Recenzje tematycznie

niedziela, 16 stycznia 2022

116) "Księga Welesa" w tłum. Witolda Jabłońskiego

  "Księga Welesa" to dość kontrowersyjny twór. W pewnej rosyjskiej rodzinie znaleziono jej pierwowzór, tj. drewniane deseczki z dziwnym alfabetem. Informacje o jej istnieniu wypłynęły w trakcie I Wojny Światowej w czasie przeszukiwań domów. Zainteresował się nią pewien żołnierz, amator archeologii i zagadek historii. Od tego momentu księga stała się celem sporu badaczy Słowiańszczyzny. Czemu? Ze względu na swoją treść, ale o tym za chwilę. Jedni twierdzą, że jest świetnym XIX-wiecznym fałszerstwem, inni - cudem zachowaną księgą spisywaną przez pokolenia Słowian, prawdziwą i godną uwagi ze względu na swoje walory literackie i poznawcze dla epoki. Trudno jednoznacznie orzec, choć wydaje mi się, że w naszym klimacie niełatwo byłoby zachować drewniany zabytek o tylu wiekowej tradycji w dobrym stanie z dostępem do wilgotnego powietrza. Ponadto sama struktura językowa i większość przytoczonych wydarzeń stawia pod znakiem zapytania jej autentyczność. Jeśli to falsyfikat, a wiele na to wskazuje, to od stworzenia liczy około dwustu lat, a to oznacza, że już można ją zaliczyć choćby do zabytków literatury. Warto się jej przyjrzeć.

   "Księga Welesa" w tłumaczeniu Witolda Jabłońskiego jest prawdziwą literacką ucztą dla zmysłów. Pisarz kolejny raz ukazał swoje talenty i zaczarował słowa. Czasem poetycko, czasem prozaicznie, wszystko zależnie od przekazywanych informacji. Czytelnik wgłębia się w dzieje Słowian, a dokładniej Rusów. Księga opowiada o ich wędrówkach przez kolejne ziemie, prowadzone wojny i konflikty. Znaleźć tu można także co nieco o zwyczajach i tradycjach związanych z codziennym życiem jak oddawanie czci bogom i przodkom, wiara w życie pozagrobowe, organizacja pogrzebu, przygotowanie świętego napoju etc.

  Najciekawszym elementem są odwołania do słowiańskich bóstw. Natkniemy się tu m.in. na Peruna, Welesa, Mokosz, Dadźboga, Swaroga czy Swarożyca. Może i nie byłoby w tym nic zaskakującego, ale są one zestawione z imionami bogów znanych z hinduizmu. Nieraz pojawia się gromowładny Indra, władca podziemi Jama, oświecony Wisznu, słońce-Suria czy ogniowładny Agni. Autor tekstu czasem wymienia nazwy słowiańskie na hinduskie, a czasem twierdzi, że Indra jest ojcem Peruna. Mamy tu naprawdę ciekawy zabieg ukazujący wspólne korzenie indoeuropejskie, wspólne korzenie wiary. Do tego należy jeszcze dodać święty napój. W "Księdze Welesa" zwany suricą, a w Indiach - somą. Surica to woda zmieszana z miodem i innymi ziołami, wystawiona na działanie promieni słonecznych. Suria w Indiach to bóg słońca, skojarzenie jego imienia i napoju jest oczywiste.

   Dla historyków również sporo tu poszlak do odnalezienia jak choćby szlaki wędrówek ludów, tj. Wielka Wędrówka Ludów, która miała miejsce między IV a VII, a nawet VIII wiekiem naszej ery. To powolny upadek Rzymu (wspomnienie Odoakera) oraz słabnąca władza Konstantynopola przez coraz silniejszą emigrację wojowniczych ludów ze Wschodu. Pewne pokłosia tego słychać na kartach owej księgi. Pozwala ona nam wejrzeć na sposoby radzenia sobie Słowian z wędrówką ludów, do której oni sami w końcu dołączyli. Warto zwrócić uwagę na mnogość historycznych imion, wzmianki geograficzne jak nazwy rzek, opisy ukształtowania terenu czy nazwy plemion. Jest tu także swego rodzaju historia Rusów i wewnętrznych podziałów. Zakładając, że to falsyfikat, daje intrygującą wręcz możliwość wejrzenia w umysł XIX-wiecznego twórcy, tego jak postrzegał proces wędrówki, mechanizm oddziaływania tego zjawiska na społeczeństwo, a może przede wszystkim budowanie jedności przyszłej                    państwowości ruskich Słowian i znaczenie w tym przeszłości, korzeni własnego narodu.

   Myślę, że fascynaci Słowiańszczyzny odnajdą tu dla siebie prawdziwe rarytasy. I naprawdę warto docenić kunszt literacki tłumacza. Czapki z głów i wielkie brawa, bo czyta się znakomicie (po "Darach bogów" przepadłam i jestem nieobiektywna)! Warto! Osobom, które rozkminiają prawdziwość "Księgi Welesa" - zostawmy to specjalistom. Przy samej krytyce i analizie źródeł pracuje całkiem sporo specjalistów z różnych dziedzin i myślę, że można im pod tym względem zaufać. Sama, będąc z wykształcenia historykiem i archeologiem, powiem, że historia bywa płynna, a hipotezy stawiane przez obecnych naukowców, mogą zostać obalone przez kolejne pokolenia w wyniku nowych odkryć źródeł pisanych czy też materialnych. Zatem warto pozostawić otwarty umysł i nie zamykać się na nowe tezy, choć nie należy tracić logicznego i zdroworozsądkowego podejścia do takich kwestii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz