Recenzje tematycznie

niedziela, 24 marca 2019

32) Historia Egiptu filozoficznie, czyli "Maat. Sprawiedliwość i nieśmiertelność w starożytnym Egipcie" Jana Assmanna

   Starożytny Egipt był jedną z pierwszych rozwiniętych cywilizacji, której udało się przetrwać blisko trzy i pół tysiąca lat (jeśli nie więcej - pamiętajmy, że historia wciąż skrywa przed nami wiele tajemnic). Władcami może nie zawsze byli rodowici Egipcjanie, ale wszystkich cechował szacunek wobec wyrosłej tu kultury i wartości, przynajmniej w oficjalnych przedstawieniach. Nawet obce dynastie w Okresie Późnym przyswoiły sobie pewne gesty i symbole, wkomponowując je do systemu własnej polityki. Egipt nie pozostawiał nikogo wobec siebie obojętnym, miłość lub nienawiść. W jaki sposób udało się tej cywilizacji przetrwać tak długi czas z faraonem na czele?

   Odpowiedzi na to pytanie możemy poszukać w książce Jana Assmanna "Maat. Sprawiedliwość i nieśmiertelność w starożytnym Egipcie" w przekładzie profesora Andrzeja Niwińskiego. Zarówno autor jak i tłumacz to znani i szanowani egiptolodzy, posiadający ogromną wiedzę w tej dziedzinie. Myślę, że takim autorytetom można zaufać w kwestii przygotowania merytorycznego tej książki.
   Jan Assmann w tym dziele poszukuje odpowiedzi na pytanie, czym właściwie jest maat, skąd się wzięła, jak jej pojmowanie ewoluowało przez kolejne stulecia i czy miało znaczący wpływ na władzę oraz mieszkańców kraju. Autor podzielił książkę na dziewięć rozdziałów zamkniętych w niecałych 340 stronach. Pierwsze dwa są tak naprawdę poświęcone filozofii, mogącej być związanej ze zjawiskiem maat. Od razu ostrzegam, że niełatwa to przeprawa i nie zawsze przyjemna, ale warta zachodu, bo pomoże w zrozumieniu kolejnych rozdziałów, już stricte związanych ze starożytnym Egiptem. Egiptolog powołuje się na całe bogactwo tekstów źródłowych, mających pomóc w zrozumieniu maat, tj. teksty mądrościowe, Teksty Sarkofagów, Księgę Amduat, Księgę Umarłych, spowiedź zmarłego z Sali Obu Prawd, biografie z grobowców, zestawiając je z różnymi tekstami filozoficznymi, np. Nietzschego. Te odwołania do konkretnych przykładów pozwalają czytelnikowi na próbę, choć chwilową, wniknięcia w świat wartości starożytnych, ich sposób myślenia i pojmowania świata. Nic nie jest w stanie zastąpić kontaktu z dobrem kultury, nawet suche streszczenie. Czytelnik, mając przed sobą tłumaczenie, jest w stanie sam zinterpretować tekst, mając choć podstawową wiedzę o tej cywilizacji.

   Poznajemy maat jako istotę wszelkiego ładu i sprawiedliwości istniejących we wszechświecie, lecz niepozyskane raz na zawsze, ale jako ciągle powtarzający się proces. Bogowie dzień po dniu, podróżując barką Re, walczyli z siłami ciemności, chaosu isefet (uosobione w postaci węża Apopisa), by maat mogła zatriumfować. Faraon był pośrednikiem między ludźmi a bogami. Wspomagał bogów poprzez rytuały i swą obecność, a ludziom ofiarował prawo i sam był jego gwarantem. Maat to także siła chroniąca biednych, słabszych przed bogatymi i silnymi, którzy chcieliby nadużyć swej pozycji. Maat to nie tylko istota życia tu i teraz, lecz także w zaświatach. Tylko ktoś postępujący w swym życiu zgodnie z maat miał prawo do grobowca, czyli gwarancji życia wiecznego; tylko taka osoba miała wiedzę jak przejść wszelkie niebezpieczne miejsca podziemi, by trafić do Sali Obu Prawd, gdzie ważono serce zmarłego i sprawdzano jego dobroć. Tylko człowiek z maat w sercu mógł trafić na Pola Jaru, szczęśliwie przechodząc przez sąd Ozyrysa, nie będąc pożartym przez Pożeraczkę. Maat dawała prawo, ład, sprawiedliwość, ochronę, możliwość funkcjonowania w społeczeństwie i w życiu pośmiertnym. Maat to życie i nieśmiertelność, maat to idea podtrzymująca istnienie państwa. Bez niej panuje chaos i zniszczenie, nie ma nic co drogie ludzkiemu sercu. Bez maat wszelkie inne wartości zanikają. Maat to także zaufanie i miłość. Maat jest zasadą utrzymującą świat, pozwalającą codziennie rano podziwiać wschód słońca, a wieczorem jego zachód. Dzięki maat Re triumfuje nad Apopisem każdego dnia, by świat mógł istnieć. Maat jest pojęciem tak obszernym, tak głębokim, że nie sposób przejść obok niego obojętnie.

   Egipcjanie chcąc to pojęcie uosobić, stworzyli wizerunek bogini z piórem, pisane z dużej litery, Maat jako córkę Re, czasem towarzyszkę Thota.
   Książka Assmanna pomaga sobie uporządkować wiedzę, którą stanowczo rozszerza, zrozumieć ewolucję jaką przeszło to zagadnienie od czasów Starego Państwa, gdy maat pośredniczył król, aż do Okresu Późnego, gdy maat była dostępna każdemu, a faraon nie był już niezbędny do pośrednictwa z bogami. Historia maat jest historią Egiptu.
   Jak już wspominałam, egiptolog w wielu miejscach nawiązuje do filozofii i pierwsze rozdziały pomagają zrozumieć jego tok myślowy. Książka również nie jest napisana najprostszym językiem. Przed jej rozpoczęciem trzeba mieć chociaż podstawowe pojęcie o historii i kulturze starożytnego Egiptu, bo bez tego ani rusz. Książki nie polecam laikom, bo się pogubią. Dla pasjonatów tematu - jak najbardziej.
   Jan Assmann zrealizował w tej książce stawiane sobie cele, odpowiedział na pytania badawcze w wyczerpujący sposób. Czytelnik na pewno będzie usatysfakcjonowany. Bogate przypisy, bibliografia, teksty źródłowe i ilustracje - tylko na plus. Jedyne czego mi zabrakło to analizy przedstawień samej bogini Maat, ale nie takie było zadanie autora. Zatem kolejny, ciekawy temat do zrealizowania przez nowe pokolenia egiptologów. 
   Książkę polecam z czystym sumieniem wszystkim zakochanym w starożytnym Egipcie.


  "Mów Maat, czyń Maat,
    bowiem jest ona wielka i mocna"*

* J. Assmann, Maat. Sprawiedliwość i nieśmiertelność w starożytnym Egipcie, Warszawa 2019, s. 118.

wtorek, 12 marca 2019

31) Korzenie Słowian w wykonaniu polskiego klasyka, czyli "Stara Baśń" J. I. Kraszewskiego w natarciu

   Gdy niebo zasnuwa czerwona łuna zachodzącego słońca, a mrok zaczyna zalewać świat, budzi się w ludziach tęsknota za czymś co było i minęło, lecz niełatwo to odnaleźć. Nasi przodkowie siadywali wokół ogniska, śmiejąc się i żartując, by w końcu oddać głos starszemu, by mógł snuć tajemnicze opowieści, być może posiadające w sobie choć ziarno prawdy. Niejednokrotnie dotyczyły one historii rodu, a nawet całego narodu, pozwalając młodym poznać swe korzenie. Czasem opowieści kręciły się wokół legend i baśni, co potrafiło wywołać nutkę grozy, gdy wokół wieś opasał ciemny las. Wówczas do życia budziły się różne dziwy, co mąciły ludziom w głowach, choć częściej robiła to chciwość i chora ambicja, chęć dominacji i władzy. 
   Dokąd tak właściwie zmierzamy? Dlaczego wspominam o ogniskach, bajaniu i dziwach? Chciałabym zabrać Was w podróż po świecie, który przedstawił nam Józef Ignacy Kraszewski w "Starej Baśni". Film pozostanie filmem, a spotkania z książką nic nie zastąpi, zwłaszcza w kwestii językowej. 
 
   "Stara Baśń" Kraszewskiego opowiada nam o czasach, gdy na ziemiach polskich mieszkały plemiona Polan, Pomorców, Kaszubów etc. Łączyła ich wspólna wiara i język. Po ziemiach bujno zarośniętych lasem przemykali pojedynczy handlarze zachodni, zwłaszcza z rejonu Niemiec, którzy przynosili ze sobą wszelkie nowinki techniczne, kulturowe, przy okazji zapoznając się z naturalnymi bogactwami rejonu, jak: futra, żyzne gleby, ludność mogąca stać się niewolną. Polanami rządził Chwostek znad Gopła z rodu Pepełków, wżeniony w niemiecką rodzinę z pogranicza terytoriów, mającą za sobą siłę wojska i żelaza. Kneź rządził twardą ręką, wybijając nawet swoich pobratymców z rodu, byle nie zagrozili jego władzy. Nie wahał się przed okaleczaniem, a nawet mordowaniem. Władał przy pomocy intryg żony trucicielki, co wiedzę miała ogromną, lecz sumienia brak. Tylko władza, dominacja i bogactwo kneziowskiemu małżeństwu było w smak. Potomstwo na niemiecki gród odesłane, od słowiańskiego dziedzictwa oderwane. Jakby tego było mało, chęć zniewolenia kmieci w Chwostku się zbudziła, odebrania swobód i ziem przynależnych, by władcą - tyranem sam sobie był, już bez wieców i bez nadania starszyzny. Niemiecka żona to i niemieckie zwyczaje, a nawet religia, lecz Polanie zgody na to wyrazić nie chcieli. Jak świat światem, walka dobra ze złem rozgorzała, by w końcu nadzieja na lepsze jutro wygrała i nowy świat zrodziła.
   W trakcie podróży po Słowiańszczyźnie poznajemy kmieci różnych temperamentów, m.in. jak spokojnego Wisza, namiętnego Domana czy walecznego Dobka, rody Leszków i Myszków, kobiety niezależne jak wiedźma Jaruha i bogobojna Dziwa, społeczeństwo chramu na Lednicy etc. Kraszewski połączył ich wspólną wartością zamiłowania do Ojczyzny i języka, przywiązaniem do swobody i wolności, stanu pokoju i wieców. Polan przedstawił jako zakochanych w pokoju, pracowitych, znających się na orce i leśnych tajemnicach, gardzących wojną i chorą ambicją, gotowych do walki w obronie własnych zasad i wolności, ceniących domowy mir i rodzinę, bo więzy krwi silniejsze od śmierci nawet są, lecz zdrady i kłamstwa nieznoszący. Społeczność nieco wyidealizowana, ale służąca ku pokrzepieniu serc.
   Szukanie własnych korzeni w legendach i baśniach, wyciąganie z nich odpowiednich wątków, przemieszanie i utworzenie nowej jakości w okresie zaborów było czymś potrzebnym. Pozwalało odnaleźć własną tożsamość, czuć się dumnym z własnej narodowości, mimo, że zaborcy tępili Polaków, starając się ich wykorzenić przy pomocy różnych metod, mniej lub bardziej drastycznych, bez względu na wiek. Powieść Kraszewskiego bazowała na legendach o Piaście i Popielu, którego zjadły myszy. Tu akurat świetnie przydała się wcześniejsza lektura dzieła Stanisława Świrko "Orle Gniazdo". Pisarz pokazał nam, że w trudnych chwilach Polanie mogą się zjednoczyć, pokonać wroga, mimo słabszego zaplecza i zdrajców pośród swoich. Wystarczy dobry przywódca, niezłomni wojowie, wiara w siebie i świadomość o co się walczy. Wieki dzielące słowiańskich Polan doby Piasta i XIX-wiecznych Polaków nie mają znaczenia. Ukazane wartości są nadal aktualne i ważne. Wolność to nieodzowny element narodu i o to zawsze warto walczyć. "Stara Baśń" podkreśla to zwłaszcza w postaci dwóch podróżnych, którzy twierdzą, że tylko zjednoczona Słowiańszczyzna może oprzeć się zachodniemu wrogowi, który tylko ostrzy sobie kły na bogactwa tej ziemi.


   Kraszewski posłużył się językiem archaicznym, poetyzowanym, do którego trzeba się przyzwyczaić. Najpierw należy go okiełznać, by móc w pełni docenić jego walory i niezwykłą siłę plastyki, która w nim drzemie. Słowa "Starej Baśni" żyją własnym życiem, własnym rytmem, wciągając w nie czytelnika. Nie jest to lektura łatwa. Zawiera wiele słów, które już dawno wyszły z użycia i oscylują już tylko gdzieś na obrzeżach współczesnej świadomości społeczeństwa, ale jakież to bogactwa w sobie skrywają, ileż przyjemności daje wsłuchiwanie się w dawno zapomniane dźwięki, oddawanie pokłonu naturze i jej darom w starych pieśniach. Jakież znaczenie ma, że stworzył je w XIX wieku pisarz, jeśli pozwalają odetchnąć wczesnośredniowiecznym powietrzem, gdy w lasach krył się leszy i mu podobni? Czysta poezja i baśń, taka prawdziwa i swojska, bo własna, bo z ojczystych ziem zrodzona, miłości do ojczyzny wyuczona, by hen w świat dalej ją gnała i sławę jej rozgłaszała.
   Dla człowieka ceniącego historię swego kraju przewodnik w osobie Józefa Ignacego Kraszewskiego będzie dobrym wyborem. To miła odmiana od współczesnej maniery, zarówno w języku powieści, jak i samej fabule, mającej w sobie magię, choć tłumaczącą wszystko całkiem logicznie. Nie zrażajcie się na początku, dajcie się wciągnąć w to i ponieść wodze fantazji. Niech słowiańska, polska krew Was poprowadzi do odkrycia własnych korzeni. Kto wie, ile rodzinnych historii tylko czeka na Wasze odkrycie i spisanie?
   Polecam z czystym sumieniem, a wieczorem może seans filmowy ze "Starą Baśnią" z doborową obsadą? ;)

Pozdrawiam serdecznie z niewielkiej osady z serca Wlkp. 
MN

niedziela, 3 marca 2019

30) Nieco mrocznie, czyli Martyna Raduchowska i jej "Szamanka od umarlaków" oraz "Demon Luster"

   Zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami o serii o szamance od umarlaków pochodzącej z rodzimego podwórka, sięgnęłam po nią. Czy naprawdę jest tak dobra?
   Autorką "Szamanki od umarlaków" i "Demona Luster" jest Martyna Raduchowska. To absolwentka psychologii, kryminologii, neurobiologii i psychologii śledczej. Zna się na tym, co pisze i niejednokrotnie wplata swoją wiedzę z zakresu wybranych dziedzin w swoje powieści.

   Główną bohaterki serii jest Ida Brzezińska, czarna owca w magicznej rodzinie. Czemu? Bo dziewczę nie wykazuje nawet najmniejszej krzty talentu w tym kierunku, nawet iskierki. Jakby tego było mało, buntuje się i nie zamierza wychodzić za mąż i rodzić dzieci, nie chce dać się stłamsić i wtłoczyć w stereotypowe ramy żony idealnej. To nie jej droga. Ida marzy o normalnym życiu, normalnych znajomych i zwykłej, szarej codzienności, bez żadnych anomalii magicznych. Ma jej w tym pomóc zdobycie psychologicznego wykształcenia na Uniwersytecie Wrocławskim. Och, jakże to by było piękne, iść swoją drogą, nie patrząc w przeszłość, ignorując swoje korzenie..., ale czy tak się da? Niestety. Dziewczę wdało się w swoją ciotkę. Genów nie da się oszukać. Dziewczyna widzi zmarłych i potrafi z nimi rozmawiać. Przeznaczenie pcha ją do Wrocławia, gdzie i tak trafia na ciotkę. I tu zaczyna się cała przygoda. Ida chyba nawet nie bierze całej sytuacji na poważnie, chociaż jej przeznaczeniu ktoś lub coś pomaga, ale o tym dopiero w "Demonie Luster" się przekonacie.
   Dziewczyna dopiero wkracza w świat dorosłych, stając się samodzielną na własne życzenie. Wydaje się ambitna i pracowita, ale przede wszystkim zagubiona. Lubi buntować się dla zasady. Nie znosi swojego daru i stara się go ignorować, choć zmarli nie ułatwiają jej zadania, a sam dar przekracza powszechne ramy, dodając do tego wizje i niepokojące sny. Ucieczka nie zda się na nic, bo nie ma tu miejsca na wolną wolę szamanki. Nasze medium musi się podporządkować. Musi. I to ją boli najbardziej. Ida bywa uparta jak osioł, szczera i nieraz bezpośrednia. Nie jest skromną dziewoją, co pokornie spuszcza wzrok i czeka na swego wybawiciela. Ma charakterek i potrafi pokazać pazurki. Mimo wszystko, robi wrażenie nieufnej wobec własnych zdolności. Często działa lekkomyślnie, szybciej robiąc niż myśląc, później ponosząc tego srogie konsekwencje. W Idzie wiele cech kontrastuje ze sobą, ale biorąc pod uwagę w jakim domu się wychowała i patrząc na zachowanie jej rodziców, nie można za bardzo się temu dziwić. Dziewczyna tak naprawdę dopiero "na swoim" zaczyna kształtować swój charakter i dostrzegać to, co ważne.
   Szamance w pokonywaniu przeszkód, szkoleniu nowych umiejętności i pokazywaniu dorosłości za przewodnika życie dało ciotkę, siostrę matki, Teklę, która nie znosiła nazywania jej ciotką lub ciocią. Starsze medium, liczące ponad trzysta lat, cechuje bardzo krytyczne podejście do rzeczywistości, bywa ironiczna i sarkastyczna, potrafi trafić w czuły punkt, ale nie robi tego złośliwie. To jej sposób bycia. Idzie wytyka wszelkie błędy i znajomości w bezpośredni sposób, ale tym okazuje troskę siostrzenicy. Dziewczyna jest jej oczkiem w głowie, choć stara się tego nie okazywać. Tekla ma ogromną wiedzę, umiejętności i potrafi uczyć, a w przypadku szamanki jej stan skupienia, a raczej bytu (jak przeczytacie, to dowiecie się o co chodzi) tylko ułatwia naukę.
   Ida dzięki swojemu darowi wplątuje się w aferę magiczno-kryminalną na krajowym poziomie, trafiając prosto w ramiona WONu, organizacji ds. walki z opętaniami itp. Sama nazwa WON wywołuje jednoznaczne skojarzenia i moim zdaniem odpowiednie co do celu istnienia "firmy".

   Pierwszy tom przygód szamanki lekko zawodzi. Spodziewałam się słowiańskich stworków, dokładniejszego wytłumaczenia niezwykłości daru Idy w porównaniu do zwykłego medium, większej ilości dusz, którymi miałaby się zaopiekowa. Dziwi mnie także chłód ze strony rodziców Brzezińskiej. Magicy nawet nie kiwnęli palcem, gdy życie ich córki było zagrożone (chyba, że tylko książki o tym nie wspominają). Pojawił się również wątek Alicji z Krainy Luster, który właściwie nie został dalej poprowadzony, a szkoda, bo mógłby sporo wyjaśnić i pomóc Idzie w walce z Demonem Luster. Książki Raduchowskiej tchną mrokiem, niepokojem, z upodobaniem przedstawiają krwawe szczegóły morderstw. "Demon Luster" rozwinął skrzydła, ale jeden moment mnie wmurował i zniechęcił do Idy. Śmierć zwierzaka w celu potwierdzenia hipotezy. Skrucha tu nic nie daje, bo zbrodnię popełnia świadomie, narażając stworzonko na niebyt. 
   Z tomu na tom autorka poprawiła się z rozwojem fabuły, stylistyki, pokazując, że potrafi trafić do czytelnika i zainteresować go swoją historią. "Demon Luster" jest zdecydowanie lepszy, dokładniej opracowany. Myślę, że tu odnajdą się wielbiciele powieści kryminalnych (zwłaszcza drugi tom obfituje w takie wątki), mrocznego klimatu z wątkiem fantastycznym.
   Tekla nieco przypomina mi Jarogniewę z "Kwiatu Paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk, Pech - siłę wyższą i niższą z serii "Dożywocie" Marty Kisiel, co wzbudza miłe skojarzenia. Właśnie! Pech to chyba nawet taki trochę Bazyl z "Szaławiły" M. Kisiel, przynajmniej wg mnie zyskuje przy bliższym poznaniu i ten jego ostatni akcent w "Demonie Luster", naprawdę dobre zagranie. No i Kornelia Kwiatuszek - perła nad perłami.

  Autorka dobrze opracowała świat przedstawiony i postacie. Ciekawy, pełen zagadek, jednak podczas lektury wciąż odnosiłam wrażenie, że coś umyka. Co najmniej kilka wątków nie zostało domkniętych, np. ten z Joanną, duszkami, Alicją, Stanisławą, zwyczajami Gryzaka (pomysł świetny, przesłodkie stworzenie), szkołą Idy (dlaczego tak łatwo się poddała?). Najbardziej żal sprawy z Alicją i Stanisławą, bo te wątki mogły nieco naświetlić sytuację samej szamanki i czytelnika wgłębić w jej wewnętrzny świat.
   Seria o Idzie Brzezińskiej jest dobra, na pewno znajdzie swoich wiernych fanów, jednak mnie w tym gronie zabraknie. Zbyt mroczno, zbyt ciemno i zimno. Nie czułam się swojsko. Tu trzeba mieć zacięcie detektywistyczne i zamiłowanie do takich klimatów. Przeczytajcie, a sami się przekonacie. Może do Was ta seria przemówi i stanie się świetną zabawą.