Recenzje tematycznie

sobota, 31 marca 2018

11) "Ostatnie życzenie" Wiedźmina A. Sapkowskiego

    Kontynuuję przygodę z Wiedźminem, tym razem sięgając po "Ostatnie życzenie" A. Sapkowskiego. I nie żałuję ani trochę, bo książka pozytywnie zaskakuje na każdym kroku.
    Czym jest "Ostatnie życzenie"? Zbiorem opowiadań, które ma nas wprowadzić w cykl Wiedźmina. Każde dotyczy innego wydarzenia, ale wszystkie są ze sobą w jakiś sposób powiązane, ciągiem przyczynowo-skutkowym. 
    Geralt z Rivii zaczyna od walki ze strzygą, bardzo emocjonującej, bo bazującej na więzi między ojcem a córką. Jak wygląda i zachowuje się ta pomroka, jak sobie z nią poradzić? Sapkowski w końcu stanął na wysokości zadania i poświęcił nieco miejsca naszym słowiańskim demonom. Inną pomroką, której poświęcono uwagę jest bruxa, cięższa odmiana wampira, wplątana w romans rodem z "Pięknej i Bestii". Ciekawe powiązania i zaskakujący finał. Ponadto mamy okazję gościć w świątyni Melitele i bliżej poznać kapłankę Nenneke. Postać, która bardzo zyskuje na bliższym poznaniu. Mamy też coś dla fanów rozlewu krwi, rozróbę z kimś w rodzaju średniowiecznych terrorystów, wierzących tylko w siłę miecza grupowego (czyli kilkoro napastników na jedną osobę). Przerywnikami pomiędzy poszczególnymi opowiadaniami są tzw. głosy rozsądku, gdy Geralt przebywa w świątyni, wówczas do głosu dochodzą jego filozoficzne aspekty duszy. Jeden z ważniejszych i ciekawszych rozdziałów dotyczy przeznaczenia naszego Białego Wilka i Ciri, a dokładniej mówiąc, w jaki sposób do tego doszło. Dzięki temu mamy okazję poznać sławną Calanthe, czyli Lwicę Cintry, Pavettę i Duny'ego. Tu zwróćcie uwagę na szlachcica Kudkudaka, barwny charakter obdarzony niecodziennym talentem. Potrafi być komiczny, ale również prawić mądrości, gdy wymaga tego sytuacja. Zbiór kończy tytułowy rozdział roztrząsający pierwsze dni znajomości Geralta i jego wielkiej miłości, Yennefer, nie tak idealnej czarodziejki jak mogłoby się wydawać. Przy okazji wmieszana w sprawę została pomroka rodem z Orientu, dżinn, który przypieczętował los dwojga kochanków. W jaki sposób? O tym sami przeczytacie. Naprawdę warto. 
     Moim ulubionym opowiadaniem został "Kraniec świata". Gwarantowany sukces, bo występuje niezastąpiony duet - Geralt i Jaskier z niewyparzoną "gębą", elfy, Żywia i rozumny diabełek, który kocha psocić, ale ma wielkie serce. Mieszanka wybuchowa, ale gwarantująca zarówno dobrą zabawę, jak i momenty wzruszenia. Sapkowski dał tu świetną próbkę swojego talentu. 
     "Ostatnie życzenie" jest o wiele lepsze od pięcioksięgu Wiedźmina, bardziej dopracowane pod względem fabuły, powiązań poszczególnych opowiadań, doboru bohaterów, języka i charakteryzacji poszczególnych postaci. Mamy sytuacje komiczne, dialogi nie stronią od ironii, a gdy wymaga tego sytuacja - autor wprowadza poważny nastrój przez zdroworozsądkowe podejście, decyzje i wypowiedzi naszych protagonistów. 
    Książkę czyta się bardzo szybko, wręcz połyka się kolejne strony i trudno się oderwać od niej nawet na chwilę. Znalazłam tu to, czego zabrakło w cyklu - pomrok słowiańskich. Razem z Geraltem i Jaskrem podróżowałam po ich świecie, choć zza mgły innego wymiaru, ale to niezapomniana przygoda. Polecam każdemu z czystym sumieniem. Może właśnie od tego powinno się zacząć czytać Wiedźmina? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
    Jeżeli kiedyś w gęstwinie zbóż usłyszycie "uk uk uk", uważajcie. Lada moment może na Was wyskoczyć kozłoróg Torque i zaatakować żelaznymi kulkami utaplanymi w miodzie i dziegciu ;)

Tymczasem - Wesołych Świąt Wielkanocnych, pełnych rodzinnego ciepła, kolorowych pisanek, słodkiego zajączka i mokrego dyngusa ;)
Wasza Marigniewa

wtorek, 27 marca 2018

10) "Pani Jeziora" A. Sapkowskiego, ostatni tom cyklu o Wiedźminie

     Poprzednie tomy rozbudziły moją ciekawość względem przygód Ciri i Geralta, a zwłaszcza tego ostatniego. Sapkowski umiejętnie rozbudowywał napięcie, kończąc dość nieoczekiwanie tom czwarty. Co nam zaserwowała "Pani Jeziora"?
    Fabułę otwiera nam zupełnie nowa postać, Nimue, Pani Jeziora, która badała legendę o Dziecku Przeznaczenia i Wiedźminie, zajmując wieżę nad jeziorem, sprowadzając nawet praktykantki do tegoż szczytnego celu. Ciekawy zabieg, urozmaicenie i nowy wątek, który w dalszym etapie okaże się uzupełnieniem całej historii.
    Spora część tomu została poświęcona Ciri i jej podróżom przez czas i światy powstałe po Koniunkcji, a może i przed nią. Najpierw trafiliśmy do świata elfów, które swą nazwę zawdzięczają olchom. Wszystko wydawałoby się piękne, bo i mamy czarowne budynki, świat roślinny, uroczych mieszkańców, ale pozory często mylą. Obcym nigdy nie wolno ufać do końca i należy zachować zdroworozsądkową ostrożność. Zdecydowanie. Literatura przyzwyczaiła nas do obrazu spokojnych, poetyckich, kochających pokój i piękno elfów, walczących tylko w ekstremalnych warunkach. Sapkowski zadaje temu cios od samego początku cyklu. Jednak dopiero w "Pani Jeziora" widzimy całą krwiożerczość tego gatunku. Podróż Ciri to nie tylko elfy i podbity przez nie świat, ona podróżowała w czasie, odwiedzając znane tereny od czasów prehistorycznych aż daleko hen hen w przyszłość. Momentami nosiło to znamiona wręcz apokalipsy. Myślę, że tych przeskoków nie należy odczytywać dosłownie, ale metaforycznie. Być może jako formę ostrzeżenia przed niszczeniem swojego otoczenia, środowiska?
    Autor poświęcił kilka większych rozdziałów wędrówce drużyny Geralta. Strudzeni podróżą mieli osiąść na parę dni w królestwie Toussaint (czy również wg Was nazwa jest inspirowana językiem francuskim?), słynącym z produkcji wina, a co z tym się wiąże - beztroską, zabawą, ucztami. Naszym miłym czas tu znacznie się przedłużył. Jaskier odnowił stare znajomości i nawet zyskał tytuł, Geralt poznał niezwykle czarującą Fringillę Vigo, Milva - pewnego starszego jegomościa kochającego polowania, Regis - stworzenie nawiedzające nocą dorosłych panów, a Cahir całe narzecze młodych panien, które nie były w stanie oderwać od niego oczu. To zdecydowanie moje ulubione fragmenty tej książki, zwłaszcza poświęcone towarzyszom drogi Wiedźmina. Świetna charakterystyka, większa głębia ich postaci. Jedyne co zabolało, to to jak autor z nimi postanowił się rozprawić na sam koniec. Ode mnie Pan Sapkowski ma za to dużego minusa, ponieważ istniały alternatywy, dużo ciekawsze rozwiązania niż tak banalne. Zresztą sami się przekonacie, jak przeczytacie.
   Ciri w trakcie nauki w świątyni Melitele poznała chłopca, typ mola książkowego, Jarre. W "Pani Jeziora" młodzieniec postanowił zaciągnąć się do wojska, by bronić ojczyzny z patriotycznych pobudek. To z jego punktu widzenia mogliśmy obserwować rozwój walk pomiędzy poszczególnymi grupami, jak tak naprawdę wygląda wojna z perspektywy zwykłego szeregowca. Piechura w dodatku. Ból, krew, łzy i cierpienie. Bezsens śmierci młodych, próby ratowania życia przez lekarzy i uzdrowicieli. Postać Jarre zdecydowanie ubarwiła książkę i wzbogaciła ją. Przy okazji tylko wspomnę, że tu znów spotkamy starą znajomą, Shani, studentkę z Oxenfurtu.
   Sapkowski w końcu rozwiązał również sprawę tajemniczej Loży czarodziejek, czemu tak naprawdę przyświecała ich misja, zadanie bojowe wręcz. Poznaliśmy silne charaktery kobiet o rzadkich umiejętnościach i wiedzy, ambicji i charyzmie, które czasem zatracały moralność i człowieczeństwo w imię wyższego dobra. Ciekawy zabieg, przypominający nieco zjawisko iluminatów.
   W końcu odkryto przed nami zagadkę Ciri, Geralta i Yennefer. W końcu. Nie spodziewałam się tak ckliwego zakończenia tego wątku. Ale kto wie, czy kiedyś nie powstanie jakieś choćby krótkie opowiadanie o tym? Mam szczerą nadzieję, że będzie jakiś ciąg dalszy.
    W poprzednich recenzjach cyklu o wiedźminie sygnalizowałam pojawianie się symbolu jednorożca. Otóż nareszcie jest rozwiązanie! Ciekawe, intrygujące i dogadzające wszystkim koniarzom (czyt. wielbicielom koni). Istoty rozumne, piękne, szlachetne, broniące swego terytorium, pomagające w potrzebie, godne bliższego poznania.
    Język momentami archaizowany, pozwalający wczuć się w klimat książki. Zadowalająca ilość opisów. Ciekawe postacie, rozwinięta fabuła, ale brak wykorzystania pełnego potencjału pomysłu. Po przeczytaniu czuję niedosyt, zdecydowany, zwłaszcza w sferze opisu pomrok, czyli wszelakich stworzeń ze świata demonów i bogów słowiańskich. 
    Czy polecam? Warto zaznajomić się z całym cyklem o Wiedźminie, bo Geralt z gry, a Geralt z książki to postacie kompletnie różne pod względem cech temperamentu czy osobowości. 
    Mimo pewnych niedociągnięć (w moim mniemaniu) gratuluję Panu Sapkowskiemu umiejętności stworzenia całkiem nowego uniwersum z tak rozbudowaną sferą geograficzną, polityczną i historyczną. 

sobota, 24 marca 2018

9) Ciri i Geralt w opałach, czyli krótko o "Wieży Jaskółki" A. Sapkowskiego

    Czwarty tom cyklu o przygodach naszych przyjaciół ze świata wiedźmińskiego "Wieża Jaskółki" zapowiadany jako przełom, gdzie jesienne Ekwinokcjum (coś jak nasze przesilenie jesienne) ma mieć szczególne znaczenie, gdzie straszy krzyk lelków i tajemniczej beann'shie, gdzie leje się krew niewinnych i ruszamy na poszukiwania zrujnowanej wieży, co ma być portalem do innego świata, zaskakuje. Całkiem mocno zaskakuje. ALE zacznijmy po kolei.
    Razem z Ciri dostajemy się na mokradła, gdzie poznajemy pustelnika, Vysogotę, który nie jest byle jakim samotnikiem. Wbrew stereotypowym poglądom, mężczyzna nie jest zbiegiem ani przestępcą, lecz intelektualistą, który za swe poglądy mógł stracić życie, a utracił znacznie więcej... bliskich. Zirael i  Kruk. Dwójka całkiem obcych sobie ludzi, która wzajem sobie pomagając, okiełznuje samotność, ukazuje bezinteresowność dobrych uczynków. Czasem zwykła rozmowa znaczy więcej niż podarunki z dóbr materialnych. Ich opowieści stanowią oś książki, wokół której toczy się fabuła.
     Tym oto sposobem dowiadujemy co się stało z Ciri po rozbiciu bandy Szczurów, co przeszła, kto stanął na jej drodze, skąd słynna szrama na jej policzku, jak pomściła przyjaciół, w jaki sposób zaczęło ziszczać się jej przeznaczenie i co tak naprawdę dała jej słynna domieszka Starszej Krwi.
    Sapkowski postawił na Ciri jako jedną z głównych bohaterek i wydawałoby się, że to ona będzie grać pierwsze skrzypce. Jednak z całym podziwem dla wiedźminki, która w życiu przeszła niejedno, to nie ona przykuwa największą uwagę czytelnika. Najbardziej przekonującym motywem jest wędrówka Geralta z drużyną, ich przygody, przemyślenia, wzajemne animozje i droga ku zaufaniu. Ich docieranie się jako grupy osób, z których każda to indywiduum, zwraca uwagę na fakt, że jeśli okoliczności zmuszą nas do współpracy, to przetrwamy tylko jako zespół, nie mogąc jeden drugiemu podkładać przeszkód pod nogi.
    Pod koniec tomu uzyskujemy odpowiedź na pytanie co stało się z Yennefer. Na pewno nie były to jej wymarzone wakacje, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Sapkowski uruchomił tu lekko drastyczne opisy i zdradził nam prawdziwą naturę Vilgefortza, psychopaty. Ile jemu podobnych jest szarą eminencją u szczytu władzy? Aż strach się bać.
    Ostatnie strony wzruszają, bo żegnamy bohatera, który intrygował od samego początku tomu, poznajemy tajemnicę Wieży Jaskółki, lecz tak naprawdę rodzi się więcej pytań niż odpowiedzi. Kim są jednorożce i co zwiastują? Kim są elfy z tej drugiej strony? Czego będą chciały od Ciri? Co z Geraltem i resztą drużyny? Czy Yennefer przeżyje katusze? 
    Ten tom obfituje w zwroty akcji, niespodziewane spotkania, opisy walk, ale również pozwala nieco bliżej poznać poszczególnych bohaterów. Autor daje nam wraz z "Wieżą Jaskółki" kawał dobrej książki, dla której warto poświęcić parę wieczorów. Jednak czy powala na kolana? Mam nadzieję, że miłe zaskoczenie jeszcze przede mną, bo podobno zbiór opowiadań, tych pierwotnych, jest o niebo lepszy od cyklu. Oby.

Tymczasem życzę Wam pięknego wiosennego wieczoru, bo pogoda iście dopisuje na jakiś spacer, a nocną porą relaksującej lektury.
Wasza Marigniewa

sobota, 17 marca 2018

8) Przygoda z "Wiedźminem" A. Sapkowskiego - poprzez krew, czas aż do chrztu ;)

      Wgłębiając się w tematykę słowiańską i brnąc przez kolejne tomiszcza tyczące się tego tematu trudno przejść obojętnie od klasyki w postaci Wiedźmina A. Sapkowskiego. W środowisku rówieśników owszem ten temat wypływał co jakiś czas, ale głównie ze względu na premiery kolejnych części gry pod tym tytułem właśnie. Ponadto gdzieś we wspomnieniach z lat dziecinnych majaczą migawki z oglądanego serialu nagranego na podstawie osławionej książki. Jednak do niej samej nie było mi po drodze, a to w bibliotece nie było wolnych egzemplarzy, a to wciągnęła mnie zupełnie inna tematyka i tak zleciało mi dobrych kilkanaście lat życia w nieświadomości, ale w końcu nadszedł czas by to zmienić. W końcu zaopatrzyłam się we własne książki mówiące o Geralcie, Białym Wilku, który chyba do końca życia będzie mi się kojarzył z Michałem Żebrowskim.
     Dzisiaj chciałabym zająć się trzema pierwszymi tomami. O czym one opowiadają? Czym czarują, a czym denerwują? Czy warto po nie sięgnąć?
     Pierwszy tom, "Krew Elfów", skupia się przede wszystkim na dziecku, Lwiątku z Cintry, Dziecku Niespodziance, Ciri, która przypadkiem stała się przeznaczeniem wiedźmina. Geralt wyrwał dziewczynkę z wojennej pożogi, unosząc ją do swej "rodzinnej" siedziby, Kaer Morhen. Sapkowski serwuje nam grom opisów elementów walki, które Ciri dzielnie trenowała pod okiem adoptowanych wujków, ledwie dotykając sfery jej rozwoju emocjonalnego czy więzi, która wytworzyła się między nią a Białym Wilkiem. Męskiemu światu, w który wpadła dziewczynka ewidentnie brakowało kobiecej ręki. Radą na to było sprowadzenie czarodziejki, która ujarzmiłaby niezwykłe talenty Lwiątka, nauczyła je z nich korzystać i kontrolować. Czarodziejki, które nie były tak całkiem obce i obojętne Geraltowi. Takie, którym choć trochę ufał, którym powierzyłby swój skarb. W ten oto sposób poznajemy Triss Merigold, kobietę, która uciekła śmierci, a o którą upominał się Chaos. To ona przypomniała Ciri o pewnych ograniczeniach jej płci, pewnych dniach podczas których miała prawo czuć się gorzej i nie brać udziału w morderczych treningach, jednocześnie uświadamiając mężczyzn, żeby przestali ignorować pewne sprawy. Następnie poznajemy tajemniczą miłość Geralta, Yennefer, czarnowłosą piękność, która nie tylko szczyciła się urodą, ale i żywą inteligencją, niezwykłymi umiejętnościami i ciętym językiem. Czarodziejka, która nie tylko zdobyła serce Białego Wilka, ale i małej dziewczynki oraz sama straciła je dla nich, chociaż nie umiała się do tego przyznać. W "Krwi Elfów" pisarz nie oszczędził nam opowieści o polityce i wojnach, które opanowały świat wiedźmiński i stały się motorem napędowym całej akcji. Mamy pod dostatkiem intryg, spisków, sojuszy i zdrad. Polityka i magia mieszają się ze sobą, nie ma jasnych zasad działania, kocioł wrze i gotów w każdej chwili zatopić świat w konflikcie, a pośrodku tego Geralt wraz z Ciri, próbujący uciec przed losem wyznaczonym elfią przepowiednią... Krew elfów przelewa się przez palce ludzi, Wiewiórki nie odpuszczają zemsty sprzed lat, a zdradziecki Nilfgaard próbuje przejąć władzę... czy ktoś to powstrzyma? I co z tym wspólnego ma mała dziewczynka z Cintry? Ten tom mnie nie zachwycił. Nadmiar opisów walk, potraktowanie po macoszemu sfery psychologicznej bohaterów, nieco naiwne zachowanie Geralta, jaśnie doskonałość Yennefer, przepychanki między byłymi kochankami, niewiele opisów życia Ciri w szkole, zwykłej codzienności. Mimo to ciągnęło mnie do kolejnego spotkania z Geraltem.
    Drugi tom sagi, "Czas pogardy", był trochę ciekawszy. Mamy tu okazję znacznie lepiej poznać Yennefer i Ciri, rodzącą się więź między nimi. Wreszcie autor pokazuje nam sferę psychologiczną, nie zawsze mówiąc o niej wprost. Ukazane sytuacje są wystarczające dla osób czytających między wierszami. Nasze bohaterki zmierzały wprost na spotkanie czarodziejek. A ileż przygód po drodze! Zresztą nie tylko one się miały okazję do nich. Biały Wilk nie próżnował, próbując dotrzeć do przybranej córki. Wydawałoby się, że wiedźmin po przejściu mutacji winien stracić zdolność do odczuwania głębszych uczuć. Jednak Geralt z Rivii był tym szczęśliwym przypadkiem, który zdołał tego uniknąć, dzięki czemu czytelnicy mają możliwość oglądania chwil jego rozterek, wątpliwości, co na wskroś przejmuje serce smutkiem (a może przede wszystkim wzruszeniem?). Punktem kulminacyjnym książki stało się spotkanie czarodziejów ze wszystkich zakątków. Dzięki temu mieliśmy okazję poznać inne magiczne talenty, choć niejeden raz pozbawione wyższych przymiotów charakteru. Istna plejada osobowości. I kolejny spisek, a raczej zamach stanu, który wstrząsnął wszystkimi bez względu na pochodzenie. Strach, krew, ucieczka i rozdzielenie, przymusowe wręcz. Tak mogłabym opisać resztę tomu. Sielanka naszej trójki została zakłócona, pomimo, że Geralt starał się nie ingerować w konflikty polityczne. Czarodziejka zniknęła, wiedźmin mocno raniony, a Ciri... sama, gdzieś na kompletnym pustkowiu. Sprawdzian dla ich umiejętności i więzi. Słowiańskich pomrok tu niewiele, pojawia się jednorożec, który być może odegra jakąś rolę w przyszłości, ale kto to wie? Cóż poza tym? Przeznaczenie powoli się spełnia, Lwiątko z Cintry przyjmuje imię krwawej postaci z historii... W tym tomie moją największą sympatię zyskał Jaskier, bard, może o trochę niepohamowanym języku, ale szczery do bólu i rzeczywiście przywiązany do Geralta. Sapkowski przekonał mnie, że warto sięgnąć po dalsze części, ponieważ widać postęp zarówno na poziomie językowym i fabularnym, wreszcie są opisy i psychologia, a nie tylko nadmiar walk. 
    Trzeci tom, zwany "Chrztem ognia", wciągnął mnie bez reszty. Może to za sprawą Milvy, a może Regisa i krasnoludów, ale wreszcie łyknęłam haczyk Sapkowskiego. Autor serwuje nam migawki z życia Ciri jako Falki wśród Szczurów, chwile gdy cała nagromadzona w niej złość zaczyna wylewać się i żąda krwi bogu ducha winnych osób. Piękna metafora jak otoczenie może zmienić człowieka i destrukcyjnie wpłynąć na jego charakter, choć w tym przypadku samo życie i jego okrucieństwo miało swój niebywały udział w tej tragedii (każdy może to inaczej ocenić, ale widząc co dzieje się z Ciri, tym czego doznaje przy Mistle budzi wściekłość, tym jak jeden wykorzystuje drugiego, że istnieje tylko coś za coś, nic bezinteresownego). Naszą piękną czarodziejkę odnajdujemy dopiero na samym końcu, gdzie wreszcie uciera nosa co niektórym, znikając tak samo nagle jak się pojawiła. "Chrzest ognia" wreszcie zaspokoił moją ciekawość względem Białego Wilka. Autor zdecydował się poświęcić mu większość książki. Dzięki różnorakim sytuacjom, w których postawił go los, ujawniły się kolejne cechy jego charakteru. Uczciwy, troskliwy, waleczny, wyrozumiały, dotrzymujący słowa, choć nieco wycofany i aspołeczny, samotnik o wielkim sercu... Ten tom pokazuje siłę przyjaźni, rodzącą się w trudnych chwilach, opartą na wzajemnym zaufaniu i szacunku, taką za którą można oddać życie. Za to duży plus dla Sapkowskiego. Kreacja Milvy i Regisa zasługuje na jakąś oddzielną nagrodę. Nie chcę tu zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale dla tej dwójki naprawdę warto sięgnąć po ten tom. I nareszcie dowiadujemy się czemu Geralt jest Geraltem z Rivii. Panie Sapkowski, ukłon za to mistrzowskie zakończenie i jakże genialną scenę. 
    Przeczytałam tylko trzy tomy, ale chętnie sięgnę po resztę. Oczekiwałam słowiańskości, pomrok i na tym polu niestety się mocno zawiodłam, bo jest tego ledwie garstka. Geralt zyskuje z każdym tomem, Ciri i Yennefer mogą pozostać gdzieś tam w tle, za to wolałabym bliżej poznać Milvę, Regisa i Jaskra. Mam nadzieję, że się tego doczekam.
Co Wy sądzicie o cyklu Pana Sapkowskiego? Z kim z jego bohaterów najbardziej się związaliście? Co jeszcze mi polecicie?

Miłego wieczoru, 
Marigniewa.

niedziela, 11 marca 2018

7) "Żądze Kleopatry" Ewy Kassali, czyli o ostatniej samodzielnej władczyni starożytnego Egiptu

     Książki Kassali o Nefertiti i Hatszepsut zachwyciły mnie szczegółowością zarówno na poziomie dokładności historycznej jak i literackiej. Drugi i trzeci tom trylogii o władczyniach starożytnego Egiptu stoją na bardzo wysokim poziomie. Stąd też moje zainteresowanie tomem pierwszym, który tyczy się słynnej Kleopatry VII.
    Kim była Kleopatra? Myślę, że nie będę Was zanudzać szczegółami z historii, bo każdy w mniejszym bądź większym stopniu słyszał o jej geniuszu, powabie, charyzmie, niezwykłych umiejętnościach językowych i strategicznych, o tym jak opętała Juliusza Cezara i Marka Antoniusza, jak krwiożerczo walczyła o władzę ze swoim rodzeństwem (co w sumie nie jest niczym niezwykłym dla dynastii ptolemejskiej, w której intrygi, spiski i morderstwa były na porządku dziennym). Tu warto jedynie zaznaczyć, że była niezwykle ciekawą postacią, która nawet po śmierci inspiruje kolejne pokolenia, a dzieła traktujące o niej mnożą się w każdej dziedzinie sztuki.
    Autorka czerpała pełnymi garściami z przekazów starożytnych będących świadectwami okresu ptolemejskiego, bogatego kulturalnie, gdzie Aleksandria była totalnym tyglem narodów ówczesnego świata śródziemnomorskiego, ponieważ stanowiła centrum jednego z najbogatszych państw, w niej krzyżowały się szlaki handlowe, kwitła gospodarka i nauka, czego wyrazem są plastyczne opisy targów, karczm, Biblioteki Aleksandryjskiej czy Muzejonu. Pod tym względem naprawdę warto sięgnąć po tą książkę. Potajemne nocne wyprawy Kleopatry wraz z ekipą do miasta potrafią dostarczyć dreszczyku grozy i fascynacji życiem miejscowości, która nigdy nie zasypia.
    Podobnie jak w książkach o kobietach z XVIII Dynastii, Kassala odmalowała tu główną bohaterkę jako osobę charakterną, doskonale przygotowaną do władzy od najmłodszych lat, silną i ambitną, gotową do poświęceń w imię dobra Egiptu nawet kosztem własnego szczęścia. Kleopatra to nie tylko kobieta, która knuła i planowała panowanie nad Śródziemnomorzem, która uwodziła mężczyzn, bawiąc się nimi dla własnej przyjemności. To kobieta, którą targały wątpliwości, rozterki, potrafiła płakać i zastanawiać się nad sensem życia, cierpiała po utracie dziecka, poświęciła miłość życia, by zapewnić swemu państwu trwanie, choć jakże iluzoryczne się to okazało.
    Pisarka postanowiła także odmalować inną postać, niewolnicy Eiras, która większość swojego życia spędziła przy boku Kleopatry, wiernie jej służąc, będąc nawet przyjaciółką. Może i nie grzeszyła wiedzą, ale była bystra i spostrzegawcza, oddana i lojalna. Jednak gdy dosięgła ją miłość, postanowiła osiąść w Tebach z mężem i jego rodziną, stając się za zgodą królowej wolną osobą, która mogła w pełni o sobie decydować. Dzięki temu mamy możliwość chwilowej obserwacji życia średniozamożnej egipskiej rodziny. Eiras niejednokrotnie dziwiła się zastanym warunkom, przyzwyczajona do luksusów pałacu. Jej szczerość zwraca uwagę, gdyż wszędzie dookoła panowało zakłamanie i obłuda. W książce mamy kilka rozdziałów pisanych z jej punktu widzenia, co na pewno jest dużym plusem dla fabuły.
    Innymi ciekawymi postaci są Charmion i Apollodor, kolejni niewolnicy królowej, wojowniczy, oddani sprawie; Aset - kapłanka Izydy z Aleksandrii, która swą wiedzą i zdolnościami niejednokrotnie udowadniała przydatność dla Egiptu; Atu, kapłan Ozyrysa - wielka miłość Kleopatry, spełniona, lecz nigdy niemająca ujrzeć światła dziennego, ukryta przed światem, bo królowa miała obowiązki wobec państwa, a nie wobec własnego serca. Kreacja Juliusza Cezara i Marka Antoniusza pokazuje ich jako słabych, łatwo poddających się urokowi bogactwa i przepychu, dających sobą manipulować. Ponadto Antoniusz jawi się jako prawdziwy wyznawca Dionizosa, kochający rozrywkę pod wszelaką postacią, a zwłaszcza cielesne uciechy.
    Dialogi i opisy są dobre, ale nie tak jak w kolejnych częściach trylogii. Widać, że styl Kassali potrzebował czasu, by się podszkolić. Jedyne, co denerwuje to nadmierna ilość opisów, wszelakich metafor związanych z cielesnym obcowaniem dwojga ludzi. Im dalej w las, tym więcej tego, zwłaszcza za czasów związku Kleo z Markiem. Co za dużo, to niezdrowo.
    Autorka oparła się na historii, ubarwiła ją własną wizją ostatniej niezależnej władczyni Egiptu, co bardzo się chwali, jednak w trakcie czytania ma się lekki niedosyt, że pewne wątki nie były bardziej rozwinięte (np. dot. kapłanek Izydy, dzieci królowej, jej dzieciństwa, relacji z ojcem), a przede wszystkim widać ubytki fabuły, niektóre nieco naiwne, ale to można wybaczyć, wszakże Kassala dopiero stawiała swoje pierwsze kroki w pisaniu.
    Warto to przeczytać, warto się zapoznać, warto poznać styl autorki, zwłaszcza doceniając później kunszt "Boskiej Nefertiti" i "Hatszepsut".

sobota, 3 marca 2018

6) „Hatszepsut” Ewy Kassali, czyli o jednej z najpotężniejszych kobiet w historii Egiptu

Idąc za ciosem, kontynuuję podróż po bezdrożach starożytnego Egiptu, mając za przewodnika Ewę Kassalę. Tym razem padło na wczesną XVIII Dynastię, czasy Totmesydów i rządy Hatszepsut, która jest jednocześnie główną bohaterką książki.
Hatszepsut to kobieta, która wychowywała się na dworze faraona. To córka Thotmesa I i Ahmes, Wielkiej Małżonki Królewskiej. Jej starsi bracia przygotowywani do objęcia tronu zmarli przed swym ojcem. Thotmes I nie mając wyjścia wyznaczył na swego następcę chorowitego syna Thotmesa (syn z drugorzędnej żony, Mutnofret). Jednak by wzmocnić jego prawa do tronu, należało ożenić go z kobietą królewskiej krwi, którą w tym przypadku okazała się właśnie Hatszepsut. Ciężar władzy spoczywał właściwie od samego początku na jej barkach. Thotmes II „rządził” tylko kilka lat. Faraonem został małoletni Thotmes III, a na jego regentkę wyznaczono Hatszepsut. Kobietę ambitną, silną, wielbiącą bogów i rozmach budowlany. Miała ona czelność sięgnąć po podwójną koronę Egiptu, przywdziać nemes, hekę i nechachę (symbole władzy faraona) i ogłosić się królem. Wbrew opinii powszechnie panującej, nie próbowała ona w żaden sposób zlikwidować obecności bratanka w oficjalnych wystąpieniach. Mimo przejęcia władzy i występowania w męskiej roli na przedstawieniach w świątyniach widzimy ich występujących razem. Warto przy tym wspomnieć, że uważa się iż rządy kobiety-faraona były jednymi z najspokojniejszych, wysuwając na plan główny jej wyprawę do krainy Punt i osiągnięcia budowlane, których zwieńczeniem było Deir el-Bahari, czyli Dżeser Dżeseru, Najświętsze z Najświętszych, świątynia poświęcona gł. Amonowi i Hathor, świątynia Milionów Lat Hatszepsut. Zapomina się o wyprawach wojennych do Nubii i na Bliski Wschód, których celem było tłumienie buntów oraz obrona przed najeźdźcami. Hatszepsut nie byłaby w stanie rządzić sama bez pomocy odpowiednio wykwalifikowanych ludzi. Na czoło jej oddanych sług wysuwa się Senenmut, którego postać owiana jest tajemnicą. Kim był, skąd się wziął, czemu kobieta-faraon obdarzyła go takim zaufaniem i powierzyła tak wiele zadań? Czemu nagle zniknął pod koniec jej rządów? Co się z nim stało? Czemu zbezczeszczono jego grobowiec? Życie i rządy Hatszepsut kryją przed egiptologami i historykami jeszcze niejedną tajemnicę, a to idealna pożywka dla literatury pięknej, która bazując na skrawkach obecnej wiedzy rozbudowuje scenariusze jej życia.
Ewa Kassala podjęła to wyzwanie, wypełniając luki wiedzy swoją wyobraźnią. W posłowiu czytamy, że autorka konsultowała niejeden szczegół z egiptologami i innymi znawcami tematu. Możemy to odczuć na każdej stronie powieści. Twarde trzymanie się faktów znanych z historii to ogromny atut tej pozycji, lecz nie zniechęcajcie się tym. Sztywne ramy faktów zostały plastycznie uzupełnione przez żywych ludzi z temperamentnymi charakterami, mającymi swoje lepsze i gorsze dni, pełnych rozterek, gdzie każda podjęta decyzja niesie ze sobą konsekwencje, które czasem wychodzą po wielu latach. Barwne postacie to dopiero początek pozytywów. Warto zwrócić uwagę na opisy miejsc, zdarzeń i rytuałów. Pisarka popisała się naprawdę zdumiewającą wiedzą na ten temat. I to wszystko jest opisane językiem przystępnym, zrozumiałym, a jakże intrygującym.
Książka opisuje losy Hatszepsut od dzieciństwa do samego upadku. Śledzimy jej dorastanie, wybory podejmowanie przy próbie wypełnienia obietnic danych ojcu, rozterkach w związku z miłością jej życia, oddzieleniem kobiecej wrażliwości od przymusu podejmowania męskich, twardych decyzji, walkę z przeszkodami w życiu prywatnym i oficjalnym. Utrata bliskich i przyjaciół, zdrada współpracowników i wiernych sług, dworskie intrygi, osamotnienie i zagubienie, walka z przeciwnościami losu na każdym etapie życia. I dotyczy to nie tylko głównej bohaterki książki, ale i drugoplanowych postaci. Dzięki Kassali wnikamy w życie mieszkańców starożytnego Egiptu, ich myśli i uczucia, wewnętrzne życie. Uczymy się czytać ich pojedyncze gesty, mimikę i na tej podstawie wnioskować o prawdziwych zamiarach czy opinii.
Hatszepsut to główna bohaterka i to ona ukradła całe show, ale nie gorsza pozostaje Ahmes czy Senenmut. Matka kobiety-faraon jak i jej poprzedniczki była silna, zdecydowana, stanowiła oparcie dla swojej rodziny oraz wzór godny naśladowania. W powieści niejednokrotnie widzimy dowody tego jak choćby decyzje, które podjęła po śmierci Thotmesa I czy wspomagając córkę w sprawowaniu faktycznych rządów. Senenmut to zupełnie inna historia. Kassala przedstawiła go jako chopesz Amona, boskie narzędzie do wykonywania zadań specjalnych, nad którym pieczę miał arcykapłan tegoż bóstwa. Jednakże chopesz wymknął się spod władzy, zauroczył się swoją podopieczną (20 lat młodszą) i wpadł po uszy, wykonywał wszystkie powierzone zadania, ale po swojemu, wg własnego uznania, by przyczynić się do chwały ukochanej, ale czy mężczyzna zawsze był posłuszny zasadzie „żyj w maat i czyń zgodnie z maat”? Dla niewtajemniczonych - „maat” to obowiązujące prawo, porządek stanu rzeczy, harmonia, a bogini Maat jest tego uosobieniem. Senenmut był prawą ręką Hatszepsut praktycznie we wszystkich aspektach władzy na przestrzeni wielu lat, to on stał za jej sukcesami budowlanymi, wyprawą do Punt itd. Ale czy kierował się tylko miłością do królowej? A może to ambicja kazała mu się wspinać po szczeblach kariery i korzystać bezwzględnie z jej uczuć? Pisarka ukazuje nam związek dwojga ludzi, którym życie nie pozwoliło na ujawnienie swojego uczucia, ukrywanie się z nim z powodów społecznych. Owszem, coś ich łączyło, ale czy była to właśnie ta jedna jedyna miłość?
Powieść trzyma w napięciu. To nie tylko wyżej wspomniany wątek romansowy, intrygi dworskie, ale i sama ciekawość „co dalej” pcha czytelnika przez kolejne rozdziały. Każdy etap życia kobiety-faraona kończy się proroczym snem, który zsyła Amon. Widzimy tu powtórzenie z książki o Nefertiti, gdzie zamiast snu była modlitwa do Isztar.
„Hatszepsut” Ewy Kassali to książka godna polecenia nie tylko dla znawcy tematu, ale i dla laika. Jest jedno „ale”. Trzeba lubić historię choć trochę, by dawne zwyczaje opisane w powieści nie raziły, a i wiara w bóstwa oraz ich wyrocznie nie była dla czytelnika wyrazem naiwności bohaterów, lecz po prostu ich codziennością.
Dla mnie, jako osoby siedzącej w temacie starożytnego Egiptu od lat, książka Kassali o Hatszepsut jest strzałem w dziesiątkę. Pokochałam ją od pierwszej strony i uwielbienie wzrastało z każdą następną. Za pokłon historii, za barwne postacie, za przygotowanie merytoryczne autorki, za drobiazgowość i genialną fabułę, którą w większości napisało samo życie. Czekam na kolejne powieści pisarki w tym stylu.
Zainteresowanych rządami Hatszepsut odsyłam do polskojęzycznych opracowań jej biografii:
1)      Hatszepsut – Peter Nadig
2)      Hatszepsut. Kobieta, która została królem – Kara Cooney
3)      Hatszepsut. Tajemnicza królowa Egiptu - Christiane Desroches-Noblecourt
4)      Hatszepsut. Kobieta faraon - Joyce Tyldesley
oraz wszelakie opracowania polskiego znawcy tematu – Filipa Taterki, absolwenta WH UAM oraz francuskiej Sorbony.