Recenzje tematycznie

niedziela, 20 grudnia 2020

81) "Córka Balwierza" Max Brix

    Niedawno podczas poszukiwań ciekawych tytułów w antykwariacie w moje ręce wpadła mała i niepozorna książeczka. Opis sugerował sporo powiązań z Egiptem. Opis... bywa pozorem i nie zawsze odpowiada prawdzie.

  "Córka Balwierza" została napisana przez Maxa Brixa. O samym autorze praktycznie nic nie wiadomo, żadnej informacji w książce, a nawet w internecie. Po treści tej powiastki można sądzić, że autor interesuje się historią Raciborza i jego muzeum, mając aktualną wiedzę i rozeznanie w lokalnej topografii.

   Okładka obiecuje nam trzymającą w napięciu powieść. W II poł. XIX wieku w Raciborzu niemiecki badacz starożytności, Oskar Amadeusz Notzny, wykładający w lokalnym gimnazjum, trafia na pokaz rozbalsamowywania mumii kobiety w zamku barona von Gothschilda, bogatego i wpływowego bankiera. Arystokrata postanawia wykorzystać wiedzę nauczyciela do zapoznania się z treścią tajemniczego papirusu nabytego wraz z mumią i jej doczesnym dobytkiem. To nie koniec niespodzianek. Akcja przeplata się z także z XX i XXI wiekiem. Tutaj wkracza izraelska badaczka Ruth, mająca małą obsesję na punkcie Żydów  z Raciborza oraz jej kolega, niemiecki egiptolog Wolf. Kobieta przypadkiem natrafia na listy miłosne Notznego, odnajdując w nich wzmianki o papirusie. Jako znawca epigrafiki starożytnej, nie może przejść obojętnie obok tak łakomego kąska. Tu rozpoczyna się wyścig z czasem. Ruth chce przeszkodzić ród Gothschildów, pragnąć odzyskać swoją własność...

   Maxowi Brixowi trzeba oddać to, że potrafi przemycić w książce informacje o Raciborzu, zainteresować wystawą muzealną, historią okolicznych budynków czy panów na włościach. I to chyba jedna z niewielu zalet tej książeczki.

   Akcja powieści przeskakuje z miejsca na miejsce, wątki są niedomknięte, dialogi mało naturalne, zachowania bohaterów czasem lekkomyślne i nielogiczne. Mam wrażenie, że autor zagmatwał się nieco i chciał to jakoś posklejać w całość, ale nie za bardzo mu to wyszło.

   Czy jest to powieść trzymająca w napięciu? Raczej nie. Większą przyjemność sprawiają opisy otoczenia i anegdoty o historii miasta niż śledzenie przygód bohaterów. Nie wiem jak dla Was, ale mnie irytowały wstawki rozmów między potomkami rodu Gothschildów. Ich próżność, pycha i sztuczność mogłyby napędzić niejedną elektrownię na wiele lat. Ponadto teorie spiskowe dotyczące monoteizmu z czasów Naramsina i Echnatona ranią serce historyka. Po takich "rewelacjach" czekałam już tylko na przylot kosmitów, który na szczęście został czytelnikom oszczędzony.

   "Córki Balwierza" zdecydowanie nie polecam miłośnikom Egiptu i historii, bo o tytułowej mumii i starożytnym Egipcie jest tu naprawdę niewiele. To raczej powiastka o zabarwieniu kryminalnym z dużą dozą fikcji, napisana niezbyt atrakcyjnym stylem. Przy samym zakończeniu poczułam się tak jakbym dostała obuchem w łeb. Byłam rozczarowana, zażenowana.Tego typu literatura to jednak nie moja bajka.

PS Czy ktoś z Was czytał ową lekturę? Jakie są Wasze wrażenia po niej?

niedziela, 13 grudnia 2020

80) Jawia w ogniu wojny... czyli o "Obrońcach" Franciszka Piątkowskiego

    Znacie to uczucie, kiedy z niecierpliwością czekacie na listonosza, który ma do Was dostarczyć coś bardzo ważnego? List, paczka... może kilka słów od dawno niewidzianego przyjaciela? Może kilka niezbędnych drobiazgów? Może coś dotyczącego Waszej pasji? Moment, gdy trafia w Wasze ręce to wyczekane, wychuchane "coś" poziom ekscytacji sięga zenitu. Potem już z górki. Obejrzane z każdej strony, "wytulone" dotykiem i spojrzeniem.

   Tak właśnie się czułam, gdy w moje ręce trafiła najnowsza książka Franciszka Piątkowskiego "Obrońcy", trzeci tom przygód Marka Lichockiego i całej zgrai słowiańskich biesów. Akcja powieści toczy się współcześnie na terenie Polski i dawnych ziem naszych przodków, tj. m.in. na Połabiu z Arkoną na czele. Świat się zmienia. W Jawii rozgościł się najgorszy koszmar rodzimego panteonu, sam Trojan. Jak się tu dostał? Czy ktoś mu pomógł? Skąd te masowe zgony? Co wywołuje panikę wśród rządzących krajem? Z czym wiąże się nagły przyrost ilości demonów i plugawców? Czy możliwe, by to jedno bóstwo było odpowiedzialne za tyle nieszczęść? Skąd czerpie swoją energię? Co to oznacza dla Słowiańszczyzny?

   W trakcie lektury rodzi się mnóstwo pytań, ale autor co rozdział zaskakuje nowym elementem, udzielając częściowych odpowiedzi. Podobnie rzecz ma się z fabułą. Pędzi, akcja za akcją, ale nie na łeb na szyję, ponieważ tonują ją świetne dialogi i opisy. Tego dowcipu widocznego zwłaszcza nad pewnym akwenem (wtajemniczeni zapewne wiedzą o co chodzi i już się uśmiechają na samo wspomnienie), mogłoby być nieco więcej, ale sytuacja w Jawii nie sprzyja temu, choć szkoda. Język autora jest jasny, klarowny i bezpośredni, gdy wymaga tego fabuła, nie przebierając w słowach, co wywołuje czasem ciarki przerażenia, wobec tego, co się dzieje. F. Piątkowski nie bawi się w półśrodki, wali prosto z mostu, gdy trzeba. Tym samym sprawia, że czytelnik odczuwa podobne emocje do bohaterów.

   Co z kreacją postaci? Marek w pełni dojrzał do roli, którą powierzyli mu bogowie. Jest nie tylko powiernikiem dla rodzimowierców, strażnikiem ładu w Jawii, ale przede wszystkim obrońcą równowagi pomiędzy trzema krainami słowiańskiej kosmologii. Mimo wszystko w jego życiu najważniejszą rolą pozostaje bycie ojcem i mężem, choć narzucony mu zawód pozostawia mu niewiele czasu na rodzinne troski. Lichocki staje się pewniejszy siebie i swoich umiejętności, spotkania z kolejnymi biesami tylko go w tym utwierdzają. Czasami ta postawa może irytować, a nawet prowadzić do oceny go jako narcyza, ale to pozorne. Marek musi być silny, odważny i obiektywnie oceniający swoje możliwości, by móc spełnić pokładane w nim nadzieje. 

   Uwielbiam najbardziej nietypowe i najdziwniejsze trio pod słońcem Jawii, Nawii i Prawii. Strzygoń Bezmir, wegewampir Radek i domowik Witek. Któż by pomyślał, że wspólny cel może zjednoczyć wrogie sobie z natury istoty i połączyć tak silną więzią? Przez całą fabułę śledziłam ich losy zaintrygowana. Autor zaskoczył mnie doborem biesów, ich charakterów i przygód. Zdradzę tylko tyle, że oni są przykładem na to, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i można z nimi zjeść beczkę soli.

   Mój ukochany bies, Leszy, pojawiał się i znikał, ciągle mi go mało, ale trzeba przyznać, że ma głowę na karku i należy się z nim liczyć. Dlatego lepiej szanować las i jego mieszkańców. Jeśli nie, to warto strzec się nawet niepozornego grzybka. Nieszczęśnika czeka wówczas niezła niespodzianka z wkładką.

   Podobną rolę jak trio odgrywa drużyna stworów pod przewodnictwem Miły w Nawii. Ich zmagania wywołują całą gamę emocji. Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że czasem na język suną się ostrzejsze słowa, odczuwa się bezsilność wobec losu, a łzy same cisną się do oczu. Ich postawa i motywacja zasługuje na podziw. Zdecydowanie. W tym miejscu chciałabym głośno zaznaczyć, że ta jedna konkretna strata zgodna z zamysłem autora boli tak jakby straciło się członka rodziny. Jak tak można? Chciałabym łudzić się, że bogowie będą potrafili to cofnąć.

   Po drugiej stronie szali autor umieścił Trojana z plugawcami, Biezdara i ich popleczników. Istna mieszanka wybuchowa, w której prym wiedzie bóg chaosu i wieszczy. W swojej pomysłowości, bezwzględności, okrucieństwie i braku jakichkolwiek ciepłych uczuć nikt ich nie prześcignie. Ich kreacja wymagała od pisarza zagłębienia się w najgłębsze czeluści umysłu zbrodniarzy, zapoznania się z ich mentalnością i perspektywą, co odwzorował w tych dwóch czarnych charakterach.

   Wszystkie te elementy są powiązane ze słowiańską mitologią. Bogowie, wspomniane już demony. To tylko pojedyncze przykłady. F. Piątkowski pochylił się również nad postacią Baby Jagi, Rybiego Króla i pięknej Gustebaldy, zgrabnie wplątując je w fabułę. Należy zwrócić uwagę także na lustro Twardowskiego. Podobnie rzecz ma się z grodami plemion Słowiańszczyzny rozrzuconymi  po całym jej obszarze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Czerwień oraz Arkona, opisane dokładnie wraz z umiejętnie oddanym klimatem. Czytając te fragmenty ma się wrażenie, że w wędruje się po nich razem z Markiem.

 

  Ważnym wątkiem poruszonym w "Obrońcach" jest zachowanie równowagi w przyrodzie, która ma związek z rocznym cyklem pogodowym i wegetacyjnym roślin oraz życiem każdej istoty. Koło dziejów się toczy, rok w rok historia się powtarza, pory roku następują po sobie. Wszelkie zakłócenia w tym rytmie sieją spustoszenie w naturze. Odczuwa je każdy organizm. Autor świetnie przedstawił to na przykładzie Marzanny i nienazwanej z imienia Dziewanny. O tę kruchą równowagę należy dbać, a trzeba uświadomić sobie, że ludzkie poczynania mają z nią wiele wspólnego, ale to nie miejsce na takowe dywagacje. Jednak warto się nad tym zastanowić.

   Wspominałam już, że "Obrońcy" jako powieść silnie akcentuje znaczenie prawdziwej przyjaźni w trudnych chwilach. Ta więź skłania do wielu poświęceń, sprzyja szczerości i lojalności, budowania bezgranicznego zaufania i wsparcia w każdej sytuacji. Nie istnieje tylko międzyludzka przyjaźń. Ona może być międzygatunkowa, np. między stworami, człowiekiem a biesem. Ta prawdziwa jest wzajemna i bezinteresowna, nie oczekuje na poklaski, ona po prostu jest. F. Piątkowski pokazuje na wielu przykładach na czym ona polega, jak ją pielęgnować. Przypomina, że jest możliwa, choć w naszych czasach trudna do odnalezienia. Mimo to warto jej szukać, a może ona sama nas znajdzie, gdy przyjdzie czas?

   Przy okazji Trojana autor poruszył ważny wątek dotyczący władzy. Sianie zamętu i strachu tylko potęguje lęk społeczeństwa. Ponadto wiele istotnych prawd wrzuca się pod dywan, a uwagę kieruje się na inne rzeczy. Owe próby mydlenia oczu często są bardzo skuteczne, bo lęk paraliżuje logiczne i analityczne myślenie, zdając się na schematy i wszechobecną propagandę. F. Piątkowski świetnie ukazał te procesy, co tylko potwierdza, że jest naprawdę dobrym obserwatorem życia społecznego i politycznego.

   W powiązaniu z władzą polityczną działa kościół, choć przedstawiony tu biskup należy do osób potrafiących wiele zrozumieć i dostosować się do zaistniałych warunków. Zażyłości owego duchownego z czołowymi politykami, ich podporządkowywanie się jego prośbom nasuwa na myśl pytanie o to czy w ogóle istnieje rozdział państwa od kościoła, a jeśli tak, to w jakim procencie. Uważam, że to szczególnie ważne obecnie zagadnienie. Na pewno skłania do refleksji.

   Świat wykreowany przez F. Piątkowskiego wciąga od pierwszej strony. Może zrazić do siebie osoby delikatne, nielubiące bardziej krwawych scen i bluzgów, ale przestrzegę, że one są tu uzasadnione i wręcz konieczne. W końcu Trojan nie jest niewinną owieczką, a bogiem chaosu, złem wcielonym, nieznającym słowa "litość". Oprócz dobrze wykreowanych postaci, ciekawej fabuły, masy kreatywnych pomysłów co do powiązania elementów słowiańskich wierzeń, historii i legend z  przygodami Lichockiego, ta powieść ma specyficzny klimat, który uzależnia. Tak jak na początku "Powiernika" miałam lekkie wątpliwości czy to lektura dla mnie, tak z każdym kolejnym rozdziałem wniknęłam w ten świat. "Widzący" mnie pochłonął, podobnie jak zbiór opowiadań "Bogowie i stwory". Przy "Obrońcach" po prostu ruszyłam przed siebie z najlepszym słowiańskim przewodnikiem Markiem. Nie miałam wątpliwości. To jak spotkanie z bardzo dobrym kumplem po latach, który nigdy Cię nie zawiedzie. Mnie tu ujmuje słowiańskość obecna na każdym kroku, wyzierająca spod każdego słowa, te cudne historyczne niuanse, propagowanie rodzimej wiary i kultury. Co dociekliwszy czytelnik odnajdzie nawet wyjaśnienia pewnych ludowych zabobonów.

   "Obrońcy" to kontynuacja jednej z moich ulubionych serii, całkowicie osadzona w słowiańskim uniwersum, która powinna spodobać się każdemu zainteresowanemu tą tematyką. Dla mnie to strzał w dziesiątkę. To nie tylko obrońcy przed Trojanem, to obrońcy Jawii, Nawii i Prawii, obrońcy dawnej wiary i tego całego dziedzictwa. Ponadto sam tytuł wskazuje, że w tym układzie ważny jest nie tylko Marek Lichocki, ale wszyscy jego stronnicy, ponieważ każdy z nich jest niezbędnym elementem tej wyjątkowej układanki. Kolejny raz autor w tak kluczowym miejscu pokazuje, co w życiu jest ważne i czym należy się kierować. Tak, to lektura, do której będę chętnie wracać.


PS Mam nadzieję, że autor jeszcze niejedną scenę poświęci owym "najmundrzejszym" wodnikom. Uwielbiam ich. Z takimi to życie nigdy nie będzie nudne, a jak testują cierpliwość... ;)

niedziela, 6 grudnia 2020

79) "Srebrzyste węże" Roshani Chokshi

  Czy komukolwiek udało się uciec przed sobą samym, przed własnymi lękami czy pragnieniami? Czy ktokolwiek jest w stanie zrobić to bez szwanku dla własnego zdrowia psychicznego? Czy chowanie się pod maskami i spychanie na dno świadomości własnych potrzeb jest dobre? Dokąd ucieka ludzki umysł zmuszony do takiego wysiłku? W czym odnajduje ukojenie?

   Powyższe pytania należą do jednych z trudniejszych, tym bardziej współcześnie. Tworząc swoją najnowszą powieść, "Srebrzyste węże", Roshani Chokshi starała się znaleźć na nie odpowiedzi. Jest to kontynuacja "Pozłacanych wilków", opowiada o dalszych przygodach kilkorga przyjaciół skupionych wokół poszukiwania artefaktów powiązanych z Wieżą Babel dla Zakonu, zajmującego się ich kolekcjonowaniem. Każdy z nich był formowany, czyli zmieniony za pomocą siły woli innej osoby. Brzmi jak powieść fantastyczna. Tak. Można ten twór zaliczyć do tego gatunku, ale należy zaznaczyć, że oprócz warstwy rozrywkowej, humoralnej, zawiera potężny ładunek filozoficzny, egzystencjalny, który zmusza do głębszej refleksji o życiu. Jednak po kolei.

   Główni bohaterowie to Severin, Laila, Zofia, Enrique i Hypnos. W tle rysuje się postać Rusłana, Ewy oraz matriarchini Domu Kory, jednej z francuskich frakcji Zakonu. Co ich łączy? Wspólne poszukiwania jednego z najcenniejszych artefaktów, tzw. Bożych Słów, zaginionego ponad dwadzieścia lat temu. Krok po kroku docierają do kolejnych tajemnic przeszłości, w tym Upadłego Domu, którego pozostali przy życiu członkowie czyhają na nich. Każda z postaci boryka się ze swoimi problemami i demonami przeszłości, czy to w postaci mieszanego pochodzenia, trudnej sytuacji rodzinnej, niełatwego dzieciństwa czy społecznego odrzucenia. Bohaterowie są nieszablonowi, pełni wewnętrznych rozterek, ale o silnych charakterach. Moją uwagę w tym tomie przykuła kreacja Zofii i Enrique. Są tak prawdziwi jak ludzie z krwi i kości. Zosia, polska Żydówka, mająca talent do formowania metali i smykałkę do ognia, typowy ścisły umysł, lekko wycofana z życia społecznego, lojalna przyjaciółka o odważnym sercu, pomysłowa i cierpliwa, choć wydaje się słaba, drzemie w niej ogromna moc. Nie lubi uprzedmiatawiania, przez co nawet formowane maszyny jej zdaniem zasługują na szacunek i własne imię. Ujmuje szczerością i oddaniem sprawie, miłością do siostry, rozterkami sercowymi. Poczucie zamknięcia i osaczenia wywołuje w niej panikę. Liczenie przynosi jej ulgę. Enrique to syn algiersko-filipińskiej pary, zakochany w przeszłości, wykształcony historyk o ogromnej wiedzy, bystrym umyśle, kreatywnym podejściu do życia, złakniony uwagi. Chciałby zostać wysłuchany, nie tylko w sprawie artefaktów, ale może przede wszystkim przez innych badaczy, by móc spopularyzować wiedzę o rodzinnym kraju i walczyć o jego wolność, dziedzictwo kulturowe. Lojalny i oddany przyjaciel, gotowy do wielu poświęceń w imię owej więzi, odważny i dzielny, choć pozornie stroniący od niebezpieczeństwa. Zakochany w książkach i ciastkach. Niezwykły, choć lekko zagubiony w codziennym życiu, nie do końca radzący sobie w relacjach partnerskich, od początku do końca angażujący się całym sobą, choć czasem przynosi mu to cierpienie. Wrażliwy o dobrym sercu. Tak, zdecydowanie Zofia i Enrique to moi ulubieńcy, połączenie miłości do historii i matematyki.

   Roshani Chokshi porusza wiele trudnych zagadnień jak m.in. odrzucenie dziecka, ignorowanie go, okaleczenie w imię chorej miłości, choroby w rodzinie, utrata zaufania wśród bliskich, zdrada współpracowników, kłamstwa mające chronić przed bolesną prawdą, zawody miłosne, świadomość zbliżającej się śmierci, bezsilność wobec władzy, przemoc wobec kobiet, siłowe rozwiązania problemów osób wyżej postawionych wobec szaraczków, nadużycia władzy, siłę i rolę pieniądza w państwie, nietolerancję wobec inności. Autorka ukazuje proces jak demony przeszłości czy nawet wczesnego dzieciństwa potrafią odcisnąć piętno na dorosłym życiu i psychice człowieka, jak pewne z pozoru nieznaczące drobiazgi mogą wyprowadzić z równowagi, wywołać panikę i lęk. Odzwierciedla to jak problemy rodzinne czy nawet nieporozumienia między przyjaciółmi wpływają na inne relacje międzyludzkie, proces podejmowania konkretnych decyzji, motywację działań. I to jest właśnie ten wątek, który powoduje u czytelnika największy mętlik. Te relacje. Są skomplikowane, złożone, każde słowo czy zachowanie ma swoją przyczynę i skutek. Dzięki temu można zaobserwować jak powstaje zaufanie i jak łatwo je zburzyć, jak bardzo trzeba uważać przy doborze przyjaciół, jak słowa potrafią zranić i zapaść głęboko w pamięć, decydując o samoocenie danej osoby. Łatwo oceniać, trudniej poznać. Wiele emocji może wzbudzić wątek przemocy wobec kobiet, ich torturowania i morderstw, motywacji zabójców i ich działań. To naprawdę trudny temat pokazany oczami Laili, która widzi i odczuwa emocje ofiar i katów. Koszmar. Jednak nie da się od tego uciec raz dwa, bo to ciągle aktualny temat na świecie bez względu na miejsce zamieszkania. Przemoc zawsze rodzi ból, cierpienie, której nie da się zrozumieć, bez względu na to na kim była zastosowana. Ofiara jest ofiarą i należy się jej sprawiedliwość, ale co jeśli nie ma kto o nią walczyć? Co jeśli jest sama? Co, gdy oprawca czuje się niewinny? Tłumaczy to sprawą wyższej wagi? Czy w ogóle jest coś takiego? Roshani Chokshi poruszając ten wątek wykazała się nie lada umiejętnością budowania odpowiedniego klimatu i stopniowania dawki tegoż koszmaru. Poradziła sobie z tym.

   Pomysłowość autorki nie ma granic. Stworzyła w swej powieści pojęcie formowania przedmiotów za pomocą woli, te najważniejsze, najsilniejsze i najcenniejsze zostały poddane sile pochodzącej z samej Wieży Babel. Formowanie metalu, ognia, lodu, krwi, za pomocą samej myśli czy tworzenia życia... Prawdziwe cuda nauki i techniki, a to wszystko powiązanie w jakiś sposób z historią, mitologią ludów z całego świata. Chokshi ma ogromną wiedzę w tym zakresie, że płynnie przeskakuje między kolejnymi elementami, łącząc je w harmonijną całość. Ponadto przewija się tu wiele elementów z medycyny, botaniki, technologii, fizyki, chemii, matematyki, zoologii itd. Tak wiele szczegółów tak umiejętnie wykorzystanych.

   Język i styl pisarki są tak barwne i tak żywe, że przyciągają i pochłaniają w nurt fabuły, kolejne strony uciekają, a godziny nie wiadomo nawet kiedy zlatują. Akcja powieści jest wyważona pięknymi opisami i naturalnymi dialogami. Czytelnik może spodziewać się przebiegu fabuły, pewnych składowych, ale wiele z nich jest sporym zaskoczeniem i burzy dotychczasowy tok myślenia. Autorka wie jak podnieść adrenalinę i nie waha się przed tym. W tej książce ukazuje swój kunszt.

   "Srebrzyste węże" Roshani Chokshi to powieść godna polecenia każdemu bardziej wymagającemu czytelnikowi, który oprócz sfery fantastycznej, chce czegoś więcej, wątków zmuszających do głębokich refleksji egzystencjalnych, elementów do przetrawienia i przeanalizowania, by móc wyjść z lektury bogatszym o nowe doświadczenia zdobyte dzięki bohaterom tej historii. Tak jak "Pozłacane wilki" mnie zachwyciły, tak "Srebrzyste węże" kompletnie mnie oczarowały. Robi mętlik w głowie i w sercu. Bogata treść broni się sama. Postacie się kocha albo nienawidzi, choć pozory potrafią zmylić każdego. Świetna książka bardzo dobrze zrealizowana. Czekam na więcej, a zwłaszcza na dalsze losy moich ulubieńców.