Dzisiaj nietypowo, dwie recenzje w jednym wpisie, ale tyczące się tej samej serii. Zapraszam!
"Przebudzeni" - tom 1 - Colleen Houck
Piaski Sahary przykrywają starannie tajemnice przeszłości. Jednak czasem zdarza się wyjątek. Pustynia uchyla rąbek swego sekretu i wypuszcza na świat piękno dawnych dni. Pomagają jej w tym archeolodzy, tłumacząc społeczeństwu zawiłości zamierzchłych cywilizacji. Co jednak, gdy przeszłość postanowi sama się objawić i to komuś zupełnie przypadkowemu?
Colleen Houck postanowiła bliżej przyjrzeć się cywilizacji egipskiej, jej mitologii i systemowi wartości, prezentując swe wnioski w postaci powieści dla młodzieży "Przebudzeni". To tylko pierwszy tom cyklu, a już pozwala co nieco wyrobić sobie zdanie o pisarce i jej piórze. Ale po kolei.
Główną bohaterką powieści jest Liliana Young, bogata nastolatka, wychowana w Nowym Jorku, jedynaczka, mająca na posługi sprzątaczki, lokajów, przyzwyczajona do drogich ubrań, życia w sztucznych ramach wyznaczonych przez rodziców, by dobrze się zachowywać i prezentować. Sztuczna, zimna rodzina, gdzie dziecko jest samotne, ale próbuje mu się to wynagrodzić dostępem do konta bankowego. Ironia losu! Dziewczyna uwielbia obserwować ludzi, a swoje spostrzeżenia notuje i rysuje w specjalnym zeszycie. Najlepszym miejscem do tego jest Metropolitan Museum of Art. Stali bywalcy już ją tam znają, ponieważ często tam przebywa, a przy okazji jej rodzice są sponsorami muzeum. Lilianę cechuje zamiłowanie do ładu i porządku, schematyczność, choć dziewczę pragnie wyzwolić się z okowów ram i zasmakować prawdziwego życia. Podobno dobrze się uczy i ma sporą wiedzę, ale po lekturze "Przebudzonych" śmiem twierdzić inaczej. Jej wiedza o starożytnym Egipcie jest praktycznie zerowa, wszystkiemu się dziwi. Bywa naiwna. Po dłuższym i lepszym poznaniu nieco zyskuje w oczach czytelnika, bo gotowa jest do szczerej przyjaźni i trudnej miłości, lojalna i wierna, nieco zwariowana, ale w pozytywnym sensie. Wydaje się, że nie potrafi jeszcze się zdefiniować, a rozbicie między tym, co słuszne, a koniecznie nie ułatwia jej podjęcia decyzji. Jest zagubiona i pełna wątpliwości. Ma szansę stać się wartościową kobietą o silnym kręgosłupie moralnym.
Gdzie dziewczyna, tam i chłopak i wybuch wielkich uczuć, tyle, że w tym przypadku autorka postanowiła nieco namieszać. Czemu? Otóż chłopak, który zmieni bieg życia Lily to nie kto inny jak sam egipski książę, liczący sobie co najmniej 4,5 - 5 tysięcy lat. Jakim cudem? Magia w najczystszej postaci i pomoc bogów. Amon, bo to jego oficjalne imię, pochodzi z Itjawy. Jest muskularnym brunetem o piwnych oczach o niemal idealnym charakterze. Czuły, troskliwy, godny zaufania, lojalny, godny prawdziwej przyjaźni, zdolny do najwyższych poświęceń w imię wyższego dobra. Kocha uczty w towarzystwie bliskich. Uwielbia słońce i jego energię, która pozwala mu żyć. Bardzo rodzinny, dobrze wychowany, elegancki. Roztacza wokół siebie niezwykłą aurę, której nikt nie jest w stanie się przeciwstawić. Poza wyjątkowymi zdolnościami jest ludzki aż do bólu. Postać intrygująca.
Jak nasi bohaterowie się poznają? Lily odwiedza Metropolitan Museum of Art, wkrada się do zamkniętej części egipskiej wystawy, by zebrać myśli, podjąć ważne decyzje, gdy wtem ukazuje się jej nieznajomy. Bardzo dziwny nieznajomy. I tu zaczyna się właściwa przygoda. Wycieczka od Nowego Jorku po Egipt. Pobyty w luksusowych hotelach, wystawne uczty, walka z siłami ciemności i misja Amona. Schemat goni schemat, ale tkwi w tym pewien urok. Co tu mamy? Bogatą jedynaczkę, ponoć nad wyraz dojrzałą i inteligentną, piękną i powabną oraz młodego księcia o boskich mocach. Rodzące się uczucie i zwroty akcji jak w telenoweli meksykańskiej. Walka dobra ze złem, widoczna już od samego początku. Gra niebezpiecznych pułapek, z których młodzi wychodzą zwycięsko i rozwiązują zagadki w ostatniej chwili. O właśnie, ukryte i tajemne pomieszczenia w przebadanych zabytkach. Jeszcze sporo tego, ale przejdźmy dalej.
Po pierwsze, uczucie między Lily i Amonem narasta gwałtownie, brakuje mi w tym autentyczności. Ponadto niektóre przemyślenia dziewczyny są tak błahe, że słów brak, np. o typie ubrania, które ma na sobie, gdy w grę wchodzi życie księcia. Po drugie - zwroty akcji, jedna pułapka za drugą, raz dwa, raz dwa, to trucizna, to osuwający się sufit, tam spadający głaz, a na dodatek zaczarowane uszebti. Co za dużo, to nie zdrowo. Najwięcej zaś uwag mam co do samego przedstawienia Egiptu. Amon liczy sobie parę tysięcy lat. Jeśli pochodzi on z Itjawy (w polskiej nomenklaturze Iczitaui), to powstało ono za XII dynastii, a okoliczności dotyczące m.in. wspomnień księcia o ofiarach z ludzi dla Seta, o istnieniu trzech królestw (późniejszych nomów), instytucji królów (a nie faraonów) wskazuje na czasy sprzed I dynastii. Warto przy tym zaznaczyć, że Amon sam mówi Lily, że żył zanim królowie stali się faraonami. Warto też zwrócić uwagę na Seta i jego poplecznika Apopisa. Set to nie tylko bóg burzy, pustyni i obszarów spoza Egiptu. Powieść rysuje go tylko w ciemnych barwach jako tego, który miesza, niszczy i zabija. A czemu nie wspomina się, że tylko Set był w stanie pokonać zło (uosobione w postaci owego Apopisa), by barka Ra mogła dalej sunąć po niebie? W "Przebudzonych" autorka wspomina, że Apopis był kojarzony z krokodylami. Serio? Tu jest ewidentna pomyłka, bo jego wizerunkiem był wielki wijący się wąż, który płynął po niebie, by połknąć wspomnianą przed chwilą barkę Ra. Ponadto, idąc dalej tym tropem, Houck myli Apopisa z Sobkiem (bóg przedstawiany z głową krokodyla). I tu sprostowuję pisarkę, Krokodylopolis (egipskie Szedet) było poświęcone właśnie Sobkowi. Autorka wspomina także o Hatszepsut. Rzeczywiście była silnym faraonem o ogromnej władzy. To niezwykła kobieta, ale niejedyna samodzielnie rządząca. Do grona niezależnych władczyń należy zaliczyć także m.in. Nitokris, Neferusobek, Tauseret czy nawet Kleopatrę VII.
Jedną z najciekawszych postaci w "Przebudzonych" jest Osahar Hassan. Kocha, to co robi, zna się na tym i nie poprzestaje na prostych wyjaśnieniach, lecz drąży temat, póki go nie wyczerpie. Odważny archeolog, pełniący jednocześnie rolę wezyra Amona i jego braci, Ahmosa i Astena. Uwielbiam jego przezorność, zdrowy rozsądek, poczucie odpowiedzialności i wiedzę. Myślę, że jego wykładów o starożytnym Egipcie mogłabym słuchać godzinami.
Warto oddać autorce to, że starała się w jak największym uproszczeniu przedstawić skomplikowane mity egipskie, m.in. o Ozyrysie i Izydzie, konflikcie Seta i Horusa, powstaniu Ziemi (rozdzielenie Geba i Nut), za bardzo przy nich nie majstrując.
Należy pamiętać, że to powieść fantasy dla młodzieży i Colleen Houck miała prawo nadwyrężyć fakty historyczne i mitologię na własne potrzeby na rzecz fabuły.
Mimo wielu minusów ta książka pochłania. Choć Lily nieraz irytuje swoim zachowaniem i naiwnością, to z zainteresowaniem śledziłam jej losy. Nie umiem powiedzieć czemu. Może to lekkie pióro autorki, klarowny, jasny styl, a może fakt, że powieść dotyczy Egiptu? Lektury nie żałuję i mam nadzieję, że kolejne części obędą się bez wpadek mitologicznych.
"Odrodzeni" - tom 2 - Colleen Houck
Egipt tak łatwo nie wypuszcza ze swych objęć, co oznacza, że poszłam za ciosem i ponownie sięgnęłam po twórczość Colleen Houck z cyklu "Strażnicy Gwiazd". Czy drugi tom o przygodach Lily Young sam się obroni?
Opis na okładce zdradza nam pewne szczegóły. Dziewczyna, by ratować ukochanego musi udać się do Krainy Umarłych, gdzie co krok czają się niebezpieczne istoty i pułapki. Ma dokonać tego dzięki darowi od Amona, którym okazał się skarabeusz sercowy, który wzmocnił ich więź i powoduje, że Young staje się nieodpartą pokusą dla każdego mężczyzny bez względu na wiek i pochodzenie (człowiek czy bóg, nieważne). W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej.
Drugi tom skupia się przede wszystkim na Lily. Amon jest tylko tłem, a pozostali bohaterowie jedynie towarzyszą dziewczynie w jej misji. Owszem, poznajemy ich, jednak jest to ledwie ich zarys, bez głębszej konotacji psychologicznej. Autorka całkowicie skupia się na młodej Amerykance. Dzięki temu możemy ją naprawdę dobrze poznać, wejrzeć w jej najskrytsze myśli, spróbować postawić się na jej miejscu i zastanowić się, co sami byśmy zrobili, gdyby los postawił przed nami zadanie ratowania świata. Lily dorasta, zaczyna rozumieć siebie i swoje marzenia, odżegnuje się od idei rodziców i pragnie się od nich całkowicie wyswobodzić, by móc latać między gwiazdami (proszę brać ten zwrot dosłownie). Odnajduje w sobie siłę, by walczyć o Amona i jego miłość. Brnie w misję, która nie ma gwarancji sukcesu, miewa chwile zwątpienia i słabości, a mimo to nie poddaje się. Ta Liliana wzbudza podziw i sympatię. Jednak jest jeszcze ta druga strona, bardziej próżna i pyszna, czasem dziecinna, którą trudno zdzierżyć. Skąd tak dwie skrajne postawy? Tajemnica tkwi w rytuale sfinksa, który dziewczyna zechce przejść. Tak, on naprawdę wiele wyjaśnia. Czemu? Bo na scenie pojawia się lwica Tia, która nieźle namiesza w głowie Lily, jednocześnie ostrząc sobie zęby na jednego z braci Amona.
Wątek rytuału sfinksa Houck wykorzystała w 100% (nie ma on nic wspólnego z historią Egiptu). Pomysł naprawdę ciekawy, zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia. Myślę, że może nieco przybliżyć problem osób z zaburzeniami osobowości. Przygotowanie do niego i jego przebieg są dobrze rozpisane, wzbudzając zainteresowanie, nie nużąc zbyt wielką ilością szczegółów.
Houck, podobnie jak w pierwszym tomie, wzięła na karb mitologię egipską, starając się przybliżyć opowieści ze świata bogów. W porównaniu do oryginałów nieco ubarwiła historię Izydy i Ozyrysa, początku świata, rozdzielenia nieba i ziemi, konflikt Seta i Horusa (mam wrażenie, że inspirowała się szeroko pojętą ezoteryką). Podobnie potraktowała opowieści o Duat, czyli świecie podziemnym, sądzie zmarłych i Pożeraczce. Nie do końca odpowiada mi jej wizja. Co innego znam ze źródeł historycznych i wg mnie pierwotna wersja jest o wiele ciekawsza, ale takie prawo pisarza. W powieści do wątków egipskich zostały wplątane też elementy mitologii greckiej i irlandzkiej... zabieg wg mnie niepotrzebny i całkowicie zaburzający warstwę merytoryczną, bo jedno z drugim niewiele ma wspólnego, robiąc wrażenie wciśniętego na siłę. Za to honor należy oddać autorce za naprostowanie sytuacji z Apopisem. Chciałoby się rzec "W końcu!".
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Nieco schematyczna, ale urozmaicona mitologią, co ratuje sytuację. Wiele zwrotów akcji jest do przewidzenia. Nie znajdziemy tu wielkich zaskoczeń, ochów i achów. Mamy walkę dobra ze złem, młodą dziewczynę, która kocha egipskiego księcia, choć równie intrygujący wydają jej się jego bracia (sic!). I jeszcze na dodatek nikt nie może oprzeć się jej urokowi, bo przypomina boginię o niespotykanej dotąd mocy. Na dodatek Horus to Casanova, Maat - wredna służbistka, a jednorożce nie lubią się z lwami (to ważny element powieści). Czasem załamywałam ręce.
Pierwszy tom był o wiele ciekawszy i rzetelniejszy od "Odrodzonych". Tu autorka popłynęła na całego. Puściła wodze wyobraźni. Aż boję się myśleć co zrobi ze sfinksem i jego (a raczej jej) Trójkątem Niemożliwości, kim okaże się Set i jak Lily, Tia oraz Ashleigh podzielą się Synami Egiptu. Na szczęście autorka darowała sobie kosmitów. Przynajmniej na razie.
"Odrodzeni" są młodzieżówką na jeden raz. O tej historii szybko się zapomni. Zbyt wiele wątków z pierwszego tomu nie znalazło ujścia w drugim, a ilość pytań narosła. Jaki będzie tom trzeci? Mam spore obawy, bo obecnie mamy tu tendencję spadkową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz