Recenzje tematycznie

niedziela, 26 stycznia 2020

51) "Ad Astra" Anny Jurewicz, czyli studia na Uniwersytecie Łysogórskim

   Pamiętacie Uniwersytet ma Łysej Górze? Kto tam się uczył? Kto wykładał? Coś Wam mówi Świątynia Światła Świata? Coś Wam świta? Jeśli nie, to wróćcie do tajemniczej "Sub Rosy", bo obok tego cyklu nie da się przejść obojętnie. Obiecuję!
   "Ad Astra" to drugi tom przygód Róży Świętojańskiej autorstwa Anny Jurewicz. Książka niebanalna, pełna ciekawych wątków i niespodziewanych zwrotów akcji. Dlaczego tak uważam?
   Pierwszy rok na Uniwersytecie Łysogórskim był dla dziewczyny naprawdę trudny pod względem życia uczuciowego, naukowego i przede wszystkim pytań o sens takiej egzystencji. Jak na magiczkę to los ciężko ją doświadczył, a mimo to się nie poddała i walczyła o swoje, przy okazji wystawiając na próbę swoje dobre imię. Nowy rok na uczelni okazał się nie mniej wciągający.
   Anna Jurewicz w fabułę wplotła wątek kryminalny dotyczący tajemniczych porwań i mordów, dziwnych tropów prowadzących prosto w objęcia Róży, ale dziewczyna nie była tą, która atakowała. To ktoś z jej otoczenia czy prześladowca, stalker? Czy ktoś chciał ją wrobić czy może bronić? Autorka zasługuje na piątkę z plusem za takie rozpisanie akcji i stopniowe prowadzenie czytelnika za rączkę (i wodzenie za nos), bo szczerze mówiąc, po końcówce wciąż nie wiem czy za zbrodniami stał ten konkretny bies czy jednak "natchniony człowiek". Tak kochani, tropy i wskazówki to jedno, ale pamiętajcie, pozory lubią i mogą mylić!
   Dziewczę pilnie się uczyło i studiowało, m.in. zielarstwo, czytanie w myślach i julecki. Wyjeżdżała na konferencje, pisała artykuły, była asystentką profesora. Nadrabiała zaległości z pierwszego roku i na dobrą sprawę, realizowała dwa lata programu nauki w rok. Godne podziwu. Być może miała w tym udział jej mała, krwawa tajemnica, ale zapału i pracowitości odmówić jej nie można, tym bardziej, że walczyła z migrenami, które potrafią nieźle odciąć od świata zewnętrznego. Tak, migrena to nie tylko ból głowy, ale i cała masa dodatków neurologicznych w postaci aury wzrokowej, zaburzeń czucia, mowy, paraliżu, mrowień aż do całkowitego osłabienia, a nawet wycieńczenia organizmu jak po przebiegnięciu maratonu w tą i z powrotem. Pisarka naświetliła tę paskudną chorobę, pokazała jej konsekwencje i wytłumaczyła czym jest, co pomimo XXI wieku wciąż dla wielu pozostaje nieznane, co skutkuje naśmiewaniem się z globusu i kompletnym niezrozumieniem ze strony współpracowników. Doskonale rozumiem Różę, czasem odcięcie sobie głowy byłoby lepsze od przechodzenia kolejnego spotkania z koleżanką migreną...
   Studentki pilnie strzegł jej profesor. Jonasz Wid to postać, która skrywała wiele tajemnic, odcinał się od swej przeszłości, niewiele mówiąc o sobie samym. Był uczynny, bardzo inteligentny, wzbudzał zaufanie. Jednak czy to nie tylko pozory? Było w nim coś, co przykuwało uwagę i omamiało kobiety. Sprawiał, że świat wydawał się bezpieczniejszy, cieplejszy, a zło znikało. Czy w tym tkwiła jego magia wykładów? Czy tym przyciągał do siebie hordy studentów głodnych wiedzy i spotkań z nim, również na stopie prywatnej? Kim był Wid? Autorka w "Ad Astrze" nadała mu całkiem nową rolę, choć wszystkiego można tylko się domyślać. Czytelnik dostał tylko drobne wskazówki, które sam musi złożyć w całość. Końcowe sceny z Jonaszem powodują, że gubimy się w domysłach. Jurewicz rozegrała to naprawdę świetnie, z wyczuciem, nie ujawniając zbyt wiele, dawkując napięcie i zostawiając czytelnika z rozdziawioną gębą na całą szerokość. "Że co? Że jak? Serio?"
  Skoro "Ad Astra", myślałam, że Wega Starska odegra tu większą rolę niż w "Sub Rosie". Niestety, przemykała w tle, dorzucając co nieco do ognia akcji w związku z Różą, ale oczekiwałam więcej. Podobnie rzecz miała się z Corveuszem. Pomimo niesnasek między nim a Świętojańską, on nadal był dobrym przyjacielem i troszczył się o nią, choć jego przykład pokazuje, że czasem naprawdę warto odpuścić...
   Relacje między bohaterami dalej przypominały telenowelę meksykańską. Można się pogubić kto z kim, po co i dlaczego. Studenci i profesorowie Uniwersytetu Łysogórskiego na pewno mieli burzliwe życie emocjonalne i seksualne, co nie do końca mnie przekonuje, jak np. owoc spotkania Róży i Skarba. Może jestem zbyt staroświecka, ale takie podejście nie mieści mi się w głowie. No cóż, co pokolenie, to nowe obyczaje (haha, choć sama jestem w wieku autorki).
   Jurewicz doskonale wykreowała swoje postacie, nadając im rysy prawdziwego życia. Nie uczestniczyli w wiecznej sielance, męczyli się z realnymi problemami, trapiły ich wątpliwości, cierpieli i płakali zastanawiając się nad sensem swego postępowania, nie zawsze biorąc odpowiedzialność za swoje czyny, choć starając się naprawiać swe błędy. Nieobce im huśtawki nastrojów, kłótnie czy momenty szczęścia. Zebrane doświadczenia wpływały na ich charakter, sposób funkcjonowania i przeżywania emocji. Autorka jako psycholog świetnie się tu spisała. Za każdym bohaterem stała inna historia, więc tym samym byli oni jedyni i niepowtarzalni. To prawdziwy walor tej książki.
   Jednym z ciekawszych momentów tej powieści były praktyki Róży. Wspaniałe miejsce, wręcz niespodziewane, z niebanalnym pomysłem zestawienia dawnego pojmowania magii ze współczesnym. Praktyka kontra teoria, życie a nauka, szeptucha a wiedźma. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby dziewczyna w trzecim tomie spędziła tam nawet pół roku. Iście słowiańskie miejsce ze słowiańską duszą (dosłownie)! Nie mówiąc już o mieszkańcach tego regionu i ich doświadczeniach.
   Co do słowiańskości - pojawia się strzyga, kwiat paproci, ledwie wspomnienie Swaroga i aluzje do dawnych wierzeń w Mokosz, Marzannę i Dziewannę. Nie ma tego zbyt wiele, ale podano to w smakowity sposób. A propos Mokosz - czyżby w "Axis Mundi" szykowała się informacja o reinkarnacji? To mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło i mam nadzieję, że Jurewicz poświęci temu sporo miejsca w kolejnym tomie.
   Innym atutem "Ad Astry" jest lekki styl autorki, klarowny język i zabawne poczucie humoru. Świetna mieszanka, która sprawia, że książkę czyta się szybko i przyjemnie. Treść dosłownie się pochłania, nie wiadomo nawet kiedy. W związku z tym, wydaje się, że stron jest za mało. Chciałoby się więcej i więcej.
   "Ad Astra" to książka ciekawa, dobrze napisana, przyjemna, bogata w treści psychologiczne, dzięki którym można co nieco dowiedzieć się o ludzkiej naturze. Wyprawa z Różą na Łysą Górę, do Paryża czy nawet na Litwę, to czysta przyjemność. Trzeba tylko pamiętać, że jej włosy kochają kraść i gromadzić zapasy godne kobiecej torebki. Wzgardzone potrafią się zemścić, więc grzecznie proszę o ostrożność. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić, ale warto przymrużyć oko. Nie szukajcie tu ścisłości historycznych, bo to obyczajówka z domieszką fantasy, ale w dobrym wydaniu. Warto poświęcić jej tych parę godzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz