czym opowiada "Szata z piór"? Warcisława, zwana również Wreną, wyłania się z lasu w towarzystwie Szarego i rusza ku swemu przeznaczeniu, by odzyskać odebraną jej podstępem ojcowiznę i pomścić śmierć najbliższych. W lesie przeszła już próby u Baby Jagi, pokonała liczne przeszkody, walczyła ze żmijem. Przeżyła. Co może ją spotkać wśród ludzi? Na kogo będzie mogła liczyć, a kto ją zdradzi? Kto stanie jej się powiernikiem i przyjacielem, a kto wrogiem? Dziewczyna musi udać się do Świerków, kuzynostwa, by zyskać wsparcie w swojej sprawie i udowodnić, że warto iść za nią. Poza tym czeka ją jeszcze podróż do kniazia Dargorada, najbardziej wpływowego pana po tej stronie puszczy. Co jeszcze kryje się za rogiem?

   Wacia dojrzała, wie, co jest jej celem, ale bywa zagubiona, niepewna siebie, musi zakładać maski wśród obcych, by chcieli ją wesprzeć. Jest młodą dziewczyną, którą los już srodze doświadczył. Nieszczęśliwe małżeństwo, śmierć bliskich, utrata domu i konieczność szybkiego dojrzenia do bardzo ważnych i odpowiedzialnych decyzji, brzemiennych w niespodziewane skutki. Jak na ten wiek to za wiele na jedną osobę, lecz przy pomocy prawdziwych przyjaciół ma szansę na powodzenie i zrozumienie samej siebie. Jej postać spina całą fabułę, jest barwna, niejednoznaczna, dająca się lubić i poznać. Jest kimś, komu warto zaufać, otworzyć się przed nią. Jest szczera i lojalna. O swoich walczy jak lwica.

  Jastrzębcówna to główna bohaterka kobieca, ale nie można pominąć pozostałych. Równie ważna jest Gerda von Hewen, na zewnątrz nieustępliwa, odważna, śmiało krocząca przed siebie, a w środku niepewna, łaknąca akceptacji i miłości. Warto też bliżej przyjrzeć się Mirce, kapłance i podopiecznej Pężyrki. Choć młoda i nieco zagubiona w swoich uczuciach, to wie, co ważne i dobre. Ma ogromne serce. Jest jedną z tych, która może pomóc Waci w powrocie do domu.

   Kobiety u Magdaleny Wolff są różnorodne. Jedne - pionki w grze mężczyzn, inne - same stawiają warunki i poruszają nitkami kukiełek. Jednak każda z nich ma własne marzenia, motywacje i lęki. W sytuacjach podbramkowych potrafią być silne, stanowić opokę dla innych, zepchnąć złe wspomnienia daleko i przemienić je w moc. Są potężne swoją kobiecością, nie ciałem, lecz duchem. Waleczne. Dążące do swoich racji. Wiele z nich jest godnych naśladowania.

   Spośród mężczyzn warto zwrócić uwagę na Snowida, Winanda i Lestka (sic!). Towarzyszą bohaterkom, są przyczyną ich trosk i radości. Bywają przyjaciółmi, kochankami i wrogami. Mają w sobie coś, co przykuwa uwagę i nie pozwala odwrócić od nich oczu. To mężczyźni z tajemnicą, z tzw. przeszłością. Choć są tak różni i odmienni od siebie... bez nich ta historia byłaby pusta. Są tym niespokojnym duchem, który napędza fabułę, może nawet nieświadomie, a przy okazji uczą. Otwierają przed czytelnikiem nowe horyzonty, nowe możliwe interpretacje ich zachowań i wpływu na Wacię, Mirkę oraz Gerdę. 

  "Szata z piór" to powieść wielowątkowa, skupiająca się przede wszystkim na międzyludzkich relacjach, które bywają trudne i skomplikowane, tak samo bolesne, co radosne, pełne uniesień i chwil zwątpienia. Jest tu miłość partnerka, hetero- i homoseksualna, pokazane podejście do niej, strach przed przyznaniem się do niej, przed opinią otoczenia, chęć dostosowania się do wymogów społecznych, które narzucają pewne schematy. Jest tu siła przyjaźni, która może przenosić góry i uskrzydlać, dawać oparcie i wiarę w siebie, nadzieję na wyjście z kryzysu, poczucie radości z tego, kim się jest i jaką ścieżkę się obrało. Jest tu mowa o ludzkiej dobroci i empatii, bezinteresownej pomocy, którą może otrzymać każda ofiara przemocy. Autorka pokazuje, że rodziną mogą być przyjaciele, a nawet obcy ludzie, którzy dadzą z siebie więcej dobra niż ci, z którymi łączą nas więzy krwi. Nie ma tu tematu tabu, nie ma lukru. Kobiety bywają przedmiotowo traktowane przez bliskich, jak towar wymieniane na inne dobro. Są bite, gwałcone. Noszą ślady po swoich oprawcach. Niektóre to złamie, podporządkują się, inne zawalczą o siebie, uciekną lub się przeciwstawią, powiedzą dość. U Wolff jest nawet takie specjalne miejsce, gdzie mogą znaleźć bezpieczną przystań. Ludzkie relacje to także zazdrość, zawiść, nienawiść, obłuda, dwulicowość, podszyte intrygami i podstępami. W tej powieści tego nie brakuje. Co rusz można natknąć się na ich przykłady. 

   Bywają sytuacje, gdy trudno okiełznać emocje. Skąd wiemy, co do kogo czujemy? Czy to na pewno to? Jak łatwo przejść z zakochania do nienawiści, ze słodkich słówek do złośliwych uwag? Bohaterowie tej książki bywają zagubieni, nie tylko w świecie zewnętrznym, ale i wewnętrznym, który bywa istnym labiryntem. Warcisława, Szary, Mirka, Lestek, Gerda, Winand i wielu innych. Każdy ma własne demony, z którymi musi zmierzyć się sam.

   Postacie ludzkie u Magdaleny Wolff są barwne, zróżnicowane, każda o własnej historii. Są niezwykłe. Należy zwrócić uwagę na to jak autorka zarysowała ich portret psychologiczny, jak wiele czasu musiała na to poświęcić i z jakim skutkiem. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

   Świat ludzi to i walka o władzę. Tu warto zwrócić uwagę na bogatą szatę intryg i strategii wojennych. Nie tylko knowania, ale i same przygotowania. Duża szczegółowość opisów pozwala na wyobrażenie sobie tego. Ponadto pisarka przedstawia przy tym funkcjonowanie możnych dworów, zarówno w dni powszednie, jak i świąteczne. Dzięki temu czytelnik może być uczestnikiem uczty, zwiedzić prywatne komnaty Wasi u Świerczyńskich i w Turzycach, może oglądać bitwę, a nawet opatrywać rannych. Przy poruszeniu kwestii politycznych mocno zaznaczane są zagadnienia finansowe, tj. przewidywanych zysków i strat, co przeważa na decyzje możnych. Można z kimś dobrze się bawić podczas uczt, ale to nie jest powód do podjęcia ryzykownych kroków. Potrzebne są dobre argumenty i konkretne możliwości. Przykładem wytrwanego gracza politycznego jest Dargorad i Snowid. Mają żyłkę do tego i rozeznanie w ludzkich charakterach.

   Do tej pory poruszyłam tylko ludzką warstwę powieści. Co z tą słowiańską, nadprzyrodzoną? Uniwersum M. Wolff tchnie tą starodawną magią, zaklętą w leśnych ostępach, promieniach słońca, kroplach deszczu, w ziemi i w ogniu, tą, która otacza nas każdego dnia, magią rodzimej wiary i wierzeń, która płynie w naszych sercach, wypita z mlekiem matki, przekazana z krwią przodków. W "Szacie z piór" znów można spotkać leszych, leśne panny, biesa. Pojawi się również wątek latawców. Jest nawet sam Boruta. Czytelnik może również spotkać bogów. Jest Perun pod postacią Jasza, Dziewanna, Marzanna, Nyja i Weles. Są tak samo realni jak ludzie. W tym tomie bardzo wyjątkową sceną są odwiedziny Nawii. Miejsce pełne metafor i symboli, o niezwykłej atmosferze, działające na wyobraźnię. Mówiąc szczerze to właśnie ta sfera mnie całkiem pochłonęła. 

   W tym momencie należy zwrócić uwagę na to jak ludzie podchodzą do wiary i bogów. Jedni bywają sceptyczni, inni - fanatyczni, lecz każdy szanuje tradycje przodków. Bogowie cieszą się szacunkiem. Na ziemiach Sławian powszechnie występują chramy i kąciny. Kapłani są poważani przez ogół społeczeństwa przez wzgląd na pełnioną funkcję. Kogoś, kto podniesie rękę na wizerunki bogów lub ich przedstawicieli czeka surowa kara. 

   Pomiędzy ludzkim a nadprzyrodzonym światem kręci się Szary, leszy, niezwykle ważna postać i jednocześnie ta, do której mam największą słabość. Kocha wolność, ale to miłość go napędza. Jest na rozdrożu, musząc wybrać, to, co najistotniejsze. Jego kreacja chwyta za serce. Ucieleśnia ducha tej powieści. Jest tym, czego szuka większość z nas. Ostoją, bezpieczeństwem, domem, portem, w którym zatrzymujemy się po morskim sztormie...

  Ta książka utkana jest z uczuć i wiedzy. "Kukuła i wrona" była świetna, ale "Szata z piór" jest doskonała, wybitna. Fabuła jest dokładnie przemyślana, rozpoczęte wątki łączą się w subtelną całość, krok po kroku pokazując czytelnikowi kolejne elementy układanki. Panuje tu równowaga pomiędzy akcją a przystankami spokoju. Napięcie przeplata wytchnienie. Czytelnik co rusz jest zaskakiwany pomysłowością autorki i postępkami bohaterów. Zakończenie potęguje ciekawość i wzmaga apetyt na kolejny tom. Po powyższym można wnioskować, że M. Wolff ma prawdziwy talent. Potwierdza to tylko styl i lekkie pióro, pełne poetyckości i plastyczności, które za pomocą słów rozpyla pełną paletę barw. Opisy są żywe, jakby wyjęte prosto z fantazji pisarki i postawione tuż przed nosem czytelnika. Cechuje je ogromna drobiazgowość. Są one ciekawym przerywnikiem akcji, a jednocześnie rozbudowują uniwersum.

   "Szata z piór" M. Wolff to przepiękna słowiańska fantastyka o sile miłości, przyjaźni i przeznaczenia, która krzewi rodzimą wiarę, przybliża ją czytelnikowi, a jednocześnie tworzy odrębną całość od naszej rzeczywistości. Autorka zgrabnie wplata elementy słowiańskiego dziedzictwa jak np. postać Wandy czy wyobrażenie zaświatów do swojej własnej powieści. Są one ze sobą tak mocno związane, że oddzielnie nie mogą funkcjonować, ponieważ obraz byłby niepełny. Porusza trudne tematy, często będące kulturowymi tabu. Pokazuje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy decyzją a konsekwencjami, tym samym zmuszając do głębszej refleksji o świecie i nas samych. To dzieło grające na strunach duszy zapomniane przez nas melodie. Budzi tęsknotę za dawną wiarą, jej siłą i magią. Jej rytm pobrzmiewa w uszach jeszcze długo po zakończeniu lektury. 

   Z całego serca polecam "Szatę z piór". Jestem pewna, że poruszy każdą osobę, dla której rodzima wiara i kultura są czymś ważnym, budującym tożsamość.

   Oby więcej takich książek na naszym rynku wydawniczym!

niedziela, 26 lutego 2023

161) Równowaga, czyli słowo o "Wybranych" Franciszka M. Piątkowskiego

 Dokąd prowadzi nas współczesny świat? Dokąd zmierzamy my jako ludzie? Czy jako gatunek mamy na tyle silny kręgosłup moralny, by umieć dokonać właściwych wyborów? Czym jest odpowiednia decyzja? Jakimi metodami to sprawdzić? Czy prawda jest obiektywna bez względu na punkt widzenia obserwatora? Czy jednak może być subiektywna? Czy czynniki zewnętrzne, zmiana sytuacji, warunków etc. ma wpływ na rozstrzygnięcie sprawy? Czy to w ogóle jest mierzalne? Co tak naprawdę nas motywuje i pozwala swobodnie funkcjonować, by tak naprawdę żyć? Czy jest coś takiego jak złoty środek? Czy równowaga istnieje, a jeżeli tak, to czy jest możliwa do osiągnięcia przez ludzi? Równowaga między przyrodą a cywilizacją, sercem a umysłem, światem rzeczywistym a nadprzyrodzonym... Uważam, że większość z tych pytań zaprząta nam głowę od czasu do czasu, bez względu na pochodzenie, wykształcenie, wyznanie czy zamożność. Są w pewnym sensie fundamentalne, zapytują o przyszłość, o cel, o to, jaką drogą podążamy. Ile razy sami siebie zapytywaliśmy, czy dobrze zrobiliśmy, czy podjęliśmy dobrą decyzję, czy cofnęlibyśmy czas, czy inny wybór nie zmieniłby naszego położenia... Ludzka to rzecz poddawać w wątpliwość, roztrząsać i analizować. W świecie literatury można znaleźć mnóstwo pozycji o tej tematyce, od naukowych po fantastykę. Są takie książki, które pozornie mówią o czymś zupełnie innym, dotykają odmiennej materii, a jednak podczas lektury wypełniają nasze umysły tak poważnymi rozważaniami, zmuszają o refleksji, choć traktują o tym w sposób kompletnie niepasujący do takowej konwencji. 

   Jedną z takich powieści jest najnowszy twór Franciszka Piątkowskiego pt. "Wybrani". To czwarta część z serii "Uniwersum Powiernika", slavic urban fantasy, rodzima fantastyka słowiańska w bardziej nowoczesnym nurcie. Głównym bohaterem uniwersum jest Marek Lichocki, adwokat, który jednocześnie na co dzień zajmuje się słowiańskimi Bogami i stworami. Jak? Dola naznaczyła go na Powiernika i Widzącego, powierzając mu umiejętność kontaktowania się z mieszkańcami Prawii, Nawii oraz tymi niewidocznymi dla ludzkiego oka z Jawii. Powoduje to pewne komplikacje w jego życiu osobistym i zawodowym. Jego istnienie zostaje zauważone, przez co istoty o mniej przychylnych intencjach wobec ludzkości, zaczynają go brać na cel, ponieważ stanowi zagrożenie dla ich dotychczasowych niecnych poczynań, do tej pory niedostrzeżonych, a których konsekwencje przypisywano głównie chorobom psychicznym, skrzywieniu lub pozostawiano niewyjaśnione. Marek staje się dla nich niebezpieczny. Jak mu uprzykrzyć życie? Ma rodzinę, przyjaciół, więc sprawa jest jasna od samego początku. W dodatku Bogowie również zamierzają namieszać nieco w jego codzienności. Licho nie śpi, zło wyrywa się z uwięzi, Słowiańszczyznę czekają trudne chwile. Jedynym rozwiązaniem owej bolączki jest sprzymierzone działanie adwokata i proludzkich stworów, którym los Jawii nie jest obojętny. Po pokonaniu Trojana i unieszkodliwieniu Biezdara wydawałoby się, że zapanuje pokój, ale nic bardziej mylnego. Mroczna Trójca przystępuje do działania. Ponadto budzi się coś, co powinno pozostać w uśpieniu. Niebezpieczeństwo zagraża wszystkim. Nieistnienie...

  Tym razem trudno wskazać jednego głównego bohatera powieści. Z jednej strony Lichocki, który przewodniczy większości działań, jest centrum, wokół którego skupia grupa stworów. Z drugiej urasta mu konkurencja, która kradnie mu pierwsze skrzypce, choć dopiero wkracza do tego niezwykłego świata. Jego lepsza połowa. 

   Marek to mężczyzna, który bardzo poważnie podchodzi do obranych obowiązków, nie uchyla się przed niczym, gotowy do najwyższych poświęceń dla bliskich, w obronie wyznawanych idei. Jest odważny, odpowiedzialny, może nieco szalony, bo stawia ryzykowne kroki, ale gdyby nie one, to Jawii już dawno mogłoby nie być. To opoka, na której mogą opierać się bliscy. Podtrzyma ich własnym kosztem. Za wszelką cenę. Jednak, żeby nie było za poważnie, cechuje go świetne poczucie humoru, potrafi być zabawny i kiedy trzeba ironiczny. Co równie ważne - nie traci rezonu w trudnych sytuacjach, umie szybko podejmować decyzje, szanuje swoich przeciwników. Kieruje się w życiu mottem: "Czcij Bogów, kochaj swoje kobiety, bądź lojalny dla przyjaciół i sprawiedliwy dla wrogów" (str. 124), które warto głębiej przemyśleć.

   Przyjaciele Lichockiego, stwory wszelakiej maści, są wyjątkowi pod każdym względem. Stoją przy nim zawsze, są lojalni i szczerzy, wyznają podobne do niego wartości, są podporą, na której może się oprzeć w gorszych chwilach. Wspierają się. Ich postawa udowadnia, czym jest prawdziwa przyjaźń, na czym polega i w jaki sposób życie poddaje ją próbie. Taka więź jest godna naśladowania. Pokazuje, że warto nad nią pracować i rozwijać. Przyjaciele to rodzina z wyboru.

   W "Wybranych" sporą rolę odgrywa Joanna Lichocka, żona Marka. Jako potomkini Witomira może namieszać w planach Mrocznej Trójcy, o ile obudzi w sobie krew przodka i związane z tym możliwości. Idealnie uzupełnia męża. Za bliskimi wskoczyłaby w ogień. Kocha ich ponad wszystko. Ceni sobie szczerość i przyjaźń. Szybko się uczy, jest ciekawa świata, nie boi się wyzwań, podejmuje rzuconą rękawicę, ważąc konsekwencje swoich działań. To mądra i inteligentna kobieta, o silnym charakterze, dążąca do celu. Myślę, że niejedna z młodych dziewczyn mogłaby brać z niej przykład.

  Wokół Asi skupia się drugie grono istot nadprzyrodzonych, głównie żywiołaków i pomniejszych stworów. Warto tu wyróżnić Babę Jagę, tak właśnie tę, o której myśli czytelnik oraz Leszego. Jaga kryje w sobie całkiem sporo tajemnic, ale jest na wskroś dobra dla bliskich, a bezwzględna dla wrogów. Oj, wie jak ich sobie podporządkować. Stosowana przez nią magia to duży nakład pracy i jeszcze raz pracy. "Bez pracy nie ma kołaczy" i tu się to sprawdza w 100%, o czym opowiada swojej uczennicy. Tym samym pokazuje, by dojść do czegoś, trzeba temu poświęcić czas i mieć do tego cierpliwość. Jak nie dziś, to jutro, ale każde doświadczenie rozwija i poszerza horyzonty. Warto walczyć i się nie poddawać. To wszystko zaprocentuje. Ta postać również kryje w sobie sekret sensu zaufania. Coś, co teraz nie jest jasne, za jakiś czas może okazać się strzałem w dziesiątkę, ale wymaga to od nas zaufania komuś, czemuś. Więź między Jagą a Joanną doskonale to tłumaczy. Wokół Lichockiej kręci się również Leszy, czyli opiekun lasu i wszystkich jego mieszkańców. To przyjaciel, nauczyciel, filozof i działacz. Istota tak niezwykła, że trudno ująć to w słowa. W tej części serii odgrywa pomniejszą rolę, ale stanowi jeden z elementów fundamentu, na której opiera się przyszłość naszego świata.

   Spośród postaci wykreowanych przez Franciszka Piątkowskiego nie sposób pominąć wodników i topielicy. Panów pokochałam od pierwszej chwili, kiedy tylko pojawili się na kartach uniwersum. Są jedyni w swoim rodzaju, nie do podrobienia. Nie wiem kto lub co inspiruje pisarza do ich dialogów, ale boki można zrywać. Tu właśnie ujawnia się genialny humor autora. Trudno zachować kamienną minę, kiedy wodne stwory wdają się z kimś w dyskusję. Dlatego zalecam odpuścić czytanie tych fragmentów w miejscach publicznych. Są tak pocieszni, nieporadni, zagubieni, że aż włącza się w czytelniku tryb "zaopiekuj się nimi". W tym momencie na scenę wchodzi dr topielica. Tak, stwór z tytułem naukowym. Zdarza się. Zdziwieni? To istota pochodzenia ludzkiego. Dołącza do wodnego duetu, dodając mu smaczku. Jest tym pierwiastkiem żeńskim, który równoważy i próbuje okiełznać ich wewnętrzny chaos. Przygód z nimi co niemiara, a rozkmin, o co im chodzi jeszcze więcej. Te stworzenia wody są ciepłe, pełne dobrych intencji, gotowe podążać do wyznaczonego sobie celu pomimo piętrzących się na ich drodze przeszkód. Takiej wytrwałości niejeden z nas mógłby im pozazdrościć. Bezdyskusyjnie moi ulubieńcy.

   Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jednego wyjątkowego bohatera, którego się nawet nie spodziewałam. Pojawi się sam, we własnej osobie, nie kto inny jak... BORUTA! Nie chcę za dużo zdradzać, ale Franciszek Piątkowski przy tej postaci przeszedł sam siebie. Mistrzostwo! Biorąc pod uwagę znane fakty oraz miejscowe legendy, stworzył mieszankę wyborną, doprawiając ją własną wyobraźnią. Zarówno wygląd, język, jak i zachowanie szlachcica jest epokowo odwzorowane, ale z tą nutką właściwą autorowi. 

   Poza wymienionymi przeze mnie postaciami jest tu jeszcze cała masa stworów, często mniej przyjaznych ludziom, m.in. owa wspomniana już wcześniej Mroczna Trójca i ich poplecznicy. Autor kreując te postacie zapewne posiłkował się swoim doświadczeniem zawodowym, tożsamym z głównym bohaterem "Uniwersum Powiernika". Kipie od nich żądzą mordu, chęcią zemsty, zasmakowania ludzkiej krwi, zniszczeniem naszej rasy, poczucia wyższości. Zło w najczystszej postaci. Niełatwo wczuć się w takową postać, przestawić się na jej myślenie, spróbować zrozumieć jej motywacje. Pisarzowi udało się stworzyć istoty autentyczne, jakby wyjęte z najgorszego koszmaru, a jednak realne. Ilu takich upierczich czy lich chodzi po świecie? Myślę, że przyobleczonych w ludzką skórę całkiem sporo.

 Wśród mieszkańców Jawii, Nawii i Prawii wyróżniają się Bogowie. W tym tomie bliżej poznamy m.in. Świętowita, Roda, Peruna, Mokosz, Welesa, Chorsa, Swarożyca i Siemargła. Mogą przypominać ludzi zachowaniem i wyglądem, lecz nie można zapomnieć, że to Bogowie. Ich nie obowiązują takie prawa jak nas. Działają i funkcjonują na innych zasadach. Warto zwrócić uwagę na ich ustosunkowanie do Marka i jego decyzji, jak podchodzą do wszechzagrożenia, jak zamierzają interweniować. Kreacja Bóstw z "Wybranych" skłania do refleksji nad wiarą, sceptycyzmem, chęcią zrozumienia otaczającego nas świata. Szczególnie uderzyły mnie słowa "Nie musisz wierzyć w nas, bo wiesz, że jesteśmy. Pytanie zatem czy uwierzysz nam? (...) Zaufasz swoim Bogom (...)? Czy masz jeszcze w sobie wiarę, czy już tylko wiedzę? (...)". To w pewien sposób kontynuacja mickiewiczowskich słów: "czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko". Czy można łączyć jedno z drugim? Wiarę z wiedzą? Czy można oddawać cześć siłom wyższym, jednocześnie trzeźwo stąpając po ziemi? Czy można znaleźć równowagę? 

   Franciszek Piątkowski potrafi kreować bohaterów z krwi i kości, autentycznych, z którymi czytelnik może się utożsamić. Główna para pomimo posiadanych umiejętności miewa gorsze dni, nie wszystko wychodzi im od razu, muszą temu poświęcić czas i pracować nad tym. Podobnie sprawa ma się ze stworami. Każda z postaci jest unikalna, ma inny charakter, historię i motywacje, szczególnie warto to podkreślić przy tych mrocznych stworzach. 

   Postacie to jedno, ale warto zwrócić uwagę na świat przedstawiony, jego drobiazgowe odmalowanie, szczegóły, od których można dostać zawrotu głowy. Autor tworząc uniwersum, wykreował całkiem nowe światy, nowe prawa nimi rządzące. Każda z krain jest odmienna, ma w sobie coś szczególnego, co przykuwa uwagę. Czytając, przenosimy się razem z bohaterami do ich świata, poprzez opis odczuć obejmujących praktycznie wszystkie zmysły. Dźwięk, zapach, smak, barwa, dotyk - mają one swoje znaczenie, pomagają przetrwać, co można zaobserwować na przykładzie Wyraju. Podobnie sprawa ma się z Jawią - Lublin, rzeki, las z chatką na kurzej stópce, jest to tak realne jakbyśmy przenieśli się w czasoprzestrzeni. 

   Fabuła co rusz zaskakuje, czy to przez pojawiające się postacie czy zwroty akcji. Tu nie ma czegoś takiego jak nuda. Cały czas coś się dzieje. Czytelnik przemieszcza się między światami razem z bohaterami, zdobywa wiedzę i umiejętności, dowiaduje się jak wyglądają burze i wielkie nawałnice, poznaje właściwości roślin, uczy się szacunku i tolerancji. Widzi moc i siłę drzemiące w prawdziwej przyjaźni i miłości. Powieść przestrzega przed niedocenianiem wroga. Pokazuje jak po porażce można się podnieść, jak walczyć o swoich bliskich i siebie, jak trwać przy swoich wartościach (tu warto zwrócić uwagę na jedną z pomniejszych postaci, która jest dowodem na to, że w każdym z nas drzemie ogromna siła woli). 

   Język Piątkowskiego jest jasny, klarowny, styl przykuwający uwagę, barwny i plastyczny. Powieść ma momenty humorystyczne, kiedy można śmiać się głośno, ale jest też sporo takich, gdy głos więźnie w gardle, a do oczu napływają łzy. Autor żongluje emocjami czytelnika, przeplatając fragmenty o różnym ich natężeniu. Wspomniany śmiech i łzy to dopiero początek góry lodowej. Pojawia się strach, strach o bohaterów, którzy stali się bliscy jak przyjaciele, strach o świat, lęk o istnienie, o przetrwanie. Książka wywołuje też wzruszenie i podziw. Jest złość i zwątpienie. Mnóstwo emocji, które nawet trudno nazwać. Pisarz nie boi się opisywać krwawych scen w wykonaniu Mrocznej Trójcy. Są trudne, ale skonstruowane tak, by nawet bardzo wrażliwa osoba mogła je przetrwać. 

   Jedyne co mi do końca nie gra to nadużywanie określeń przy plugawcach, mówiących jakie są straszne i odrażające. Czytając, odnosiłam wrażenie, że co drugie, trzecie zdanie padają podobne słowa. Powstało zjawisko masła maślanego.

   "Wybrani" Franciszka M. Piątkowskiego to powieść fantastyczna oparta na wierzeniach słowiańskich, od których aż tu kipi. To czwarty tom serii, który godnie ją reprezentuje, a nawet podnosi poprzeczkę. Warsztat pisarski autora ewoluował, co widać co krok. Zarówno postacie, jak i świat przedstawiony są dopracowane do najmniejszych drobiazgów. Fabuła wciąga i intryguje. Czytelnik nie jest w stanie oderwać się od lektury, przejmując się losami bohaterów, ponieważ wraz z nimi przeżywa przygody, goniąc po Prawii, Jawii i Nawii, a nawet samym Wyraju. Powieść zmusza do refleksji, zastanowienia się nad tym, dokąd zmierza nasz świat, jaka czeka nas przyszłość, jak podjęte decyzje warunkują naszą drogę, co wpływa na kształtowanie naszej osobowości i wyznawane wartości. Pokazuje siłę przyjaźni i miłości. Ostrzega przed nicością, kryjącą się w nieprzebranej ciemności, nieistnieniem. Rozważa pewne filozoficzne aspekty naszego funkcjonowania, które wywołują gęsią skórkę. Mrok, o którym pisze autor to kopalnia do przemyśleń. Sposób w jaki robi to Piątkowski kryje się tajemnica jego sukcesu. Między wierszami ukrywa odwieczne prawdy rządzące Wszechrzeczą. Przy tym jego pióro zachowuje subtelność, jest delikatne, rozważne, refleksyjne, pełne cieni, zasnute mgłą, którą bardzo powoli i z wyczuciem zdejmuje z oczu czytelnika, by ten mógł się rozkoszować analizą i domysłami. Dosłowne czytanie twórczości tego pisarza przynosi prawdziwą satysfakcję i świetną zabawę, ale majstersztyk ukrywa się na drugim planie, między wierszami, w treści, w przekazie, w tym, co autor chce przedstawić czytelnikowi. Mogę to porównać do układania puzzli, które obrazują różnorodny krajobraz, a jednocześnie tak trudny do rozróżnienia, że ich odpowiednie dopasowanie zajmuje nieco czasu, ucząc cierpliwości, skłaniając do rozmyślań. 

   Nie mogę doczekać się kolejnych utworów, czy to powieści czy opowiadań, Franciszka Piątkowskiego. Nie dość, że czarcio zdolny, to jeszcze inteligentny, nastawiający pułapki na czytelnika, by wzmóc jego ciekawość po zakończonym tomie w oczekiwaniu na kolejny. Cenię jego perspektywę w stosunku do wierzeń słowiańskich, ponieważ ma ogrom wiedzy, jest żercą, a umysł ma wciąż otwarty na nowe. Jego twórczość zbliża do Bogów i stworów, ukazując ich punkt widzenia, uczucia, to jak postrzegają świat. "Wybrani" tylko to udowadniają, dlatego polecam tę książkę z całego serca. Jest jedną z tych, która zapada w pamięci na lata i do której będzie się wracać. 

sobota, 11 lutego 2023

160) "Tajemnica Dąbrówki" - K. B. Miszczuk, czyli słowiańskości dla dzieci

 
  Kto lubuje się w słowiańskiej fantastyce, ten musiał słyszeć o Katarzynie Berenice Miszczuk, która jest jedną z pierwszych, która przebiła się ze swoją "Szeptuchą" do szerszego kręgu czytelników. O powieści było głośno w mediach wszelakiego rodzaju. Wzbudzała skrajne emocje, ale jedno trzeba przyznać, że jeśli już kogoś chwyciła za serce, to już nie puściła za nic. Po sukcesie "Kwiatu Paproci" dla nieco starszych czytelników przyszła pora na coś i dla tych młodszych, "Klub Kwiatu Paproci". Pierwsza część przykuła uwagę rodziców i dzieci, wtajemniczając ich w sekrety słowiańskich stworów. Czym nas zaskoczy drugi tom?

   "Tajemnica Dąbrówki" to dalsze dzieje rodzeństwa Lipowskich, którzy z zatłoczonej stolicy przeprowadzili się do niewielkiej wsi zwanej Bielinami. Wydawałoby się, że ich życie stanie się nudne, lecz ono lubi zaskakiwać i ma dla nich inny plan. Ciotka, z którą zamieszkali, parała się szeptuchowaniem, a pewne sprawy nie kończą się wraz z przejściem na emeryturę. Z tej ścieżki nie można zrezygnować, bo to ona wybiera człowieka, tj. co raz się przyczepi, to już się nie odczepi. Zatem ciotka to gwarant przygód i to z efektami nadprzyrodzonymi na pierwszym planie. Co mogę więcej rzec? Rodzeństwo ma na wsi aktywne wakacje, czy to w domu czy na podwórku, zawsze jest coś do zrobienia, a na dodatek za płotem czai się nieznane.

  Mama musi wrócić do pracy. Całe szczęście, że tylko do zdalnej, ale jednak. Kto zajmie się najmłodszą Dąbrówką? Ciocia Mirka ma tajemniczego Alzheimera, który powoli kradnie jej pamięć, a starsze dzieciaki same jeszcze wymagają nadzoru. Co robić? Niania, to jest myśl! Jednak czy w Bielinach znajdzie się taka, co sprosta wymaganiom mamy i dzieciaków, które kręcą nosem na obcych? Co z Tosią, która uważa się za na tyle dużą, by jej nie kontrolować? Czy dopomoże w wyborze? Kto trafi do chatki emerytowanej szeptuchy? Kto zajmie się najmłodszą Lipowską? Oj, Dola się już o to postara, a przy okazji udowodni, że ona sama istnieje i nigdzie się nie wybiera, a zachodnie trendy nijak się mają w tym słowiańskim królestwie. Jednak kto namiesza?

   W drugim tomie "Klubu Kwiatu Paproci" możemy bliżej poznać Tosię, małą, rezolutną, upartą i pyskatą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Wie, czego chce i jak to osiągnąć. Poza tym potrafi korzystać ze zdobytej wiedzy. Przekuwa ją na doświadczenie, analizując i dopatrując się dziwności w tym, czego inni nie widzą lub nie chcą widzieć. Myślę, że ma spore szanse, by przejąć spuściznę po Mirce. Dlaczego? Ma intuicję i nie daje się zwieść pozorom. 

 Dąbrówka jest tytułową bohaterką, ale to niezła zmyłka, a właściwie wybieg do głównej fabuły. Dziecko jak dziecko, ale trzeba przyznać, że od małego przeznaczenie pcha ją w stronę bielińskich dziwów. 

   Bardzo podoba mi się rola zwierzęca, ale nie zdradzę, o którą postać tu chodzi. Genialnie rozegrana. Prawdziwy członek rodziny, który dba o swoich, bez względu na wszystko.

 Autorce na kartach powieści udaje się uchwycić sekret posiadania rodzeństwa, te delikatne niuanse na granicy miłości i nienawiści, gdy ktoś doprowadza nas do szału, ale nie potrafi się żyć bez tej osoby, że pomimo wrednych figli i głupich zachowań, wskoczy się za tym drugim w ogień. Zaletą tej lektury jest również uchwycenie znaczenia różnicy wieku w okresie dzieciństwa. Każdy etap ma swoje potrzeby i inne argumenty trafiają do dziecka. Rodzic czy opiekun musi umieć się dostosować, inaczej grozi to konfliktem.

 Dzieci dziećmi, ale pomimo, że to powieść dla najmłodszych, Katarzyna Berenika Miszczuk porusza trudne tematy związane z rozwodem rodziców, kwestią finansową utrzymania domu i rodziny, a co najważniejsze - starością i ułomnościami z nią związanymi, np. fizyczne niedomagania, choroby utrudniające funkcjonowanie, potrzebę opieki i wyrozumiałość. Uważam, że ten wątek uczuli małe dzieci na drobne sygnały biegnące z otoczenia, że ktoś potrzebuje pomocy i wsparcia. Utrwali w nich empatię.

   Relacje międzyludzkie nie należą do najłatwiejszych. Jako dorośli postrzegamy świat inaczej, widząc owo drugie dno, nieszczere gesty, choć i tak dajemy się nieraz nabrać. To, co dla nas jest proste, dla dziecka może być skomplikowane i trudne do zrozumienia. Rozmowy dorosłych są niejednoznaczne, a niewytłumaczenie pewnych kwestii dzieciom powoduje, że próbują to zrozumieć na swój sposób, co przynosi czasem nieoczekiwane rezultaty. Ta książka pokazuje, że lepiej byłoby usiąść razem i każdy element omówić, dopuścić do głosu najmłodszych, pozwolić im wygadać się, co oni o tym myślą. Zwykła rozmowa, a jak może uzdrowić rodzinne relacje. Wzajemny szacunek, zaufanie, ale i słuchanie się nawzajem to podstawy, bez których ani rusz. 

  Autorka nie zawodzi. Kupując książkę sygnowaną jej nazwiskiem, wiem, że się nie zawiodę. Fabuła jest dobrze przemyślana, odpowiednio wyważona. Stopniowo buduje napięcie, punktem kulminacyjnym trafiając w dziesiątkę, a potem wyprowadzając sytuację tak, by dać odetchnąć czytelnikowi. Świetny język i styl, nie do podrobienia, podszyty humorem, który buduje cały klimat i rzuca urok poprzez słowa. Uwielbiam to, a mówiąc szczerze to już się od tego uzależniłam i czekam z niecierpliwością na każdy nowy tytuł.

   Ta powieść jest magiczna, jeśli chodzi o opisy przyrody i samego domu rodzeństwa. Zachowanie natury oddaje nastrój w danej chwili panujący. Potrafi być oazą bezpieczeństwa, ale i złowieszcza. Jednak skąd się to bierze? Ciemność, nieznane, las - potrafią wzbudzić strach, bo co tam się skrywa? Nasze oczy nie są w stanie bez światła dostrzec wszystkich szczegółów, a to rodzi niepokój. To z kolei pobudza wyobraźnię. Stąd już niedaleka droga do uruchomienia lawiny tworzenia dziwów. Jednak czy na pewno?

 Bieliny to magia. Bieliny to ostoja dawnych słowiańskich stworów. One nie są wytworem fantazji. One tu są. Naprawdę. Żyją i funkcjonują obok ludzi. Jedne są dobre i pomocne, drugie już niekoniecznie. Nigdy nie ma się pewności, którego z nich się spotka. K. B. Miszczuk przemyca w swoich powieściach informacje o nich w sposób przystępny i klarowny. Tu na uwagę zasługuje bzionek i błędne ogniki. Główny demon jest świetnie przedstawiony, ale który to? Sam przekonaj się podczas lektury, a nie pożałujesz! Wersję autorki kupuję w 100%. 

  Jedyne, co wytrąciło mnie z równowagi to skrzynia w szklarni. Rozumiem zamysł pisarki, pokazanie problemu, ale to jednak książka dla dzieci i podsumowanie im czegoś takiego może źle się skończyć. Rodzice powinni tę scenę porządnie omówić ze swoimi pociechami, by zrozumiały jej sens i wystrzegały się takich zachowań.

   "Tajemnica Dąbrówki" to udana kontynuacja, warta uwagi i polecenia, by przybliżyć nasze słowiańskie korzenie, ale również pokazać świat oczami dziecka, jego perspektywę, bo zdarza się, że dorośli o niej zapominają, nie pamiętając, że sami kiedyś tacy byli. Piękna, z przesłaniem i naszym dziedzictwem w tle.

niedziela, 5 lutego 2023

159) "Sąpierz" Katarzyny Puzyńskiej, czyli alternatywa słowiańskości jako postapo

  Wehikuł czasu, prawda czy fałsz? Co czeka nasz świat? Czy kolejne kroki polityków zniweczą całe dziedzictwo, by cofnąć nas do epoki neolitu i marzyć jedynie o przetrwaniu? Co może łączyć wczesne średniowiecze z postapokaliptycznym krajobrazem? Czy słowiańskie demony mogą wyłonić się z mroku przeszłości?

  Opis mógłby sugerować "Zapomnianą księgę" Pauliny Hendel, no może poza tym wczesnym średniowieczem. Zatem kto mógłby coś takiego wymyślić? Znacie "Chąśbę"? Tak? To trafiliście we właściwe miejsce. Katarzyna Puzyńska wraca z "Sąpierzem", który zdradza co nieco o bohaterach pierwszego tomu, tyle, że mocno wybiegając w przyszłość, typowe postapo z domieszką sił nadprzyrodzonych. 

   Powieść przeplata stary i nowy świat, dodając do tego element ludzki i boski. Co to znaczy?

  Stary świat to głównie rozmowy bogów, ich przekomarzania i potyczki słowne, które mają istotne znaczenie dla ludzkiego rodzaju. Jest to na tyle ciekawe, że autorka obrała ledwie kilka bóstw na bohaterów, z czego największy antagonizm widać między Perunem a Welesem (zapewne po to by to lepiej uwypuklić). Charakterystyki oparte są głównie na schematach, stereotypach. Z tych ram stanowczo wymyka się Marzanna, która przejęła wiele cech od swoich czcicieli, czując "więcej i bardziej" niż jej pobratymcy. Zwracając uwagę na bogów, nie można pominąć alternatywnych światów, zasad nimi rządzących i zależności istot wyższych od wyznawców. Trudno wyznaczyć tu konkretną granicę, ale kto od kogo zależy i jak do tego dochodzi? To warte przemyślenia przy oddawaniu czci konkretnemu bogu.

   Nowy świat jest do szpiku kości zepsuty, zarówno moralnie, jak i fizycznie. Ta wizja przeraża, a jednocześnie uzmysławia jak niewiele brakuje do jej urzeczywistnienia, a o tym decydują ludzie kompletnie niekompetentni, których zaślepia żądza władzy i chęć posiadania oraz wywyższenia się. Autorka pokazuje, że ludzie to potwory. Kto może zatrzymać destrukcję? Czy jeszcze istnieje szansa na zmianę? Czy nadzieja może się odrodzić?

   Pomiędzy jednym a drugim przemykają stwory, które pamiętają wczesne średniowiecze, tj. drewniane grody, chramy, kupalne ognie. Jak przechodzą? Gdzie tkwi przejście, a może one zawsze tu były, tylko przez lata skrzętnie skrywały się w mroku, czekając na odpowiedni moment? Nowy świat nie jest dla nich łaskawy. Coś niesie się w powietrzu, lecz co? Dlaczego ten świat jest szarobury? 

   Fabuła przeskakuje z jednego do drugiego świata. Czytelnik ledwie wtopi się w jeden, by zaraz zaliczyć twarde lądowanie w drugim. Akcja goni akcję, zostawione tropy mylą, przez co ma się mętlik w głowie. Zagadka pogania zagadkę, powoli odsłaniając kolejne postacie i ich tajemnice. Nie ma osoby bez skazy, każdy ma coś na sumieniu. Przez to są one intrygujące, złożone. Motywacje ich działań zmuszają do refleksji. Dla mnie najbardziej interesującą parą był kat i bogini zimy. Przez pryzmat ich losów śledziłam fabułę. Nowy świat i jego mieszkańcy stali się dla mnie jedynie tłem, niczym ponad to. Niestety.

 Jednak należy zwrócić uwagę na ogrom problemów poruszonych przez Katarzynę Puzyńską w tej powieści. Miłość rodzicielska, partnerska, przywiązanie, rodzina zastępcza, bunt wieku nastoletniego, gniew i buta, przerost ego i egoizm w najgorszej odmianie, nieliczenie się z życiem innych, balansowanie na granicy szaleństwa, pełniąc wysokie publiczne stanowisko, brak sił do przeciwstawienia się złu, katastrofalne skutki nieprzemyślanej polityki, władza poprzez znajomości i pieniądze, wojna nuklearna, powrót do niepewności zimnej wojny, skażona przyroda, pandemia, brak leków, utrata zdobyczy cywilizacyjnych, niedostosowanie społeczeństwa do zmian, brak solidarności społecznej, strach i przemoc domowa, wykorzystywanie stanowiska do krzywdzenia innych, medialne kłamstwa i propaganda, świat bez przyszłości... Poza tym całym złem pisarka pokazuje czym jest miłość i przyjaźń oraz ich siła, które mogą przenieść góry. Coś, co może odmienić świat na lepsze.

   Cały czas wspominam o słowiańskich elementach, które stały się inspiracją do powstania tej książki. Warto zwrócić uwagę na kreację bogów oraz stworów. Z istot pomiędzy nimi genialnie przedstawiano Leszego oraz Babę Jagę, którzy uosabiają przyrodę i jej siły, a którą ludzie tak często ignorują, zapominając, że są od niej zależni. Czytelnik powinien też zastanowić się nad pomysłem wykorzystania utopców oraz funkcją Obrończyń. Może pomoże to w odpowiedzi na pytanie do czego zmierza nasz świat, ten prawdziwy. Wnioski nasuwają się same. 

   Podoba mi się wykorzystanie wątku przepowiedni o Sąpierzu oraz znaczenia imion, co zostało już zasygnalizowane w pierwszym tomie. Kto pamięta, co stało się z synem rusałki po nadaniu imienia? Jak nazwa wpłynęła na jego przeistoczenie?

   Autorka ma lekkie, barwne pióro i przyciągający uwagę styl, który dobrze sprawdza się w fantastyce postapo. Ma talent, rozbudowaną wyobraźnię, niezwykłe pomysły i sporą wiedzę, wykorzystując to wszystko, by stworzyć niepowtarzalne uniwersum i bohaterów. Jej Marzanna zasługuje na głębszą analizę, a spektrum czasu i jego zapętlenie ma na to ogromny wpływ. Jedna z najważniejszych słowiańskich bogiń, a jakże ludzka. Jej przemiana, odczuwane emocje, wyznawane wartości i czyny pokazują, kim naprawdę jest. W niej widać jak w lustrzanym odbiciu pióro Puzyńskiej. To ona jest sercem "Sąpierza", które nadaje mu odpowiedni rytm. Odnośnie stylu uwagę zwraca plastyczność opisów i ich oddziaływania na zmysły czytelnika, to jak czuje się w starym, a jak w nowym świecie. Krajobraz odzwierciedla również bohaterów i ich działania. Przyroda a emocje. Znaczenie barw. Tu liczy się każdy drobiazg.

  "Sąpierz" jest powieścią, która wywiera spore wrażenie na czytelniku. Porusza ważne problemy. Zmusza do refleksji. To fantastyka, która uczy. Już choćby dlatego warto po nią sięgnąć. Niejednego zachwyci, porazi, oby nie, proroczą wizją losów świata ludzi. Wielu uzna ją za doskonałą. Dla mnie jest ciekawa, ale głównie ze względu na wątki słowiańskie i stary świat z bogami na czele, choć żałuję, że Perun czy Jarowit zostali tak potraktowani przez autorkę w trakcie kreacji. Tak jak wspomniałam, nowy świat to tło, które chciałam jak najszybciej minąć, by dotrzeć do wątków mnie interesujących. Dlatego też porównując "Chąśbę" i "Sąpierza", zdecydowanie wybiorę pierwszy tom, dla mnie osobiście bardziej interesujący, spójny i słowiański. Postapo nie do końca mi tu pasuje.

   Drugą część "Grodziska" oceniam jako dobrą i ciekawą, w której na pewno upodobanie znajdą fani klimatów postapokaliptycznych czy zagadek kryminalnych. Nie zawiodą się też gustujący w poszukiwaniu słowiańskich elementów w fantastyce.

   Uważam, że każdy sam powinien ją przeczytać, by móc ocenić wedle własnego gustu. To niecodzienne połączenie.

sobota, 28 stycznia 2023

158) "Uzdrowicielka" - Katarzyna Muszyńska

   Kujawy, przepiękna kraina, gdzie czas biegnie inaczej, a ludzie wydają się sobie znacznie życzliwsi. Tam urodziła się i wychowała moja Babcia, skąd wywodzi się jej linia rodowa (malutkie i urokliwe Powałkowice). Kojarzą mi się z opowieściami Mamy o przygodach z dzieciństwa z okresu wakacji czy ferii zimowych, jej bieganiu z krewnymi po polach, bawieniu się w chowanego w gospodarstwie, strasznymi opowieściami pradziadka, który podobno lubił nastraszyć swoje wnuki, wspominaniu pustych nocy, ciężkiej doli prababci, a przede wszystkim wyidealizowanym obrazem Kujaw zachowanym w pamięci mojej Babci, która dość wcześnie wyrwała się z rodzinnego gniazda, by iść do wymarzonej szkoły, a gdzie zostawiła liczne rodzeństwo i kuzynostwo. Jak tam było naprawdę? Ile kujawskich zwyczajów, powiedzeń i zachowań przeszczepiła na wielkopolską ziemię, gdy założyła własną rodzinę? Znacie powieści o Kujawach? Gdzie można w literaturze spotkać wątki z tego rejonu? Hmm... a gdyby to jeszcze połączyć ze słowiańskimi elementami? 

   Kojarzycie może "Zielarkę" Katarzyny Muszyńskiej? Tam klimat wczesnego średniowiecza miesza się z magią, nie tylko tą naszą rodzimą, ale i nordycką uosobioną w postaci wikinga. Słowiańska zielarka, w której ujawnił się żar oraz połączony z nią silną więzią makhmara z dalekiej Północy. Marena i Eskil. Pełno przygód, nierozwiązanych zagadek i nadprzyrodzonych istot. Ta historia aż prosiła się o drugą część i oto jest "Uzdrowicielka". 

   Główną bohaterką wciąż jest Marena, już bardziej świadoma swoich umiejętności i oczekiwań lokalnej społeczności, świetnie odnajduje się wśród gęstej puszczy i zielarskich tajemnic, kocha swoją cichą chatkę na uboczu, w pełni skupia się na bliskich sobie ludziach. Dobra, troskliwa, ciepła, życzliwa. Prawdziwa przyjaciółka, lojalna i szczera. W tym tomie nieco zagubiona i rozkojarzona, zarówno przez koleje losu, jak i dręczące ją uczucia oraz ich obiekty. Nastoletnie problemy sercowe. Dawną zielarkę można polubić, starać się ją zrozumieć, ale staje się pionkiem w grze silniejszych od niej przeciwników, mając tak naprawdę niewiele do powiedzenia. Jednak warto zwrócić uwagę na sceny przy punkcie kulminacyjnym - wówczas widzimy Marenę taką, jaką jest naprawdę. 

   Eskil zasługuje na podziw i uznanie. Bywa cierpliwy, dba o swoją wybrankę, troszczy się o nią, pilnuje jej, niejednokrotnie narażając życie, by zadbać o jej bezpieczeństwo. Pomimo dystansu i niewyparzonego języka jest dobrym kompanem drogi. Choć jego umiejętności mogą budzić przerażenie, warto podkreślić, że używa ich w dobrej wierze.

   W powieści pojawia się również Jaga. Czy ma coś wspólnego z Babą Jagą? Trudno powiedzieć. Posiada żar i ogromną wiedzę, ale ma też tajemnice, których pilnie strzeże. Jest obłudna i gra na swoją korzyść. To, co kiedyś wydawało się dobrym rozwiązaniem, może okazać się brzemienne w skutki. Ona już o to zadba. Myślę, że nie można jej zbyt pochopnie oceniać. Ten tom odkrywa jej przeszłość, zapełniając białe pola. To pozwala spojrzeć na nią z innej perspektywy i tłumaczy jej zachowanie.

   Po drodze przewija się jeszcze kilka postaci. Są niejednoznaczne. Ich historia dopiero poznana w całości pozwala na ocenę ich zachowania, motywacji i decyzji. Życie jest tak skomplikowane, tak wiele czynników ma wpływ na nasze wybory, a w "Uzdrowicielce" dodatkowym elementem jest magia, a właściwie żar, który może sporo namieszać. Oj, sporo.

  To powieść przygodowa, powieść drogi, pełna akcji, choć niepozbawiona wątków romantycznych, czasem wręcz obyczajowych. Nasi bohaterowie wędrują przez dawną Polskę, zatrzymują się nie tylko w karczmach, ale i u prywatnych osób. To daje wgląd w życie codzienne, np. obowiązki, przyrządzane potrawy, ubiór, zachowanie higieny, ale głównie architekturę i wystrój wnętrz oraz umiejscowienie osad. Autorka w posłowiu zaznacza, że to wytwór jej fantazji, ale starała się odtworzyć klimat średniowiecza. Uważam, że jej się to udało, zwłaszcza zwracając uwagę na szczegóły. Dobrym przykładem będzie nadmorska miejscowość, w której za lat młodości przebywała Mirogniewa. W tych fragmentach można odnaleźć nawet ciekawostki o pracy i codzienności rybaka. Wg mnie właśnie to buduje autentyczność książki, tj. przywiązanie do pisarza do każdego elementu tworzonego świata, tzn. dokładność, drobiazgowość itd.

   Wspomniałam o obyczajowości. Katarzyna Muszyńska pokazuje czytelnikowi mentalność ówczesnych mieszkańców małych i dużych osad, ich podejście do nieznanego, do łatwego osądzania, wydawania wyroków, uciekania się do najprostszych rozwiązań. To także świat, gdzie kobieta jest własnością męża lub ojca, powinna mu być posłuszna we wszystkim. Autorka przedstawia przemoc domową, pokazuje jej skutki i reakcje otoczenia, a właściwie jej całkowity brak. Czy w tym może tkwić przyczyna zachowania dorosłego, jego bojaźliwość lub złośliwość jako postawy obronne? W przypadku jednej z postaci gra to kluczową rolę. 

   Jest tu kilka wątków miłosnych, od tej spełnionej i szczęśliwej przez skomplikowaną o niejasnym statusie po odrzuconą, nieodwzajemnioną i bolesną. Co w przypadku, gdy to śmierć rozdzieli kochanków? Czy jest sposób na pokonanie tego stanu? Miłośnicy podchodów i rywalizacji o rękę niewiasty również odnajdą tu coś dla siebie. 

   Pojawia się magia i żar. Mnie to przyciągnęło ze względu na słowiańskie elementy. Mamy tu nieco stworzeń mroku, z których jedno dość mocno zajdzie za skórę Marenie. Pojawiają się też wezwania do rodzimych bogów, m.in. Marzanny. Kto zaś poszukuje literackich wyobrażeń bóstwa śmierci Nyji powinien zajrzeć do "Uzdrowicielki" obowiązkowo. Ciekawa kreacja, choć mnie do końca nie przekonuje. Odnoszę wrażenie, że autorka utożsamia Nyję z Welesem, np. w towarzystwie tego pierwszego zjawia się żmij, ma pod sobą również takie pomroki jak południce.

   Katarzyna Muszyńska potrafi uwieść czytelnika, wciągnąć go do swojej opowieści, by nie mógł się od niej oderwać. Tak rozkłada wątki, by powoli składały się w całość, a ciekawość rośnie. Bardzo podobają mi się jej opisy przyrody i architektury. Ma lekkie pióro i przyjemny w odbiorze styl. Natomiast wadzi mi kreacja Mareny jako pionka, będącego na rozdrożu pomiędzy dwoma mężczyznami. Powoduje to, że efekt osiągnięty w pierwszym tomie jej jako silnej i niezależnej zaczyna lec w gruzach.

   "Uzdrowicielka" jest miłą odskocznią od codzienności. Coś na lekkie popołudnie czy wolny wieczór. To wiekowa historia, ale należy zwrócić uwagę, że to nie powieść historyczna, a fantastyczna. Są tu piękne opisy przyrody, co nieco o Kujawach oraz opis życia zielarko-uzdrowicielek, który zaskakuje co rusz. To książka o magii, która może być darem i przekleństwem.

   Myślę, że warto się z nią zapoznać, ponieważ pozwala spojrzeć z innej perspektywy na magię i słowiańskość w fantastyce.

niedziela, 15 stycznia 2023

157) "Chąśba" Katarzyny Puzyńskiej, czyli co w trawie piszczy...

 
  Co Ci w duszy gra? Jakie Twoje przeznaczenie? Kim chcesz być? Z kim pragniesz swe życie związać? Gdzie chcesz zamieszkać? W świat ruszyć czy w ojczystych stronach zostać? Dokąd gna Twój duch? Kogo swym opiekunem i przewodnikiem obierzesz? Czy sam sobie panem jesteś, co własną podąża drogą? Czemu swe życie poświęcisz? Do czego dążysz? Myślę, że całkiem sporo pytań tego typu rodzi się w każdym z nas na różnych etapach życia, zwłaszcza, gdy stajemy na rozwidleniu obranej przez nas ścieżki i nie wiemy dokąd dalej podążać. Czasem przypadek decyduje za nas, a zdarza się, że i rozmyślania nad kolejnym krokiem trwają długo, bo wiążą się z z nim poważne konsekwencje.

   Podobne zapytania rodzą się u czytelnika podczas lektury "Chąśby" Katarzyny Puzyńskiej, dotychczas znanej szerszemu kręgu odbiorców jako autorka kryminałów. Czym jest jej najnowsza powieść? To fantastyka ze słowiańskim klimatem z domieszką kryminału osadzona gdzieś we wczesnym średniowieczu na obszarach Słowiańszczyzny ze swojsko brzmiącymi nazwami cieków wodnych oraz miłymi dla ucha imionami bohaterów. Co wytrwalsi mogą spróbować namierzyć opisywany rejon. Uda się go Wam oznaczyć na mapie? Podpowiem jedno, okolice Drwęcy. Tylko czy to ta na pewno czy tylko jej alternatywa?

   Książka skupia się na kolejach losu mieszkańców grodziska bez nazwy. Na pozór wydarzenia niemające ze sobą nic wspólnego są powiązane i niosą ze sobą dalekosiężne konsekwencje dla wszystkich. Jakie? Jak w ogóle do tego doszło? Co ma do tego karczmarka, kat, bajarz, kasztelan i bogini zimy? Kto jeszcze jest zamieszany w te wydarzenia? Komu zależy na destabilizacji? Czy podejrzany o zbrodnię okaże się niewinny? Czy jest w stanie tego dowieść? Dużo pytań, mało odpowiedzi. Na terenie podległym kasztelanowi dochodzi do morderstwa jednego z mieszkańców. Cień podejrzenia pada na partnera ofiary, lecz zanim dojdzie do konfrontacji podejrzanego z miejscowym praworządcą, ten pierwszy ucieka ze strachu o własne życie. On swoje wie, lecz jak w ogóle do tego doszło? Jak to się mogło przytrafić jemu, któremu przygody we własnym życiu nigdy nie były w smak? Jemu, który kochał spokój, prostotę i prawdę? Jak rozwikłać tę zagadkę i spełnić ostatnią prośbę ukochanej? Na dodatek ginie jeden z najpilniej strzeżonych artefaktów Jarowita, boga wiosny i wojny, który oddał na przechowanie tutejszym. Kto był tak bezczelny i arogancki, prowokując boga do podniesienia odwetu i to tuż przed Jarymi Godami? Na złość głód zagląda w oczy ludziom, bo zima ani myśli ustąpić, wciąż sypiąc śniegiem i mrozem, szczypiąc w nosy wszędobylskich. Oj dużo, za dużo jak na jedną osadę. Na domiar złego pojawiają się też problemy z bezpieczeństwem grodziska. Zadziwiająco niebezpiecznie wzrasta aktywność biesów. Co się do tego przyczynia? Jak sobie z tym radzić? Czy w ogóle jest jakieś wyjście z tej patowej sytuacji?

  To powieść wielowątkowa, wielowymiarowa bez możliwości wskazania jednego głównego bohatera, bo tych naliczyłam się aż trzech (w moim mniemaniu).

   Cała fabuła skupia się wokół Strzebora, Zamira i Mary. Są uwikłani po uszy w tej samej sprawie, wręcz są skazani na siebie i swoje towarzystwo w wyniku chichotu losu. Czy tak właśnie miało być? Czy to zaplanowały Rodzanice?

   Strzebor to młodzieniec, ledwie wyrośnięty spod maminej spódnicy, nienawykły do wojaczki czy pracy na roli, za to bardzo ciekawski świata i ludzi, choć w bezpiecznych granicach komfortu. Ceni szczerość i sam stawia ją ponad wszystko. Nauczony szacunku wobec innych, bez względu na płeć czy pochodzenie. Rzadko spotykany typ, ale pod każdym względem wyjątkowy. Chłopak okazuje prawdziwą męskość tam, gdzie inni tylko zadzierają nosa i chowają się za pozorami odwagi. Wystarczy dać mu czas, by zrozumieć jego naturę i polubić ten sposób bycia. Czy Strzebor ma jeszcze jakieś asy w rękawie? Odpowiedź na to znajdą tylko wnikliwi czytelnicy.

   Zamir to człowiek zagadka, dawny wojownik, który w wyniku kontuzji odnajduje się w roli kata. Z jednej strony praca i wypłata jak każda inna, z drugiej - pamięć o ofiarach. Nie pomaga w tym ostracyzm społeczny po każdorazowym wyroku. On jako narzędzie wykonywania prawa. Kat to łatka, lecz co tak naprawdę kryje się w jego sercu? Czy tlą się tam jeszcze jakieś cieplejsze uczucia? Czy ma jakieś marzenia? Jaki był za młodu, czym kieruje się teraz? Im bliżej się go poznaje, tym więcej się wyjaśnia, tym jaśniejsze stają się powody pewnych jego zachowań. Jest przykładem, że nie ocenia się książki po okładce.

   Czyje odbicie można ujrzeć w Marze? Myślę, że samego siebie. Osamotniona, niezrozumiana, wytykana palcami, przeganiana, skrywająca się w cieniu, by nienawistne spojrzenia na niej nie spoczęły. Mimo to pewna siebie, swojej wiedzy i wędrówki, której zna cel. Na pierwszy rzut oka wyniosła, zimna i dumna, lecz zyskuje przy bliższym poznaniu. Co skrywa przed swymi towarzyszami? Dlaczego? Skąd tyle wie o sekretach mieszkańców grodziska? Kim jest tak naprawdę? Niech wskazówką będzie dla Was jej imię...

   Postacią, która szczególnie przypadła mi do gustu jest Dobrowoja. Uważam, że to kwintesencja definicji słowa "matka". Dla niej więź między dzieckiem a nią jest odwieczna, nienaruszalna, wynikła z samego uczucia. Gotowa wyjść przed szereg, ryzykować własnym życiem, by bronić honoru i czci potomstwa. Jest silna nie tylko ciałem, ale przede wszystkim charakterem i duchem. Uparta, dążąca do celu, choć nieco naiwna. Mająca wysokie morale. Szczera, uczciwa, dumna i naprawdę niezwykła. Swoje w życiu przeszła, a mimo to wciąż potrafiąca być silną dla synów i wzorem do naśladowania. Niezłamana.

   Każdy z bohaterów to tylko pretekst do poruszenia jakiegoś tematu, problemu, który pozostaje aktualny do dziś. Któż z nas nie słyszał o niespełnionej i odrzuconej miłości? A ileż zranionych serc było efektem tego, ale gdyby tylko to, ale co z wykorzystaniem tej zakochanej strony? Zabawa na chwilę? Potem ból i parę kroków do nienawiści, a nawet obsesji na punkcie zemsty. Ten schemat został tu świetnie przedstawiony. Autorka wskazuje, że zdarza się iż ofiar jest nieraz więcej, np. bliscy danej osoby. Porusza też temat przemocy domowej, alkoholizmu, tego jak to odbija się na członkach rodziny. Czy rodzic-alkoholik może dać przykład i być wsparciem?

   Warto też zwrócić uwagę na problemy miejscowej społeczności. Władza sobie poczyna, co chce. Sprawowanie stanowisko sprawia, że dana osoba czuje się lepsza od reszty. Knowania i intrygi są czymś na porządku dziennym wśród elity, lecz jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Brak stabilnej władzy to brak skutecznego zarządzania, radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach oraz zapewnienia bezpieczeństwa. Idealnie sprawdza się tu powiedzenie, że "zgoda buduje, a niezgoda rujnuje". Może warto zastanowić się czy przez wieki coś się pod tym względem zmieniło? Jak było, a jak jest?

   Ostracyzm społeczny jest czymś bardzo niebezpiecznym w ręku grupy, a bolesnym dla ofiary. Wystarczy cień podejrzenia, plotka, by ocenić, pozbawić wszystkiego, na co pracowało się całe życie, zniszczyć dobre imię. Dawniej mogło to skończyć się nawet wygnaniem z rodzinnego sioła, a to już prawie jak skazanie na śmierć. Rodzina, gród, plemię - co począć poza kręgiem swego domu, co zrobić bez niego? Co, gdy fałszywe oskarżenia padają z ust bliskich dowódcy, a tyczą się kogoś niewygodnego? Co, gdy sędzia nie chce znać dowodów? Można się poddać lub walczyć o swoje. "Chąśba" udowadnia, że trzeba iść po swoje, nie pozwolić wtłoczyć się w lokalne plotki, być ponad to. Bohaterowie brną przed siebie, pokonują wiele przeszkód, by coś udowodnić.

   Powieść porusza też wątek więzi powstałej z przypadku, a jakże cennej - przyjaźni, takiej która przeszła góry i doliny, zjadła beczkę soli i przeżyła to, co dobre i złe. Niewymuszona, naturalna, rozwijająca się swoim rytmem, poddana próbom przez życie. Kto z nas nie chciałby czegoś takiego doświadczyć na własnej skórze? Mieć kogoś tak bliskiego, na kogo można liczyć i wiedzieć, że choćby się paliło i waliło, to ta jedna osoba będzie opoką i fundamentem nie do zdarcia. Czy to właśnie łączy nasze trio? Oceńcie sami na podstawie treści.

   Na przykładzie Dobrowoi opisałam matczyną miłość. Jest tu jeszcze jedna, dobrze widoczna, lecz zaakcentowana między wersami. Strzebor i Bolomira. Tak, tak różni, tak odmienni, a jednak mąż i żona. Młodzieniec nieraz zaznacza kim jest jego ukochana i jak ją traktuje. Czysta, platoniczna, pełna szacunku i zaufania, chęci współpracy i uszczęśliwienia. Może nieco wyidealizowana, ale tak urocza w tej całej swej nieporadności. Miłość.

   Trzeba tez zwrócić uwagę na rolę chciwości, chęci władzy i zemsty w życiu. Czy ludzie nimi motywowani są zdolni do obiektywnego oceniania rzeczywistości? Czy takie osoby powinny pełnić funkcje publiczne? Moim zdaniem ich percepcja jest zaburzona i swoimi decyzjami mogą ściągnąć na swoją społeczność "nieszczęście", a raczej konsekwencje swoich nierozważnych wyborów, które podejmowane są częściej pod wpływem emocji i złudzeń niż rozsądku i realnych przewidywań. W tej książce również to widać.

   Czy pieniądze, a w tym przypadku denary, mogą dać szczęście? Czy mogą zastąpić drugiego człowieka, przyjaciela, rodziców? Czy mogą stać się najważniejsze? Czy jako priorytet nie przesłonią czegoś bardziej wartościowego? Co one dają, a z czym wiąże się ich brak? W tym aspekcie warto przyjrzeć się Dargoradowi oraz Zamirowi. Dokąd prowadzi ich mieszek złota? Moim zdaniem przesadne uwielbienie tego przedmiotu zaburza równowagę w podejściu do wyznawanych wartości. Przez pieniądze wzrasta chęć posiadania, gdy komuś mało, może pokusić się o zawłaszczenie mienia kogoś innego. Poza tym, gdy denar staje się obsesją, miłością, człowiek staje się prawdziwie samotny, wystawiony na zgraję sępów, czyhających na jego potknięcie.

   Świat przedstawiony skupia się na grodzisku i relacjach w nim panujących, od kasztelana po drobnego wytwórcę, od kata po karczmarza, od woja po dziewoję, może i w minimalistycznym wydaniu, ale jednak. Pokazuje smaczki i pogłębia apetyt na wczesne średniowiecze.

   "Chąśba" to nie tylko świat ludzi, ale również Czarodziejskiego Ludu, pod którym to kryją się wszelkie słowiańskie istoty nadprzyrodzone, od bogów po stwory. Jest i panna rusałka, co to Nawojką się zwie, co pod mostkiem zamieszkała sobie, jest i jezioro pełne utopców, pojawia się wąpierz i strzyga, zjawia się czart i Leszy, co to dzielnie broni swych włości przed głośnymi intruzami. W tej powieści znalazło się też miejsce dla stolemów, genialnych górskich olbrzymów, co to pomysłów mają bez liku. Demony były, są i będą wokół, a jednak ludzie stronią od nich. Obydwie nacje nie pałają do siebie miłością, a czasem wręcz zimnym wyrachowaniem i żądzą mordu w oczach. Odwieczny problem, kto ma dzierżyć władzę na wspólnym terytorium? Jak się poznać, by wzajem szanować swe zwyczaje i prawa? Czy jest na to jakaś rada? Katarzyna Puzyńska opisuje funkcjonowanie ich świata, rządzące nim reguły, elementy spajające i te powodujące wyłom, zwłaszcza skupiając się na olbrzymach. Czemu? Niezwykła wizja na zasadzie kto zbudował piramidy czy Stonehenge, ale z tutejszym rozwiązaniem. Czy możliwe jest dogadanie się człowieka ze stworem? Warto spojrzeć na Falibora i Strzebora. Jak mogłoby być pięknie!

   Powieść dotyka też tematu bogów. Perun jest tu tylko ledwie wspomnieniem anegdotek. Nieco więcej miejsca poświęca się Welesowi, jego atrybutom i dziedzinom. Dlatego warto uważać na kogo i na co się przysięga i jaką przez to ma ona wartość. Główna fabuła skupia się na Marzannie i Jarowicie, ponieważ czas akcji przypada na przełom zimy i wiosny. Panna Morana nie zamierza tak łatwo ustąpić miejsca bogu płodności i wojny, chcąc jeszcze chwilę pofiglować mrozem i płatkami śniegu. Jarowit odgrywa tu spore znaczenie. Grodzisko jest oddane w jego władanie, a w jego świątyni mieści się jego tarcza, która roztacza nad okolicą swą ochronną moc. Biada temu, kto ją zgubi... Pomsta boga może zaboleć.

   Powieść dość dokładnie przedstawia świętą ziemię boga wiosny, jego oazę, gaj, do którego przemierza się czasoprzestrzeń trzech pór roku, by dojść do głównego sanktuarium. Bardzo podoba mi się ujęcie zróżnicowania pojmowania świata, czasu i przestrzeni przez Czarodziejski Lud (w tym bogów) i ludzi. Ci pierwsi są pod tym względem bardziej zaawansowani, co dobrze tłumaczy ich jednoczesne przebywanie w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To z kolei rodzi pytanie, czy dalej są z nami? Może działają pod innymi nazwami, pod osłoną, by wspierać swych ziemskich towarzyszy doli? Ponadto autorka dotyka tematu śmierci boga i jednoczesnych narodzin, co rok w rok dzieje się z Marzanną.

   Warto również zwrócić uwagę na sanktuarium Leszego, tj. las. Ludzie zbliżając się do niego, zniżali ton głosu, by nie urazić pana tej ziemi i jego mieszkańców. Odnosili się z szacunkiem i nie naruszali miru tej okolicy. Z jednej strony przeświadczenie o świętości tych obszarów, a z drugiej lęk przed gniewem Leszego. Nasi przodkowie inaczej pojmowali naturę i związek z nią, wiedząc, że są uzależnieni od niej. Las to jedna z jej manifestacji, pełna tajemnic i magii, wyjątkowa przestrzeń, która może zaoferować schronienie, pożywienie, a tym samym możliwość przeżycia. Las to życie.

   Pisarka w kontekście słowiańskich wierzeń rozróżniła żercę, który włada magią wyuczoną, mieszka w grodzisku, opiekuje się świątynią, sprawuje pieczę nad obrzędami oraz wołchwa, magicznego od urodzenia, dzikiego i nieokiełznanego, żyjącego za pan brat z przyrodą, który leczy, porozumiewa się z Czarodziejskim Ludem i wierzy w to, co robi.

   Myślę, że warto chwilę poświęcić też przedstawieniu czarta. To zagadkowa postać. Jego działania są nieprzewidywalne. Zaskakuje sposób tworzenia przez niego stworów nocy, którymi zawiaduje. Zastanawiam się tylko nad tym, czy autorka nie za bardzo zainspirowała się chrześcijańskim diabłem, jednocześnie przypisując mu jedną z domen Welesa.

   Mam też pewne zastrzeżenia co do Rodzanic. W "Chąśbie" mają one przychodzić trzy dni po postrzyżynach. Do tej pory raczej spotykałam się ze stwierdzeniem, że przychodziły trzy dni po narodzinach dziecka.

   Książkę cechuje lekki styl i łatwy w odbiorze język. Opisy są plastyczne, dialogi ciekawe, a wykreowane postacie wydają się wiarygodne, choć wielu rzeczy trzeba się domyślać lub czytać między wierszami. Fabuła ma otwartą konstrukcję, co daje dowolność wyboru zakończenia przez czytelnika i tworzenie własnych fanfików z tegoż uniwersum. Akcja obfituje w przygody, ale są one zrównoważone przez przemyślenia bohaterów i opisy. Moim zdaniem to udany zabieg. Dzięki takim trikom powieść się pochłania.

   Tytułowa "Chąśba" świetnie tłumaczy, o co tak naprawdę w niej chodzi. Nie tylko tarcza Jarowita, dusze porwane przez czarta, ale i ukradzione serce, złudzenia o miłości, szczęśliwej rodzinie i zaufaniu wśród miejscowych. To lektura o ludzkich rozterkach, o podejściu do odmienności, o skutkach ostracyzmu społecznego, o przywarach ludzkiego charakteru, o tym, co chciwość i chęć władzy robi z ludźmi. To również iskierka nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Wystarczy spojrzeć na Dobrowoję, Strzebora, Marę i Zamira.

   To powieść fantastyczno-przygodowa, nawet powiedziałabym, że słowiańska fantastyka. Jest dobra, porusza ciekawe wątki, zmusza do refleksji, chociaż podczas lektury odniosłam wrażenie, że nie do końca został wykorzystany potencjał w niej tkwiący. Chętnie poczytałabym więcej o zwyczajach czarta, przysięgach składanych na Welesa, istocie samego Leszego, dokładniejszym wyjaśnieniu motywacji stolemów przy budowie "cypli". Nie ukrywam, że dalsze losy upartego Kłosa i Dobrowoi aż intrygują i zżerają z ciekawości. Ta książka jest całością, która aż się prosi o kolejne części.

   "Chąśbę" polecam wszystkim zainteresowanym tematem Słowiańszczyzny, lubiącym przygodówki z zagadką kryminalną w tle. Jest o czym rozkminiać przez cały czas, nie tylko na temat ofiary, ale również wyjątkowości Unirada. Jesteście ciekawi co się za tym kryje? Kto stał się strzygą? Kogo pogonił Leszy? Kogo chciała uwieść rusałka? Spróbujcie, a wciągnie Was jak ruchome piaski i stanie się wskazówką do dalszych, samodzielnych poszukiwań słowiańskich wątków. 

niedziela, 8 stycznia 2023

156) "Grody, garnki i uczeni. O archeologicznych tajemnicach ziem polskich" - Agnieszka Krzemińska

   Z czym Wam kojarzy się archeologia? W pierwszym momencie na myśl przychodzą wielkie kompleksy grobowe pełne skarbów, bogato zdobiona broń, odzyskiwane po wiekach ukryte w glebie płacidła, a nawet całe założenia architektoniczne. Piramidy, Tutanchamon, Stonehenge, świątynie Majów, kamienna armia... Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Co jednak z tymi mniej medialnymi, bardziej... hmm niepozornymi? Gdzie miejsce dla ceramiki, elementów codziennego życia? Co z cmentarzyskami ciałopalnymi bez wielkich darów pogrzebowych? Czy one są ważne? Czy na ich podstawie można cokolwiek powiedzieć o przeszłości? Czy można z nich złożyć puzzle? 

    Agnieszka Krzemińska w swej pracy pt. "Grody, garnki i uczeni. O archeologicznych tajemnicach ziem polskich" odpowiada na postawione na wstępie pytania. Jej historia tłumaczy i wyjaśnia tajemnice archeologii Polski. Przedstawia dzieje tych obszarów od najstarszych mieszkańców, skupiając się na najważniejszych odkryciach, wnoszących nowe spojrzenie na pewne zagadnienia. Nie ma dla niej tematu tabu. Porusza tematy cmentarzysk, ceramiki, miejsc kultowych, grodów, miast etc. Rozgrzebuje sekrety miejskich latryn na przykładzie z północy Polski, tj. Gdańska, Elbląba. Rozwiązuje tajemnice samorosnących garnków na polach (ledwie kilkanaście km od mojej miejscowości takie historie były przekazywane z pokolenia na pokolenie, jako coś niezwykłego, a potem okazało się, że pola rolników były dawnymi cmentarzyskami). Omawia znaczenie kultur archeologicznych dla systematyzacji wiedzy i ich rozprzestrzenianie się po większym obszarze. Przy tym wszystkim klasyczną archeologię wypełnia o najnowsze zdobycze nauki, w tym osiągnięcia genetyki w badaniu DNA przy ustalaniu korzeni poszczególnych osobników, geologii, chemii czy informatyki. Pokazuje, że obecnie archeologia to interdyscyplinarna nauka, która nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. By nie uszkodzić stanowisk, korzysta się z metod geofizycznych; by ze znalezionych przedmiotów wydobyć jak najwięcej informacji, pobiera się próbki i wysyła do laboratorium. Archeolog musi być elastyczny i nastawiony na współpracę z innymi naukami, by zmaksymalizować efekty swojej pracy. Mamy już archeologię podwodną, autostradową, a nawet wykorzystująca lotnicze skanowanie terenu w poszukiwaniu śladów działalności człowieka nawet z odległych pradziejów, a jeszcze tyle przed nami. 

   Na końcu każdego rozdziału autorka umieściła bibliografię, która stanowi dobry punkt wyjścia do samodzielnych poszukiwań. Mieszczą się tam pozycje zarówno po polsku, jak i w językach kongresowych. Czy warto szukać tych informacji? Oczywiście. Wiele można sprawdzić w internecie. Mnóstwo artykułów czy nawet książek (typowo naukowych) znajduje się w bazach danych uniwersytetów bądź na portalach integrujących środowisko naukowe.

   Warto również zwrócić uwagę na bogato ilustrowaną szatę graficzną tego wydania. W recenzji pojawiają się dwie wyjątkowo poruszające, małego szczeniaka wspaniale zachowanego w klimacie Syberii, na którego spoglądając, ma się wrażenie, że dopiero zasnął i niedługo wstanie, by rozrabiać oraz fragment rzeźby przedstawiającej dostojnego konia o niezwykle poważnym spojrzeniu. W tej książce podobnych przykładów jest mnóstwo, dotyczących zwłaszcza codziennego życia dawnych mieszkańców tych ziem. Prawie jak wycieczka do muzeum.

  Autorka porusza szerokie spektrum problemów, a wszystko rozwija w niezwykle ciekawy sposób, mogący naprawdę zaintrygować nawet laika, tłumacząc każdą kwestię w sposób prosty i klarowny. Czytelnik odnosi wrażenie, że podróżuje przez wieki razem z przewodnikiem, który objaśnia mu co trudniejsze zagadnienia, pozwalając naocznie dotknąć śladów przeszłości. To prawdziwa przygoda, która uczy, zwraca uwagę na drobiazgi, które mówią nam o codziennym życiu naszych przodków. Można wręcz powiedzieć, że to archeologia od kuchni. Wejrzenie na to, z czym na co dzień zmagają się naukowcy. Któż z nas nie chciał za dzieciaka przeżyć czegoś takiego, oglądając "Mumię" czy Indianę Jonesa? Ta książka to namiastka dziecięcych marzeń.

  Dla kogo jest ta pozycja? Uważam, że Agnieszka Krzemińska napisała ją, by popularyzować wiedzę, stąd styl cechujący ową lekturę. Lekko i przyjemnie napisana, skonstruowana chronologicznie, pełna ciekawostek. Z ogromem wiedzy idealnie nadaje się dla laików, ale odnajdą się w niej również osoby związane zawodowo z tą dziedziną, ponieważ autorka zawarła w niej najnowsze wyniki badań, jednocześnie zaznaczając, że za kilka lat pod wpływem nowych odkryć obecna wiedza i uznawane tezy mogą zostać zdetronizowane i obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Tak wygląda archeologia. Znamy znikomy procent przeszłości, a im bardziej rozwinięta technologia, tym szerzej otwieramy bramy historii zamknięte od tysiącleci. Jakie jeszcze tajemnice kryją się tam przed nami? Jak może wyglądać praca archeologa z przyszłości?

   Polecam tę książkę każdemu z całego serca! Świetna!