Recenzje tematycznie

niedziela, 21 marca 2021

88) Ana Veloso - "Zapach kwiatów kawy", czyli wyprawa do Ameryki Południowej

   Była kolonia portugalska, Brazylia, wyrosła na wielobarwne kulturowo państwo z niezwykłą mozaiką krajobrazów i narodowości. Prawdziwy tygiel wywodzący się z czasów kolumbijskich, gdy do obu Ameryk zaczęto ściągać całe rzesze niewolników z Afryki. Coś, co przyniosło światu wiele cierpienia, ale i przyczyniło się do powstania kultury latino.

   Ana Veloso w "Zapachu kwiatów kawy" przenosi nas do XIX w., do Brazylii w okolice doliny Paraiby i Rio de Janeiro. Świat poznajemy poprzez obserwacje bogatych panów i niewolników. Te różnorodne perspektywy stanowią atut książki.

   Fabuła toczy się wokół życia Vitorii de Silva, najmłodszej córki fazenderów, czyli wielkich baronów kawowych, którzy zarabiali krocie na uprawie tejże rośliny, jak również na niewolnictwie. Cały ówczesny system opierał się na darmowej sile roboczej. Vita, dorastała na wsi, uczona szacunku do pracy, dobrze wychowana, doceniająca dobrą służbę, ale i surowa w osądach, gotowa do poświęceń w imię rodziny, sumiennie wypełniająca swoje obowiązki. Zbiór cnót, ale... pozory czasem mylą. Takie życie byłoby nudne, więc od czasu do czasu warto je urozmaicić tańcami, drobnym przyjęciem wśród znamienitych gości. Czasem z wielkiego miasta z wizytą wpadał Pedro de Silva ze znajomymi, m.in. żydowskim prawnikiem Aaronem, lekarzem Joanem i abolicjonistą Leonem Castro. To właśnie te odwiedziny miały odmienić los całej rodziny, ponieważ między Leonem a Vitą zrodziła się wątła nić porozumienia, pomimo istotnych różnić w światopoglądzie, pochodzeniu i sposobie życia. I tu zaczęła się właściwa historia, która już toczy się wedle schematu długo i szczęśliwie na końcu, lecz z wielkimi przebojami po drodze, by nie było za nudno.

   Sam zarys fabuły godny polecenia. Brazylia budząca się do decyzji o odrzuceniu niewolnictwa i dania wolności każdemu mieszkańcowi. Czytelnik ma możliwość obserwacji sposobu funkcjonowania fazend, traktowania niewolników, odmawiania im prawa do nauki (wiadomo, że ciemnotą łatwiej manipulować), pomiatania nimi i braku szacunku wobec ich ciężkiej pracy. Widać powolny upadek moralny kolonizatorów i ich potomków, stopniowe popadanie w pułapki bogactwa jak: alkoholizm i hazard. Upadek latyfundiów kawowych wymusza nowy sposób radzenia sobie z rzeczywistością całej rzeszy społeczeństwa. Zmienia się cały krajobraz Brazylii po uwolnieniu mas. Wsie pustoszeją i niszczeją, a miasta przeżywają oblężenie i stają się niebezpieczne po zmroku.

   Jak już wspomniałam, świat obserwujemy oczami bogaczy i niewolników. Spośród bogaczy to przede wszystkim Vita i jej matka Alma oraz brat Pedro. Kobiety z wyższych sfer miały zarządzać domem, być dobrze wychowane i umieć poruszać się w towarzystwie, będąc ozdobą dla swego męża. Mimo wolności, pieniędzy i pozycji tak naprawdę miały ograniczony wybór, tj. mąż, klasztor lub staropanieństwo na łasce rodziny. Silne i samodzielne jednostki istniały, ale ciągle spotykały się z problemami i uprzedzeniami. Nie oszczędziło to nawet Vity. Natomiast mężczyzna był zobowiązany do utrzymywania rodziny oraz pomnażania majątku. Miał wolność, co do wybory swej kariery zawodowej i rozwijania talentów. Nie ograniczało go nic poza finansami. A jak to było z niewolnikami? Głównym narratorem w tej kwestii stał się Felix, domowy służący de Silvów, niemowa, ale bardzo inteligentny. Dzięki pomocy pewnego człowieka nauczył się czytać i pisać, a koleje jego losu pokazały, że ciężką pracą można naprawdę wiele osiągnąć. Soavista, fazenda Vitorii, słynęła z dobrego i łagodnego traktowania niewolników, jak w przypadku Luizy czy Zelii. Jednakże Veloso wspomniała, że były to wyjątkowe sytuacje, bo większość białych panów źle obchodziła się ze "swoją darmową siłą roboczą", nie traktując ich jak ludzi, lecz jak przedmioty bez uczuć (np. rozdzielając rodziny, sprzedając ich w różne zakątki kraju). Pośrodku tego układu pojawił się Leon Castro. To właściciel fazendy, którą uprawiali wolni Murzyni. Sam głosił poglądy abolicjonistyczne, najpierw przedstawiając całą sprawę w Brazylii, a potem w USA i Europie. To jak walka z wiatrakami, ale możliwa do wygrania. Castro podczas swoich podróży zauważył pewien paradoks. Brytyjczycy potępiali niewolnictwo w Brazylii, ale nie widzieli niczego złego w tym, że ich rodacy we własnym kraju ciężko pracowali za grosze, nie mogąc wyżywić rodziny, snując się po ulicach miast, a malutkie dzieci wykorzystywano jako tanią siłę roboczą w kopalniach. Stary Kontynent nie stanowił dobrego wzoru. Czarno-biały świat nie istniał. Zawsze pojawiały się szarości i wyjątki. Podział na panów i niewolników był tylko umowny do czasu aż stary układ kolonizatorów się posypał. Siły się zmieniły, świat ewoluował, a ludzie musieli się dostosować. I to właśnie jest siłą napędową tej książki. Ona obnaża czytelnikowi ten układ, pokazując jego uczestników z różnych stron.

   Słabą stroną powieści są bohaterowie. Vita i Leon denerwują. Sami przeczyli swoim wartościom, czasem zachowywali się jak rozkapryszone dzieci, nie do końca świadome tego, co robią. Dziewczyna na początku wydawała się dojrzała nad wiek, poważna, rozsądna, może i uparta, ale dążąca do celu, szczera, bezpośrednia i lojalna. Jednak im dalej, te cechy się w niej rozmywały. Stała się gwałtowna, wybuchowa, zimna, wyrachowana, czasem działająca wbrew logice i swoim postanowieniom. Zamiast dojrzeć, wróciła do bycia typową nastolatką. Umiejętność zarabiania dużych pieniędzy w jej przypadku nie była wyznacznikiem poziomu dorosłości. A Leon? Poważany dziennikarz, polityk, abolicjonista. W życiu prywatnym - dziecko, które łase było na żarty i to głupie, rzucał nieprzemyślanymi i raniącymi tekstami w stronę ukochanej. Swoim zachowaniem przeczył wyznawanym ideom. Vita i Leon dorównali sobie poziomem wzbudzanej irytacji u czytelnika i niedojrzałością. 

   Książka została napisana pięknym i plastycznym językiem. Opisy krajobrazów zachwycają i przenoszą na pola kawowe, pozwalają wdychać słodki aromat dzikiej przyrody, podziwiać zachody słońca, a nawet szalejące burze nad doliną Paraiby. Dialogi postaci są naturalne, pozbawione sztucznych frazesów. Jednak to nie ratuje przed schematycznością. To moja trzecia książka tej autorki i za każdym razem bohaterka to kobieta silna, musząca walczyć o swoje miejsce w społeczeństwie, przeżywająca perypetie miłosne, postawiona przed próbą samotnego wychowywania dziecka. Veloso stosuje tą samą konstrukcję, osadzając ją w innych realiach czasoprzestrzennych. Przedstawione epoki i problemy są ciekawe, ale schemat psuje wrażenie. To trochę jak odgrzewane kotlety. Za którymś razem przestają smakować i przydałoby się wprowadzić nieco urozmaicenia, może nowych przypraw?

   "Zapach kwiatów kawy" porusza ważne problemy dot. m.in. niewolnictwa, próbie jego zniesienia oraz skutkach tego dla gospodarki Brazylii, obraz XIX-wiecznego społeczeństwa rodzącej się kultury latynoskiej, (np. muzyka, taniec capoeira), zmieniającej się mentalności i uwrażliwienia na kwestie równouprawnienia, pozycję i znaczenie kobiety w społeczeństwie. Pod tym względem to powieść godna polecenia, ale radzę uważać na schematyczność, która w pewnym momencie może znużyć. Książka na raz. Nie więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz