Świat dookoła nas mieni się tysiącami barw, wiosna budzi do życia przyrodę ciepłem kwietniowych promieni słonecznych, wczesnym rankiem i późnym wieczorem słychać trele rozśpiewanych podniebnych wędrowców. Coroczny cykl wegetacyjny ziemi trwa, czas mija, ludzie rodzą się i umierają, koło dziejów miele dalej... Gdzieś, w tym biegu, warto na chwilę przystanąć, na mgnienie oka i poświęcić odrobinę życia na coś ważnego, coś skłaniającego do refleksji, co zostanie z nami na dłużej. Chwila minie, lecz ta myśl, to przesłanie, zostanie z nami, jak przyjaciel, jak towarzysz doli i niedoli, by wspierać i pokazywać drogi ukryte przed większością, by iść za jej wskazówkami, przed siebie, po prostu żyjąc... O czym mówię? Wskazówki szukajcie poniżej.
"Metamorfozy" Witolda Jabłońskiego to drugi tom cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer" dotyczący śląskiego uczonego, mistrza Witelona, osobowości wybitnej i wyjątkowej, ale wzbudzającej całkiem sporo kontrowersji. Pierwszy tom "Uczeń czarnoksiężnika" opowiada o dzieciństwie naszego bohatera i jego dojrzewaniu, natomiast druga część skupia się już na latach dojrzałych, przez co czas akcji to ponad dwadzieścia lat. Jak można się domyślać, miejscem akcji jest nie tylko obszar Polski, lecz także Włochy, Czechy i okolice.
Główny bohater i narrator, Witelo z Borku, jest już magistrem, gotowym do podjęcia swej życiowej misji, wpływania na losy kraju i poniekąd Europy. Mimo pochodzenia z nieprawego łoża, wzbudza sobą zainteresowanie na dworach Starego Kontynentu. Czemu? To nie tylko sława truciciela i maga ciągnie się za nim. To mężczyzna piekielnie inteligentny, mądry, oczytany, dla którego dysputy filozoficzne są czystą przyjemnością. Szczerze zaintrygowany i zainteresowany historią antyku od Grecji po Rzym. Własnymi siłami powoli osiąga kolejne szczeble kariery i wpływy. Szara eminencja Śląska. Oficjalny szpieg pewnego zakonu, choć żyjący i postępujący według własnych zasad. Potrafiący zgiąć grzbiet w odpowiednim momencie, by w przyszłości czerpać z tego zyski. Umysł nastawiony na korzyści poprzez długofalowe działanie. Cierpliwy, konsekwentny, idący po trupach do celu.
Czy go podziwiam? W pewnym sensie tak. Imponuje mi jego sposób bycia, umiejętność dostosowania się do zastanych warunków jak kameleon. Nie chciałabym mieć w nim wroga, bo mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Witelo to według mnie świetny kompan do rozmowy, rozwijania różnych pasji i poszerzania horyzontów myślowych. Jednostka wybitna, jeśli chodzi o analityczne myślenie. Zresztą, w ogóle. Jestem pod jego urokiem, mimo jego charakteru. Jego umysł i ciemne oczy hipnotyzują oraz przyciągają osoby złaknione wiedzy i ciekawe świata.
Przez książkę przewija się także całe mrowie pomniejszych postaci, przy czym najbardziej w pamięć zapada Jurko i Przemysł Ottokar. Pierwszy jest czystą fikcją, ale ukazanie jego metamorfozy z dobrego rzezimieszka przez pomocnika Witelona aż do ostatecznego zawodu, pokazują jak pewne wydarzenia wpływają na całe życie. Chłopak przeżywa swego rodzaju wstrząs emocjonalny, co Jabłoński idealnie oddaje w słowach i dalszej fabule. Na myśl przychodzą dzieci z trzeciego świata, które funkcjonują na podobnych zasadach, szukając starszego opiekuna i nauczyciela, by przetrwać i zdobyć nowe umiejętności. Kończy się to różnie. Wracając do meritum, autor bardzo realnie kreuje postać tego młodzieńca, nadając mu wszelkie rysy wieku i pochodzenia, co w średniowieczu praktycznie warunkowało przyszłość. Natomiast Przemysł Ottokar to czeski władca, postać historyczna. Mam wrażenie, że pisarz bawi się historią i przedstawia ją nieco inaczej w oficjalnych źródłach. Dzięki Witelonowi mamy wgląd w życie codziennie dworzan, ich zdanie na temat rządzących, plotki, w których skrywało się sporo prawdy, zwyczaje, a może przede wszystkim bezpośrednie obserwacje głównego bohatera. Czech to władca robiący spore wrażenie, mający w rękach realną władzę, ambitne plany i możliwość ich realizacji. Jego koneksje z templariuszami, rzeczywiste podejście do kościoła i ambicje sprawiają, że pragnie się poznać go bliżej. Intryguje.
Kobiecych postaci jest tu niewiele i są raczej tłem dla wydarzeń, urozmaiceniem, ozdobą. W całym tym towarzystwie na czoło wysuwa się matka Władysława Łokietka, Eufrozyna, podobna nieco do Witelona w swych ciągotach intelektualnych, charakterze i próbach manipulacji ludźmi. Ciekawa, intrygująca, pewna siebie, prawdziwa przebiegła kobieta u władzy. Mam nadzieję, że mistrz jeszcze nieraz ją spotka.
"Metamorfozy", podobnie jak "Uczeń czarnoksiężnika", przedstawiają życie średniowiecza, od najmniejszych po najzamożniejszych tego świata, nie robiąc wielkiej różnicy między świeckimi a duchownymi. Jabłoński demaskuje fałszywą świątobliwość księży i zakonników pożądliwie patrzących na kobiety, mężczyzn i pieniądze. Duchownych chrześcijan z powołania, stosujących się do zasad moralnych kościoła można by zliczyć na palcach jednej ręki. Autor nie pomija także książęcych i królewskich dworów, pełnych intryg, spisków i zdrajców, gdzie rządzi pieniądz, a nie lojalność i honor. Władców o nieskazitelnym charakterze i zasadach powoli usuwa się, bo nie potrafią współpracować z kupcami, bogatymi mieszczanami i przekupnymi duchownymi. Przewodnik stada, czyli pan, musi mieć silny charakter, twardą rękę i dobre rozeznanie w tajemnicach dworu, by nie paść jego ofiarą. Pisarz nie boi przedstawić się również powiązań między katami a domami uciech, ich sposobów działania, zdobywania informacji i ich sprzedawaniem temu, kto da więcej. Pod tym względem świat jest naprawdę mały. Ciekawostką niech będzie przedstawienie wędrownego teatru i jego trupy, tzw. rybałtów. Ukazanie wzlotów i upadków tej grupy, słabości poszczególnych jej członków, np. Michałka czy Mileny, a nawet Dzika, sprawia, że dostrzegamy problemy, takie codziennie, bardzo realne współcześnie, np. alkoholizm, dwulicowość, przemoc.
Witold Jabłoński po raz kolejny udowadnia jak doskonale zna średniowiecznych Piastów, ich koligacje, sojusze i ogólną sytuację polityczną ówczesnej Europy i Azji (tu warto bliżej zapoznać się z informacjami na temat Tatarów, ich chana oraz uległości ruskich kniaziów). Cała mnogość powiązań, jasno rozrysowanych i opisanych, łatwość przeskakiwania i łączenia w logiczną całość kolejnych działań polskich książąt i ich sprzymierzeńców - to zdecydowany walor "Metamorfoz". Pod tym względem są mniej chaotyczne od "Ucznia czarnoksiężnika". Czytelnik znacznie szybciej odnajduje się w świecie przedstawionym, który krok po kroku odsłania przed nim kolejne sekrety.
Nie byłabym sobą, gdybym nie szukała tu powiązań ze Słowiańszczyzną. Jabłoński przemyca w swej powieści imiona naszych rodzimych bogów, wspominając o dwóch pruskich młodzieńcach z Borku, przy poznaniu Jaćwingów oraz Litwina, który przez długi czas pozostawał na usługach magów z tamtejszej Białej Wieży w nieprzeniknionej puszczy. Warto pochylić się tu nad owym Litwinem i jego historią. Witelo wspomina także, że niektóre dawne zwyczaje są wciąż żywe wśród mieszkańców wsi i uboższych mieszczan. To zaledwie drobne elementy, ale budujące niezwykły klimat.
"Metamorfozy" to kolejny dowód na bezdyskusyjny talent Witolda Jabłońskiego w operowaniu słowem pisanym. Co ten człowiek wyprawia? Maluje, przenosi w czasie, porywa, chwyta za serce, rozbudza i oburza, wyciska łzy i gromi szyderczym śmiechem. Nie, nie pomyliłam się. Przez całą powieść odczuwa się całą gamę emocji. Autor ma specyficzny styl i język, momentami poetycki, czarujący, pełen środków stylistycznych, innym - bezpośredni, pełen krwi i brutalności, ale odpowiednio wyważony, w zależności od sytuacji i warunków. Świat przedstawiony jest bardzo realny, logiczny, a zarazem intrygujący.
Powtórzę to, co napisałam wcześniej o pierwszym tomie cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer". "Metamorfozy" nie są książką łatwą, na jeden wieczór. One wymagają czasu, kosztowania drobnymi kęsami, by docenić kunszt autora w kreowaniu świata, bohaterów czy sytuacji przy pomocy słowa, lecz o wysokiej jakości kombinacji!!! To książka do przemyślenia, przeanalizowania, by móc zagłębić się w średniowieczu widzianym oczami Witelona. Nasz drogi magister to postać nietuzinkowa, o niezwykłych jak na swoje czasy poglądach i podejściu do różnych spraw, zatem warto pozostawić otwarte oczy i tak szybko go nie szufladkować. Warto spróbować go bliżej poznać.
"Metamorfozy" polecam mediewistom i fanatykom tej epoki, bo odnajdą tu to, czego brak w opracowaniach naukowych - życie i żywych ludzi. Tak, Witold Jabłoński daje boskie tchnienie swoim bohaterom, ożywiając ich i dając możliwość samodzielnej egzystencji (przynajmniej takie odnoszę wrażenie). Zainteresowany tematem czytelnik posili się tu intelektualnie, bo inaczej się tej powieści nie zrozumie.
Drugi tom przygód śląskiego uczonego to dzieło kontynuujące drogę swego poprzednika na bardzo zbliżonym poziomie. Jest równie genialny i porywający, intrygujący, pełen zagadek, przy czym wymagający ciągłego skupienia. Uwielbiam! Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że autor utrudnia sobie zadanie i przedstawia historię z innej strony, tej mniej znanej, mniej efektownej, lecz jakże zajmującej. I chwała mu za to.
Sądzę, że warto spędzić przy tej książce kilka wieczorów, by przenieść się do XIII wieku i wędrować wraz z Witelonem przez Polskę Piastów, Włochy i Czechy, by móc zakosztować ówczesnego życia i dowiedzieć się co nieco o ludzkiej naturze.
Polecam!
PS Wyjaśniając zwrot "boskie tchnienie", daje tu o sobie znać moja miłość do starożytnego Egiptu. Wyrażenie to nawiązuje do znaku anch, oznaczającego życie. Najbardziej znane i efektowne są przedstawienia z Atonem (epoka amarneńska, XVIII dynastia, rządy Echnatona, czyli Amenhotepa IV), który wyciąga dłonie w kierunku rodziny królewskiej i ofiarowuje im życie. Podobnie zresztą sprawy mają się, co do przedstawień z grobowców z innymi bóstwami, przekazującymi poprzez ten znak życie zmarłym (np. Izyda podająca anch Nefertari; XIX dynastia, rządy Ramzesa II, grobowiec w Dolinie Królowych, QV66).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz