Recenzje tematycznie

piątek, 27 maja 2022

134) Kiedy ziemia stworami była usiana... "Kiedy Bóg zasypia..." Rafał Dębski

  Życie nie jest usłane samymi płatkami róż, posiada też mnóstwo kolców, na które łatwo wpaść, a trudniej je wyjąć, ponieważ część z nich może być mikroskopijna. Między ludźmi ciągle dochodzi do jakichś swad i zatargów, czasem większych, czasem mniejszych, lecz zadra w sercu pozostaje, a niewielu potrafi zapomnieć i wybaczyć. Taki jest nasz świat, ludzki, pełen bólu i cierpienia, choć i zdarza się, że inne uczucia triumfują, np. radość czy miłość. Mimo to doświadczenie uczy, że trzeba się mieć na baczności, bo nigdy nie wiadomo co lub kto wyjrzy zza rogu...

  Jakiś czas temu udało mi się kupić zupełnie w ciemno, biorąc pod uwagę jedynie opis z okładki, książkę Rafała Dębskiego pt. "Kiedy Bóg zasypia..." z 2007 roku wydaną nakładem Fabryki Słów. Sugeruje on, że w treści odnajdziemy czasy piastowskie, słowiańskie biesy, strach i trwogę, nie tylko przed bogami czy demonami, ale przede wszystkim przed ludźmi. Cóż, kiedy pojawiają się strzygi czy południce w dodatku w historycznym kontekście, nie można przejść obojętnie obok takiej pozycji. Co autor zaserwował tu czytelnikom?

   Akcja powieści toczy się w XI wieku na terenie zarządzanym przez Piastów. Główną osią fabuły jest najazd czeskiego władcy Brzetysława, który splądrował całkiem sporo ziem, niszcząc wzdłuż i wszerz, co się dało, chcąc zniweczyć potęgę swych północnych sąsiadów. Najazd zbiega się w czasie z ruchami pogańskich buntowników, czyli tzw. reakcją pogańską, gdy lud domaga się powrotu starego porządku i wiary ojców. Świat przestaje być bezpiecznym miejscem, nie zaznasz spokoju ni w domu ni w lesie, bo zewsząd ciemne moce zaatakować mogą.

   Mieszko II, syn Bolesława Chrobrego, dogorywa w swych komnatach, tocząc bój w swej duszy o powinności między obowiązkami władcy a potrzebami własnymi, by zlec w ciszy i odpoczynku myśli. W kraju toczą się spory rodzin szlacheckich, panów, co to przy władcy stoją, komu większe przywileje się należą, kto lepsze urzędy uszczknąć zdoła, kto kasą ma zarządzać, a komu wojsko przeznaczone. Tron coraz słabszy, a hieny głowy podnoszą, by stadem podejść, z cicha zaatakować, nasycić się krwią ofiary i nowe porządki wprowadzić. Poza kręgiem władcy zwykli kmiecie, co najdrożej płacą za wszelakie zmiany, życiem. Przesuwani z kąta w kąt, niczym bezwolne kukły, bez prawa głosu, więc tęskno za dawnymi wiecami, gdzie najstarsi i najmędrsi głos zabierali, mając na uwadze dobro opola. O rodzinę to się dba, a gdy władzę obce ręce obejmują, krzywda się dzieje, płacz matek i dziatek. Gdzie pomocy szukać? Ano, jeszcze w gąszczu leśnym dawne bogi w świętych gajach po kącinach wyznawane, przez żerców wychwalane. Kmieć do wiary ojców zaufanie ma, to i kapłanom warto zawierzyć. Wiedzą, co mówią i co czynią, przez siły wyższe błogosławieni, przyszłość znają, w zaparte z nimi iść, w bój o wolność i o ojcowską tradycję. A i wśród panów są tacy, co sprawiedliwość i wolność umiłowali nad wszystko, co o dawnych obyczajach nie zapomnieli, co pod piastowskich orłem naprzód iść chcą, lecz z pozdrowieniem bogów swoich, a nie obcego, niemieckiego Krysta, co jego kapłani krwią utytłani po łokcie, o miłosierdziu mówią, a szlachtować niewinne dziatki z uśmiechem na twarzy potrafią, co złoto i inne bogactwa ponad swego Boga wynoszą, prawo chcą tworzyć, lecz samemu mu nie podlegać, grzechem straszą, a sami go czynią. Gdzie tu logika i sens? Kolejni do władzy, ot i tyle. Bunt trzeba podnieść, o swoje się upomnieć, chlubnej przeszłości nie dać wymazać, po swojemu iść, choćby życie na tej walce zakończyć. Świat nie tak prosty, a ludzie złożonymi istotami, co plączą sobie drogi na własne życzenie. 

   Kapłani starej wiary dyszą żądzą zemsty, przelewając krew nie tylko wrogów, ale i swoich, w imię wyższego dobra. Jeden z żerców Swarożyca wzywa ciemne moce, prosząc swego pana o pomoc, o mściciela zza grobu, co będzie siał postrach, a żywi go nie skrzywdzą. Pan ognia budzi do życia nie tylko ożywieńca, z ukrycia wychodzą dawne stwory, co przerażały od wieków, a niewielu już pamięta jak się bronić, bo dziadów pokolenie coraz mniej liczne. Ino żercom wierzyć, wiedźm się radzić, a samemu obiaty do kąciny nosić o ocalenie i siłę do walki z ludzkimi i nadprzyrodzonymi potworami, lecz zważyć należy, że czasem zło czai się bliżej niż człek myśli i dźgnąć go może przyjaciela dłoń, co fałszem tchnie... 

   Przez prawie czterysta stron autor trzyma czytelnika w ciągłym napięciu. Potyczki, bitwy, zacięte intrygi, niesnaski między bohaterami, przelane morze krwi, rzeź niewinnych kmieci, małych dzieci, ale i pożoga wojenna, bez grama litości, tortury, kaźń i cierpienie, ciągły ból, ludzkie okrucieństwo, bez końca. I nie ma zmiłowania. Szczegóły, dokładność, wręcz precyzyjność opisów. Zimny dreszcz przebiega podczas czytania. Gdzie w człowieku człowiek, by takich rzeczy się dopuszczać? Czyżby taki mrok był w każdym z nas? Czy może ujawnić się zawsze i wszędzie? Tak, ta książka wzbudza strach, paniczny, lęk przed innymi. I tak jak biesy można wytłumaczyć naturą, tak ludzi nie, bo mają wolną wolę. Świat przedstawiony przez Rafała Dębskiego pokazuje swego rodzaju Armagedon, apokalipsę wartości, które są nam bliskie i których straty się boimy. Gdzieś pomiędzy tym co złe przebija w pojedynczych promieniach znaczenie prawdziwej miłości, zarówno braterskiej, jak i partnerskiej, wiary w sprawiedliwość i wolność, własnego kraju, lojalności i przyjaźni, rodziny i więzów krwi. Może właśnie te chwile trwogi pozwalają docenić te szczęśliwe momenty, gdy dobro zwycięża. Może tak wygląda równowaga w naturze. Wizja zaprezentowana w "Kiedy Bóg zasypia..." mrozi krew w żyłach, ale jednocześnie przypomina, co tak naprawdę się liczy, co jest ważne w życiu, czemu poświęcamy ostatnie chwile przed śmiercią, dokąd biegną nasze myśli, czy wiara w coś pomaga przejść to łagodniej, czy wybór między życiem w hańbie a śmiercią z czystym sumieniem jest łatwy i co tak naprawdę przeważa...

   W powieści Rafała Dębskiego postaci bez liku, trudno się doliczyć, jedni pojawiają się na chwilę, inni goszczą tu dłużej, lecz każdy coś ze sobą wnosi. Najbardziej utkwił mi w pamięci Bogusz, starosta opolny, człowiek rozsądny, godny podziwu dowódca, potrafiący utrzymać posłuch wśród ludzi, nie tylko za pomocą dyscypliny, ale przede wszystkim szacunku. Jest niczym pasterz dla zagubionych owieczek, gotowy wyrwać je z każdej opresji, walczyć o wyznawane wartości, do końca, lecz znający umiar i nieprzelewający krwi pobratymców na darmo. Wyznawca rodzimej wiary, lecz chodzący własnymi ścieżkami o nieprzeciętnym umyśle i wyczuciu chwili, znawca ludzkich charakterów. Pełen respektu wobec przeciwnika, np. Jana Pałuka. Ma silny kręgosłup moralny, choć sprzymierza się na pewien czas z królem upiorów. Gotowy ponieść konsekwencje za swoje czyny, nie boi się prawdy. Jest odważny i rozważny. Silny nie tylko tężyzną fizyczną, ale i wewnętrzną energią. 

   Nie da się przejść obojętnie obok Wiłły i Sewy. Miłość przeklęta, poza prawem ludzkim i boskim, a jednak możliwa, silniejsza od śmierci, ucząca potęgi serca i wzajemnego rozumienia. Uczucie okupione łzami i cierpieniem, lecz bezcenne dla niej i dla niego. Dwóch niezwykłych wędrowców, wokół których rozgrywają się ważkie sprawy, jak choćby rozmowa z rusałkami czy pustelnikiem. To też nauka dla czytelnika, że z każdej znajomości można coś wynieść, trzeba mieć tylko otwarty umysł i patrzeć dookoła siebie, bo odpowiedzi często są pod samym nosem.

   Najbardziej w oczy kole postać czeskiego Brzetysława i jego pomagiera Sewerusa, chociaż nie wiadomo kto komu w sumie bardziej służy. Jeden i drugi, wielcy chrześcijanie, a w środku istne diabły, co przed niczym lęku nie czują, byle okrutniej, byle krwawiej, byle rozpustniej, dla własnej przyjemności i korzyści. Zło w najczystszej postaci, choć synowi Oldrzycha należy zwrócić honor chociaż za ten jeden gest wobec poległych pod katedrą.

   W powieści Polska to jeden wielki poligon walk między chrześcijanami a poganami, szarpanymi jeszcze przez czeskie siły. Kraj rozerwany na pół, bez władcy, bez okrzepłych granic i tradycji, wciąż szukający swej drogi, pełen odważnych i zapalczywych mieszkańców, którzy dają się wodzić za nos tym, co żądni władzy, niepotrafiący przymknąć oczu na różnicę wiary, a przyklasnąć wspólnej sprawie silnego państwa, zdolnemu odeprzeć wrogie wojska i wraże pogróżki. Ta Polska to kraj rozdarty, krwawiący, samookalaczający się, w którym gdzieś głęboko tli się iskra zwycięstwa i o ziszczeniu snów o pamiętnej, chwalebnej przeszłości.

   Przedstawionych żerców i większości kapłanów niewiele różni. Chęć zysku, władzy, wiara w potęgę wyznawanego boga i używanie jego mocy jak własnej. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla wyznawców, prawdziwej czci dla bóstwa i kierowania się wartościami, które symbolizują? Czym tak naprawdę jest wiara z potrzeby serca? Co powinna dawać człowiekowi? Co sobą reprezentować? Jak bardzo ingerować w życie jednostki? Czy ma prawo stać się przedmiotem sporu państwowego? Gdzie istnieją jakieś granice? Więcej pytań niż odpowiedzi.

   W to wszystko autor wkłada słowiańskie demony i bóstwa. Bogowie jak Perun, Swarożyc, Weles czy Mokosz są jak figury czczone przez ludzi, występują, ale czy realnie wpływają na życie ludzi? Trudno powiedzieć. O wiele więcej miejsca zajmują stwory, z których większość to krwiożercze bestie. Pojawiają się wilkołaki, strzygi, dziwożony, latawce, rusałki, wąpierze, zmory. Te pochodzące od ludzi są najbardziej zaciekłe, ale i wrażliwe na chrześcijańskie symbole typu krzyż czy woda święcona. Inaczej ma to się z biesami leśnymi, bardziej podobnymi do zwierząt, którym owe krystowskie znaki niestraszne. Spośród nich pisarz wymienia m.in. leszych, którzy są niby dzikie koty o nieco drapieżniejszym wyglądzie, zjadliwe i pamiętliwe. Ludzie się ich boją, unikają jak mogą, a podejrzanych pobratymców o jakiekolwiek konszachty z nimi likwidują. Kiedy wychodzą z ukrycia? Kiedy wzywa się starych bogów i poi się ich krwią, gdy sprzeniewierza się ich prawom, a powołuje się na nie... Bardzo wymowny w tym miejscu jest posąg Swarożyca i poczynania jego żerców. Warto zwrócić na to uwagę.

   Dla osób wierzących ważnym wątkiem będzie obrona Gniezna, katedry, plądrowanie grobu św. Wojciecha i pięciu Braci Męczenników oraz postawa Cieszka.

   Całość Dębski przedstawia jasnym i klarownym językiem, nieco archaizowanym. W trakcie lektury uderza brutalność opisów, ich drobiazgowość oraz umiłowanie w rozlewie krwi. Co wrażliwsze osoby może to zniechęcić, ale myślę, że warto przez to przebrnąć, by wyciągnąć z treści jak najwięcej dla siebie.

   Ponadto z ciekawej perspektywy powieść ukazuje najazd Brzetysława i wiąże to ze słowiańską mitologią, pokazując jego ciemne strony i życie zwykłych chłopów podczas wojennej zawieruchy. Zabrakło mi tylko przedstawienia roli Miecława i Mazowsza w tej całej sprawie.

   Moim zdaniem za mało miejsca poświęcono Wille i Sewie, ponieważ ich wątek mógł całkiem sporo wnieść w postrzeganie starej wiary, wzajemnych powiązań ludzko-bosko-żerczych. Rozmowy Wiłły z innymi stworami mogły być dłuższe, nieco bardziej uchylać rąbka tajemnicy.

   "Kiedy Bóg zasypia" to trudna książka pod względem klimatu przesiąkniętego krwią i odorem śmierci, brutalnością i okrucieństwem. Nie należy do przyjemności, wieczornego relaksu pod kocem z gorącą herbatą. To powieść wzbudzająca strach, głęboko zakorzeniony lęk przed mrokiem i nieznanym, przed własnymi koszmarami. Trzyma w napięciu, nie daje wytchnienia. Przeraża i pogania, to chyba najlepsze połączenie na określenie jej charakteru. Dobra na przemyślenia, dobra ogółem, choć nie wybitna. Świat wykreowany przez Rafała Dębskiego ukazuje nas samych, na rozstaju dróg, możliwe ścieżki, lecz którą ostatecznie wybierzemy? Gdzie pójdziemy? Dokąd się udamy? Gdzie skieruje nas dola?

wtorek, 24 maja 2022

133) Audiobook "Paskuda" Magdaleny Sprenger

  Słowiańskości nigdy za wiele, przynajmniej dla mnie. Jak jest w Waszym przypadku? Moim zdaniem nasze otoczenie jest nią przesiąknięte. Czasem wystarczy wsłuchać się w opowieści starszych pokoleń, by dostrzec pozostałości po naszych przodkach. To jakiś zwyczaj, powiedzenie, zlepek słów, których dzisiaj pierwotnego znaczenia niewielu już rozumie. Poszukiwania po książkach czy w internecie odpłacają po stokroć ciekawskiemu. Zaczyna inaczej się patrzeć na swoje otoczenie. Spacery w lesie są już inne, bardziej cieszą, kontakt z naturą smakuje inaczej, wyraziściej. Może to zdanie sobie sprawy ze swoich korzeni, może to pstryczek w nos od rodzimych bogów? Któż wie, ale słowiańskość pochłania i myślę, że każdy jej miłośnik może to potwierdzić.

   Niedawno w moje ręce za pośrednictwem Łukasza Narolskiego z wydawnictwa Nine Realms trafił audiobook Magdaleny Sprenger pt. "Paskuda". Bite trzy godziny słuchowiska czytanego przez Macieja Kowalika. O czym jest ta powieść? Kogo dotyczy? Jakich problemów dotyka? Jakie niesie ze sobą przesłanie? Jak są w niej wykorzystane wierzenia naszych przodków?

   To historia przeznaczona dla dzieci i młodzieży, która przesiąknięta jest słowiańskim klimatem na każdym kroku. Jej akcja toczy się na terenie Słowiańszczyzny we wczesnym średniowieczu, gdy na tych ziemiach wciąż żywa była wiara w wielu bogów, panował książę, dozwolone było wielożeństwo, handlowano z kupcami ze świata arabskiego. To świat pełen sprzeczności, trudnych decyzji, niesprawiedliwości i bólu. Skłania do refleksji nad innością, rolą dziecka w społeczeństwie. Dlaczego?

  Tytułowym bohaterem książki jest Paskuda, syn dziwożony, podrzucony zwykłej kobiecie na wychowanie. Nie ma łatwo od samego początku. Ze względu na swoje nieznane pochodzenie i dziwny wygląd bywa piętnowany przez całe otoczenie. Nie znajduje zrozumienia ani w rówieśnikach, ani wśród dorosłych. Jest inny. Czy takiego chłopca można pokochać, ofiarować mu swoje serce i matczyną miłość? Czy jest zdolny do zawarcia przyjaźni? Czy idzie go oswoić? 

  Warto zwrócić uwagę na Żarka, domowika, mieszkańca domu Sławoja i Miły. Jedni określą go słowem demon, inni stwór, dla mnie to opiekun domostwa i rodziny czuwający nad jej bezpieczeństwem i dobrostanem. Jest uczynny, dobry, pracowity. Dba o swoje obejście. Nie miga się od roboty. Ma swój kąt. Wydawałoby się, że nie ma na nic czasu poza swoimi obowiązkami, a mimo to ma kilka bliskich pomrok, które żyją w nim jak kumy. Żarek jest dla mnie przykładem prawdziwego przyjaciela i nauczyciela. Mając kogoś takiego w swoim otoczeniu można być pewnym wsparcia i dobrej rady. Warto zauważyć, że w "Paskudzie" poza nim występuje jeszcze jeden domowik, ale już mniej sympatyczny, bardziej zapatrzony w siebie, któremu z oczu źle patrzy. Oznacza to, że przynależność gatunkowa o niczym nie przesądza.

   Ważną postacią jest również Gałązka, dziewczynka, napotkana po drodze przez Żarka i Paskudę. Jako jedna z niewielu patrzy na chłopca bez lęku i uprzedzeń, może jeszcze nie zdążyła nasiąknąć społecznymi tabu wobec inności. Jest charakterna i uparta, podąża swoją ścieżką, którą wytyczyła jej dola. Myślę, że jest kimś, kto w jakimś stopniu wpływa na kształtowanie się temperamentu i krzepnięcie charakteru chłopca.

  "Paskuda" to powieść dla młodszych czytelników, ale pełna trudnych wątków, które trzeba przemyśleć i przetrawić. Jakiej tematyki dotyka? Przede wszystkim przedstawia kwestię podejścia do inności, którą wielu, nawet dorosłych, ma problem zaakceptować nawet w minimalnym stopniu. Czy to strach czy zwykła niechęć? Trudno powiedzieć. Osoby w jakikolwiek sposób wyróżniające się nigdy nie miały łatwo. Wiecznie pod górkę, m.in. z udowodnianiem swojej przydatności w społeczności, niewinności w jakichkolwiek podejrzanych sprawach. Taki ostracyzm potrafi boleć, buduje brak pewności siebie, zwątpienie w sens swego istnienia. Słowa słowami, niestety, często podpiera się je czynami. Wówczas dochodzi do przemocy fizycznej. Tak, kiedyś również ona dotykała dzieci. Jak miały się one bronić przed razami zadawanymi przez tych, którzy mieli się nimi opiekować? Jak po czymś takim mogły komukolwiek zaufać? Jak znieść odrzucenie przez bliskich? Jak zbudować swoją tożsamość? Na czym? Z kogo brać przykład? To pokazuje też czym jest społeczność, jakie ma zasady i czego kategorycznie nie wolno robić w kontakcie z sąsiadami. Z jednej strony kumy, z którymi spędza się czas przy pracy na polu, plotkowaniu przy domowych obowiązkach, a z drugiej żmije, które patrzą jak wbić szpilę, jeśli komuś powodzi się lepiej lub ma problemy. Właśnie. Od problemów innych lepiej trzymać się z daleka i nie interweniować. Po co? Każdy ma radzić sobie sam. Co jest w domu, to w nim zostaje. Ta powieść porusza też temat straty rodziny, pozostania samemu i radzenia sobie z tym. Jak sierota może poradzić sobie w okrutnym świecie? Kogo powinna unikać? Kogo słuchać? Jakie ma drogi przed sobą? Ta książka pokazuje też czym jest nadzieja i jej siła. Wystarczy iskra, by się zmienić, obrać inny kierunek. Czasem to uwaga kogoś obcego, innym razem - przypadkiem usłyszane dobre słowo, propozycja na nową ścieżkę z pomysłem na życie. 

   Magdalena Sprenger udowodniła, że przyjaźń istnieje i nie ma ona granic. Może rozwinąć się nieoczekiwanie, stopniowo, ale jej fundamentem zawsze jest zaufanie i wzajemny szacunek. Dotyczy nie tylko ludzi, ale i stworów. Inność nie ma tu znaczenia. Liczy się to jakim się jest, jakie ma się serce. Nic więcej. "Paskuda" to powieść w drodze, od punktu do punktu, ale właśnie dzięki temu przedstawia ewolucję tej relacji między bohaterami. Kolejne wydarzenia, choć może lepiej to nazwać przygodami, umacniają ową więź. Dzięki temu czytelnik wie, czy jest ona prawdziwa, jak wiele postacie znaczą dla siebie nawzajem.

   Ta książka skupia się na relacjach. Mimo wieku potencjalnych odbiorców autorka nie boi się poruszać drastycznych kwestii. Rodzic, dziecko, sąsiedzi, przyjaciele, obcy, wrogowie - w różnych kombinacjach, o których wspomniałam już wcześniej. Kreacja bohaterów jest bardzo przemyślana. Znajomość psychologii również nie pozostaje bez znaczenia. Widać to zwłaszcza w charakterach postaci. Mają swoje lepsze i gorsze dni, a każde zachowanie bywa czymś motywowane. Wystarczy lepiej wniknąć w głąb fabuły, by spróbować ich zrozumieć. Czasy, w których przyszło im żyć są pełne ograniczeń, zabobonów i lęku. 

   Autorka przemyca tu wczesnośredniowieczną codzienność wioski, od pracy w polu zaczynając po szykowanie się do zimy i jej przetrwanie. To pora, która zbiera bogate żniwo wśród ludzkich istnień. Co słabsze organizmy nie wytrzymują ziąbu, niedostatecznej ilości żywności. Pisarka przedstawia również rzeczywistość mieszkańców grodu, obyczaje tam panujące, od wojów po władców. Ciekawym przykładem jest praca arabskiego kupca i jego postrzeganie świata. Takie zderzenie dwóch różnych kultur może dać niespodziewane wyniki. Pytanie tylko, czy jedni od drugich są gotowi się uczyć czy choćby tylko posłuchać o cudach innych ludów. 

 Podczas lektury warto zwrócić uwagę na zaprezentowane święta, np. Noc Kupały i Postrzyżyny oraz ich znaczenie dla lokalnej społeczności. Uwagi autorki są cenne, zwłaszcza dla młodszych czytelników. Z warstwy wierzeń słowiańskich na czoło wysuwają się tzw. demony. Wspomniany już Żarek to jeden z głównych bohaterów. Poza tym można tu spotkać Południcę (piszę z dużej litery, ponieważ traktuję tę nazwę jako określenie dla konkretnej istoty), dziwożony, rodzinę latawców (chociaż nie do końca zgadzam się z określeniem, że to to samo, co płanetnicy, jeśli dobrze zrozumiałam kwestię wypowiedzianą przez narratora). Można poznać kim jest Morowa Panna. Stwory to myślące istoty, o swojej własnej hierarchii, zasadach współżycia, funkcjonowania pośród ludzi, mogące zakładać własne rodziny, potrafiące się przyjaźnić, myśleć logicznie i dalekosiężnie. Zgodnie z wizją autorki są jak ludzie pod względem duchowości i mentalności. Wszystko zależy od tego na kogo się trafi. Nie ma czegoś takiego jak szczegółowa charakterystyka dla wszystkich. Każdy z tych bytów może być inny nawet jeśli należy do tego samego rodzaju. W "Paskudzie" podoba mi się pokazanie ich perspektywy, szczególnie w przypadku sławojowego domowika. Na swój sposób jest on wyjątkowy i nie do zastąpienia. 

   Słowianie zdają sobie sprawę z istnienia demonów. Domowym - pozostawiają drobne okruchy jedzenia w odpowiednim miejscu, by im podziękować za ich pracę, a jednocześnie przychylnie nastawić do siebie. Przestrzegają pewnych zasad, np. by nie pracować w samo południe w polu, ino czmychnąć do chaty lub w cień, bo w samych promieniach słońca od wiosny do wczesnej jesieni tańczą po nich południce, które nie mają litości dla pracoholika lub nieopatrznego, co to lekceważy nauki swych dziadów. Obrzędy typu postrzyżyny świętują, dostosowując się do zasad przodków, wprowadzając dziecko w krąg mężczyzn, oddając je spod opieki kobiety pod rękę ojca. Uwagi Sprenger są tu jasne i bardzo cenne. 

   Do słowiańskich elementów można zaliczyć również grodową szeptuchę, choć może lepszym określeniem byłaby wiedźma, czyli ta, która wie. Jest to postać epizodyczna, ale ważna. Powieść pokazuje czym się zajmuje, jak żyje i funkcjonuje w społeczeństwie, jaką rolę pełni, kim są jej klienci, jak się do niej odnoszą. Nie ma tu ubarwiania. To życie. Nieraz bolesne, ale prawdziwe. 

   Autorka posługuje się jasnym i klarownym językiem, który działa na wyobraźnię. Potrafi budować napięcie, tworzyć plastyczne opisy i niebanalne relacje między postaciami. Nie bez znaczenia są również bardzo naturalne dialogi, które stanowią większość kwestii. Dzięki temu wszystkiemu czytelnik łatwiej wnika w klimat fabuły, wędrując razem z bohaterami przez kolejne obszary. Uczestniczy w przygodach, będąc ich naocznym świadkiem, a może jest jedną z postaci, która nie została wymieniona przez narratora i po cichu podąża śladem Żarka, Paskudy i Gałązki?

   Nie mam dostępu do książki jako takiej, nie wiem jak wygląda, ale od wydawnictwa otrzymałam audiobook, więc to na nim się skupię. Pod względem wyboru narratora wielki plus. Maciej Kowalik potrafi dobrze modulować głosem, by wypowiadane kwestie odzwierciedlały odpowiednią treść, przekaz, płeć i wiek bohatera. Jasno rozdzielone rozdziały ułatwiają orientację w tekście. Naprawdę miło się słucha. 

   Od strony wydawniczej warto zwrócić uwagę na piękne opakowanie audiobooka z klimatycznymi ilustracjami Idy Marty Piotrowskiej i projektem graficznym Macieja Zaborowskiego. Efekty ich pracy widać na powyższych zdjęciach.

   Audiobook to świetny wybór dla słuchowców, dla których to raj. Wzrokowcom może być trudniej skupić się na treści i wyłapać wszystkie niuanse. Dlatego wspaniałą sprawą jest możliwość takiego wyboru formatu, który najbardziej odpowiada czytelnikowi.

   "Paskuda" to powieść przeznaczona głównie dla młodszego czytelnika, ale i dorosły znajdzie w niej coś dla siebie. Nie należy do łatwych, prostych i przyjemnych. Podróż z bohaterami sprawia, że na barki spływa coraz więcej, a ich uniesienie wymaga coraz więcej siły. Trudne tematy, bolesna przeszłość i niepewna przyszłość, ostracyzm społeczny, osamotnienie, brak poczuwania się do odpowiedzialności przez dorosłych, strach przez innością i wyobcowaniem. Wybór między być a nie być. Czy właśnie tak wygląda dojrzałość? Czy jest inna droga? Ścieżka tytułowego bohatera pokazuje, że jest nadzieja na zmianę, może nie tu i teraz, ale gdzieś dalej, w innym towarzystwie. Na dodatek to lektura wypełniona słowiańskimi przysmaczkami, w które naprawdę warto się zagłębić, by poznać i zrozumieć własne korzenie. 

   "Paskuda" poleca się na przystawkę dla pragnących wniknąć w świat wierzeń Słowian, a przy okazji poznać bolączki osób borykających się z innością.

sobota, 21 maja 2022

132) Listopad - A. J. Kuchmister

   Powieść daje czas i przestrzeń. Pozwala na więcej. Jest światem, w którym znika autor i czytelnik. Prowadzi za rękę, przedstawia bohaterów i rozbudowaną fabułę. Każe iść krok po kroku, by nie zgubić wątku. Jednak proza to nie tylko wielkie knigi, to również te mniejsze utwory, opowiadania, w których zamyka się urywki z życia postaci, ale takie, które pozwalają na ich poznanie, z reguły bardziej intymnie, skupiając się na detalach, więcej zostawiając wyobraźni i możliwości dopowiedzenia pewnych rzeczy.

    Zbiór opowiadań A. J. Kuchmister pt. "Listopad" zawiera jedenaście utworów. Rewers okładki przedstawia treść jako oniryczne doznania, uzupełniające rzeczywistość, pozwalające na poznanie sekretnych myśli świata. Ma to być realizm magiczny chwytający to, co ulotne, ciche i ukryte, lecz w jakiejś mierze ciemne, wydobywające mrok z dusz. Jaka naprawdę jest to lektura?

    "Listopad" to bardzo zróżnicowany zbiór, przechodzący od inspiracji ludowymi wierzeniami i zabobonami po mroczne aspekty ludzkiej natury. Myślę, że większość dzieje się w przedziale XX/XXI wiek, choć i jest przykład moim zdaniem wcześniejszy, a dotyczy pierwszego utworu. Większość akcji toczy się na terenie Polski, choć jedno z opowiadań umiejscowione jest aż w Mołdawii. Bohaterów nie da się poddać schematowi. Są różnego pochodzenia społecznego i niejednorodnej majętności. Wszystkich łączą jakieś tajemnice, niezrozumienie przez społeczność, pewne poczucie osamotnienia, jakieś niedokończone sprawy. Dokąd to wszystko ma doprowadzić? Myślę, że czytelnik może w niektórych opowiadaniach odnaleźć odpowiedzi na swoje pytania, a może i wskazówki dla siebie. Pewna jestem, że płynie z nich głęboka refleksja. 

   Autorka ma niezwykle barwne, plastyczne i nade wszystko poetyckie pióro. To poetyzowana proza, która zatapia swe pazury w samym sercu czytelnika i nie puszcza ani na chwilę. Trzyma w napięciu, a jednocześnie działa na wyobraźnię, rysując przed oczami kolejne sceny. Dzięki temu odbywa się podróże z bohaterami zarówno w ich wspomnienia, jak i w głąb ich duszy. Pisarka wpuszcza czytelnika do ich wewnętrznego świata, zdradzając najskrytsze, najboleśniejsze czy najwstydliwsze sekrety. Pokazuje całą gamę barw ludzkiego pojmowania rzeczywistości. Psychologia nie ma przed nią tajemnic. Czytelnik mknie za jej wskazówkami, krok po kroku, poznając czym są problemy duszy, niezrozumienia, odrzucenia czy osamotnienia. Doznanie nie do zapomnienia, móc tak blisko wejrzeć w głąb postaci literackich. W kontekście stylu A. J. Kuchmister warto zwrócić uwagę na to jak buduje napięcie, jak je stopniuje, w jakich momentach umieszcza punkt kulminacyjny. Ważną rolę w większości opowiadań odgrywa przyroda, która obrazuje nastrój bohatera albo to, co właśnie ma się wydarzyć. Ona współgra z człowiekiem. Tu natura jest żywa, przemawia do nas, ale większość nie potrafi dostrzec jej gestów, usłyszeć jej słów. W tym miejscu kłaniają się opisy, tak realne, że aż ciarki przechodzą po plecach, a jednocześnie tak umiejętnie słowami dobrane jakby słuchało się kołysanki do snu. Takie wrażenie wywołują poetyckie, nieoczywiste dobory słów, które oddziałują na wrażliwość czytelnika. Pod tym względem ta książka jest wspaniała i nie do przecenienia. Koneserzy języka pisanego odnajdą tu dla siebie miejsce.

   Wśród opowiadań z tego zbioru jest kilka, które swym wydźwiękiem nawiązują do ludowego folkloru, miejscowych wierzeń. "Marzanna", "Dom kobiet", "Boszorkany" i "Pamięć" są moim zdaniem najbardziej magiczne, wplatające się we wspomnienia i wgryzające się prosto w serce osobom w nawet minimalnym stopniu zainteresowanych szeroko pojętą Słowiańszczyzną. Pierwsze spośród wymienionych przeze mnie dotyczy stworów, które nocą wychodzą i udają się na łowy. Kogo tym razem sobie upatrzą? Na kogo padnie wybór? Autorka wspaniale oddała perspektywę człowieka, którego demon sobie "upolował". Do tego opisy przyrody! Tu też warto zwrócić uwagę na motywy chrześcijańskie, zderzenie starej i nowej wiary, gdzie są ich granice, a gdzie są one płynne. "Dom kobiet" to opowieść o silnych kobietach, które niosą na swych barkach klątwę sprzed wieków. Jakie są, czy dotyczy to wszystkich z danego rodu, jak sobie z tym radzą? Przeszłość splątana z teraźniejszością, w tle z wplątaną w to przyrodą, która nie pozostaje głucha na nawoływania z minionych lat. Rodzinne tajemnice, niezwykły klimat i żywa natura. Opisy krajobrazów z tego opowiadania to majstersztyk. "Boszorkany" to strach przed nieznanym, obcym elementem w swoim otoczeniu, akceptacja zła tuż pod nosem, a zrzucanie winy na niewinnego. Pokazuje powtarzalność schematów ludzkich zachowań, mimo upływu lat i przyjęcia nowych wzorców społecznych, bardziej otwartych. Współczesne rozumowanie i tłumaczenie wszystkiego zimną logiką może zawieść. Nieraz spotyka się na swojej drodze pewne osoby bądź wydarzenia, które się temu nie poddają, są ponad to, jakby te zasady ich nie dotyczyły. Świat to nie tylko materia, ale i duchowość. Tu więcej powie Morka. Ten utwór zmusza do głębszej refleksji nad podwójną moralnością, innością. Kolejny raz warto zwrócić uwagę na przyrodę i jej zachowanie, wygląd. Tu także autorka wykorzystała motyw przeplatania tego, co było z tym co jest. "Pamięć" jest utworem już cieplejszym, które pokazuje pewne rzeczy z perspektywy jednej osoby, najpierw jako dziecka, a potem dorosłego. Czas odgrywa tu ważną rolę w postrzeganiu codziennych rzeczy. To, co za małego bywa straszne, a nawet upiorne, w wieku już słusznie pełnoletnim jest czymś innym, wspomnieniem przeszłości rodziny, zapachem dzieciństwa, czułości babci, powiewem letniego wiatru beztroskich wakacji wśród pól i łąk. Magia starych kątów, które są nabrzmiałe od rodzinnych tajemnic, skrytek i niezwykłych przedmiotów, których młode pokolenia przeznaczenia nie pojmują. To ciepło domowego ogniska, pamięć o nim. 

  "Cmentarna ballada" jest niezwykła pod względem narratora i jego spostrzeżeń. Warto się w nią zagłębić, spróbować ujrzeć świat z tej perspektywy. "Przeżuwacz" przedstawia lokalny koloryt wierzeń, haczący o mordercze zabobony, a może i prawdziwe wydarzenia? Kto wie? Ta opowieść może wywołać gęsią skórkę i zadziałać lepiej niż niejeden horror. "Diabeł" to z kolei coś na pograniczu starej wiary i chrześcijaństwa. Pokazuje czarta z krwi i kości, choć nie przekreślałabym go z racji samej przynależności gatunkowej, bo jest w nim coś dobrego. Ten utwór skupia się na tym jak dziecko, które pragnie wyrwać się z szarej codzienności, a nie ma przyzwolenia rodziców, ucieka w pierwsze lepsze towarzystwo, które oferuje nowości, iskrę przygody. Jak to się może skończyć, jak się przed tym ustrzec, czy w ogóle się da? "Listopad" to wiersz, opowieść o byłej i niebyłej miłości, która boli, przynosi łzy, a jednocześnie przyciąga i nadaje sens. "Agnieszka" dotyka mrocznych cząstek duszy, w której koszmar rozlewa się niczym tsunami, burząc wszelkie mury. Autorka wykorzystała tu przeplatanie się czasu z punktu widzenia narratora. Pokazuje jak niewinne historie niani mogą przybrać realny obrót. Czy tak właśnie wygląda świat? Czy młodzież szuka silnych doznań, bo brakuje im ich w zwykłym życiu? Jak dotrzeć do takich osób, pomóc się uzewnętrznić, zrozumieć ich potrzeby? To trudne opowiadanie, świetnie nadające się do czytania jesienną nocą. Efekt gęsiej skórki gwarantowany. "Pieta" boli. Po prostu. Zobojętnienie na krzywdy ludzkie, brak pomocy ze strony rodziny, uciekanie od problemów, próba ich ignorowania poprzez milczenie, zbywanie ich w rozmowach, udawanie, przyjmowanie jako normalne wykorzystywanie, uleganie i przyjęcie pozycji służalczości. Gdzie w tym sprawiedliwość? By coś zmienić, trzeba samemu tego chcieć i poczynić ku temu odpowiednie kroki. Jednak, jeśli ktoś jest słaby psychicznie, to wymaga wsparcia, od kogokolwiek, by móc postawić pierwszy krok. Inaczej powstanie błędne koło. Przemoc nie nosi tylko znamiona fizyczności. Ona ma również wymiar psychiczny. Ten utwór przenika osamotnienie w tłumie, bezradność, bezsilność i cierpienie. Tytuł jest bardzo wymowny, ale warto jeszcze pomnożyć to kilka razy, co najmniej. Łzy same stają w oczach. Ostatnie opowiadanie pt. "Horyzont" przedstawia bardzo znany dziś problem poczucia samotności, izolowania się od społeczeństwa, a jednocześnie pragnienie kontaktu z ludźmi. To paradoks trudny do okiełznania. Pisarka pokazuje jak doświadczenia z dzieciństwa mogą odcisnąć się na psychice i wpłynąć na dorosłe życie. Czy postawa rodziców może mieć związek z pewnością siebie i charyzmą ich dzieci? Czy może rzutować na ich relacje i znajomości? "Horyzont" zmusza do przemyśleń. Myślę, że powinny się nad nim pochylić osoby z niską samooceną, brakiem wiary w siebie, ale również rodzice, którzy szukają wskazówek do wychowania swego potomstwa, a mają trudne i wybuchowe charaktery. 

   "Listopad" jako zbiór opowiadań zachwyca językiem i stylem A. J. Kuchmister, dając posmakować czytelnikowi jej kunsztu literackiego. Ponadto należy zauważyć, że dobór treściowy również zachwyca. Tematy trudne, aczkolwiek ważne. Pod piękną powłoką językową kryją się problemy codzienności, ludzkie dramaty, mroczne aspekty naszej natury, które wychylają się zza rogu w najmniej oczekiwanych momentach. Te utwory zgodnie z obietnicą z rewersu okładki chwytają to, co ulotne, ponure, zmuszając do refleksji. Będą nimi zachwyceni miłośnicy ludowości wszelakiej, mieszania jej elementów do życia, choćby pojedynczych. Autorka jest niezwykle bacznym obserwatorem ludzi i przyrody. Swoje przemyślenia wplata w swoje opowieści, dając im nowe życie. Któż wie, co usłyszała podczas leśnego spaceru? Jakie historie wyszeptała jej sosna, na co skarżył się buk, a kogo chwalił dąb? A. J. Kuchmister złapała magię w swoje słowa. 

Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Łukaszowi Narolskiemu z wydawnictwa Nine Realms

sobota, 7 maja 2022

131) Na pograniczu... "W nawiedzonym zamczysku" Jana Łady

 Są książki, które kuszą piękną okładką, są takie, co ciekawią niezwykłą treścią, a są i takie, których sama historia powstania jest wyjątkowa. Czym Wy kierujecie się przy doborze lektury?

 Jedna z poczytniejszych pisarek powieści historycznych, Elżbieta Cherezińska, polecała na swoim profilu w mediach społecznościowych książkę wznowioną przez wydawnictwo Zysk i S-KA pt. "W nawiedzonym zamczysku" autorstwa Jana Łady. Jak można przeczytać w posłowiu w odcinkach ukazywała się od 1914 roku w "Słowie", a w 1925r. została wydana jako całość. Współczesne wydanie nieco zmieniono, zwłaszcza w zakresie językowym, by ułatwić czytelnikowi zrozumienie treści. Warto też wspomnieć, że autor w trakcie powstawania tegoż tytułu był już praktycznie niewidomy, a tekst dyktował. Zupełnie jak Homer. Ładę porównywano do Henryka Sienkiewicza ze względu na poruszony tu temat wolności szlacheckiej i wewnętrznych wojenek wysoko urodzonych. Czy tylko naśladował noblistę czy tworzył własne wizje? Czym jego utwory różnią się od pozostałych? Myślę, że na trop może Was naprowadzić sam tytuł książki sugerujący powiązanie ze światem nadprzyrodzonym, co ówcześnie stanowiło rzadkość na polskim rynku. 

   "W nawiedzonym zamczysku" to powieść inspirowana historią z elementami fantastycznymi osadzona w XVII wieku na Kresach Wschodnich. Fabuła opiera się na konflikcie zwaśnionych od pokoleń szlacheckich rodzin, Miśniakowskich i Turobojskich, które ze sobą sąsiadowały, a tak naprawdę jeszcze walczyły o przetrwanie, ponieważ na świecie pozostali ostatni przedstawiciele tychże rodów. Czy nienawiść dziadów przelała się na młode pokolenie? Czy rozsądek zatriumfował? Kogo wsparła okoliczna szlachta? Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Kozaków? Jakie stanowisko zajął kościół? Czy uczucia miały jakiejkolwiek znaczenie dla kojarzenia małżeństw? Kto ustanawiał prawo i je respektował? 

   Głównymi bohaterami autor uczynił Kazimierza Miśniakowskiego i Hanię Turobojską. Co można o nich powiedzieć? Myślę, że uosabiają ideały tamtych czasów. Obydwoje szlachetnie urodzeni, uczciwi, lojalni, o czystych intencjach. Po prostu dobrzy. On dbał o swoich współtowarzyszy, cenił ich. Ona jako młodociana niewiele mogła, ale starała się dbać o ojca czy nianię. Hania i Kazimierz to dusze zamyślone, ceniące głębszą refleksję nad życiem, niezwykle religijni i bogobojni. Dla równowagi autor dodał ich przeciwieństwa, które także odgrywały ważną rolę w powieści. Motra i Szczepan Turobojski. On - przeniknięty stepem, jego zimną złośliwością i okrucieństwem, nieznający litości, noszący diabła za skórą, ostatni męski potomek szlacheckiej rodziny. Czyste, tchórzliwe zło. Ona - miejscowa, młoda, piękna kobieta znająca się na ziołach i gusłach, wśród swoich uznawana za wiedźmę. Początkowo bawiąca się życiem, z czasem - doświadczona przez los. Jej czyny obróciły się przeciw niej. Bohaterowie reprezentujący skrajne pojęcia, dobro i zło, lecz czy można każdego oceniać w ten sam sposób? Czy ludzie mogą się zmienić? Czy pewne wydarzenia mogą wpłynąć na charakter i postrzeganie świata? Ta książka udowadnia, że tak. To może być pojedyncze zdarzenie, doświadczenie czy drugi człowiek. Wystarczy silniejszy bodziec emocjonalny, by przewartościować swoje życie. Wystarczy chwila.

   Główne postacie to jedno, wokół nich kręci się fabuła, ale nie należy tracić z oczu drugiego planu, mniej rzucających się w oczy szlacheckich braci, ojców kościoła czy nawet chłopów. Ich historie były nierzadko o wiele ciekawsze i bardziej intrygujące, jak choćby Walka, ojca Symforiana, Ciszewskiego czy w końcu Artema. To, co robili i jak funkcjonowali, jak wypowiadali się na pewne tematy, np. o złotej wolności szlachty i losie chłopów unaocznia skalę tegoż problemu i jego znaczenie w powolnym upadku Rzeczypospolitej. 

   Te drugoplanowe postacie oraz Motra były pełne życia, autentyczne. Z krwi i kości. Ich losy uczą pokory, zrozumienia i szacunku do tego, co mamy współcześnie. Natomiast Hania i Kazimierz przypominają szablonowe schematy dramatu Szekspira przepisanego na polskie realia XVII wieku. Na pewno są czytelnicy, którzy docenią taki trik, ale ja pragnę utożsamić się z bohaterem i jego problemami, nie potrzebuję ideału, wystarczy mi realność i przyziemność, możliwość wczucia się w sytuację drugiej osoby. 

 Jak już wspomniałam, powieść porusza temat wolności szlacheckiej i jej znaczenia w szerszym, ogólnokrajowym kontekście w zakresie kondycji gospodarki, polityki, społeczeństwa i obronności. Rozdrobniona szlachta, kochająca swoje przywileje, a niechętna zmianom i wolności innych, wojująca, lubująca się w zajazdach i atakach, ucztach i zgłaszaniu veta. Tak jak przedstawił Łada. To mocno uogólniony obraz, na który trzeba wziąć poprawkę, ale zarysowujący ówczesną sytuację i pozwalający na wyobrażenie sobie zasad rządzących tamtejszym światem. Uważam, że to też krok do zainteresowania realiami tej epoki dla laików. 

 Ojciec Symforian zwrócił uwagę na sytuację chłopów, ich uciemiężenia. Jeden ze szlachciców stwierdził, że taka ich rola, a panowie mają do tego prawo. Słowa zakonnika padły na niegotowy jeszcze grunt, wywołując powszechne oburzenie i obrazę. Jednak jak wiadomo, niektóre ziarna potrzebują więcej czasu, by dojrzeć i przebić się do słońca. Rzeczpospolita musiała dorosnąć do tego, co pokazała historia. Krwawe walki chłopów, a przede wszystkim doświadczenie związane z zaborami zaowocowało, choć spore znaczenie miały tutaj ruchy ogólnoświatowe.

   Poruszony został tutaj również temat przemocy domowej wobec starszych i słabszych członków rodziny przez mężczyzn w sile wieku, a także wykorzystujących swoją pozycję. To nie tylko problem nisko urodzonych, ale często spotykany na szlacheckich dworach. Jak z tym walczono? Czy starcy i kobiety mieli prawo do obrony?

   Przemoc to szeroko pojęty temat. W czasie wewnętrznych wojenek nierzadko zdarzały się napaście na chłopskie domostwa, morderstwa z zimną krwią i gwałty. Czy ktoś litował się nad ofiarami? Może bliscy, a dla wojaków to była czysta rozrywka. Ból, cierpienie i strach - to byli codzienni towarzysze życia.

   Na przykładzie Motry i Hani Jan Łada przedstawił rolę kobiety w ówczesnym społeczeństwie - przykładnej córki, żony i matki, ewentualnie przeznaczonej do życia w klasztorze. Niewiele miały do powiedzenia. Może i Motra miała większe poczucie wolności, a Hanka dostęp do edukacji, ale w ostateczności ich pozycja sprowadzała się do bycia towarzyszką mężczyzny, jego uzupełnieniem, pięknym obrazkiem do zarządzania domostwem. 

   Motra jako chłopka, żyjąca wedle własnego widzimisię, czerpiąca z tradycji, nie do końca idąca z duchem kościoła była solą w oku miejscowych. Rzucała się w oczy. Raziła. Jako kobieta wiedząca częściej była posądzana o konszachty z ciemną mocą. Jak to się skończyło? Nie zdradzę, ale jej historia pokazuje, że warto wgłębić się w herstorię, losy kobiet z przeszłości, ich postrzeganie przez kościół i organy prawa, przekonując się, że to płeć dawniej głównie decydowała o winie niż rzeczywiste przewinienia. 

   Warto też zwrócić uwagę na rolę przysięgi i znaczenie Boga w życiu ówczesnych ludzi, jakie piętno niosło to ze sobą i o jak wielu sprawach decydowało.

  Autor namalował przed czytelnikiem niezwykłe krajobrazy, przedstawiając Kresy z różnych stron jako uosobienie stale ścierających się ze sobą kultur, religii i nacji, gdzie napięcie buduje melodykę całego utworu. To nie tylko barwna przyroda, żywa i zmienna, ale i otoczenie przekształcone przez człowieka, np. wioski czy szlacheckie zamki. Dokładność opisów ich wyglądu, zewnętrznego i wewnętrznego, zachwyca. Dzięki temu można poczuć klimat powieści. Polacy zwani tu Lachami, rodowici Kresowiacy i Kozacy funkcjonujący obok siebie na co dzień, mimo, że tak różni, stanowili wybuchową mieszankę, która ukształtowała ten rejon. Łada każdej z nacji oddał głos jako poszczególnych bohaterów, pozwalając im opowiedzieć o swoich tradycjach, wartościach, a poprzez zachowanie ukazał charakterystyczny dla ogółu temperament. 

   "W nawiedzonym zamczysku" to powieść z elementami fantastycznymi, a rzec by można nawet, że słowiańskimi. Pojawiają się i upiory w postaci duchów zmarłych, nawiedzone budynki, ale co ważniejsze dla mnie, początkowe rozdziały skupiają się na czerwcowej Kupale, legendzie o kwiecie paproci, przeskakiwaniu przez ogień, swawolach miejscowych podczas tej nocy, a przy okazji pojawiają się informacje o zmorze, czarownicach w konszachtach z diabłami, co mamią, o sabatach, o mocy ziół i soli, o urokach i gusłach. Pobrzmiewa w tym echo przeszłości naszych przodków, którzy zapewne żyli podobnie do siedemnastowiecznych chłopów. To właśnie ta magia przyciągnęła mnie do tej książki, to tego szukałam w każdym rozdziale. Im dalej, tym mniej tych elementów, co może nieco zawieść, ale styl autora to wynagradza. 

   W tych pierwszych rozdziałach ożywają historie naszych przodków, a czytelnik wraz z bohaterami przejeżdża przez dzikie puszcze i stepy Kresów, mając na uwadze przestrogi dziadków o czających się w mroku stworach, mimo kościelnej władzy nad tym obszarem. Czuje się tą iskierkę niepokoju i radość na spotkanie z przyjaciółmi, a nade wszystko ciekawość z odkrywania tajemnic.

  Jan Łada miał lekkie pióro, plastyczny styl, umiejętność tworzenia szeroko rozbudowanej i wielowątkowej fabuły, spojrzenia z szerszej perspektywy na problemy społeczne siedemnastowiecznych Kresów, przedstawienia ich znaczenia dla całej Rzeczpospolitej, ciekawych postaci z różnorodną i nieraz skomplikowaną przeszłością, wplątywania starych wierzeń do ówczesnego życia.

   "W nawiedzonym zamczysku" Jana Łady to powieść, z którą warto się zaznajomić, zwłaszcza jeśli lubi się twórczość Sienkiewicza. Można tu znaleźć niejako preludium do wydarzeń z Trylogii. Wydawca ponadto dodaje na okładce, że ta książka została napisana nie tylko "ku pokrzepieniu serc", ale "ku przestrodze" i tu tkwi jej główne przesłanie, tj. do czego mogą prowadzić bezmyślna zawiść, oszczerstwa, egocentryzm, pycha czy brak empatii. Na podstawie bohaterów autor pokazał funkcjonowanie ówczesnego świata, jego tajemnice. Pisarz ujawnił to, co starano się ukryć przez lata, rozpad kraju poprzez skupienie się na drobiazgach, a nie jedności. Szukano różnic i niesnasek, a nie spraw budujących wspólnotę. Złota wolność bez granic, z jednej strony duma, z drugiej - przyczyna upadku. Ta lektura wymusza powolne delektowanie się treścią, by nie pominąć żadnych smaczków. Wymaga czasu i przemyśleń. To nie jest pozycja dla rozrywki. Tkwi w niej coś więcej. Uważam, że przy każdym kolejnym odczytaniu znajdzie się coś nowego, inny szczegół zwróci uwagę, coś innego zyska na znaczeniu. 

   Czy polecam i komu? Tak, miłośnikom historii Kresów, szlacheckiej braci czy stylu Sienkiewicza. Są tu elementy słowiańskie i świata nadprzyrodzonego, pojawia się wątek miłosny, konfliktu, przemocy, roli kobiety, znaczeniu kościoła. Prawdziwa mieszanka skłaniająca do głębszej refleksji podana w wybornym stylu, przedstawiona plastycznie, działając na wyobraźnię czytelnika.

   Warto spróbować utworu Łady. Kto wie, może ktoś z Was odkryje w tym swoją miłość?

poniedziałek, 2 maja 2022

130) "Radosna Nowina" Agaty Kasiak

  Religia odgrywa w ludzkim społeczeństwie ważną rolę. Pozwala wierzyć w coś więcej niż tylko w byty materialne, to, co nas otacza. Skupia się na duchowości, przynajmniej w swoich założeniach. Są religie m.in. politeistyczne, monoteistyczne. Pojawiają się również tacy, którzy wątpią, szukają lub całkowicie odżegnują się od tego tematu. Ile osób, tyle dróg i wyborów. Każdy ma prawo iść tam, gdzie niesie go serce. Dziś mamy wybór, a jak było kiedyś? Czy równie łatwo można było odciąć się od reszty i podążać za swoją intuicją? Nie do końca. Warto zwrócić uwagę chociażby na czasy imperium rzymskiego. Przez większość jego trwania panowała tolerancja. Podbite ludy bez problemu mogły dalej czcić swoich bogów, o ile wywiązywały się z obowiązków wobec Rzymu. Jednak od momentu, gdy na arenę międzynarodową wypłynęło chrześcijaństwo, zaczęły się prześladowania pogan, z czasem przechodzące w coraz okrutniejsze formy, od wypraw krzyżowych po inkwizycję, siłowe nawracania za pomocą miecza i groźby. Czy naprawdę tak to miało wyglądać wg założyciela tej religii? Czemu historia tak się potoczyła? Jaki był sam początek? 

   Najbardziej poczytnym źródłem na temat początków chrześcijaństwa jest bezsprzecznie Biblia. W naszym kręgu kulturowym bywa szczegółowo omawiana nie tylko na lekcjach religii w szkole, ale również na języku polskim, gdzie dokonuje się analiz, interpretacji, wyjaśniania jakie jej elementy przeniknęły do współczesnej kultury, języka i jak wpłynęła na rozwój naszego rejonu. Ciągle się o niej słyszy, czyta. Nie da się od tego uciec. Wciąż inspiruje. Dla chrześcijan to norma. Uważają ją za słowo natchnione, dowód na istnienie Boga, podstawę kościoła. W osobie znającej historię, zwłaszcza jeśli chodzi o Nowy Testament, rodzi się pytanie, że skoro tak chlubnie wyglądają początki kościoła, czyste i pełne miłości nauki Jezusa, to dlaczego ta organizacja poszła w takim, a nie innym kierunku, co stało się tego powodem? 

   Literatura przychodzi z pomocą. Pozwala czerpać nie tylko ze źródeł pisanych i niepisanych, ale również wykorzystywać fantazję, znajomość ludzkiej psychiki i uzupełniać tym luki, których sporo w okresie biblijnym. Jedną z powieści opowiadającej o samych początkach chrześcijaństwa, a zarazem o Jezusie z Nazaretu, jest "Radosna Nowina" Agaty Kasiak. Dotyczy ona okresu, gdy Chrystus nauczał, a jednocześnie przygotowywał się do zawarcia Nowej Paschy w imię Jahwe. Ma jasno określone ramy czasowe, a akcja rozgrywa się na terenie Izraela, główną bohaterką czyniąc Marię Magdalenę, kobietę współcześnie kontrowersyjnie postrzeganą. Jedni widzą w niej kogoś wyjątkowego i silnego, inni - obiekt do snucia teorii spiskowych, historii alternatywnych. Jaka mogła być? Czym się charakteryzowała? Jak przedstawiła ją Agata Kasiak?

  Maria Magdalena w tej powieści to dziewczę opętane przez demony, smutno snujące się po domu i jego okolicach w oczekiwaniu na kolejny atak. Stwory uwielbiają pojawiać się niespodziewanie, przejmując dowodzenie nad całą sytuację. Wtedy niszczą co się da, co tylko wpadnie im w łapy. Skutkiem czego dom bohaterki zmienia się stopniowo w ruinę, podkopując fundamenty więzi rodzinnych. Demony rodziców przechodzą na dziecko, obierając je na ofiarę. Trudne dzieciństwo może tłumaczyć jej niepewność siebie, zagubienie. Sąsiedzi nie są ludźmi życzliwymi. Unikają jej. Boją się. Postępuje tak nawet rabin, osoba, która powinna być wsparciem. Z jednej strony coś tłumaczy, ale potajemnie wkłada nóż w plecy, obmawiając i wytykając palcami. Odrzucenie w rodzinie, odrzucenie pośród lokalnej społeczności. Co taka osoba może uczynić? Zamknąć się jeszcze bardziej w sobie. Świat ludzi jest Marii nieprzyjazny, zatem ucieka tam, gdzie znajduje pocieszenie i ciepło, do zwierząt. Sytuacja zmienia się, gdy na jej drodze pojawia się nie kto inny jak sam Jezus. Tak jak wiemy z Biblii, wypędza z niej demony i uwalnia jej ducha, dając posmakować wolności i radości życia. W tym miejscu zaczyna się właściwa akcja powieści.

   Autorka pokazuje przemianę jaka dokonuje się w kobiecie. Z zalęknionej i samotnej przeistacza się w radosną, kipiącą energią, pełną miłości osobę, która wierzy i ufa swemu Nauczycielowi. Jest szczera, uczciwa, mówi co myśli i czuje. Cechuje ją prostota. Nie jest skomplikowana, nie trzeba się domyślać, o co jej chodzi. Zawsze komunikuje, co się z nią dzieje. Bywa spontaniczna. Wobec bliskich bardzo troskliwa. Swoim zachowaniem potrafi jednocześnie zażenować i rozweselić. To duże dziecko, które nadrabia braki rodzicielskiej miłości, samej mając jej w sobie aż po brzegi. 

   Pięknie Agata Kasiak przedstawia relację między Chrystusem, a Marią Magdaleną, biorąc pod uwagę jej przemianę. Ich znajomość jest specyficzna. Łączy ich miłość, ale bardziej czysta, platoniczna, pełna zaufania i szacunku. Niezwykła. Zgodnie z wizją autorki obydwoje są sobie potrzebni, jedno podpiera drugie, utwierdzając w tym, że taka forma miłości jest możliwa. Ona jest zawsze obok, wyczuwa jego nastroje, bicie serca. Wie, kiedy jest potrzebna. Jest kobietą, patrzy ludzkim okiem, ale stara się doskonalić, rozumiejąc, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. Stara się dla niego, dla jego nauki. Tym samym staje się świadectwem jego posłania. Kieruje się miłością. 

  Kobieca postać gra tu pierwsze skrzypce, ale co z samym Jezusem? Poznając Marię Magdalenę, czytelnik ma okazję do zaprzyjaźnienia się również z nim. Widzi go w różnych sytuacjach, od tych dobrych, po te bardziej bolesne. Mimo boskiego pochodzenia, ma w sobie wiele z człowieka. Zdaje sobie sprawę ze swoich słabości, kierując się w tych momentach do swego ojca. Naucza o miłości, miłosierdziu, niesieniu dobra i pomocy słabszym i taki jest. Całym sobą pokazuje to, o czym mówi. Za słowami idą czyny. Garną się do niego tłumy. Część chce cudów i je dostaje, ale zrozumieć naukę udaje się niewielu, tylko tym najbardziej wytrwałym. Z "Radosnej Nowiny" wyziera do nas obraz mężczyzny ciepłego, charyzmatycznego, pewnego swoich racji i przekonań, magnetycznego, który potrafi przyciągnąć do siebie, a jednocześnie zapewnić poczucie bezpieczeństwa i wewnętrznego spokoju. Jest kimś u czyjego boku schronienie odnajdą zagubieni, samotni, na rozstaju dróg, którym potrzeba zainteresowania, zrozumienia i dobrego słowa. 

 Poza MM i Chrystusem przewija się tu sporo postaci. Z apostołów warto zwrócić uwagę na Jana i Judasza. Jan przypomina nieco rozbrykaną główną bohaterkę. Młody, ale zakochany w swoim rabbim, pełen zapału i chęci do nauki oraz szerzenia jego słowa. Jest ufny, wesoły, radosny. Wnosi do swojej grupy powiew świeżości, młodości i tej pierwotnej energii, uśmiechu z życia. Bardzo sympatyczny chłopak. Świetny materiał na przyjaciela. Za to Judasz to chodząca zagadka. Z Nowego Testamentu wiemy, że zdradził, za ile i jak do tego doszło, ale jakie miał motywacje, co nim kierowało? Powieść wiele wyjaśnia w tym zakresie. Czytelnik może wejść głębiej w jego psychikę, poznając jego wewnętrzne demony, słabości, ukłucia zazdrości i zawiedzone złudzenia, które pchają go w stronę ciemności. Myślę, że to jedna z lepiej wykreowanych postaci. Nie jest doskonały, jest najzwyczajniej w świecie ludzki, pełen sprzeczności i wątpliwości. Błądzi, ale ponosi tego konsekwencje.

  Jak jest Jezus, to musi być i diabeł. W tle roi się od nich, ale ten jeden, co nimi rządzi, w powieści zadziwia swoją postawą. Szczerze? Jestem zdumiona jego przedstawieniem, ale chyba właśnie taka interpretacja byłaby najbliższa temu, co rozumie się przez upadłego anioła. Lucyfer sam o sobie mówi, że jest złem. Jednak dla kogo? Czy tak samo postrzega ludzi jak i Boga, od którego się odwrócił? Agata Kasiak udowadnia, że nie. Jego nastawienie do naszego rodzaju, nie wyklucza innego postrzegania stwórcy. Bardzo dobrze widać to w momencie kaźni Chrystusa, poczynając od Getsemani po ukrzyżowanie. Wymowna jest również scena w piekle. Podpowiem, że warto również zwrócić uwagę na zachowanie Szatana wobec Marii Magdaleny. Autorka pokazuje, że świat posiada barwy i nic nie jest takie proste w ocenie. Każda postawa, zachowanie, przekonanie może mieć drugie dno, znacznie głębsze, mające korzenie w dalekiej przeszłości. 

   "Radosna Nowina" to książka o tematyce religijnej, ukazującej rodzenie się chrześcijaństwa, pierwszych zasad. Przytacza wiele cytatów z Nowego Testamentu, tłumaczy Nauki Jezusa. To taka łatwiejsza forma Ewangelii, bardziej ludzka, barwna, ale pozostająca w zgodzie z wykładnią Watykanu. Jednak należy pamiętać, że Jezus był Żydem i wychował się w takowej rodzinie. Agata Kasiak w swojej powieści zawiera wiele elementów tamtejszej kultury, np. zasady szabatu, obchodzenia paschy, funkcjonowania kobiet w społeczeństwie etc. Pobieżnie tłumaczy także podział między samymi Żydami na bractwa, np. faryzeuszy, saduceuszy, które to mają również znaczenie polityczne. Religia i polityka, ach, prawda stara jak świat. W tym kontekście warto spojrzeć na działalność Sanhedrynu a postępowanie Piłata i Heroda Antypasa podczas procesu Jezusa. 

   Ta powieść porusza zagadnienie wiary, takiej prawdziwej, ufnej, bez zadawania zbędnych pytań. Tu warto zwrócić uwagę na scenę na wodzie i pod grobowcem. Maria Magdalena a pozostali apostołowie. Kto naprawdę wierzy? Kto idzie prosto, bez zachwiania, kierując się tylko słowem Chrystusa? Kto ufa bezgranicznie? 

   Autorka ma lekkie pióro, potrafi zaczarować czytelnika plastycznymi opisami, naturalnymi dialogami, głęboką analizą psychologiczną, ujęciem w proste słowa trudnych prawd i zagadnień. Jej książka odrywa od rzeczywistości, przenosi w czasie do początku naszej ery na Bliski Wschód, prosto do Izraela. Pozwala na podróż po Magdali, Jerozolimie, Betanii. Tłumaczy zawiłe kwestie wiary w przystępny sposób. Dzięki niej czytelnik może bliżej poznać biblijne postacie, spróbować zrozumieć ich zachowania i motywacje.

   "Radosna Nowina" Agaty Kasiak to ciekawa powieść, myślę, że bardziej skierowana do chrześcijan czy osób zainteresowanych tematyką biblijną. Skupia się głównie na relacji między Marią Magdaleną a Jezusem, ale ważną kwestią pozostają również jego nauki. Tematem przewodnim wg mnie jest boża miłość, jej oddziaływanie na ludzi, na świat. Pokazuje jak "demony" rodziców mogą zmienić życie dziecka, jak odrobina zaangażowania i ciepła mogą przeistoczyć lękliwą istotę w kogoś pełnego energii i radości, jak w odpowiednim otoczeniu się rozkwita. To książka ciekawostka. Naprawdę dobra. 


PS Dziękuję za egzemplarz książki autorce, Agacie Kasiak :)