Recenzje tematycznie

niedziela, 2 maja 2021

92) "Bajarz z Marrakeszu" - Joydeep Roy-Bhattacharya

   Czy kusi Was atmosfera z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy? Czy kiedykolwiek zaczarowała Was opowieść o Alladynie i dżinie? Czy lubicie arabskie bajania i hipnotyzującą moc opowieści z przeszłości? Z czym Wam kojarzy się smak miętowej herbaty? Czy ożywia Wasz umysł czy usypia czujność? Jak daleko dajecie się poznać narratorowi oraz czy Wasza wyobraźnia ma granice? Czy dajecie się porwać w podróż w nieznane i pozwalacie, by książki Was oprowadzały po świecie? Czy analizujecie każdy krok, czy jednak czasem przymykacie na to oko i w wolnym czasie stajecie się być bardziej spontaniczni, wolni? Jeśli na którekolwiek z początkowych pytań odpowiedzieliście twierdząco to "Bajarz z Marrakeszu" będzie książką dla Was.

   Joydeep Roy-Bhattacharya to pochodzący z Indii filozof, politolog i specjalista od stosunków międzynarodowych, którego kultura arabska zainspirowała i porwała rwącym strumieniem w głąb swej historii, by odkryć przed nim swe tajniki, by on mógł nimi czarować ludzkość. "Bajarz z Marrakeszu" jest jego drugą książką ukazującą świat muzułmański z jego tradycjami o wręcz starożytnym rodowodzie.

  Wspominam o tej starożytności, ale może powinnam użyć słowa odwiecznej, prehistorycznej, biorąc pod uwagę, że bajanie jest nieodłączną cechą każdej kultury, każdego pokolenia, które pragnie łączyć przeszłość i przyszłość. Jak inaczej nazwać malowane historie w jaskiniach ludów prehistorycznych dot. m.in. polowań, prób utrwalenia własnego istnienia? W każdym plemieniu, społeczeństwie była przynajmniej jedna osoba strzegąca pamięci przodków. Tradycja ustna w końcu przemieniła się w pisemną, ale owo bajanie nigdy nie zaniknęło. Ludzie po ciężkim dniu pracy zawsze wysłuchiwali dobrej opowieści na dobranoc, by móc nieco oderwać się od codzienności. W ten oto nieco starodawny sposób strażnicy pamięci przeszłości zamieniali się w bajarzy, trubadurów, dających pofolgować swojej fantazji. Przechodząc do meritum, czemu tyle o bajaniu mówię? Głównym bohaterem i narratorem książki jest tytułowy bajarz z Marrakeszu, który rozsiadając się na placu Dżama al-Fna, co noc opowiada niezwykłe historie. Miesza prawdę z fikcją, inspiruje się wszystkim, co go otacza, korzysta z powieści swoich przodków, tworzy nowe, uważnie obserwuje i kreatywnie opisuje świat, tworząc swoistą magię słowa, która hipnotyzuje i przyciąga słuchaczy bez względu na wiek czy pochodzenie. Jak? Plastycznością opisu i poetyckim językiem, niebanalnymi uwagami i frazesami, które można wykorzystać w życiu jako wskazówki w trudnych sytuacjach.

   Czas i miejsce książki to czasy nam współczesne, Marrakesz, a właściwie to jedna noc, podczas której trwa sesja bajania Hasana. Niezwykłość całej sytuacji polega na tym, że bohaterami swej powieści czyni dwójkę cudzoziemców, którzy kilka lat wcześniej zaginęli, a każdy słuchacz może aktywnie przyłączyć się do opowieści, dokładając swoją cegiełkę i przekazać swoje wspomnienia o tychże małżonkach. Hasan jako narrator łączy owe strzępki w jedno w nienachalny sposób, dając szansę każdemu rozmówcy. Ta historia tworzy się sama, jest żywa, a jej postacie żyją swoim życiem w pamięci ludzi. Każda relacja dodaje nowy szczegół, który może rozwikłać zagadkę niepojętą nawet dla policji.

   Wątek zaginionej pary jest tylko przyczynkiem do ukazania kultury tamtejszego rejonu. Jako czytelnicy mamy wgląd również w życie prywatne i zawodowe opowiadaczy, reguły jakie panują w ich domach, kto stanowi głowę rodziny, w jaki sposób wychowuje się dzieci, jak przyucza się do rodzinnego zawodu, jak traktuje się odejście od tradycji, jakie podejście mają Arabowie wobec kobiet, jak reagują na cudzoziemki i ich sposób bycia.

   Świat przedstawiony jest bogaty, mimo niewielkiej objętości książki i stosunkowo jednostajnej akcji. Język narratora czaruje i wciąga jak przystało na arabskiego bajarza, choć moim skromnym zdaniem lekturę należy sobie dawkować, bo sporo tu smutnych wniosków, co w  rezultacie daje cierpki posmak i pozostawia nas z nutą zgorzknienia. Nie jest to lektura łatwa, bo wymagająca, skłania do refleksji i na długo pozostaje w pamięci. 

   Książkę mogę polecić koneserom orientalnych klimatów, wymagających od lektury czegoś więcej niż czystej rozrywki. Tu nie ma słodyczy, tu życie pozostawia cierpki smak, ukazując swoje ciemne i mroczne oblicze. To powieść dobra na długie, zimowe wieczory, by blask ognia z hasanowego ogniska i podmuch z pustyni nas nieco rozgrzał, ale i uwrażliwił na to, co pozostaje poza naszą sferą komfortu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz