"Dom na kurzych łapach" Sophie Anderson to powieść przeznaczona dla młodszego czytelnika, należąca do fantastyki, wypełniona elementami z mitologii krain słowiańskich, tłumacząca pewne aspekty życia i śmierci, radzenia sobie z trudnymi sprawami.
Bohaterką historii jest Marinka, nastolatka, marząca o bogatym życiu towarzyskim, skazana na życie na walizkach, tj. na ciągłe podróżowanie z babcią w samonośnym domku o magicznych właściwościach. Baba Jaga to niezwykła kobieta zajmująca się przeprowadzaniem na drugą stronę zmarłych i pilnowaniem Bramy. Jako Strażniczka między światami jest skazana na samotność, wystrzeganiem się kontaktu z żywymi i pilnowaniem codziennych nocnych przyjęć dusz. Marinka wychowywana jest na kolejną Jagę, ale czy ona tego chce? Czemu babcia ostrzega ją przed zbytnim oddalaniem się od domu, prosząc o rozwagę i próbę zaakceptowania przeznaczenia? Czy dziewczynka ruszy własną drogą i uzyska wolność czy przejmie schedę po Babie? Czy spotka żywych? Jakie decyzje podejmie?
Drugoplanową, ale równie ważną postacią jest Baba Jaga. Autorka świetnie tłumaczy jej rolę jako Strażniczki, wygląd opisany w legendzie Jagi Tatiany, pewne zachowania i rytuały, a ponadto charakter. W "Domu na kurzych łapach" to prawdziwa babcia o wielkim sercu, gotowa do wielu poświęceń dla dobra wnuczki, słuchająca i nade wszystko kochająca. Pełna ciepła i miłości, służąca dobrym słowem i radą. Nieco tajemnicza i nie zawsze szczera, ale mająca ku temu powody.
Ta powieść dobrze ukazuje relację między Marinką a Babą Jagą, jej rozwój na przestrzeni dobrych i złych chwil, wszelkie wzloty i upadki, jej znaczenie dla wzrastającej dojrzałości dziewczynki. Czy tak właśnie tka się więź między babcią a wnuczką?
Pojawia się też wątek stereotypów, które krzywdzą młodych i starszych, gdzie głównym wyznacznikiem pozostaje wygląd. Jego zmiana może wywołać aprobatę lub dezaprobatę. Jednocześnie wywołuje to u ludzi konkretne reakcje. Kategoryzowanie według wyglądu może spowodować skrzywdzenie kogoś, bez zaglądania do wnętrza. Plotki idą w świat, opinia przylega, a prawda pozostaje uśpiona. Autorka dobrze oddaje to na przykładzie młodych i dobrze usytuowanych dziewcząt. Czy one wiedzą co robią i jak bardzo krzywdzą innych?
Ważnym aspektem jest też stosunek do zwierząt, szacunek do nich, próba nawiązania więzi mimo braku werbalnego porozumienia. Najwyrazistszym bohaterem pod tym względem jest Kuba. Niezwykle rozumny, spostrzegawczy, wyrozumiały i cierpliwy dla swej ludzkiej przyjaciółki. Myślę, że i Benji zasługuje na nieco uwagi. Opieka nad zwierzęciem to nie chwila, a zobowiązanie na lata. To nie tylko trwanie przy nim na dobre, ale i na złe, w zdrowiu i chorobie, zawsze tuż obok. W sztucznym ludzkim świecie są one uzależnione od nas, chociażby by dostać się do jedzenia czy zaspokoić potrzeby społeczne. To więź pełna miłości i radości, ale i pracy. Tym ważniejsze jest wytłumaczenie tego dziecku, które powinno szanować i dbać o zwierzę, a nie traktować jak zabawkę dla uśmierzenia własnego ego. To równoprawny partner do dialogu. Może i każde z nas ma swoje języki, ale czy gesty i spojrzenia czasem nie wystarczą, by zrozumieć swego przyjaciela? Ewolucja postawy Marinki względem jej podopiecznych zasługuje na chwilę refleksji.
Warto też zwrócić uwagę na przejście między światem żywych i umarłych, czego potrzebuje dusza, jakimi słowami są żegnane, co ofiarowują światu i Jadze, co po nich pozostaje... Gdzieś w tym wszystkim tkwi dom Jagi, żywy, pełen uczuć, samodzielnie myślący, wchodzący w dialog ze swymi lokatorami, czuwający nad Bramą. To symbol końca i początku, drogi, którą każdy z nas pokonuje.
Lektura "Domu na kurzych łapach" pokazuje, że warto iść po swojemu przez życie, czynić dobro, kochać i pielęgnować swój świat, by odchodząc stąd, być spokojnym i spełnionym, nie żałować, a cieszyć się na nowe. Któż wie, co nas czeka tam za zakrętem? "Carpe diem" to piękne zawołanie, które warto wcielić w swoje życie, by uczynić je nieco łatwiejszym, milszym, bo nikt nie jest w stanie uchronić się przed bólem. Nawet taka Jaga.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie książki. Daje to wiarę, że przeznaczenie można zmienić, dostosować do swojego charakteru i marzeń, pozostając szczęśliwym i pełniąc swoją rolę. Nie trzeba być samotnym, wystarczy mieć blisko siebie rodzinę, nawet przyszywaną i przyjaciół. Wówczas świat staje się przychylniejszym miejscem.
"Dom na kurzych łapach" Sophie Anderson to na poły magiczna baśń o życiu i śmierci, o przekraczaniu granic, o życiu na krawędzi, pomiędzy, przeznaczona dla młodszego, ale i starszego czytelnika, który odnajdzie tu opowieści swoich dziadków o Babie Jadze i pochodzie dusz, o przyjaźni i jej sile, o miłości w rodzinie, o wspieraniu się. Można odnaleźć tu słowiańskie akcenty, które dodają smaczku, ale ważniejsze pozostaje przesłanie.
To lektura warta uwagi i poświęceniu jej kilku godzin, zwłaszcza dla rodziców i dzieci, by wspólnie wędrowali z Marinką i Babą Jagą, poznając siłę ich więzi i uroki tegoż świata.