Recenzje tematycznie

niedziela, 26 kwietnia 2020

60) Nieznane są drogi życia... "Ogród miłości" Witolda Jabłońskiego

   Fascynacja rodzimymi korzeniami trwa w najlepsze. Powoli zaczyna doceniać się przeszłość i doświadczenie minionych pokoleń. W Polsce prym wiedzie obecnie okres II wojny światowej, choć i swoją niszę odnaleźli wielbiciele Słowiańszczyzny oraz wczesnego średniowiecza. Trudniejszym wyzwaniem pozostaje głębia wieków średnich, tj. XIII-XIV wiek, a zwłaszcza czas rozbicia dzielnicowego. Zadanie to niełatwe, by objąć spojrzeniem cały horyzont sieci ówczesnych powiązań polityczno-społeczno-gospodarczych. Podjął się tego Witold Jabłoński w cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer". 
  Trzeci tom sagi pt. "Ogród miłości" opowiada o latach dojrzałych Witelona, śląskiego mędrca, maga i astrologa, spędzonych na prowadzeniu intryg i spisków mających na celu wyniesienie na najwyższe szczeble władzy Henryka Probusa, jednego ze śląskich Piastów. Początkowo wspierany przez zakon templariuszy i im podobnych brnie w ową farsę całym sobą, wierząc iż wybrał odpowiedniego protektora. Jednak czas pokaże prawdę, a opiekuńczy demon mężczyzny objawi mu jeszcze niejeden plan. 
   Witelo to główny bohater i narrator powieści. Przedstawia świat swoimi oczami, dzięki czemu bliżej go poznajemy. W miarę upływu lat nic nie traci ze swego uroku i ponadprzeciętnej inteligencji, wciąż zaskakując jakże trafnymi spostrzeżeniami i ponadczasowymi przemyśleniami, np. dot. miłości, samotności, roli przeznaczenia w życiu i spełnienia siebie. Jego umysł pracuje na najwyższych obrotach, dokładnie analizuje, szybko dostosowując się do nowych warunków, nie zawsze łatwych. Dzięki temu wciąż pozostaje ważnym doradcą na dworze, po którego słowo chętnie  sięgają władcy  z innych części kraju, a nawet Europy. Mimo narosłych kontrowersji wokół jego osoby (upodobania seksualne, posądzanie o trucicielstwo i maczanie palców w morderstwach możnowładców) nie podważa się jego pomysłów, choć występuje jeden wyjątek. Jeden, wyjątkowy, prawie że idealny władca, który kompletnie zawrócił w głowie Witelonowi. Oj tak, Henryk Prawy to jego faworyt. Widocznie każdy ma jakiś słaby punkt. Z biegiem czasu ta idealność staje się przeszkodą, która nie potrafi docenić tego, który ją wyniósł na piedestał, a on tego nie dostrzega, zaślepiony miłością i oddaniem. Niestety.
   Witelo wydaje się zimny, wyrachowany, gotowy do popełnienia największych zbrodni. Owszem, to wierzchnia skorupa, pod którą kryje się ciepłe serce, spragnione miłości, takiej odwzajemnionej, wrażliwe, lojalne. Mędrzec potrafi kochać, choć, niestety, los nigdy nie szczędzi mu bólu. Zdecydowanie w tej sprawie nie ma szczęścia. Dobra strona natury bohatera "Ogrodu miłości" objawia się także w stosunku do rodziny, zwłaszcza odnogi ukochanej siostry z Psiogłowic i jej potomstwa, Piotra i Małgorzaty, którym pomaga obrać właściwą ścieżkę życia, zgodną z ich charakterami i zainteresowaniami, mając w tym pełne poparcie siostry i szwagra. 
   Oczywiście można mu zarzucić egoizm i wykorzystywanie rodziny do własnych niecnych celów, ale trzeba pamiętać, że następowało to za pełną zgodą wtajemniczonych, którzy również odnosili z tego tytułu pewne korzyści, jak choćby krakowska odnoga Turyngów. Ponadto Witelon dopuszcza się różnych, niezbyt chwalebnych uczynków, ale nie robi tego dla przyjemności, lecz by osiągnąć wyższe cele związane ze swoim ukochanym władcą. Na wszystko znajdzie odpowiednie argumenty. Nie działa pochopnie, lecz z długo planowanym zamysłem.
   Nie jest to bohater łatwy, bo wzbudza kontrowersje swoim zachowaniem i podjętymi decyzjami. Autor w pełnej okazałości prezentuje jego ciemną stronę natury. Nie waha się otwarcie powiedzieć i pokazać, że Witelo nie ma wyrzutów sumienia po dokonanych morderstwach, a nawet, że planuje je z zimną krwią. Jedni go znienawidzą, drudzy pokochają, a jeszcze inni stwierdzą, że jest im obojętny. Jednak trzeba przyznać Jabłońskiemu, że świetnie wykreował tego bohatera. Przez trzy tomy pokazuje jak dojrzewa i zmienia się, jak wpływa na niego życie i czynniki zewnętrzne. To postać autentyczna do bólu. We mnie Witelon wzbudza szacunek i podziw. Może i nie pochwalam jego czynów, ale cenię go za inteligencję, lojalność i ogromną wiedzę. Chciałabym móc kiedyś  z nim porozmawiać, a może i nająć się na naukę, kto wie czego mogłabym się od niego nauczyć? Może dowiedziałabym się czegoś ciekawego o historii starożytności i filozofii? 
   W tym tomie warto bliżej przyjrzeć się postaci Witenesa, Piotra oraz Henryka Prawego. Każdy z nich prezentuje sobą co innego, lecz razem dopełniają obraz owego wczesnośredniowiecznego społeczeństwa. Witenes to poczciwy Litwin, lojalny przyjaciel, oddany, wierny i honorowy. Piotr z kolei bierze życie we własne ręce, podąża za marzeniami o życiu z rzeźbienia i za nic ma swoje szlacheckie pochodzenie. Na co komu życie w zamkniętej klatce, gdy jest się przy tym nieszczęśliwym? To przykład jak osiągnąć szczęście w zgodzie z własnym powołaniem. Natomiast Henryk Probus to prawdziwa zagwozdka. Wydaje się być władcą idealnym, z głową pełną wzniosłych idei i uczuć, honorowy, rycerski, hołdujący sprawiedliwości i dobru. Jednak władca musi mieć twardą rękę i zdrowy rozsądek. Prawy lubi urządzać turnieje, uczty, rybałtowskie przedstawienia ku uciesze swej artystycznej duszy. A skąd brać na to pieniądze? Skąd jego doradcy czerpią zyski na jego pomysły? Władca nie zaprząta sobie tym głowy. Ważne, by jego idee się spełniły. Nie na tym polega władza. Probus to świetny przykład błędnego rycerza, zagubionego w swych obowiązkach.
   W "Ogrodzie miłości" Witold Jabłoński poświęca też nieco miejsca kobietom. Na czoło wysuwa się siostrzenica Witelona, Małgorzata oraz wybranka serca Probusa, brandenburska Matylda. Wydaje mi się, że autor osadza je w swych rolach na zasadzie skrajności. Małgorzata to młoda szlachcianka, ciekawa świata, chcąca nieco rozwinąć skrzydła przed zamążpójściem, utalentowana śpiewaczka, pogodna i łagodna, wierna rodzinie i wujowi. Postać wzbudzająca sympatię. Realna. Natomiast Matylda na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie zimnej, posągowej, na pokaz. Wszystkie jej ruchy, miny, gesty są wyuczone, wystudiowane co do sekundy. Może i wzrusza się, kocha i cierpi po stracie bliskich, ale to nie ona, nieprawdziwa. Może i okrutnie ją oceniam, ale w kreacji Jabłońskiego to piękna, lecz pusta kukła, której nic poza czubkiem własnego nosa nie obchodzi. Idealne dopełnienie Probusa. Dwóch, moim zdaniem, niedojrzałych władców, zajętych własnym szczęściem, dla których poddani to tylko dodatek. 
   Kreacja bohaterów to jeden z atutów "Ogrodu miłości", lecz poza tym autor daje popis również na innych polach. Warto wymienić choćby sposób przedstawienia życia ówczesnej społeczności, np. we Wrocławiu, Krakowie czy małych Psiogłowicach. To nie tylko życie możnowładców, ale i biedniejszych mieszkańców tych obszarów. Jabłoński nie obawia się ukazania sposobu funkcjonowania domów uciechy, z których korzystali też duchowni. Porusza też problem głodu wywołanego suszą i kiepskimi zbiorami. Jak wiadomo, zjawisko to dokucza najbardziej na wsi i w małych miasteczkach. Pisarz odzwierciedla to na podstawie sytuacji we wspomnianych już Psiogłowicach, gdzie ludzie z głodu dopuszczają się kanibalizmu, a drogi i szlaki handlowe nie są bezpieczne, opanowane przez miejscowych rzezimieszków. Warto wspomnieć też o wątku zarazy w Krakowie, która nie patrzyła na status ni majątek. Brała w swe objęcia kogo chciała. Czarna śmierć znana bardziej jako dżuma. Autor pokazuje podejście ówczesnych medyków do tego zagadnienia, polecane środki zapobiegawcze, zachowanie się ludzi i działalność opiekuńczą niektórych zakonów. W "Ogrodzie miłości" pojawia się też problem wojny wyniszczającej, nie tylko ze strony Tatarów, którzy nie mieli za grosz litości dla jeńców, niszcząc i paląc, co się dało. Pisarz pokazał także wojnę bratobójczą między Piastami o schedę po Leszku Czarnym na tronie krakowskim. Ilu naprawdę dobrych rycerzy zginęło w imię fanaberii swego władcy? Ile rodzin cierpiało? Ilu wieśniaków przymierało głodem, by pan miał na swe zachcianki? Jabłoński przedstawia cały wachlarz powiązań społeczno-gospodarczych. W tym aspekcie warto przytoczyć jeden przykład. Fiodor, przyjaciel Witelona, udaje się w swoje rodzinne strony, rządzone przez Tatarów. Bliscy przyjmują go ciepło, goszczą, karmią. Gadka, szmatka, a własna ciotka leci donieść, że pod jej dachem siedzi jeden taki z Polski od Lachów, pewnie szpieg. Mężczyźnie ledwie udaje się zbiec z rodzinnej ziemi, gdzie poczuł się gorzej niż w przybranej ojczyźnie. To dowód na to jak bardzo władza może namieszać w głowach ludziom, zastraszyć ich i szantażować, by doszło do tak kuriozalnej sytuacji, jak zdrada najbliższej rodziny. Witold Jabłoński świetnie pokazał to w tym krótkim wątku, obnażając słabość ludzkiego charakteru, upiorność nieodpowiedniej władzy. Cóż wart jest taki świat? Jak się w nim odnaleźć? Może przepisem na sukces jest podejście Witelona?
   Cały czas jestem pod urokiem rzuconym przez tego pisarza. Podziwiam go za znajomość historii polskiego średniowiecza. Tak płynnie przechodzi między faktami historycznymi, świetnie wkomponowuje je w fabułę powieści, że ma się wrażenie, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. Możliwość poznania Henryka Probusa, Władysława Łokietka, Eufrozyny, Mszczuja czy Przemysła II  jest nie do przecenienia, tym bardziej, że autor nie cukrzy. Przedstawia ciemną stronę władzy, bezwzględność rządzących, bezmyślne dzielenie kolejnych dzielnic na coraz mniejsze przez Piastów, co tylko osłabiało kraj wobec takich sąsiadów jak chociażby Niemcy czy Czechy (tu chciałabym nadmienić tylko o ledwie zarysowanym wątku Wacława, syna Przemysła Ottokara i Kunegundy, lecz jak mistrzostwo oddającym jego charakter). Ponadto powieść obnaża słabe strony władców, otaczających się niesprawdzonymi doradcami, często będącymi szpiegami obcych królestw. Łasi na komplementy i łatwe sukcesy, często nie dostrzegali czającego się za rogiem niebezpieczeństwa, narażając przy tym własne życie.
   Ta powieść udowadnia, że historia nie musi być łatwa, banalna czy miłosna, by poruszyć serce. Jabłoński przy pomocy najróżniejszych środków stylistycznych, poetyckiego stylu i niezwykłemu wyczuciu rzeczywistości buduje świat przedstawiony, który zachwyca swym bogactwem. Nie boi się trudnych tematów, często obłożonych społecznym tabu. Idzie w zaparte, wierny swoim zasadom, podążając szlakiem ciemności za Witelonem, gdzie przelew krwi, morderstwa, okrucieństwo są chlebem powszednim. Autor nie lęka się opisać tortur zadawanych przez inkwizytorów jeńcom, postępowania Tatarów wobec podbitych ludów etc. Jedyne, co mnie boli to opisy cierpiących zwierząt, taka już moja natura, choć doskonale rozumiem, że wpisuje się to w konwencję powieści i przedstawionych czasów.
   Słowiańskich nawiązań nie ma tu za wiele. Można w to ewentualnie wliczyć wierzenia mieszkańców wsi o powstałych z grobu wąpierzach czy strzygach oraz traktowanie problemu ze snem jako działalność zmory.
   "Ogród miłości" Witolda Jabłońskiego, podobnie jak poprzednie dwa tomy cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer", nie jest lekką lekturą. Wymaga czasu i koncentracji na treści, by nie zgubić wątku. Skomplikowana fabuła, wciągająca, pełna niedomówień, lecz jakże intrygująca i inspirująca! Autor daje po raz kolejny popis swego talentu i bogatej wyobraźni, nie bojąc się poruszać po cienkim lodzie średniowiecznych intryg przedstawionych oczami Witelona. Podjął wyzwanie i ponownie wyszedł z niego obronną ręką. Uważam, że ta książka kontynuuje poziom swoich poprzedniczek, a przy okazji nieco podnosi wymagania czytelnika wobec ostatniego tomu. 
   To książka dla wielbicieli inteligentnych powieści, osadzonych w historycznym świecie, wymagających zaangażowania czytelnika, niebojącego się trudnych tematów i nieprzetartych jeszcze szlaków. Za to właśnie cenię Witolda Jabłońskiego, pozwala na rozwinięcie skrzydeł fantazji, nie ogranicza, daje wolność myślom i czynom, wyzwala z okowów chrześcijańskiego wychowania, dając wybór. Polecam z całego serca!

niedziela, 19 kwietnia 2020

59) Poszukiwanie przeznaczenia... wyboista droga Witelona, czyli "Metamorfozy" Witolda Jabłońskiego

     Świat dookoła nas mieni się tysiącami barw, wiosna budzi do życia przyrodę ciepłem kwietniowych promieni słonecznych, wczesnym rankiem i późnym wieczorem słychać trele rozśpiewanych podniebnych wędrowców. Coroczny cykl wegetacyjny ziemi trwa, czas mija, ludzie rodzą się i umierają, koło dziejów miele dalej... Gdzieś, w tym biegu, warto na chwilę przystanąć, na mgnienie oka i poświęcić odrobinę życia na coś ważnego, coś skłaniającego do refleksji, co zostanie z nami na dłużej. Chwila minie, lecz ta myśl, to przesłanie, zostanie z nami, jak przyjaciel, jak towarzysz doli i niedoli, by wspierać i pokazywać drogi ukryte przed większością, by iść za jej wskazówkami, przed siebie, po prostu żyjąc... O czym mówię? Wskazówki szukajcie poniżej.
   "Metamorfozy" Witolda Jabłońskiego to drugi tom cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer" dotyczący śląskiego uczonego, mistrza Witelona, osobowości wybitnej i wyjątkowej, ale wzbudzającej całkiem sporo kontrowersji. Pierwszy tom "Uczeń czarnoksiężnika" opowiada o dzieciństwie naszego bohatera i jego dojrzewaniu, natomiast druga część skupia się już na latach dojrzałych, przez co czas akcji to ponad dwadzieścia lat. Jak można się domyślać, miejscem akcji jest nie tylko obszar Polski, lecz także Włochy, Czechy i okolice.
   Główny bohater i narrator, Witelo z Borku, jest już magistrem, gotowym do podjęcia swej życiowej misji, wpływania na losy kraju i poniekąd Europy. Mimo pochodzenia z nieprawego łoża, wzbudza sobą zainteresowanie na dworach Starego Kontynentu. Czemu? To nie tylko sława truciciela i maga ciągnie się za nim. To mężczyzna piekielnie inteligentny, mądry, oczytany, dla którego dysputy filozoficzne są czystą przyjemnością. Szczerze zaintrygowany i zainteresowany historią antyku od Grecji po Rzym. Własnymi siłami powoli osiąga kolejne szczeble kariery i wpływy. Szara eminencja Śląska. Oficjalny szpieg pewnego zakonu, choć żyjący i postępujący według własnych zasad. Potrafiący zgiąć grzbiet w odpowiednim momencie, by w przyszłości czerpać z tego zyski. Umysł nastawiony na korzyści poprzez długofalowe działanie. Cierpliwy, konsekwentny, idący po trupach do celu. 
   Czy go podziwiam? W pewnym sensie tak. Imponuje mi jego sposób bycia, umiejętność dostosowania się do zastanych warunków jak kameleon. Nie chciałabym mieć w nim wroga, bo mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Witelo to według mnie świetny kompan do rozmowy, rozwijania różnych pasji i poszerzania horyzontów myślowych. Jednostka wybitna, jeśli chodzi o analityczne myślenie. Zresztą, w ogóle. Jestem pod jego urokiem, mimo jego charakteru. Jego umysł i ciemne oczy hipnotyzują oraz przyciągają osoby złaknione wiedzy i ciekawe świata.
   Przez książkę przewija się także całe mrowie pomniejszych postaci, przy czym najbardziej w pamięć zapada Jurko i Przemysł Ottokar. Pierwszy jest czystą fikcją, ale ukazanie jego metamorfozy z dobrego rzezimieszka przez pomocnika Witelona aż do ostatecznego zawodu, pokazują jak pewne wydarzenia wpływają na całe życie. Chłopak przeżywa swego rodzaju wstrząs emocjonalny, co Jabłoński idealnie oddaje w słowach i dalszej fabule. Na myśl przychodzą dzieci z trzeciego świata, które funkcjonują na podobnych zasadach, szukając starszego opiekuna i nauczyciela, by przetrwać i zdobyć nowe umiejętności. Kończy się to różnie. Wracając do meritum, autor bardzo realnie kreuje postać tego młodzieńca, nadając mu wszelkie rysy wieku i pochodzenia, co w średniowieczu praktycznie warunkowało przyszłość. Natomiast Przemysł Ottokar to czeski władca, postać historyczna. Mam wrażenie, że pisarz bawi się historią i przedstawia ją nieco inaczej w oficjalnych źródłach. Dzięki Witelonowi mamy wgląd w życie codziennie dworzan, ich zdanie na temat rządzących, plotki, w których skrywało się sporo prawdy, zwyczaje, a może przede wszystkim bezpośrednie obserwacje głównego bohatera. Czech to władca robiący spore wrażenie, mający w rękach realną władzę, ambitne plany i możliwość ich realizacji. Jego koneksje z templariuszami, rzeczywiste podejście do kościoła i ambicje sprawiają, że pragnie się poznać go bliżej. Intryguje.
   Kobiecych postaci jest tu niewiele i są raczej tłem dla wydarzeń, urozmaiceniem, ozdobą. W całym tym towarzystwie na czoło wysuwa się matka Władysława Łokietka, Eufrozyna, podobna nieco do Witelona w swych ciągotach intelektualnych, charakterze i próbach manipulacji ludźmi. Ciekawa, intrygująca, pewna siebie, prawdziwa przebiegła kobieta u władzy. Mam nadzieję, że mistrz jeszcze nieraz ją spotka.
   "Metamorfozy", podobnie jak "Uczeń czarnoksiężnika", przedstawiają życie średniowiecza, od najmniejszych po najzamożniejszych tego świata, nie robiąc wielkiej różnicy między świeckimi a duchownymi. Jabłoński demaskuje fałszywą świątobliwość księży i zakonników pożądliwie patrzących na kobiety, mężczyzn i pieniądze. Duchownych chrześcijan z powołania, stosujących się do zasad moralnych kościoła można by zliczyć na palcach jednej ręki. Autor nie pomija także książęcych i królewskich dworów, pełnych intryg, spisków i zdrajców, gdzie rządzi pieniądz, a nie lojalność i honor. Władców o nieskazitelnym charakterze i zasadach powoli usuwa się, bo nie potrafią współpracować z kupcami, bogatymi mieszczanami i przekupnymi duchownymi. Przewodnik stada, czyli pan, musi mieć silny charakter, twardą rękę i dobre rozeznanie w tajemnicach dworu, by nie paść jego ofiarą. Pisarz nie boi przedstawić się również powiązań między katami a domami uciech, ich sposobów działania, zdobywania informacji i ich sprzedawaniem temu, kto da więcej. Pod tym względem świat jest naprawdę mały. Ciekawostką niech będzie przedstawienie wędrownego teatru i jego trupy, tzw. rybałtów. Ukazanie wzlotów i upadków tej grupy, słabości poszczególnych jej członków, np. Michałka czy Mileny, a nawet Dzika, sprawia, że dostrzegamy problemy, takie codziennie, bardzo realne współcześnie, np. alkoholizm, dwulicowość, przemoc.
   Witold Jabłoński po raz kolejny udowadnia jak doskonale zna średniowiecznych Piastów, ich koligacje, sojusze i ogólną sytuację polityczną ówczesnej Europy i Azji (tu warto bliżej zapoznać się z informacjami na temat Tatarów, ich chana oraz uległości ruskich kniaziów). Cała mnogość powiązań, jasno rozrysowanych i opisanych, łatwość przeskakiwania i łączenia w logiczną całość kolejnych działań polskich książąt i ich sprzymierzeńców - to zdecydowany walor "Metamorfoz". Pod tym względem są mniej chaotyczne od "Ucznia czarnoksiężnika". Czytelnik znacznie szybciej odnajduje się w świecie przedstawionym, który krok po kroku odsłania przed nim kolejne sekrety.
   Nie byłabym sobą, gdybym nie szukała tu powiązań ze Słowiańszczyzną. Jabłoński przemyca w swej powieści imiona naszych rodzimych bogów, wspominając o dwóch pruskich młodzieńcach z Borku, przy poznaniu Jaćwingów oraz Litwina, który przez długi czas pozostawał na usługach magów z tamtejszej Białej Wieży w nieprzeniknionej puszczy. Warto pochylić się tu nad owym Litwinem i jego historią. Witelo wspomina także, że niektóre dawne zwyczaje są wciąż żywe wśród mieszkańców wsi i uboższych mieszczan. To zaledwie drobne elementy, ale budujące niezwykły klimat.
  "Metamorfozy" to kolejny dowód na bezdyskusyjny talent Witolda Jabłońskiego w operowaniu słowem pisanym. Co ten człowiek wyprawia? Maluje, przenosi w czasie, porywa, chwyta za serce, rozbudza i oburza, wyciska łzy i gromi szyderczym śmiechem. Nie, nie pomyliłam się. Przez całą powieść odczuwa się całą gamę emocji. Autor ma specyficzny styl i język, momentami poetycki, czarujący, pełen środków stylistycznych, innym - bezpośredni, pełen krwi i brutalności, ale odpowiednio wyważony, w zależności od sytuacji i warunków. Świat przedstawiony jest bardzo realny, logiczny, a zarazem intrygujący.
   Powtórzę to, co napisałam wcześniej o pierwszym tomie cyklu "Gwiazda Wenus. Gwiazda Lucyfer". "Metamorfozy" nie są książką łatwą, na jeden wieczór. One wymagają czasu, kosztowania drobnymi kęsami, by docenić kunszt autora w kreowaniu świata, bohaterów czy sytuacji przy pomocy słowa, lecz o wysokiej jakości kombinacji!!! To książka do przemyślenia, przeanalizowania, by móc zagłębić się w średniowieczu widzianym oczami Witelona. Nasz drogi magister to postać nietuzinkowa, o niezwykłych jak na swoje czasy poglądach i podejściu do różnych spraw, zatem warto pozostawić otwarte oczy i tak szybko go nie szufladkować. Warto spróbować go bliżej poznać.
   "Metamorfozy" polecam mediewistom i fanatykom tej epoki, bo odnajdą tu to, czego brak w opracowaniach naukowych - życie i żywych ludzi. Tak, Witold Jabłoński daje boskie tchnienie swoim bohaterom, ożywiając ich i dając możliwość samodzielnej egzystencji (przynajmniej takie odnoszę wrażenie). Zainteresowany tematem czytelnik posili się tu intelektualnie, bo inaczej się tej powieści nie zrozumie.
   Drugi tom przygód śląskiego uczonego to dzieło kontynuujące drogę swego poprzednika na bardzo zbliżonym poziomie. Jest równie genialny i porywający, intrygujący, pełen zagadek, przy czym wymagający ciągłego skupienia. Uwielbiam! Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że autor utrudnia sobie zadanie i przedstawia historię z innej strony, tej mniej znanej, mniej efektownej, lecz jakże zajmującej. I chwała mu za to.
   Sądzę, że warto spędzić przy tej książce kilka wieczorów, by przenieść się do XIII wieku i wędrować wraz z Witelonem przez Polskę Piastów, Włochy i Czechy, by móc zakosztować ówczesnego życia i dowiedzieć się co nieco o ludzkiej naturze.
Polecam!

PS Wyjaśniając zwrot "boskie tchnienie", daje tu o sobie znać moja miłość do starożytnego Egiptu. Wyrażenie to nawiązuje do znaku anch, oznaczającego życie. Najbardziej znane i efektowne są przedstawienia z Atonem (epoka amarneńska, XVIII dynastia, rządy Echnatona, czyli Amenhotepa IV), który wyciąga dłonie w kierunku rodziny królewskiej i ofiarowuje im życie. Podobnie zresztą sprawy mają się, co do przedstawień z grobowców z innymi bóstwami, przekazującymi poprzez ten znak życie zmarłym (np. Izyda podająca anch Nefertari; XIX dynastia, rządy Ramzesa II, grobowiec w Dolinie Królowych, QV66).

niedziela, 12 kwietnia 2020

58) Średniowieczna przygoda "Ucznia czarnoksiężnika" Witolda Jabłońskiego

   Świat zaskakuje nas niejednokrotnie. Większość z nas wierzy, że to przypadek, inni - fatum, element zapisany w gwiazdach. Ilu ludzi, tyle zdań. Ciekawą perspektywę postrzegania tego zjawiska zaprezentował Witold Jabłoński w swoim dziele pt. "Uczeń czarnoksiężnika".
   W światku słowiańskim to nazwisko od ponad roku wędruje z ust do ust za sprawą "Darów bogów", w których pisarz dał się poznać jako wybitny umysł i utalentowany artysta malujący słowem przeszłość, odkopując z zapomnienia dawną wiarę, rodzimą, słowiańską, ożywiając bogów i ich popleczników przy pomocy bajarza. Narrator zwiedził sporo świata, zdobył wiedzę i umiejętnie szerzył ją wśród ludzi. W bajarzu można odnaleźć cień samego autora, który określa się jako poganin, tłumacz, kusiciel, esteta etc. Znając "Dary bogów" nie da się przejść obojętnie obok innych książek sygnowanych jego nazwiskiem. Ciekawość bierze górę. I przepadasz. Na całe dnie i noce. Czemu? Dobrej lektury nigdy za wiele! Jednak, żeby to nie było czcze gadanie, pora przejść do konkretów.
   "Uczeń czarnoksiężnika" rozpoczyna sagę fantastyczno-historyczną o pochodzącym ze Śląska uczonym, Witelonie. Akcja toczy się na terenie XIII-wiecznej Polski, skupiając się na wspomnianym już Śląsku i okazjonalnie Mazowszu. Ostatnie kilkadziesiąt stron powieści przedstawia Paryż. Kim jest sam Witelo? Wnukiem polskiego rycerza i góralskiej mądrej baby, synem miejscowej piękności o niepospolitym umyśle i Turynga, Henryka z Ziz. Wydawałoby się, że to mieszanka wybuchowa, ale o zaskakująco dobrym rezultacie. Młodzieniec to wyjątkowy, o bystrym umyśle, potrafi szybko i trafnie ocenić sytuację, uczy się na własnych błędach. Umie czarować słowami, mamić i manipulować, starając się wyjść na tym jak najlepiej. Jest ambitny, chłonny wiedzy i nowych umiejętności, jednak potrafi postawić sobie granicę, by nie popaść w obłęd manii. Korzysta z darów natury i to ich potęgę ceni najbardziej w połączeniu z wiedzą tajemną oraz siłą woli. Alchemia jest dla niego inspiracją, lecz stara się by straty nie przewyższały zysków (i nie chodzi tu tylko o pieniądze), wiedząc, że niektóre eksperymenty mogą drogo kosztować i wołać nawet o najwyższą cenę swego dobrodzieja. Czytanie, pisanie, arytmetyka, filozofia, historia czy śpiew nie mają tajemnic przed młodzieńcem z Borku. To istny geniusz, ale z charakterkiem. Oj, wie chłopaczyna czego chce od życia i uparcie ku temu dąży, sunąc krok za krokiem ku swemu przeznaczeniu.
   Witelo nie jest zwyczajnym bohaterem, jakich na pęczki w literaturze. To zdecydowanie wybitna jednostka z ciągotami do złego i ciemności. Nie po drodze mu z chrześcijaństwem, które odbiera mu matkę i babkę, sieje zamęt w umysłach rówieśników, działając gorzej niż zabobon i zabijając więcej niż innowiercy (inkwizycja oficjalnych przedstawicieli kościoła, jak i wieśniacze samosądy nad każdym podejrzanym), wzbudzając daleko posuniętą nietolerancję i rozwarstwienie społeczne. Witelo nie jest osobą do podporządkowania się, potrafi dostosować się do zastanych warunków, jednak to indywidualista, esteta, dążący do perfekcji, co przekłada się również w doborze kochanków. Tak, kolejna cecha, która powoduje inność tego młodzieńca. Mimo rozpowszechnionych "sodomii" wśród ówczesnego społeczeństwa na poziomie duchowieństwa czy szlachty, nikt głośno się do tego nie przyznaje, traktuje się to raczej jako rozrywkę. Związek dwojga osób tej samej płci uważa się za grzech i coś nienaturalnego (pokłosie tego odczuwane jest do dziś).
   "Uczeń czarnoksiężnika" to pamiętnik życia Witelona, jego dzieciństwa i dorastania. Dzięki temu czytelnik ma możliwość poznać jego myśli, zachowania, ocenę ówczesnej sytuacji politycznej czy gospodarczej oraz, przede wszystkim, wydarzenia i osoby, które mają wpływ na jego rozwój. To rodzina, przyjaciele i nauczyciele (licząc od babki przez mentorów ze szkoły Ludwika po Wolfganga z Weimaru). Każda z tych osób wnosi do życia chłopca coś nowego, wszczepia w niego nową myśl, odruch i umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach. To pokazuje, że nasze życia to suma ludzi spotkanych po drodze, nauk wyniesionych od nich i wydarzeń, które nas kształtują, tych ważnych i drobnych. Człowiek to jednostka, która ciągle się zmienia, dostosowuje, uczy i analizuje, by przetrwać. Dlatego tak niewielu jest aniołem za życia, a częściej przechodzi na stronę Witelona i jemu podobnych. By przeżyć.
   Książka W. Jabłońskiego przedstawia panoramę życia średniowiecznego społeczeństwa od warstw najniższych do najwyższych, ukazując szczegóły niedostrzegalne na co dzień. Niech przykładem świeci tu traktowanie nieślubnych dzieci, próby zapewnienia im przyszłości, podejście ludu do mądrych kobiet, manipulacja ludźmi przez kościół, budowanie potęg imperialnych przez mariaże, a nawet tych lokalnych, gdzie możni i szlachetni tego świata wchodzą w małżeństwa tylko między sobą, intrygi dworskie i walki o władzę, schedę po ojcu, waśnie dynastyczne, sposoby prowadzenia uczt i przyjmowania gości, radzenie sobie w życiu przez najbiedniejszych poprzez tułaczkę i żebranie, najazdy tatarskie, prowadzenie domowego budżetu i reperowanie go m.in. przez Henryka z Ziz czy zakonników. Jest tu ukazane nie tylko życie codzienne szaraczków, ale i kluczowych postaci historycznych. Ponadto autor bardzo dokładnie podchodzi do opisu ówczesnej sceny politycznej, przedstawiając szczegółowo koligacje rodzinne Piastów, ich strefy wpływów, powiązania z innymi dworami europejskimi. Od natłoku imion czasem można dostać mętliku myśli. Zresztą, jest tu taka ilość detali ze sfery gospodarczej i politycznej, że głowa mała. ALE... to, co dla jednych będzie wadą, dla innych okaże się zaletą. Jabłoński genialnie odnajduje się w tym labiryncie piastowskiej dżungli, lawiruje sprawnie faktami, zadziwia i wzbudza mój zachwyt. Uwielbiam to jego podejście do szczegółu, perfekcyjne odwzorowanie średniowiecznego klimatu. Pisarz ma ogromną wiedzę i potrafi ją przekazać w ciekawy sposób, a nawet powiedziałabym, że intrygujący. Wie, w którą nutę uderzyć, by wzbudzić całą symfonię uczuć. I nie przesadzam tu ani na jotę. Wystarczy spojrzeć z nieco szerszej perspektywy na fabułę powieści, by dostrzec ten kunszt. Natłok informacji w tak niecodziennej formie, gdzie narrator swobodnie prowadzi czytelnika przez te gąszcze zadziwia.
   Jednym z ważniejszych elementów tej książki jest dla mnie wątek słowiański. Rodzina ze strony babki Witelona siedziała w tym po same uszy od trybu życia po magiczne rytuały. Żałuję tylko, że tak niewiele miejsca poświęcono Orkanowi i jego otoczeniu, bo to mogłoby być naprawdę ciekawe i dałoby spore pole do popisu autorowi. Ponadto pojawiają się pruscy bracia, uczący młodzieńca co nieco o pogaństwie i swoich wierzeniach. Są też wzmianki o wierze wschodnich sąsiadów Polski, ich zwyczajach, wpływie na miejscową ludność. Pisarz dotyka także tematu zabobonów wśród mieszkańców wsi m.in. o wilkołakach, częstej kąpieli, znajomości ziół. Ta powieść zabiera nas do świata, gdzie ścierają się ze sobą chrześcijaństwo i pogaństwo. Hmm... a może nawet nie tyle ścierają, co pochłaniają, bo kościół wchłania dawne obyczaje i przekształca na własną modłę, by zjednać sobie lud, a niewygodne jednostki likwiduje pod pretekstem kontaktu z siłami ciemności. Witelon jest świadkiem starcia tych dwóch sił, ocenia, analizuje i komentuje, przez co mamy bezpośredni wgląd w sytuację, która otwiera nam oczy i pozwala dostrzec to, o czym w szkole się milczy. Postawa młodzieńca i jego otoczenia ukazuje jak ważnym elementem jest identyfikacja z wiarą i przypisanie się do odpowiedniej grupy.
   Jak już wspomniałam, "Uczeń czarnoksiężnika" jest napisany bardzo plastycznym językiem, obfitym w środki stylistyczne. Autor chętnie posługuje się epitetami, porównaniami i metaforami. 
Tekst powieści silnie oddziałuje na wyobraźnię. Uwielbiam ten momentami poetycki styl Jabłońskiego, tę lekkość pióra, wyczucie słowa i chwili. Ponadto należy zwrócić uwagę na językową kreację bohaterów. Witelon, czyli narrator, jest autentyczny, posługuje się niebanalnym słownictwem, stawia filozoficzne pytania, snuje naukowe rozważania. To prawdziwy średniowieczny geniusz. Bohaterowie pokroju Henryka Kota, księcia Rogatki czy Wolfganga z Weimaru posługują się językiem charakterystycznym dla swojej warstwy społecznej i pochodzenia.
   Przechodząc do kolejnego elementu, czyli bohaterów, należy zwrócić uwagę na ich kreację. Witelo, jak już wspomniałam, jest sumą przeszłości i teraźniejszości, zbiorem cech jednostki wybitnej, potrafiącą okiełznać swoje namiętności w imię wyższych korzyści, choć również potrafi im ulec. Jest skomplikowany, wielopłaszczyznowy. Stanowi niełatwą zagadkę. Wyzwanie! Inne postacie, już mniej barwne i z dalszego tła akcji mimo to potrafią się wyróżnić i zapaść w pamięć, jak choćby Konrad Mazowiecki z żoną Agafią czy nauczyciel Ludwik. Odwzorowanie postaci historycznych ze źródeł i ożywienie ich to trudne zadanie, tym bardziej do takiego dzieła. Niełatwa to robota, ale Jabłońskiemu wyszło bardzo dobrze. Jego bohaterowie to ludzie z krwi i kości, pełni wątpliwości i namiętności, poddający się słabościom ludzkiego ciała i umysłu, często walczący sami ze sobą i z demonami przeszłości. Nie odnajdziemy tu dobrych lub złych. Tu występują szarości, mieszanki, które w zależności od sytuacji raz przeważają to na jedną to na drugą stronę wagi. Jak w życiu.
    Czy mogę coś zarzucić powieści o Witelonie? Jest zawiła, trudna i zagmatwana, zwłaszcza jeśli chodzi o wielość postaci drugoplanowych, koligacji rodzinnych Piastów. Wymaga czasu na przetrawienie. Nie jest lekturą lekką. Potrafi zachwycić, a zaraz potem rzucić o ścianę, wywołując całą lawinę sprzecznych emocji. To jak igranie z ogniem, lecz kto sobie odmówi i nie zaryzykuje takiej przygody? To, co wymieniłam, jednych zrazi, innych przyciągnie. Dla mnie to walory, choć zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu okażą się to schody nie do przebrnięcia. Jednak czasem warto się przełamać i spróbować zagłębić się w nowy świat.
   Pewnie niektórych zaskoczę, ale nie będę analizować tej książki pod względem historycznym, ponieważ nie jestem mediewistą, a okres przedstawiony przez pisarza jest szczególnie burzliwy, chaotyczny i niełatwo ogarnąć, co tam dokładnie działo się pomiędzy poszczególnymi Piastami. Tym bardziej wielkie brawo dla autora za ogrom pracy nad książką i wiedzę na ten temat. Oceną zgodności niech zajmą się specjaliści.
   Jeśli szukacie łatwej i przyjemnej lektury, to nie sięgajcie po "Ucznia czarnoksiężnika". To książka trudna, wymagająca, pełna niedomówień, ale genialna. Witold Jabłoński podjął się ciężkiego zadania, na którym niejeden połamałby sobie zęby. On wyszedł z tego pojedynku zwycięsko. Styl, język, fabuła, kreacja bohaterów i świata przedstawionego, wybór tematu, poprowadzenie akcji, ogrom wiedzy pisarza - to wszystko składa się na dzieło. Ambitny czytelnik odnajdzie tu sporą dawkę inspiracji dla siebie, tym bardziej ktoś zakochany w średniowieczu. Kunszt i talent pisarza rzucają się w oczy na każdym kroku. Mnie ta książka zachwyciła, choć to nie moje czasy i tematyka. Polecam!