Recenzje tematycznie

niedziela, 24 maja 2020

62) "Opowieści spod strzechy" Rafała Merskiego

   Słowiańska kultura, rodzima historia, przeszłość naszych przodków, zwyczaje i wierzenia żywe do dziś w nieco zmienionej formie... Świat wciąż skrywający przed nami swe tajemnice, choć powoli dobywane z mroków zapomnienia, oddzielane od zachodnich naleciałości. Jak to zrobić?
   "Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona bogów zapomnianych." Zorian Dołęga Chodakowski
   Tymi słowami zainspirował się Rafał Merski. Pisarz, publicysta, a przede wszystkim rodzimowierca i żerca postanowił opowiedzieć na nowo o pewnych aspektach wierzeń słowiańskich zachowanych w pamięci społeczności Europy Środkowo-Wschodniej i spisanych przez badaczy kultury. Swoje spostrzeżenia wydał w formie "Opowieści spod strzechy", podzielonych na trzy zasadnicze części, tj. opowieści ludowe, byliny i poematy doby romantyzmu.
   Opowieści ludowe zawierają zebrane opowiastki dotyczące słowiańskich stworów w życiu codziennym ludzi, np. wodnika, topielca, płanetnika, czasem zahaczając o bogów (tu na czoło wysuwa się Weles i jego zwierzęcy poplecznicy, np. wilki). Pierwsza część książki bazuje głównie na powieściach Jana Dekowskiego oraz Lucjana Siemieńskiego. Autor większość z nich opatrzył komentarzem, wyjaśniając niektóre zagadnienia związane z pomrokami, ich miejscem w kulturze, sposobem ich unicestwienia etc. Są one o tyle cenne, że pochodzą od osoby żywo zainteresowanej tematem.
   Byliny, druga część książki, skupia się na historiach bohaterów z okresu średniowiecza i późniejszych. Wybrane przez autora wywodzą się m.in. z Rosji, Ukrainy, co można poznać choćby po imionach postaci.

   Poematy doby romantyzmu zawierają fragmenty tychże utworów, m.in. R. Bermińskiego, N. Żmichowskiej i R. Zmorskiego, związane ze słowiańskimi zwyczajami.
   Pierwsza część "Opowieści spod strzechy" jest najciekawsza i opatrzona komentarzem od autora, pozostałe są tego pozbawione, co nieco je  przez to zubaża. Pokazują kulturę słowiańską przez pryzmat różnych epok i gatunków literackich.
   Opowieści ludowe cechują się raczej prostym językiem, dzięki czemu nawet laik odnajdzie się w prezentowanym materiale. Byliny i poematy polubiły się z licznymi powtórzeniami pewnych wersów, taka ich forma, jednak może to nieco nużyć podczas lektury.
   Do gustu przypadły mi owe komentarze autora oraz wstęp. Od razu widać, że Rafał Merski wie o czym pisze i jak wiele to dla niego znaczy. Wyszukane słownictwo, opisy bóstw i stworów to najmocniejsza część tej książki. Zaryzykuję i powiem, że najlepsza.
   Poważnym mankamentem "Opowieści spod strzechy" jest redakcja. Brakuje m.in. przecinków przed takimi słowami jak "ale", "lecz". Niektóre zdania zaczynają się od małej litery. Problemem są również liczne powtórzenia tego samego słowa w jednym akapicie, powielenia czasowników w jednym zdaniu (tu pewnie wkradł się chochlik z programu tekstowego, z którego korzystał autor). Jest to element, który odbiera przyjemność z czytania. Przed oddaniem do druku tekst powinien być ponownie przejrzany. 
   Książkę wydano w formacie z bardzo dużą czcionką, więc młodsze pokolenia czy osoby z dużą wadą wzroku nie będą miały problemu z lekturą. Myślę, że też dzięki temu jej przeczytanie zajęło mi ledwie parę godzin z przerwami. 
   Na uwagę zasługują także piękne ilustracje Judyty Widlińskiej, przedstawiające nasze rodzime biesy. Biało-czarne, delikatne, nastrojowe, klimatyczne. Świetnie pasujące do tego wydawnictwa.
   "Opowieści spod strzechy" Rafała Merskiego to taka książka ciekawostka dla pasjonatów kultury słowiańskiej, z którą można przyjemnie spędzić leniwe popołudnie. Polecam zwłaszcza uwadze czytelników komentarze autora, mogące poszerzyć wiedzę i zainspirować do dalszych, samodzielnych poszukiwań. 

Poniżej wybrane ilustracje z książki "Opowieści spod strzechy" na tle przydomowego skalniaka. Nic, tylko zachłysnąć się i szukać dalej korzeni rodzimej wiary w tych drobnych codziennych rzeczach jak powiedzonka, zwyczaje, gesty. W tym tkwi nasza tożsamość (by nikogo nie urazić, oczywiście mówię o osobach poczuwających się do bycia Słowianami).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz