Recenzje tematycznie

niedziela, 30 maja 2021

95) "Fantazmat Wielkiej Lechii" - Artur Wójcik

 
  Historia to nauka, która kusi. Dziesięciolecia od minionych wydarzeń, określona liczba źródeł i mnogość interpretacji. Jakaż pokusa, by dodać coś od siebie, by zabłysnąć, zrobić coś na przekór i głosić alternatywne przekonania o tym czy innym fakcie historycznym...

   Artur Wójcik, historyk, postanowił zdemaskować jedną z coraz bardziej popularnych teorii na temat Wielkiej Lechii. W książce "Fantazmat Wielkiej Lechii" podejmuje to wyzwanie.

  Praca składa się z dwóch części. Pierwsza przedstawia korzenie owej teorii, jej pierwszych popularyzatorów, główne założenia i charakterystykę tegoż zjawiska. Druga część polega na zbijaniu argumentów, podając przykład za przykładem, na czym bazują wyznawcy Wielkiej Lechii i jakie ma to odzwierciedlenie w źródłach historycznych.

   Możecie zapytać czym jest owa Wielka Lechia i o co w tym wszystkim chodzi. Na ten temat autor wypowiada się już w pierwszym rozdziale. Przytaczając definicje osób przychylnym tej teorii można powiedzieć, że to organizacja ludów słowiańskich licząca wiele setek, a może i tysięcy lat o wspaniałej i dumnej historii, przed którą czoła chylili nawet Rzymianie, dając jednemu z władców za żonę córkę Juliusza Cezara, a później haniebnie wymazaną przez chrześcijan i kościół katolicki, będący w zmowie m.in. z Niemcami. Terytorium Lechii miałoby obejmować ogromną część Europy. 

   To wszystko tak pięknie brzmi, tłumaczy tak wiele zawiłości, sprawia, że serce rośnie i może wywoływać dumę ze swego pochodzenia. Jednak to tylko pozory, niepoparte ani źródłami historycznymi ani archeologicznymi. Turbosłowianie w swoich publikacjach często powołują się na sfalsyfikowane źródła pisemne, a te, które są uznawane przez naukę za prawdziwe, interpretują pod własną tezę, odrzucając narzędzia badawcze historii, zmieniając nawet tłumaczenia dokumentów. Wójcik krok po kroku demaskuje założenia i źródła Wielkiej Lechii w sposób rzetelny i bardzo szczegółowy. Ujawnia sposób pracy historyka ze źródłami, sposoby dochodzenia do interpretacji i przede wszystkim jego weryfikacji pod względem treści, językowym, merytorycznym, a nawet wizualnym (na czym jest spisane, za pomocą jakiego tuszu, jaką czcionką). Historyk musi być podejrzliwy, bo próby falsyfikowania źródeł pojawiają się już od starożytności.

   Autor podejmuje również temat konsekwencji wiary w Wielką Lechię i jej coraz bardziej popularnego wydźwięku wśród społeczeństwa, czego dowodem jest umieszczanie książek z takąż treścią wśród historycznych na półkach księgarń w całej Polsce i ich wysoka sprzedaż. Zaczyna liczyć się zysk, a nie prawda i nauka. Osoby spoza środowiska naukowego mogą łatwo uwierzyć w ową teorię i łatwo dać się zmanipulować, tym bardziej, że teorie spiskowe w dziejach mają coraz większe wzięcie. Wciąż powtarzane kłamstwo w końcu staje się prawdą dla ogółu społeczeństwa.

   Za Arturem Wójcikiem przemawia nie tylko wykształcenie, ale i rzeczowe podejście do tematu Wielkiej Lechii, logiczna argumentacja, bogata bibliografia przedmiotu, a przede wszystkim szacunek i rzetelne podejście do źródeł.

   "Fantazmat Wielkiej Lechii" napisano językiem klarownym, prostym w odbiorze nawet dla laika historycznego. Rozdziały są przemyślane, bogate w treść, ułożone tak, by wspomóc czytelnika w podróży przez historię Polski i teorie turbosłowian. To ciekawa pozycja, którą się pochłania (wystarczy parę godzin). Daje motywację do dalszych, samodzielnych badań w poruszanej tematyce (jednocześnie wskazuje jak to robić, z czego korzystać, jak i po co). Warto się z nią zapoznać, bo "nauka to myślenie i dochodzenie do prawdy" (ostatnie zdanie z rzeczonej książki).

niedziela, 23 maja 2021

94) "Słowianie. Wiara i kult" - Rafał Merski, Grzegorz Antosik

   Fundacja na Rzecz Kultury Słowiańskiej WATRA w 2019 roku patronowała wydaniu książki Rafała Merskiego i Grzegorz Antosika pt. "Słowianie. Wiara i kult". To krótka lektura licząca niewiele ponad sto stron. Jej zadaniem jest przedstawienie sfery duchowej Słowian i ich dziedzictwa w sposób prosty oraz przystępny, by dotrzeć do szerszego kręgu czytelników. Czy autorom udało się osiągnąć zamierzony cel?

   Pierwszy rozdział traktuje o najważniejszych bogach, m.in. Perunie, Welesie czy Świętowicie. W zestawieniu zabrakło kobiecych bogiń, np. Mokoszy. Krótki spis, czasem opatrzony cytatem z jakiejś kroniki. Rzecz ciekawa, acz niewyczerpująca tematu.

   Rozdział drugi przedstawia w dużym uproszczeniu demonologię słowiańską, dzieląc pomroki na polne, powietrzne, leśne, wodne, domowe oraz wilkołaki. Interesujące opisy mogące zaintrygować czytelnika na tyle, by skłonić go do dalszych samodzielnych poszukiwań.

   Rozdział trzeci opisuje święte miejsca Słowian, skupiając się przede wszystkim na znanych ze źródeł historycznych świątyniach, gajach oraz wyspach. Tu występuje prawdziwy wysyp cytatów z krótkimi komentarzami, co znacząco wzbogaca merytoryczność tekstu.

  Rozdział czwarty pokrótce omawia ofiary w kulturze słowiańskiej, sporo miejsca poświęcając tym krwawym ze zwierząt. Autorzy posiłkują się licznymi cytatami. Bardzo ciekawym fragmentem jest wskazanie pewnych rytuałów, nawet w XIX i XX wieku występujących licznie na terenie wschodniej Słowiańszczyzny. 

   Książka pod względem treściowym jest bardzo interesująca i idealna dla osób dopiero rozpoczynających swoją przygodę z rodzimą kulturą. Napisana prostym językiem. Tłumaczy najważniejsze zagadnienia sfery duchowej. Pod tym względem spełnia swoje zadanie.

   Największą bolączką tego wydania jest jego redakcja, a raczej brak korekty jako takiej. Nazwy własne pisane małą literą, liczne powtórzenia, błędy interpunkcyjne związane głównie z przecinkami, błędy ortograficzne i stylistyczne (zła odmiana przez przypadki, nieodpowiednie końcówki wyrazów, niepoprawne zapisy z "nie"), brak ujednoliconego formatu cytowania, np. raz kursywą, innym razem jako cudzysłów lub kompletnie bez zaznaczenia tego. Problemem jest również brak przypisów, a w takiej pracy powinny się one znaleźć. Momentami bardziej skupiałam się na błędach niż na treści. Czasem to tak mnie denerwowało, że miałam ochotę zostawić lekturę (albo mówiąc dosadniej - rzucić w kąt).

   "Słowianie. Wiara i kult" Rafała Merskiego i Grzegorza Antosika to lektura - ciekawostka. Dobra na leniwe popołudnie. Na pewno przypadnie do gustu mniej wymagającym słowianofilom i okaże się pomocna dla początkujących.

niedziela, 16 maja 2021

93) Zwierzęta w naszym życiu, czyli "Pies to też ktoś" Piotra Kordy

 
 Są książki, które zapadają w pamięć, mimo lat i zatarcia szczegółów, gdzieś tam w środku wywołują ciepłe wspomnienia. Jedną z takich lektur jest dla mnie "Rudogrzywa, córka Wadery" Piotra Kordy. Pamiętam piękną wilczycę i jej rodzinę, chyba z epoki neolitu. Historia i przyroda. Miałam może z dziesięć lub jedenaście lat. Znalazłam ją wśród zbiorów mamy, wciąż jest na regale, na honorowym miejscu. Pochłonął mnie tamtejszy świat i styl autora. Postanowiłam zmierzyć się ze wspomnieniem, wynajdując w jednym z antykwariatów internetowych "Pies to też ktoś" tegoż autora.

   Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to zbiór drobnych opowiadań, które przedstawiają relacje człowiek - zwierzę, ludzkie spojrzenie na ich świat, ich znaczenie na świecie. Ta niepozorna książeczka udowadnia, że zwierzęta są najlepszymi przyjaciółmi człowieka i lekarstwem na samotność na starość, nadają sens życiu, radość każdej chwili. Z drugiej strony autor ukazuje bezmyślność naszego gatunku, głupotę bez granic i okrucieństwo, gdy te wspaniałe stworzenia traktuje się przedmiotowo, krzywdząc je, nie zapewniając im bezpieczeństwa i lekceważąc ich potrzeby.

   Opowiadania zostały napisane uroczym, prostym i lekkim piórem, przekazując obrazowo treść i znaczenie. Bez zbędnych upiększaczy. Tak, aby wydobyć głębię z psich zachowań, spostrzeżeń ich ludzkich towarzyszy. Proste, nieprzekombinowane, ale naprawdę dobre. Przykuwa uwagę i zostaje w pamięci. Jak wspomnienie ciepłego, letniego deszczu i ostrzeżenie rodzicielki, by się nie przeziębić.

  Piotr Korda jako weterynarz i hodowca zwierząt interesował się zoopsychologią, co widać w tym krótkim zbiorze. Miał łatwość przełożenia swojej wiedzy na bardziej przystępny sposób.

   W pamięci najbardziej utkwiło mi to tytułowe opowiadanie, podkreślające, że pies to też ktoś, że powinien mieć prawo dziedziczyć i być traktowany przez prawo na równi z człowiekiem. Czemu? Dlatego, że psica (wg bohatera suka to pejoratywne określenie) opiekowała się swoim człowiekiem, gdy niedomagał pilnowała dobytku, ogrzewała zimą, dawała całą siebie. Dla Wiktora, prostego człowieka, było nie do pomyślenia, by ktoś inny mógł odziedziczyć jego dobra. W końcu to jego jedyna rodzina, jaka mu została. To pokazuje jakim szacunkiem ją darzył, jak bardzo ją kochał i się o nią troszczył. Tak właśnie powinna wyglądać relacja człowieka ze zwierzęciem. Pełna ciepła, troski, owego szacunku i zaufania, bo to istota, która myśli i czuje.

   Zbiór opowiadań Piotra Kordy "Pies to też ktoś" porusza w lekki sposób ważne tematy i problemy. Autor jako znawca owego zagadnienia przekazał go w sposób zapadający w pamięć i w sercu dla tych, którym los naszych mniejszych braci nie jest obojętny. Piękny, wzrusza. Właśnie taka powinna być historia o zwierzakach!

   Polecam z całego serca!

PS Wspomnienie z dzieciństwa potwierdziło się. Zatem powinnam sięgnąć po pozostałe tytuły tegoż autora. Nowa ścieżka czytelnicza odkryta ;)


Ważny cytat do przemyślenia...

niedziela, 2 maja 2021

92) "Bajarz z Marrakeszu" - Joydeep Roy-Bhattacharya

   Czy kusi Was atmosfera z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy? Czy kiedykolwiek zaczarowała Was opowieść o Alladynie i dżinie? Czy lubicie arabskie bajania i hipnotyzującą moc opowieści z przeszłości? Z czym Wam kojarzy się smak miętowej herbaty? Czy ożywia Wasz umysł czy usypia czujność? Jak daleko dajecie się poznać narratorowi oraz czy Wasza wyobraźnia ma granice? Czy dajecie się porwać w podróż w nieznane i pozwalacie, by książki Was oprowadzały po świecie? Czy analizujecie każdy krok, czy jednak czasem przymykacie na to oko i w wolnym czasie stajecie się być bardziej spontaniczni, wolni? Jeśli na którekolwiek z początkowych pytań odpowiedzieliście twierdząco to "Bajarz z Marrakeszu" będzie książką dla Was.

   Joydeep Roy-Bhattacharya to pochodzący z Indii filozof, politolog i specjalista od stosunków międzynarodowych, którego kultura arabska zainspirowała i porwała rwącym strumieniem w głąb swej historii, by odkryć przed nim swe tajniki, by on mógł nimi czarować ludzkość. "Bajarz z Marrakeszu" jest jego drugą książką ukazującą świat muzułmański z jego tradycjami o wręcz starożytnym rodowodzie.

  Wspominam o tej starożytności, ale może powinnam użyć słowa odwiecznej, prehistorycznej, biorąc pod uwagę, że bajanie jest nieodłączną cechą każdej kultury, każdego pokolenia, które pragnie łączyć przeszłość i przyszłość. Jak inaczej nazwać malowane historie w jaskiniach ludów prehistorycznych dot. m.in. polowań, prób utrwalenia własnego istnienia? W każdym plemieniu, społeczeństwie była przynajmniej jedna osoba strzegąca pamięci przodków. Tradycja ustna w końcu przemieniła się w pisemną, ale owo bajanie nigdy nie zaniknęło. Ludzie po ciężkim dniu pracy zawsze wysłuchiwali dobrej opowieści na dobranoc, by móc nieco oderwać się od codzienności. W ten oto nieco starodawny sposób strażnicy pamięci przeszłości zamieniali się w bajarzy, trubadurów, dających pofolgować swojej fantazji. Przechodząc do meritum, czemu tyle o bajaniu mówię? Głównym bohaterem i narratorem książki jest tytułowy bajarz z Marrakeszu, który rozsiadając się na placu Dżama al-Fna, co noc opowiada niezwykłe historie. Miesza prawdę z fikcją, inspiruje się wszystkim, co go otacza, korzysta z powieści swoich przodków, tworzy nowe, uważnie obserwuje i kreatywnie opisuje świat, tworząc swoistą magię słowa, która hipnotyzuje i przyciąga słuchaczy bez względu na wiek czy pochodzenie. Jak? Plastycznością opisu i poetyckim językiem, niebanalnymi uwagami i frazesami, które można wykorzystać w życiu jako wskazówki w trudnych sytuacjach.

   Czas i miejsce książki to czasy nam współczesne, Marrakesz, a właściwie to jedna noc, podczas której trwa sesja bajania Hasana. Niezwykłość całej sytuacji polega na tym, że bohaterami swej powieści czyni dwójkę cudzoziemców, którzy kilka lat wcześniej zaginęli, a każdy słuchacz może aktywnie przyłączyć się do opowieści, dokładając swoją cegiełkę i przekazać swoje wspomnienia o tychże małżonkach. Hasan jako narrator łączy owe strzępki w jedno w nienachalny sposób, dając szansę każdemu rozmówcy. Ta historia tworzy się sama, jest żywa, a jej postacie żyją swoim życiem w pamięci ludzi. Każda relacja dodaje nowy szczegół, który może rozwikłać zagadkę niepojętą nawet dla policji.

   Wątek zaginionej pary jest tylko przyczynkiem do ukazania kultury tamtejszego rejonu. Jako czytelnicy mamy wgląd również w życie prywatne i zawodowe opowiadaczy, reguły jakie panują w ich domach, kto stanowi głowę rodziny, w jaki sposób wychowuje się dzieci, jak przyucza się do rodzinnego zawodu, jak traktuje się odejście od tradycji, jakie podejście mają Arabowie wobec kobiet, jak reagują na cudzoziemki i ich sposób bycia.

   Świat przedstawiony jest bogaty, mimo niewielkiej objętości książki i stosunkowo jednostajnej akcji. Język narratora czaruje i wciąga jak przystało na arabskiego bajarza, choć moim skromnym zdaniem lekturę należy sobie dawkować, bo sporo tu smutnych wniosków, co w  rezultacie daje cierpki posmak i pozostawia nas z nutą zgorzknienia. Nie jest to lektura łatwa, bo wymagająca, skłania do refleksji i na długo pozostaje w pamięci. 

   Książkę mogę polecić koneserom orientalnych klimatów, wymagających od lektury czegoś więcej niż czystej rozrywki. Tu nie ma słodyczy, tu życie pozostawia cierpki smak, ukazując swoje ciemne i mroczne oblicze. To powieść dobra na długie, zimowe wieczory, by blask ognia z hasanowego ogniska i podmuch z pustyni nas nieco rozgrzał, ale i uwrażliwił na to, co pozostaje poza naszą sferą komfortu.