Recenzje tematycznie

niedziela, 29 września 2019

43) "Więź" Anny Lewickiej, czyli o mieszance wierzeń

   Na rynku wydawniczym mamy ostatnio wysyp książek, które w jakiś sposób nawiązują do mitologii słowiańskiej. Z dobrym bądź marnym skutkiem. Jak Anna Lewicka wybrnęła z postawionego sobie wyzwania?
  
 "Więź" to pierwszy tom nowego cyklu mającego łączyć w sobie wierzenia słowiańskie i nordyckie, przyprawione wątkiem miłosnym głównych bohaterów i ich perypetii. Wszystko to sprawia, że czytelnik z chęcią sięga po tę książkę, mając ochotę na zasmakowanie nowych połączeń w lekkiej formie. I co otrzymuje? Przywołując tu kiślowersum i zawołanie Licha trzymającego się za głowę: "ojoj, ojoj...".
   Główną bohaterką "Więzi" jest Alicja, studentka pierwszego roku informatyki, nieco odseparowana od towarzystwa ze względu na swoje zainteresowania i niezwykłe umiejętności. Samotniczka, wydająca się nieco zagubiona w świecie dorosłych, czasem naiwna i dziecinna, innym - zbyt poważna. Chyba szukająca swego miejsca na świecie, chcąca zaimponować siostrom.
   Alicja udaje się w podróż w Bieszczady, by odnaleźć jakiś cenny  i magiczny artefakt. Czemu? Jej rodzina składa się z wiedźm, kobiet wyznających dawne wierzenia, potrafiących "czynić magię", tę dobrą. Jedna z jej ciotek podczas dalekiej podróży odkryła księgę, bardzo cenną, więc Ala chce powtórzyć jej wyczyn. Dziewczyna kieruje się wahadełkiem, zapominając o podstawowych środkach ostrożności i naraża swe życie na niebezpieczeństwo. Ratuje ją, jakżeby inaczej, mężczyzna z krwi i kości, mieszkaniec pobliskiej miejscowości, zawsze trzymający się na uboczu.
   Wiktor ratuje Alicję, pielęgnuje we własnym domu, podczas gdy na dworze szaleje straszna śnieżyca, uniemożliwiająca wyjście poza bezpieczne mury domu. Tych dwoje spędza ze sobą sporo czasu, lepiej się poznaje, mając wrażenie iż znają się od zawsze. Idylla trwa, miłość kiełkuje, istny raj na ziemi. Czy będzie tak już zawsze?
   Wątek miłosny to odgrzewane kotlety z oczywistą rolą przeznaczenia. Tych dwoje musiało się spotkać i już. Są w stanie sobie wszystko wybaczyć, krzywdzące czyny i słowa. Liczy się tylko ich miłość. Ona wiedźma, on berserk, niepotrafiący zapanować nad swoim szałem. Jakie to romantyczne i... patologiczne. Naprawdę chcielibyście się związać z kimś, kto wpada w "białą gorączkę" i lubi popijać? Z kimś takim zakładać rodzinę? Ryzykować i narażać dziecko oraz siebie?
   Postacie wydają się rozplanowane z większym rozmachem. Poznajemy rodzinę Alicji i ich przeszłość oraz fragmenty wspomnień Wiktora i jego znajomych. Bohaterowie nie są płascy, niosą ze sobą bagaż doświadczeń, ale dla mnie nie są do końca wiarygodni. Czasem ich zachowanie przeczy im samym, jakby do końca nie zdawali sobie sprawy z tego, co robią.
   Autorka dobiła mnie wątkiem przywiązania Wiktora do zwierząt. Kiedy mężczyzna zderzył się z jeleniem, nawet nie zwraca uwagi na zwierzę i jego stan, przejmuje się tylko swoim samochodem. Ma wezwać odpowiednie osoby, jednak sprawa urywa się w połowie, bo Wiktor przypomina sobie o czymś innym. Ponadto warto zwrócić uwagę, że gdy berserka ogarnia szał i ma zamiar zaatakować dziewczynę, między nimi staje Dzikun (pies samotnika). Mężczyzna nie patrzy jakie zadaje ciosy, przyczyniając się do śmierci swego przyjaciela. Owszem, rozpacza po nim dzień lub dwa, lecz dalsza część lektury pozostawia wrażenie, że nie za bardzo przejął się swoim czynem. Czytając to, trafił mnie szlag, bo jak tak można?! Żadnej kary? Nic? Zdecydowanie nie rozumiem zamysłu autorki co do tych scen i co tak naprawdę mają one sobą reprezentować. 
   Wątek mitologiczny to wrzucenie do jednego kotła Słowian, Wikingów i jeszcze jakiś nawiązań do bliskowschodnich tradycji. Powstaje z tego papka, z której trudno wydobyć jakiś sens. Mamy opowieść o początku świata, tej o Perunie, Welesie i Mokosz, nazwy świąt wywodzące się (o ile się nie mylę) z nordyckiego kręgu wierzeń, rusałki, czarownice, berserków, magię splatającą cały świat, zgrupowania kobiet w uświęconej liczbie 9, tatuaże nordyckie i słowiańskie, magiczne artefakty i rytuały, których korzeni nie wiadomo, gdzie właściwie szukać. Wszystko jest wymieszane, autorka dodała do fabuły to, co było jej potrzebne, nie zważając do końca na logiczny sens powiązania tych elementów.
   "Więź" czyta się szybko, wystarczy parę dobrych godzin. Anna Lewicka ma raczej lekkie pióro, ale moim zdaniem powinna przysiąść nad dopracowaniem planu powieści, zanim weźmie się za pisanie kolejnej części. Niech to ma jakiś sens, trzyma się kupy (mówiąc już kolokwialnie) i logiczne wytłumaczenie. Sam wątek miłosny i sceny fizycznej bliskości między głównymi bohaterami nie są w stanie zatuszować niedociągnięć tej książki. Promowanie toksycznych związków, okrucieństwa wobec zwierząt - NIE podoba mi się to i więcej nie sięgnę po "Więź". Jeden raz mi wystarczył i wywarł dostatecznie złe wrażenie.
   "Więź" Anny Lewickiej odradzam osobom, które wymagają od lektury czegoś więcej niż tylko lekkiej formy rozrywki, o której następnego dnia już się nie pamięta. Być może znajdą się fani tej historii, ale do mnie zdecydowanie nie przemawia. Może to już nie ten wiek, że człowiek ślepo i naiwnie wierzy w wielką miłość, diametralną zmianę drugiej osoby i zawsze szczęśliwe zakończenie.

środa, 4 września 2019

42) Obraz polskiej wsi z lekko słowiańską nutą, czyli "Dobra-noc" Sabiny Waszut

   I połowa XX wieku, niewielka wieś otoczona lasem, znajdująca się parę godzin jazdy od Częstochowy. Współczesna wiedza tocząca batalię z tradycją. Rytm życia wyznaczony przez pory roku i prace rolnicze. Prosta, nieskomplikowana codzienność, gdzie każdy ma swoje miejsce i rolę do odegrania. Jednak to tylko złudzenie

   Sabina Waszut, pisarka i recenzentka, autorka kilku poczytnych tytułów i zdobywczyni Pióra na Festiwalu Literatury Kobiet w Siedlcach, przenosi nas w książce "Dobra-noc" do niewielkiej wsi Dobra. Nazwa powinna oddawać charakter miejsca, jednak czasem bywa tak na pozór. To, co dobre na zewnątrz, jest zgniłe od środka i odwrotnie. Wystarczy tylko wytężyć wzrok, poobserwować i wyciągnąć wnioski.
   Prolog "Dobrej-nocy" wprowadza nas w słowiańskie klimaty, traktując o jednej z pomrok. Przytacza najbardziej znane informacje na jej temat, starając się unaocznić czytelnikowi, jakie zagrożenie ze sobą niesie. Kto? Zmora. Potępiona dusza, która nie pozwala spokojnie zmrużyć oka, bo jeśli tylko jej ofiara  to zrobi, ona przystępuje do pracy - wysysa siły życiowe, a w końcu dusi. Człowiek będący pod jej wpływem budząc się, nie może się poruszyć, nie panuje nad swoim ciałem, staje się jego więźniem. Zmora... być może właśnie w ten sposób dawniej tłumaczono paraliż senny, duszności itp.
   Kolejna część książki dotyczy 1933 roku, gdy na świat przychodzi główna bohaterka powieści. Siódme dziecko, siódma córka. Jadwiga i Michał Pecynowie oczekiwali syna, który odziedziczyłby gospodarkę, pomógł im na starość. A córka? Wyjedzie wraz z mężem i tyle ją widzieli. Kochają swoje dzieci nad życie, ale co przyniesie im ta siódma? Następne części opowiadają już o latach 50. XX wieku, gdy najmłodsze Pecynówny stoją już u progu dorosłości. Co przez te wszystkie lata działo się u nich? Kim stała się główna bohaterka?
   Siódma córka Pecynów, Krysia, to dziewczę ciche, spokojne, nauczone szacunku wobec innych, pracowite, ułożone, miłe. Samotniczka, trzymająca się na uboczu i unikająca ludzkich spojrzeń. To brunetka o ciemnych oczach i zrośniętych brwiach, a pozostałe jej siostry to typowa słowiańska krew, blondynki o niebiesko-zielonych oczach, które wdały się w ojca. Krystyna jako jedyna wybrała geny matki. Jej wygląd i charakter nie pozostają niezauważone przez wieś. Dziewczyna jest obca, inna, ale dlaczego? Przy jej porodzie asystowała babka, wiejska znachorka, która wiedzę i i doświadczenie łączyła ze starymi wierzeniami. Siódma córka... na usta cisnęło się jedno słowo. Babka wykonała prawie wszystkie zabiegi magiczne, jakie znała, by uchronić dziecko od przeznaczenia. Jednak odcisnęło to piętno na matce dziewczyny. Jadwiga przez całe dzieciństwo córki miała przed oczami to jedno słowo. Bała się, okropnie się bała. Chciała chronić dziecko i wieś. Jaki to dało efekt? Krysia w swoim nastoletnim życiu przechodzi całkiem sporo. Izolacja od ludzi daje jej złudne uczucie bezpieczeństwa, praca na roli - wytchnienie od własnych pragnień i marzeń. Ucieka sama przed sobą, by zastygnąć, by bezpiecznie wpisać się w schemat roli, jaką jej narzucono. Ale nie na tym polega życie. Sytuacja zaczyna się zmieniać, gdy siostra najmłodszej Pecynówny, Pelagia, szykuje się do ślubu. Narzeczeni, chcąc korzystać z uroków młodości, udają się na wiejską zabawę. Chcąc, nie chcąc, Krystyna trafia na potańcówkę, gdzie spotyka znajomego z dzieciństwa, bratanka młynarza.
   Jurek, wychowany w mieście, nie potrafi zrozumieć sytuacji na wsi i takiego wyobcowania młodej i atrakcyjnej dziewczyny. Nie daje wiary wioskowym plotkom, brnie w znajomość, dając Pecynównie oparcie i budząc w niej chęć do życia. Silny charakter z dobrym sercem, ktoś kto może odmienić los na lepsze. Jura jawi się nam, współczesnym, jako rycerz na białym koniu, co zaraz uratuje księżniczkę zamkniętą w wieży i pokona złego smoka. Problem polega na tym, że ową wieżę i smoka dziewczyna posiada również w swoim umyśle, blokadę narzuconą przez otaczające ją społeczeństwo.

   Książka "Dobra-noc" Waszut porusza temat wiary w zabobony i ich piętno odciskające się na niewinnych osobach. Połowa XX wieku, a wiara w zmory, topielce i południce trwa dalej w najlepsze gdzieś na obrzeżach cywilizacji. Nie sposób wyrwać się schematom narzuconym przez lokalną społeczność, które niszczą nie tylko psychicznie jednostkę, której się tyczą, ale również jej najbliższych i więzi z nimi. Osłabia moc rodziny i przyjaźni. Wystawia je na próbę, a presja społeczna jest czasem zbyt duża, by się jej przeciwstawić i odeprzeć z całą siłą. Ile osób w ten sposób zostało przypartych do ściany i nie znajdując innego rozwiązania, żegnało się z tym światem? Ile osób popadło w depresję i inne choroby? Jak wielka jest cena akceptacji przez otoczenie? Zabobony panujące w Dobrej są tylko pretekstem do unaocznienia problemu jaką jest chęć bycia akceptowanym przez ogół. To piętno naszych czasów widocznie m.in. wśród młodzieży, która ceni się nie na podstawie tego jaka jest, ale ile like'ów ma pod zdjęciem, ilu znajomych ma na portalach społecznościowych, ilu obserwujących. Czasy i warunki mogą się zmienić, ale sedno problemu pozostaje to samo.
   Wracając do książki - mamy parę dobrze zarysowanych postaci, które są klamrą powieści. Wokół nich mamy najwięcej szumu, ich losów jesteśmy najbardziej ciekawi. Jednak autorka nie poszła na łatwiznę. Postacie drugoplanowe i ich historie są równie intrygujące oraz pełne zagadek. Warto bliżej przyjrzeć się Jadwidze, kobiecie, która uległa stereotypom i po prawie dwudziestu latach zrozumiała swój błąd, przyznając się do niego; Michałowi, który powinien stanowić wzór ojca dla wszystkich, jego opanowaniu i miłości do córek; krewkiemu Cieśli i jego synowi Jankowi, którzy przez lata borykali się z tajemnicą, która zaważyła na ich życiu; Peli, która w trudnej chwili swojego życia dała ponieść się fali lokalnych plotek i odepchnęła siostrę, by potem tego gorąco żałować; babce-znachorce, która była lekarzem i psychologiem w jednym, doradzając okolicznym mieszkańcom. Sabina Waszut dała swoim bohaterom duszę, sprawiając, że zżywamy się z nimi mimowolnie.

   Autorka sprawnie i lekko operuje słowem, przez co powieść czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Niejednokrotnie padają słowa regionalne bądź nazwy typowo związane z pracą na roli, które mogą sprawić lekki problem czytelnikowi, lecz na pomoc spieszą przypisy, jasno tłumaczące ich znaczenie. Tytuł książki "Dobra-noc" to gra językowa. To nie tylko fonetyczne brzmienie życzenia komuś dobrej nocy czy kolorowych snów, ale również by ta noc w Dobrej naprawdę była dobra, bez odwiedzin tych, co wyłaniają się po zmroku i atakują niewinnych ludzi bez ostrzeżenia. Mieszkańcy Dobrej bali się nocy i ciemności, ciemnego lasu, dlatego pragnęli spokojnej, dobrej nocy. Ale czy to nie oni sami nakręcali tę spiralę? W Dobrej panuje noc myśli i wierzeń, mimo postępu cywilizacyjnego, bo nowe to gorsze.
   Sabina Waszut podarowała czytelnikowi pozornie prostą historię, lecz z każdym kolejnym akapitem bardziej wciągającą i skłaniającą do refleksji. Tu nic nie jest proste, każde zachowanie ma jakąś przyczynę i czasem opłakane skutki, ale warto uczyć się na błędach. Z historii należy wyciągać wnioski i nie powtarzać jej błędów. Historia Krysi uczy, by nie dawać wiary plotkom, dociekać prawdy, nie stosować ostracyzmu wobec najsłabszych członków społeczności, lecz ich wspierać. To, co inne, nie zawsze jest złe, wystarczy dać mu tylko szansę na pokazanie siebie. Nic więcej. Szansę warto dać każdemu. "Dobra-noc" to książka godna polecenia dla osób ceniących sobie powieści z przesłaniem.