Recenzje tematycznie

sobota, 19 maja 2018

14) "Hilda" N. Griffith

     Powieści historyczne potrafią oczarować lub przytłamsić czytelnika. Nie każdy autor powinien brać się za ten gatunek. Czasem trafiają się potworki, które powodują, że przy każdym zdaniu ma się ochotę krzyczeć z bezradności, a czasem prawdziwe perełki, które zachwycają na każdym kroku. Wszystko jest zależne od należytego przygotowania pisarza, jego wiedzy o opisywanej epoce, źródeł z których korzysta i warsztatu, jakim się posługuje. 
     Nicola Griffith wzięła sobie za cel opisanie postaci Hildy, córki Hererica, świętej benedyktynki uznawanej przez kościół katolicki oraz anglikański. Co o niej wiemy? Urodziła się w Nortumbrii, ok. 627 roku została ochrzczona na dworze króla Edwina, a ok. 647 roku postanowiła dołączyć do służby kościoła. Mianowano ją przeoryszą klasztoru w Hartlepool, następnie przeniesiono do Whitby. Mówiło się o niej, że jest światłem świata. Większość informacji o tej kobiecie pochodzi z dzieła Bedy Czcigodnego pt. "Historia kościelna ludu kościelnego". Tyle historia. Pisarka postanowiła wykorzystać luki i wypełnić je swoją wyobraźnią mocno podpartą naukowymi badaniami, o czym wspomniała w posłowiu i w podziękowaniach. Wyjaśnia tam, że przygotowywała się przez jakiś czas zanim wzięła się za pisanie "Hildy". Nie tylko źródła historyczne, ale i archeologiczne zostały wzięte pod uwagę w procesie twórczym. Niewątpliwie ma to swoje odzwierciedlenie w treści książki. Opowiada ona o pierwszej połowie życia Hildy, od wczesnego dzieciństwa do momentu jej zamążpójścia. 
   Postacie są wyraźnie zarysowane, nie powielają się ich charaktery. Panuje różnorodność posiadanych cech, temperamentów, zwyczajów. W miarę upływu lat one ewoluują, dorastają. Widzimy jak otoczenie, przeżyte traumy, napotkane osoby, zdobyte doświadczenie wpływają na ich osobowość. Jest to niezwykle ważne w przypadku Hildy, jej gemaecce (oficjalna partnerka/ przyjaciółka, głównie przy tkaniu) Begu, przyjaciela z lat dziecinnych Ciana i jego matki Onneny, króla Edwina oraz matki Hildy, Breguswithy.
    Hilda jako światło świata przygotowywana do tego od wczesnego dzieciństwa przez matkę miała się nauczyć milczeć, rzadko odzywać, uważnie obserwować otoczenie, analizować wszelkie fakty i na podstawie tego wyciągać wnioski. Dzięki temu mogła próbować wieszczyć o przyszłości, mówiąc o znakach lub snach zesłanych przez bogów. Trafne "prognozy" (to chyba najodpowiedniejsze słowo pasujące do kreacji zastosowanej przez Griffith) pozwoliły jej na stałe przebywanie na dworze króla, wpływanie na niego i zabezpieczenie swojej rodziny przed śmiercią (jej ojciec został otruty). Na kartach książki obserwujemy jej dojrzewanie, kolejne etapy wtajemniczania w sprawy dorosłych i ich wpływ na życie tysięcy poddanych, jeśli dotyczyły one świty króla. 
    Inną kobiecą postacią, która wryła mi się w pamięć jest wspomniana już wcześniej Breguswitha. Matka Hildy to osoba wyrachowana, próbująca za wszelką cenę utrzymać się w pobliżu władzy, chcąc mieć na nią wpływ i jednocześnie chronić swoją rodzinę. Po śmierci męża została sama z dwiema córkami, żyjąc w strachu, by nowy król, a jej szwagier, nie kazał ich uśmiercić jako potencjalne zagrożenie dla siebie i swoich potomków. Przez cały czas balansowała na cienkiej linii między lojalnością a zdradą. Powodowana własną ambicją i lękiem o dzieci lawirowała potajemnie między obozami władców. Wobec starszej córki potrafiła ukazywać uczucia, natomiast wobec młodszej latorośli zabrakło u niej tego odruchu. 
    Ponadto warto zwrócić uwagę na wątek religijny dotyczący odchodzenia od wiary w Wodena, pogańskiego bożka wysp brytyjskich, na korzyść chrześcijaństwa. Dzięki książce staliśmy się naocznymi świadkami okrucieństw i matactw jakich dopuszczali się księża, byle dopiąć swego. Jak głośno mówili o grzechach i dziesięciu przykazaniach, sami łamiąc je co krok. Swojska hipokryzja. W "Hildzie" najlepszym przykładem tego stał się ksiądz Paulin, jedna z najmniej sympatycznych postaci, którą miało się ochotę wyrzucić za burtę podczas sztormu na środku oceanu. 
   Autorka doskonale orientuje się w opisywanej przez siebie epoce, częstując czytelnika trudnymi słówkami pochodzenia staroirlandzkiego, brytyjskiego i staroangielskiego. Są to pojedyncze zwroty, które zapewne miały pomóc "wczuć się" czytelnikowi, jednak początki były trudne i wybijały one z rytmu. Dobrze, że na samym końcu książki znajduje się słowniczek z ich tłumaczeniem. Griffith sporo miejsca poświęciła na oddanie codzienności średniowiecznej Brytanii: od strojów, wystroju wnętrz, targów po przygotowywane posiłki, odprawiane ceremonie, budowanie budynków. Ogrom opisów i szczegółów. Widać, że włożono w to sporo wysiłku i pracy. Doceniam jak najbardziej, ale wydaje mi się, że momentami nadmiar może przytłoczyć i zniechęcić.
    Takich książek nie pochłania się w kilka godzin, ale smakuje się wiele dni, a może nawet tygodni. Fragment za fragmentem... powoli doceniając kunszt autora, niezwykłe postacie żyjące własnym życiem, by w końcu z ulgą odetchnąć i powiedzieć "koniec".
    Książka zdecydowanie dla osób na co dzień zajmujących się mediewistyką wysp brytyjskich, ewentualnie amatorów tego tematu. Myślę, że przeciętny czytelnik, który wzbrania się przed historią jako taką po kilkudziesięciu stronach może przerazić się ilością przytoczonych imion, powiązań genealogicznych (nieco zagmatwanych) i politycznych, spisków i intryg na dworze. Łatwo pogubić się w tym kto z kim jest w sojuszu, kto jest uzurpatorem, kto szykuje się do zdrady. 
    Do "Hildy" podchodziłam kilka razy, w międzyczasie czytając inne książki, tematycznie związane z moimi zainteresowaniami. Nie żałuję czasu spędzonego nad tą lekturą, bo nieco rozjaśniła moje pojęcie o średniowieczu Brytanii, przybliżyła postać Hildy. Polecam dla osób zaintrygowanych tą tematyką, odradzam osobom, które oczekują łatwej i przyjemnej lektury. Tutaj na pewno tak nie będzie. 

Czy ktoś z Was czytał "Hildę" i co o niej sądzi?

środa, 2 maja 2018

13) "Zwilczona" i "Sekretna zima Jaśminy" Adrianny Trzepioty

     Co może kryć się wśród mazurskich lasów, gdzieś na obrzeżu Polski, w miejscu, w którym stykały się różne narodowości o odmiennych kulturach, tradycjach i zwyczajach? Czy w takim miejscu mogą kiełkować ziarna tajemnic historii, które tylko czyhają, by wychynąć ze swego dotychczasowego ukrycia i ujrzeć światło dzienne?
     Adrianna Trzepiota obiecuje nam w "Zwilczonej" oraz "Sekretnej zimie Jaśminy" przygodę okraszoną słowiańskimi klimatami z szeptuchą w tle, tajemniczymi kartami tarota zostawionymi przez dziadków, poszukiwaniem samej siebie przez główną bohaterkę. Jak autorka wywiązała się z tego?
    Pierwsza część przygód Jaśminy pt. "Zwilczona" wg okładki powinna być o: "kobiecej intuicji, mazurskiej magii i ogromnej miłości". Z jednej strony mamy rodzinę głównej bohaterki na pozór idealną, z drugiej jej przyjaciółki z czasów młodości. Każda z nich boryka się ze swoimi problemami, szarą codziennością, walką o swoją kobiecość. Trzepiota ukazuje nam siłę przyjaźni, niezwykłą pomimo rozłąki wielu kilometrów. W rodzinie Jaśminy zaczynają się drobne rysy, mąż zaczyna nadużywać alkoholu, przestaje zwracać uwagę na dziecko i żonę, a ona walczy ze złem, które ją przytłacza. Jej przyjaciółce Zosi świat zaczyna się sypać, gdy dowiaduje się, że mąż nie pozostaje jej wierny. Jak żyć z kimś, komu się nie ufa, kto kłamie? Jak podołać samotnemu rodzicielstwu? Jak utrzymać dzieci, dom i przy tym nie zwariować od nadmiaru problemów? Jak znów uwierzyć w siebie? Natomiast Lena jest szczęśliwą malarką, która całkowicie poświęciła się swojej pasji, unikając zakładania rodziny. Tworzy niezwykłe obrazy, portrety kobiet, które wypływają wprost z jej serca.
    Podczas jednego ze spotkań postanawiają ruszyć śladem tajemniczej księgi zostawionej przez dziadków Jaśminy, a dokładniej "mapy skarbów" wskazującej miejsce gdzieś w lesie. I właśnie od tej chwili zmienia się życie Jaśki. Kobieta wyrusza w podróż bardziej mentalną niż dosłowną. Przewodniczy jej wilczyca, uosobienie jej kobiecości, drzemiącej w niej siły, dzikiej i nieposkromionej, lecz jednocześnie rozsądnej, ceniącej rodzinę. Jaką ścieżką podąży? Dokąd ją zaprowadzi? Najpierw trafi do Warszawy, hałaśliwej, pełnej życia i energii, w której trudno się odnaleźć osobie przyzwyczajonej do ciszy i spokoju wsi. Tam spotyka Władka, wydającego się przeciwieństwem jej męża, kogoś kto wierzy w nią i jej talenty pisarskie, kto daje jej wsparcie i pomaga na powrót uwierzyć w siebie. Ale czy tylko o przyjaźń tu chodzi? Jedno mogę tu zdradzić - z tej znajomości wynikną niejedne kłopoty, których konsekwencje będzie widać w kolejnej części.
   Słowiańskości tu tyle co kot napłakał, niestety. Mamy gdzieś w tle motyw staruszki szeptuchy, co kultywuje tradycje przodków, ale to dalekie tło. Jest archetyp wilczycy, ale chyba nie do końca wykorzystany, bardziej uosobienie duszy Jaśki, a może właściwszym byłoby określenie - projekcja wymarzonej Jaśminy, silnej i niezależnej. Tak, to chyba bardziej pasuje. Jaśka realna i Jaśka z drugiej strony lustra - wilczyca, która pokazuje jej jaka może być ta prawdziwa Jaśmina, bez zahamowań i stereotypów. Kolejny niewykorzystany potencjał tkwi w obrazach Leny. Początek książki zapowiadał, że odegrają one większą rolę w całej fabule, tak jakby były obdarzone duszą, miały dawać siłę swoim właścicielom. Bardzo udany zabieg, wręcz intrygujący i każący czekać na dalsze fragmenty z tym motywem. Niestety, niedoczekanie nasze. Plusem jest opis kilku receptur kucharskich (bardzo dokładnych), które mogą zachęcić do eksperymentów oraz wtręty filozoficzne, dotyczące głównej bohaterki i jej życia, które można odnieść do każdego z nas.
   "Sekretna zima Jaśminy" zdradza nam dalsze losy głównej bohaterki "Zwilczonej", bez wdawania się w zbędne szczegóły z życia jej przyjaciółek. Leny tu praktycznie nie ma, w tle przemyka Zosia. Książka koncentruje się na życiu Jaśki, jej próbie walki z alkoholizmem męża i jego aroganckim zachowaniem, próbą poznania samej siebie i radzenia sobie w samotności, próbą zerwania znajomości z Władkiem i znalezienia ostoi w Warszawie. Mamy tu mniej akcji, więcej przemyśleń, co jest stanowczo na korzyść, bo wreszcie bliżej poznajemy główną bohaterkę i jej stan ducha. 
   Jedną z najciekawszych postaci jest leśniczy Bojan, który zmaga się z duchami przeszłości, ucieka w pracę i samotność, stroniąc od ludzi na tyle, ile się da. Towarzyszy mu pies husky, przybłęda, Luna. Odegra ona dość ważną rolę w znajomości pomiędzy Bojanem a Jaśką. Pomoże zarówno jednemu, jak i drugiemu, ale w jaki sposób? O tym przekonacie się, jeśli zajrzycie do wnętrza książki. Powiem tylko, że ten pies dodaje tylko uroku całej fabule. Jedyne co razi to to jak leśniczy początkowo traktuje swoją zwierzęcą towarzyszkę. 
    W tej części przygód Jaśminy Trzepiota daruje nam całą paletę legend związanych z wilkami z różnych stron świata, które mogą zaciekawić do własnych poszukiwań w tym temacie. Zabieg interesujący, ale szkoda, że mało powiązany z fabułą. Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby wplecenie tych historii w życie bohaterki, np. jej samodzielne kwerendy źródłowe, a nie wtręty stricte od autorki, co zaburza rytm powieści. 
    Obydwie książki Adrianny Trzepioty są napisane plastycznym, czasem wręcz poetyckim językiem, dzięki czemu z łatwością czytelnik otuli się barwami i zapachami mazurskich lasów. Warstwa filozoficzna niejedną osobę na zakręcie podniesie na duchu i wskaże właściwy kierunek podążania, by poznać samego siebie, swoje wady i zalety, cele i pragnienia. Osoby po przejściach na pewno docenią to. Legendy o wilkach i motyw przewodni wilczycy przyciągną fascynatów przyrody i słowiańskich klimatów. 
   Książki Trzepioty może nie są najlepiej dopracowane, brakuje im tego "czegoś", ale po ich lekturze czytelnik jest ciekawy co dalej. Mam nadzieję, że trzecia część, której premiera już wkrótce okaże się o niebo lepsza, uzupełni braki swoich poprzedniczek i logicznie zakończy wątki, które urwały się tak nagle. 
    Czy polecam? Myślę, że można się z tym zapoznać przy chwili wolnej, gdy nuda całkiem doskwiera, a mamy ochotę na coś niecodziennego, nieco dziwnego, niedoskonałego, co i tak nas zmusi do refleksji.

A co Wy sądzicie o tej serii i stylu autorki? Sięgniecie po "Amulet Jaśminy", trzecią część?