Recenzje tematycznie

niedziela, 20 grudnia 2020

81) "Córka Balwierza" Max Brix

    Niedawno podczas poszukiwań ciekawych tytułów w antykwariacie w moje ręce wpadła mała i niepozorna książeczka. Opis sugerował sporo powiązań z Egiptem. Opis... bywa pozorem i nie zawsze odpowiada prawdzie.

  "Córka Balwierza" została napisana przez Maxa Brixa. O samym autorze praktycznie nic nie wiadomo, żadnej informacji w książce, a nawet w internecie. Po treści tej powiastki można sądzić, że autor interesuje się historią Raciborza i jego muzeum, mając aktualną wiedzę i rozeznanie w lokalnej topografii.

   Okładka obiecuje nam trzymającą w napięciu powieść. W II poł. XIX wieku w Raciborzu niemiecki badacz starożytności, Oskar Amadeusz Notzny, wykładający w lokalnym gimnazjum, trafia na pokaz rozbalsamowywania mumii kobiety w zamku barona von Gothschilda, bogatego i wpływowego bankiera. Arystokrata postanawia wykorzystać wiedzę nauczyciela do zapoznania się z treścią tajemniczego papirusu nabytego wraz z mumią i jej doczesnym dobytkiem. To nie koniec niespodzianek. Akcja przeplata się z także z XX i XXI wiekiem. Tutaj wkracza izraelska badaczka Ruth, mająca małą obsesję na punkcie Żydów  z Raciborza oraz jej kolega, niemiecki egiptolog Wolf. Kobieta przypadkiem natrafia na listy miłosne Notznego, odnajdując w nich wzmianki o papirusie. Jako znawca epigrafiki starożytnej, nie może przejść obojętnie obok tak łakomego kąska. Tu rozpoczyna się wyścig z czasem. Ruth chce przeszkodzić ród Gothschildów, pragnąć odzyskać swoją własność...

   Maxowi Brixowi trzeba oddać to, że potrafi przemycić w książce informacje o Raciborzu, zainteresować wystawą muzealną, historią okolicznych budynków czy panów na włościach. I to chyba jedna z niewielu zalet tej książeczki.

   Akcja powieści przeskakuje z miejsca na miejsce, wątki są niedomknięte, dialogi mało naturalne, zachowania bohaterów czasem lekkomyślne i nielogiczne. Mam wrażenie, że autor zagmatwał się nieco i chciał to jakoś posklejać w całość, ale nie za bardzo mu to wyszło.

   Czy jest to powieść trzymająca w napięciu? Raczej nie. Większą przyjemność sprawiają opisy otoczenia i anegdoty o historii miasta niż śledzenie przygód bohaterów. Nie wiem jak dla Was, ale mnie irytowały wstawki rozmów między potomkami rodu Gothschildów. Ich próżność, pycha i sztuczność mogłyby napędzić niejedną elektrownię na wiele lat. Ponadto teorie spiskowe dotyczące monoteizmu z czasów Naramsina i Echnatona ranią serce historyka. Po takich "rewelacjach" czekałam już tylko na przylot kosmitów, który na szczęście został czytelnikom oszczędzony.

   "Córki Balwierza" zdecydowanie nie polecam miłośnikom Egiptu i historii, bo o tytułowej mumii i starożytnym Egipcie jest tu naprawdę niewiele. To raczej powiastka o zabarwieniu kryminalnym z dużą dozą fikcji, napisana niezbyt atrakcyjnym stylem. Przy samym zakończeniu poczułam się tak jakbym dostała obuchem w łeb. Byłam rozczarowana, zażenowana.Tego typu literatura to jednak nie moja bajka.

PS Czy ktoś z Was czytał ową lekturę? Jakie są Wasze wrażenia po niej?

niedziela, 13 grudnia 2020

80) Jawia w ogniu wojny... czyli o "Obrońcach" Franciszka Piątkowskiego

    Znacie to uczucie, kiedy z niecierpliwością czekacie na listonosza, który ma do Was dostarczyć coś bardzo ważnego? List, paczka... może kilka słów od dawno niewidzianego przyjaciela? Może kilka niezbędnych drobiazgów? Może coś dotyczącego Waszej pasji? Moment, gdy trafia w Wasze ręce to wyczekane, wychuchane "coś" poziom ekscytacji sięga zenitu. Potem już z górki. Obejrzane z każdej strony, "wytulone" dotykiem i spojrzeniem.

   Tak właśnie się czułam, gdy w moje ręce trafiła najnowsza książka Franciszka Piątkowskiego "Obrońcy", trzeci tom przygód Marka Lichockiego i całej zgrai słowiańskich biesów. Akcja powieści toczy się współcześnie na terenie Polski i dawnych ziem naszych przodków, tj. m.in. na Połabiu z Arkoną na czele. Świat się zmienia. W Jawii rozgościł się najgorszy koszmar rodzimego panteonu, sam Trojan. Jak się tu dostał? Czy ktoś mu pomógł? Skąd te masowe zgony? Co wywołuje panikę wśród rządzących krajem? Z czym wiąże się nagły przyrost ilości demonów i plugawców? Czy możliwe, by to jedno bóstwo było odpowiedzialne za tyle nieszczęść? Skąd czerpie swoją energię? Co to oznacza dla Słowiańszczyzny?

   W trakcie lektury rodzi się mnóstwo pytań, ale autor co rozdział zaskakuje nowym elementem, udzielając częściowych odpowiedzi. Podobnie rzecz ma się z fabułą. Pędzi, akcja za akcją, ale nie na łeb na szyję, ponieważ tonują ją świetne dialogi i opisy. Tego dowcipu widocznego zwłaszcza nad pewnym akwenem (wtajemniczeni zapewne wiedzą o co chodzi i już się uśmiechają na samo wspomnienie), mogłoby być nieco więcej, ale sytuacja w Jawii nie sprzyja temu, choć szkoda. Język autora jest jasny, klarowny i bezpośredni, gdy wymaga tego fabuła, nie przebierając w słowach, co wywołuje czasem ciarki przerażenia, wobec tego, co się dzieje. F. Piątkowski nie bawi się w półśrodki, wali prosto z mostu, gdy trzeba. Tym samym sprawia, że czytelnik odczuwa podobne emocje do bohaterów.

   Co z kreacją postaci? Marek w pełni dojrzał do roli, którą powierzyli mu bogowie. Jest nie tylko powiernikiem dla rodzimowierców, strażnikiem ładu w Jawii, ale przede wszystkim obrońcą równowagi pomiędzy trzema krainami słowiańskiej kosmologii. Mimo wszystko w jego życiu najważniejszą rolą pozostaje bycie ojcem i mężem, choć narzucony mu zawód pozostawia mu niewiele czasu na rodzinne troski. Lichocki staje się pewniejszy siebie i swoich umiejętności, spotkania z kolejnymi biesami tylko go w tym utwierdzają. Czasami ta postawa może irytować, a nawet prowadzić do oceny go jako narcyza, ale to pozorne. Marek musi być silny, odważny i obiektywnie oceniający swoje możliwości, by móc spełnić pokładane w nim nadzieje. 

   Uwielbiam najbardziej nietypowe i najdziwniejsze trio pod słońcem Jawii, Nawii i Prawii. Strzygoń Bezmir, wegewampir Radek i domowik Witek. Któż by pomyślał, że wspólny cel może zjednoczyć wrogie sobie z natury istoty i połączyć tak silną więzią? Przez całą fabułę śledziłam ich losy zaintrygowana. Autor zaskoczył mnie doborem biesów, ich charakterów i przygód. Zdradzę tylko tyle, że oni są przykładem na to, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i można z nimi zjeść beczkę soli.

   Mój ukochany bies, Leszy, pojawiał się i znikał, ciągle mi go mało, ale trzeba przyznać, że ma głowę na karku i należy się z nim liczyć. Dlatego lepiej szanować las i jego mieszkańców. Jeśli nie, to warto strzec się nawet niepozornego grzybka. Nieszczęśnika czeka wówczas niezła niespodzianka z wkładką.

   Podobną rolę jak trio odgrywa drużyna stworów pod przewodnictwem Miły w Nawii. Ich zmagania wywołują całą gamę emocji. Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że czasem na język suną się ostrzejsze słowa, odczuwa się bezsilność wobec losu, a łzy same cisną się do oczu. Ich postawa i motywacja zasługuje na podziw. Zdecydowanie. W tym miejscu chciałabym głośno zaznaczyć, że ta jedna konkretna strata zgodna z zamysłem autora boli tak jakby straciło się członka rodziny. Jak tak można? Chciałabym łudzić się, że bogowie będą potrafili to cofnąć.

   Po drugiej stronie szali autor umieścił Trojana z plugawcami, Biezdara i ich popleczników. Istna mieszanka wybuchowa, w której prym wiedzie bóg chaosu i wieszczy. W swojej pomysłowości, bezwzględności, okrucieństwie i braku jakichkolwiek ciepłych uczuć nikt ich nie prześcignie. Ich kreacja wymagała od pisarza zagłębienia się w najgłębsze czeluści umysłu zbrodniarzy, zapoznania się z ich mentalnością i perspektywą, co odwzorował w tych dwóch czarnych charakterach.

   Wszystkie te elementy są powiązane ze słowiańską mitologią. Bogowie, wspomniane już demony. To tylko pojedyncze przykłady. F. Piątkowski pochylił się również nad postacią Baby Jagi, Rybiego Króla i pięknej Gustebaldy, zgrabnie wplątując je w fabułę. Należy zwrócić uwagę także na lustro Twardowskiego. Podobnie rzecz ma się z grodami plemion Słowiańszczyzny rozrzuconymi  po całym jej obszarze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Czerwień oraz Arkona, opisane dokładnie wraz z umiejętnie oddanym klimatem. Czytając te fragmenty ma się wrażenie, że w wędruje się po nich razem z Markiem.

 

  Ważnym wątkiem poruszonym w "Obrońcach" jest zachowanie równowagi w przyrodzie, która ma związek z rocznym cyklem pogodowym i wegetacyjnym roślin oraz życiem każdej istoty. Koło dziejów się toczy, rok w rok historia się powtarza, pory roku następują po sobie. Wszelkie zakłócenia w tym rytmie sieją spustoszenie w naturze. Odczuwa je każdy organizm. Autor świetnie przedstawił to na przykładzie Marzanny i nienazwanej z imienia Dziewanny. O tę kruchą równowagę należy dbać, a trzeba uświadomić sobie, że ludzkie poczynania mają z nią wiele wspólnego, ale to nie miejsce na takowe dywagacje. Jednak warto się nad tym zastanowić.

   Wspominałam już, że "Obrońcy" jako powieść silnie akcentuje znaczenie prawdziwej przyjaźni w trudnych chwilach. Ta więź skłania do wielu poświęceń, sprzyja szczerości i lojalności, budowania bezgranicznego zaufania i wsparcia w każdej sytuacji. Nie istnieje tylko międzyludzka przyjaźń. Ona może być międzygatunkowa, np. między stworami, człowiekiem a biesem. Ta prawdziwa jest wzajemna i bezinteresowna, nie oczekuje na poklaski, ona po prostu jest. F. Piątkowski pokazuje na wielu przykładach na czym ona polega, jak ją pielęgnować. Przypomina, że jest możliwa, choć w naszych czasach trudna do odnalezienia. Mimo to warto jej szukać, a może ona sama nas znajdzie, gdy przyjdzie czas?

   Przy okazji Trojana autor poruszył ważny wątek dotyczący władzy. Sianie zamętu i strachu tylko potęguje lęk społeczeństwa. Ponadto wiele istotnych prawd wrzuca się pod dywan, a uwagę kieruje się na inne rzeczy. Owe próby mydlenia oczu często są bardzo skuteczne, bo lęk paraliżuje logiczne i analityczne myślenie, zdając się na schematy i wszechobecną propagandę. F. Piątkowski świetnie ukazał te procesy, co tylko potwierdza, że jest naprawdę dobrym obserwatorem życia społecznego i politycznego.

   W powiązaniu z władzą polityczną działa kościół, choć przedstawiony tu biskup należy do osób potrafiących wiele zrozumieć i dostosować się do zaistniałych warunków. Zażyłości owego duchownego z czołowymi politykami, ich podporządkowywanie się jego prośbom nasuwa na myśl pytanie o to czy w ogóle istnieje rozdział państwa od kościoła, a jeśli tak, to w jakim procencie. Uważam, że to szczególnie ważne obecnie zagadnienie. Na pewno skłania do refleksji.

   Świat wykreowany przez F. Piątkowskiego wciąga od pierwszej strony. Może zrazić do siebie osoby delikatne, nielubiące bardziej krwawych scen i bluzgów, ale przestrzegę, że one są tu uzasadnione i wręcz konieczne. W końcu Trojan nie jest niewinną owieczką, a bogiem chaosu, złem wcielonym, nieznającym słowa "litość". Oprócz dobrze wykreowanych postaci, ciekawej fabuły, masy kreatywnych pomysłów co do powiązania elementów słowiańskich wierzeń, historii i legend z  przygodami Lichockiego, ta powieść ma specyficzny klimat, który uzależnia. Tak jak na początku "Powiernika" miałam lekkie wątpliwości czy to lektura dla mnie, tak z każdym kolejnym rozdziałem wniknęłam w ten świat. "Widzący" mnie pochłonął, podobnie jak zbiór opowiadań "Bogowie i stwory". Przy "Obrońcach" po prostu ruszyłam przed siebie z najlepszym słowiańskim przewodnikiem Markiem. Nie miałam wątpliwości. To jak spotkanie z bardzo dobrym kumplem po latach, który nigdy Cię nie zawiedzie. Mnie tu ujmuje słowiańskość obecna na każdym kroku, wyzierająca spod każdego słowa, te cudne historyczne niuanse, propagowanie rodzimej wiary i kultury. Co dociekliwszy czytelnik odnajdzie nawet wyjaśnienia pewnych ludowych zabobonów.

   "Obrońcy" to kontynuacja jednej z moich ulubionych serii, całkowicie osadzona w słowiańskim uniwersum, która powinna spodobać się każdemu zainteresowanemu tą tematyką. Dla mnie to strzał w dziesiątkę. To nie tylko obrońcy przed Trojanem, to obrońcy Jawii, Nawii i Prawii, obrońcy dawnej wiary i tego całego dziedzictwa. Ponadto sam tytuł wskazuje, że w tym układzie ważny jest nie tylko Marek Lichocki, ale wszyscy jego stronnicy, ponieważ każdy z nich jest niezbędnym elementem tej wyjątkowej układanki. Kolejny raz autor w tak kluczowym miejscu pokazuje, co w życiu jest ważne i czym należy się kierować. Tak, to lektura, do której będę chętnie wracać.


PS Mam nadzieję, że autor jeszcze niejedną scenę poświęci owym "najmundrzejszym" wodnikom. Uwielbiam ich. Z takimi to życie nigdy nie będzie nudne, a jak testują cierpliwość... ;)

niedziela, 6 grudnia 2020

79) "Srebrzyste węże" Roshani Chokshi

  Czy komukolwiek udało się uciec przed sobą samym, przed własnymi lękami czy pragnieniami? Czy ktokolwiek jest w stanie zrobić to bez szwanku dla własnego zdrowia psychicznego? Czy chowanie się pod maskami i spychanie na dno świadomości własnych potrzeb jest dobre? Dokąd ucieka ludzki umysł zmuszony do takiego wysiłku? W czym odnajduje ukojenie?

   Powyższe pytania należą do jednych z trudniejszych, tym bardziej współcześnie. Tworząc swoją najnowszą powieść, "Srebrzyste węże", Roshani Chokshi starała się znaleźć na nie odpowiedzi. Jest to kontynuacja "Pozłacanych wilków", opowiada o dalszych przygodach kilkorga przyjaciół skupionych wokół poszukiwania artefaktów powiązanych z Wieżą Babel dla Zakonu, zajmującego się ich kolekcjonowaniem. Każdy z nich był formowany, czyli zmieniony za pomocą siły woli innej osoby. Brzmi jak powieść fantastyczna. Tak. Można ten twór zaliczyć do tego gatunku, ale należy zaznaczyć, że oprócz warstwy rozrywkowej, humoralnej, zawiera potężny ładunek filozoficzny, egzystencjalny, który zmusza do głębszej refleksji o życiu. Jednak po kolei.

   Główni bohaterowie to Severin, Laila, Zofia, Enrique i Hypnos. W tle rysuje się postać Rusłana, Ewy oraz matriarchini Domu Kory, jednej z francuskich frakcji Zakonu. Co ich łączy? Wspólne poszukiwania jednego z najcenniejszych artefaktów, tzw. Bożych Słów, zaginionego ponad dwadzieścia lat temu. Krok po kroku docierają do kolejnych tajemnic przeszłości, w tym Upadłego Domu, którego pozostali przy życiu członkowie czyhają na nich. Każda z postaci boryka się ze swoimi problemami i demonami przeszłości, czy to w postaci mieszanego pochodzenia, trudnej sytuacji rodzinnej, niełatwego dzieciństwa czy społecznego odrzucenia. Bohaterowie są nieszablonowi, pełni wewnętrznych rozterek, ale o silnych charakterach. Moją uwagę w tym tomie przykuła kreacja Zofii i Enrique. Są tak prawdziwi jak ludzie z krwi i kości. Zosia, polska Żydówka, mająca talent do formowania metali i smykałkę do ognia, typowy ścisły umysł, lekko wycofana z życia społecznego, lojalna przyjaciółka o odważnym sercu, pomysłowa i cierpliwa, choć wydaje się słaba, drzemie w niej ogromna moc. Nie lubi uprzedmiatawiania, przez co nawet formowane maszyny jej zdaniem zasługują na szacunek i własne imię. Ujmuje szczerością i oddaniem sprawie, miłością do siostry, rozterkami sercowymi. Poczucie zamknięcia i osaczenia wywołuje w niej panikę. Liczenie przynosi jej ulgę. Enrique to syn algiersko-filipińskiej pary, zakochany w przeszłości, wykształcony historyk o ogromnej wiedzy, bystrym umyśle, kreatywnym podejściu do życia, złakniony uwagi. Chciałby zostać wysłuchany, nie tylko w sprawie artefaktów, ale może przede wszystkim przez innych badaczy, by móc spopularyzować wiedzę o rodzinnym kraju i walczyć o jego wolność, dziedzictwo kulturowe. Lojalny i oddany przyjaciel, gotowy do wielu poświęceń w imię owej więzi, odważny i dzielny, choć pozornie stroniący od niebezpieczeństwa. Zakochany w książkach i ciastkach. Niezwykły, choć lekko zagubiony w codziennym życiu, nie do końca radzący sobie w relacjach partnerskich, od początku do końca angażujący się całym sobą, choć czasem przynosi mu to cierpienie. Wrażliwy o dobrym sercu. Tak, zdecydowanie Zofia i Enrique to moi ulubieńcy, połączenie miłości do historii i matematyki.

   Roshani Chokshi porusza wiele trudnych zagadnień jak m.in. odrzucenie dziecka, ignorowanie go, okaleczenie w imię chorej miłości, choroby w rodzinie, utrata zaufania wśród bliskich, zdrada współpracowników, kłamstwa mające chronić przed bolesną prawdą, zawody miłosne, świadomość zbliżającej się śmierci, bezsilność wobec władzy, przemoc wobec kobiet, siłowe rozwiązania problemów osób wyżej postawionych wobec szaraczków, nadużycia władzy, siłę i rolę pieniądza w państwie, nietolerancję wobec inności. Autorka ukazuje proces jak demony przeszłości czy nawet wczesnego dzieciństwa potrafią odcisnąć piętno na dorosłym życiu i psychice człowieka, jak pewne z pozoru nieznaczące drobiazgi mogą wyprowadzić z równowagi, wywołać panikę i lęk. Odzwierciedla to jak problemy rodzinne czy nawet nieporozumienia między przyjaciółmi wpływają na inne relacje międzyludzkie, proces podejmowania konkretnych decyzji, motywację działań. I to jest właśnie ten wątek, który powoduje u czytelnika największy mętlik. Te relacje. Są skomplikowane, złożone, każde słowo czy zachowanie ma swoją przyczynę i skutek. Dzięki temu można zaobserwować jak powstaje zaufanie i jak łatwo je zburzyć, jak bardzo trzeba uważać przy doborze przyjaciół, jak słowa potrafią zranić i zapaść głęboko w pamięć, decydując o samoocenie danej osoby. Łatwo oceniać, trudniej poznać. Wiele emocji może wzbudzić wątek przemocy wobec kobiet, ich torturowania i morderstw, motywacji zabójców i ich działań. To naprawdę trudny temat pokazany oczami Laili, która widzi i odczuwa emocje ofiar i katów. Koszmar. Jednak nie da się od tego uciec raz dwa, bo to ciągle aktualny temat na świecie bez względu na miejsce zamieszkania. Przemoc zawsze rodzi ból, cierpienie, której nie da się zrozumieć, bez względu na to na kim była zastosowana. Ofiara jest ofiarą i należy się jej sprawiedliwość, ale co jeśli nie ma kto o nią walczyć? Co jeśli jest sama? Co, gdy oprawca czuje się niewinny? Tłumaczy to sprawą wyższej wagi? Czy w ogóle jest coś takiego? Roshani Chokshi poruszając ten wątek wykazała się nie lada umiejętnością budowania odpowiedniego klimatu i stopniowania dawki tegoż koszmaru. Poradziła sobie z tym.

   Pomysłowość autorki nie ma granic. Stworzyła w swej powieści pojęcie formowania przedmiotów za pomocą woli, te najważniejsze, najsilniejsze i najcenniejsze zostały poddane sile pochodzącej z samej Wieży Babel. Formowanie metalu, ognia, lodu, krwi, za pomocą samej myśli czy tworzenia życia... Prawdziwe cuda nauki i techniki, a to wszystko powiązanie w jakiś sposób z historią, mitologią ludów z całego świata. Chokshi ma ogromną wiedzę w tym zakresie, że płynnie przeskakuje między kolejnymi elementami, łącząc je w harmonijną całość. Ponadto przewija się tu wiele elementów z medycyny, botaniki, technologii, fizyki, chemii, matematyki, zoologii itd. Tak wiele szczegółów tak umiejętnie wykorzystanych.

   Język i styl pisarki są tak barwne i tak żywe, że przyciągają i pochłaniają w nurt fabuły, kolejne strony uciekają, a godziny nie wiadomo nawet kiedy zlatują. Akcja powieści jest wyważona pięknymi opisami i naturalnymi dialogami. Czytelnik może spodziewać się przebiegu fabuły, pewnych składowych, ale wiele z nich jest sporym zaskoczeniem i burzy dotychczasowy tok myślenia. Autorka wie jak podnieść adrenalinę i nie waha się przed tym. W tej książce ukazuje swój kunszt.

   "Srebrzyste węże" Roshani Chokshi to powieść godna polecenia każdemu bardziej wymagającemu czytelnikowi, który oprócz sfery fantastycznej, chce czegoś więcej, wątków zmuszających do głębokich refleksji egzystencjalnych, elementów do przetrawienia i przeanalizowania, by móc wyjść z lektury bogatszym o nowe doświadczenia zdobyte dzięki bohaterom tej historii. Tak jak "Pozłacane wilki" mnie zachwyciły, tak "Srebrzyste węże" kompletnie mnie oczarowały. Robi mętlik w głowie i w sercu. Bogata treść broni się sama. Postacie się kocha albo nienawidzi, choć pozory potrafią zmylić każdego. Świetna książka bardzo dobrze zrealizowana. Czekam na więcej, a zwłaszcza na dalsze losy moich ulubieńców.

niedziela, 29 listopada 2020

78) "Pozłacane wilki" Roshani Chokshi

   

   Miłość do historii to nie tylko zwykłe zamiłowanie do przeszłości. To także chęć rozwiązywania zagadek na podstawie drobnych poszlak ze słów kronikarzy, dokumentów i pozostałości materialnych, to szukanie związków przyczynowo-skutkowych, wyciąganie wniosków i próba uniknięcia błędów, to patrzenie w zwierciadło, w którym odbija się nasza twarz, lecz świadoma naniesionych na nią dóbr dziedzictwa kulturowego rejonu, w którym przyszło nam się wychować. Jednak czy w XXI wieku historię można sprzedać w ciekawym opakowaniu? Czy ona może wciąż inspirować?

   W "Pozłacanych wilkach" Roshani Chokshi podjęła próbę spakowania elementów historycznych z różnych regionów świata w jedną powieść. Czy to się jej udało? Autorka debiutowała w Polsce książką bazującą na mitologii indyjskiej o Pandawach w wersji dla dzieci i młodzieży. Ta powieść to krok dalej w jej twórczości. Występują tu elementy kultury indyjskiej, filipińskiej, egipskiej, chrześcijańskiej, a nawet z okolic obu Ameryk. Szeroki wachlarz, nieco niebezpieczny, bo łatwo się pogubić w poszczególnych wątkach, ale tu wyjątkowo udany.

   Akcja powieści toczy się we Francji pod koniec XIX wieku, gdy świat przygotowuje się do nowego stulecia. Przy tej okazji organizuje się różne wystawy, które mają unaocznić społeczeństwu postęp cywilizacyjny, jaki dokonał się od zarania dziejów. Paryż tchnie życiem, jednak skrywa swe mroczne tajemnice. Jest ostoją dla dwóch z czterech niegdyś istniejących domów frakcji francuskiej  podległej Zakonowi Babel. Babel? Tak, chodzi o Wieżę Babel, która miała przybliżyć ludzi do Boga. Jednakże ludzka pycha spowodowała jej zniszczenie. Każdy jej fragment został tchnięty boską mocą, a Zakon stanął na ich straży, by nikt nie wykorzystał tej siły przeciw całej ludzkości. Poszczególne domy zajmują się zbieraniem i poszukiwaniem starożytnych artefaktów posiadających ową moc. Wiadomo, że takie skarby przyciągają również uwagę innych, w tym słynnego hotelarza Severina. Młodzieniec wraz z kilkorgiem przyjaciół pod osłoną legalnych przedsięwzięć decyduje się na łowy, stając się poważanym zleceniobiorcą muzeów i prywatnych kolekcjonerów. Mimo ustabilizowanej sytuacji materialnej przeszłość ściga naszych bohaterów, nie dając im spokoju nawet na chwilę.

   Severin to syn Algierki i patriarchy domu, tzw. mieszaniec, o bystrym i niecodziennym umyśle, któremu odebrano rodzinę i dziedzictwo. Wraz z Tristanem, młodszym o parę lat, tułał się od domu do domu, którym Zakon płacił za ich wychowanie, byleby pozbyć się problemu. Nasz bohater boi się uczuć i zaangażowania, zna się na złodziejskich sztuczkach, ludzkich charakterach, labiryncie dworskich intryg. Tristan jest dla niego jak młodszy brat, którego obiecał strzec i chronić. Chłopiec to geniusz botaniki i znawca pajęczaków. Wrażliwe i zlęknione dziecko, które nieco się pogubiło i potrzebowałoby spokojnego, domowego ogniska. Do paczki Severina należy również Enrique, syn Hiszpana i Filipinki, idealista, historyk, marzyciel, poliglota, mól książkowy, nieco zadufany w sobie, ale raczej sympatyczny, zabawny i bystry. Bardzo inteligentny. Do grupy należą także dwie młode kobiety. Zofia to Żydówka polskiego pochodzenia, wywodząca się z wykształconej, naukowej rodziny. Zapalona chemiczka, fizyczka, a przede wszystkim matematyczka. Wycofana i zamknięta w sobie, ceniąca samotność i ciężką pracę, jasne i precyzyjne zasady, ostrożna w stosunkach międzyludzkich. Laila to hinduskie dziewczę, kapłanka tańca, która uciekła z domu w poszukiwaniu tajemniczej księgi, która dała początek jej życiu. Ma dar czytania historii przedmiotów i ich wspomnień. To również utalentowana kucharka, potrafiąca wyczarować niebo na talerzu. Wrażliwa i ciepła, otwarta i pełna energii, zwarta do działania i bystra, subtelna i zmysłowa. 

   Piątka przyjaciół gotowa do poświęceń w imię przyjaźni i miłości, skupiona na celu, mimo ryzyka, działająca dla wspólnego dobra. Każda z postaci ma własne pragnienia do ziszczenia i swoją historię do napisania. Chokshi tworzy niezwykle barwne charaktery, które nie są jednoznaczne. Nie ma tylko dobrych lub złych osób, te cechy się w nich mieszają. To sprawia, że czytelnik tym chętniej identyfikuje się z bohaterami.

   To nie tylko historia o magii Wieży Babel oraz umiejętności formowania rzeczy materialnych i niematerialnych. To opowieść o ludziach o trudnej i bolesnej przeszłości. Cierpienie i niepewność ukształtowały każdego z bohaterów. Książka pokazuje jak przeszłość wpływa na teraźniejszość. Każdy czyn i decyzja niesie ze sobą konsekwencje, którym trzeba stawić czoła, choć nie jest to łatwe.

   "Pozłacane wilki" ujęły mnie fabułą i postaciami. Wszystko zostało w najmniejszych szczegółach przemyślane i zrealizowane. Mamy intrygę i zagadkę kryminalną do rozwiązania, ktoś czyha na artefakty Domu Kory, jednocześnie posługując się grupą Severina, ktoś zna ich plany, ale jak to możliwe? Autorka zostawia pewne poszlaki dla czytelnika, wtrąca ciekawostki historyczne i matematyczne, które rozbudzają wyobraźnię, bo jakież sekrety kryje ciąg Fibonacciego i spirala logarytmiczna, złoty kwadrat czy zakon templariuszy?

   Zakończenie powieści daje nadzieję na dalsze tomy, w których autorka opowie nieco więcej o Severinie i Laili. Zwłaszcza, że wątek hinduskiej dziewczyny nie został w pełni wykorzystany i skrywa jeszcze niejedną tajemnicę. Tak, to może być bardzo ciekawe przy połączeniu z elementami mitologii.

   Mimo, że ta książka porwała mnie swoją historią, uważam iż Chokshi nie do końca wykorzystała jej potencjał. Postać Tristana została potraktowana po macoszemu, a bierze udział w ważnych wydarzeniach, mimo iż stoi nieco z boku. Odkrycie Laili ukazuje jego dziwne zachowania w nowym świetle. Co powiedziałby o nim psycholog? Niezrównoważony o trudnej przeszłości?

   Szczególnym sentymentem darzę Enrique i Zosię. Ich zamiłowanie do historii, matematyki, logiki oraz ich przeszłość wzbudzają ciepłe uczucia. Postacie ciekawe, skomplikowane i do bólu prawdziwe. Czekam z niecierpliwością na poznanie ich dalszych losów.

   Oczywistym jest, że wątek egipski z Okiem Horusa, Pożeraczką i Uroborosem skradł moje serce. Jednak dla mnie jest go tu zdecydowanie za mało. Pisarka mogła pokusić się o głębszą analizę znaczenia "udżat" w kulturze staroegipskiej i przelać ową wiedzę na strony książki, co wzbogaciłoby ją treściowo. Scena z Ammit i jej udział w Sądzie Ozyrysa również zasługiwała na nieco więcej miejsca. Pożeranie dusz to nie wszystko. Dlaczego i kogo to spotykało? Co działo się dalej? Jak starano się ominąć paszczę Pożeraczki? Jaki udział miała w tym magia słowa? Myślę, że ten wątek jest bardzo ważny w mitologii egipskiej, a jego pominięcie i niewytłumaczenie niewtajemniczonym czytelnikom sensu tego procesu pozbawia powieść szczególnej treści. Dobry pomysł, choć nie do końca wykorzystany. Szkoda.

   Książkę polecam fanom lekkich kryminałów, zakochanych w bohaterach z trudną przeszłością, ceniących w  życiu przyjaźń i lojalność, szukających intryg, nieco fantastyki, dobrej fabuły i niecodziennych rozwiązań. "Pozłacane wilki" Roshani Chokshi zasługują na uwagę nie tylko młodzieży, ale i sporo starszej publiki. To powieść, która coś ze sobą wnosi do życia, skłania do refleksji i pozostaje w pamięci przez dłuższy czas. Nie nuży, ona wciąga w swój świat i na koniec zostawia kaca książkowego w oczekiwaniu na kolejne tomy. Na pewno wrócę raz jeszcze do tej lektury.

niedziela, 15 listopada 2020

77) "Ślad po złamanych skrzydłach" Sejal Badani

   Zamknij oczy. Wyobraź sobie swoje najszczęśliwsze chwile. Czy podnosi Cię to na duchu? Czy pozwala odetchnąć? Skupić myśli, zmotywować się? Czasem te wspomnienia są bunkrem przed rzeczywistością, ostatnią ostoją przed utonięciem w cierpieniu i poddaniu się. To one trzymają przy życiu na ostatniej nitce, gdy reszta Twojego wnętrza wręcz krzyczy, chce już odpuścić i skończyć to. Otoczenie widzi Cię za maską uśmiechu, lecz w środku skrywasz czarę pełną bólu. Pozory mylą, ukrywając prawdę i wyzwolenie od cierpienia.

   "Ślad po złamanych skrzydłach" Sejal Badani to powieść niezwykła, wyjątkowa i bardzo poważna. Taka, którą powinna przeczytać każda kobieta, każda ofiara przemocy domowej i bliskie jej osoby, by zrozumieć działanie psychiki kata i ofiary, sposób wypierania prawdy, tłamszenia uczuć i paraliżujący strach. To historia czterech kobiet, matki i córek, Hindusek mieszkających w USA, walczących każdego dnia o przetrwanie i zapomnienie przeszłości. Marin, ambitna i inteligentna, zatracona w pracy i samokontroli. Trisha, idealna gospodyni domowa i idealna żona, perfekcyjna pod każdym względem. Sonya, fotograf, rodzinna czarna owca, niezależna. Renee, matka i gospodyni, żona. W tym wszystkim i on, Brent, mąż i ojciec, mrok i światło rodziny. 

   Od momentu przeprowadzki z Indii do Ameryki pęka obrazek rodzinnego szczęścia. Pojawia się strach, ból, nieprzewidywalność, ale to za zamkniętymi drzwiami. Fasada musi się idealnie prezentować dla otoczenia, by on mógł być wzorem dla innych, by był dumny z siebie i swego zachowania. To mus. On tylko walczy o ich status i przyszłość. Gdzieś po drodze gubi miłość, empatię, szacunek do najbliższych. Pojawia się wstręt i obrzydzenie, zaborczość, nadmierna kontrola, brak zaufania i wybuchy złości. Świat się sypie. Tak wygląda przeszłość. Brent zapada w śpiączkę, a demony dawnych dni wychodzą na światło dzienne. Kobiety po latach rozłąki znów spotykają się, tym razem nad szpitalnym łóżkiem kata. Jakie są i czemu? Jak sobie radzą?

   Autorka ukazuje jaki wpływ odcisnęła na nie ich mroczna przeszłość, lata skrywania sekretu, który nigdy nie powinien opuścić czterech ścian dawnego domu, by znów nie powrócił ten ból. Każda z bohaterek poszła własną ścieżką, inaczej radziła sobie ze wspomnieniami, lecz jednocześnie stały się emocjonalnymi kalekami. Sejal Badani bardzo dokładnie odmalowała na ich przykładzie cały proces przyjęcia postawy ofiary i zidentyfikowania się z bierną rolą, postawienie postaci kata ponad sobą, wywyższenia go, mimo wewnętrznej nienawiści w wyniku jego manipulacji i zastraszania. Łatwo wpaść w to błędne koło, lecz wyrwanie się jest naprawdę trudne i wymaga wiele siły. Każda z kobiet przeżywa swój własny dramat, swoje własne piekło, choć pozornie zbudowały w dorosłym życiu swoje bezpieczne bunkry, których fundamenty to gruzy ich dzieciństwa.

   Każdy rozdział jest opowiedziany oczami innej Hinduski, dzięki czemu czytelnik ma szansę poznać ich perspektywę, ich sposób pojmowania rzeczywistości, wyznawane priorytety i definicje miłości. Ten zabieg wzbogaca książkę o całe tony emocji. Ponadto każda z nich ma inny charakter, jest indywidualnością, ma swój niepowtarzalny język i przyzwyczajenia, co tylko je urealnia. Poruszane wątki stopniowo odsłaniają kolejne tajemnice, łącząc się ze sobą niczym układanka puzzli. Autorka wykonała kawał naprawdę dobrej roboty kształtując fabułę, kreując bohaterów i realizując kolejne elementy tego projektu.

   Zżyłam się z każdą z bohaterek. Przeżyły piekło z ręki najbliższej osoby, psychiczne i fizyczne, a mimo to przetrwały i dały radę realizować swoje marzenia, choć potrzebowały lat i śpiączki ojca, by zrozumieć, że ból dzieciństwa trzeba przepracować, by móc żyć dalej i odsunąć od siebie stare demony, które nie odpuszczały ani w dzień ani w nocy. Sejal Badani stawia na miłość i wsparcie bliskich, zrozumienie i zaufanie, by móc pokonać zło, które czai się pod łóżkiem każdego z nas. Problemy nigdy same nie miną, je należy przepracować, tym bardziej jeśli dotyczą przemocy.

   "Ślad po złamanych skrzydłach" Badani jest lekturą trudną, ale ważną, poważną, cenną, bo uczy i pokazuje jak działa mechanizm przemocy, jakie odciska piętno na ofierze. Ponadto ta powieść wywołuje całą gamę emocji, tj. od współczucia i niedowierzania do wściekłości i chęci dokonania samosądu na kacie. Ból i cierpienie ofiar ustępują otępieniu i zobojętnieniu, byle przetrwać do następnego ataku, ciągłej samokontroli, by nie podpaść potworowi, byle przeżyć. W tym miejscu rodzi się pytanie jak wiele osób wciąż z tym walczy w domowym zaciszu? Jak wiele z nich cierpi i boi się to zgłosić? Zresztą, to tylko początek góry lodowej ludzkiego bestialstwa... Książka Badani ma głębokie przesłanie. Jest warta każdej minuty czytelnika. Pozostawi w rozsypce, ale jednocześnie wskaże drogę jak się pozbierać, jak walczyć o siebie i swoich bliskich w tak trudnej sytuacji.

niedziela, 1 listopada 2020

76) Mitologia słowiańska wg Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony

 

   Ostatnie lata są coraz łaskawsze dla słowianofilów, od wyznawców turbosłowianizmu do sprzymierzeńców naukowego podejścia. Luką pomiędzy totalną fikcją a naukowymi dysputami są wszelkie literackie próby tłumaczenia rodzimych wierzeń bądź tylko twory nimi inspirowane. Powstało kilka zbiorów opowieści związanych z wiarą Słowian pretendujących do miana mitologii, lecz z zaznaczeniem, że są tylko nimi inspirowane i uzupełnione fantazją autora.

   Jedną z nich jest "Mitologia słowiańska" Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony wydana nakładem wydawnictwa BOSZ w 2018 roku. Już na wstępie autorzy zaznaczają, że to "opracowanie popularne", przeznaczone dla szerszego kręgu czytelników, ale bazujące ściśle na opracowaniach naukowych, których najważniejsza część została wymieniona w bibliografii. Jaka idea przyświecała autorom? Chęć upowszechnienia rodzimych wierzeń, elementów kultury czy tradycji, których sporo zachowało się do dziś, lecz nie zawsze zdajemy sobie z nich sprawę i z ich korzeni. Polska kultura wiele zawdzięcza słowiańskiemu dziedzictwu, lecz kto o tym wie? Ta książka ma to zmienić.

   "Mitologia słowiańska" została podzielona na trzy części. Pierwsza część pt. "Bogowie" dotyczy m.in. kwestii stworzenia świata i niebios, człowieka i jego przeznaczenia. Skupia się na Perunie, Welesie, Mokoszy, Chorsie i Rodzie, choć wymienia też pomniejsze bóstwa jak Swarożyc, Dadźbog czy Rodzanice. W ciekawy sposób tłumaczy powstanie nieba i gwiazd oraz krainy umarłych. Warto też bliżej przyjrzeć się ludzkiej duszy i jej elementom składowym. Mnie ta wizja ujęła. Część druga tyczy się biesów, dzieląc je na: ziemskie, wodne, powietrzne i leśne. Jest ich tylko garstka, ale dobrze je przedstawiono i ciekawie opowiedziano ich historie, jedne z wielu możliwych koncepcji. Radzę zajrzeć do stron traktujących o wiedźmie. Końcówka jest wielce pouczająca, iż lepiej słowa dotrzymywać, uważać co i komu się obiecuje, a starszych warto słuchać. Trzecia część zdradza nam losy dwóch słowiańskich junaków, czyli bohaterów, Samona i Niklota. Choć krwi słowiańskiej w nich brakło, serce tutejszym bóstwom i ludziom podarowali, by działać na ich cześć i chwałę. Jakiż to junaków przykryła warstwa kurzu? Czy poznamy jeszcze ich imiona?

   Język zbioru opowieści z minionych wieków jest archaizowany, by oddać klimat tamtejszych lat. Udany zabieg, który tylko uatrakcyjnia lekturę. Bobrowski i Wrona narratorem uczynili bajarza, co słowiańskie ziemie zna od podszewki. Jego postać jest wiarygodna. Wystarczy oczyma wyobraźni przenieść się do małej chatki na uboczu lasu, gdzie tli się niewielkie ognisko, a siwowłosy starzec opowiada zasłyszane historie i stara się wskrzesić głosy przodków, by pamięć o przeszłości nie minęła, bo tylko ona gwarantuje przetrwanie ludu jako całości. Historia budowała ich tożsamość i to podkreślone jest w ostatnim akapicie tej książki.

   BOSZ jako wydawnictwo pięknie wydało tę książkę. Twarda okładka, czytelna czcionka i przejrzysty rozkład treści. Jedyne, co nieco razi to bardzo niepokojące i nieco złowieszcze ilustracje Magdaleny Boffito. Niektóre oddają ducha opowieści, lecz zdecydowana większość może przeistoczyć się w zaczątek koszmaru sennego (w mojej subiektywnej ocenie).

   "Mitologię słowiańską" J. Bobrowskiego i M. Wrony czyta się szybko i przyjemnie. Treściowo naprawdę dopracowana pozycja. Jedno "ale": czemu tak krótko? Bogów i junaków mogłoby wystarczyć, ale biesów ci u nas cała masa, czym chata bogata, a co kraj, to pomroka. Wszędobylskie to stwory były, co głowa niemała, a jakie złośliwe, choć nie wszystkie z nich. Od wyboru do koloru, wybierać jest w czym, więc skąd taki dobór? Jeszcze kilka dorzucić do spisu i czytelnik byłby ukontentowany. Powstaje lekki niedosyt, lecz z tym żyć można i warto udać się na dalszy połów, choćby w bibliografii podany.

   Lektura to godna polecenia i pogawędki niejednej, bo tematy porusza ważne, nie tylko z rodzimego podwórka, bo uniwersalne jak poszanowanie tradycji i rodziny, wierność swoim zasadom, siłę przyjaźni i miłości, więzi z miejscem pochodzenia. Siła tkwi w naszej pamięci i szacunku wobec przodków. "Mitologia słowiańska" Bobrowskiego i Wrony dla laika jest w sam raz, a dla obeznanego z tematem to ciekawa interpretacja literacka słowiańskich wątków.

niedziela, 25 października 2020

75) "Badania nad wierzeniami Słowian" - G. Antosik & M. Łuczyński

    Czy książki naukowe mogą być ciekawe? W jakiej formie zebrać wypowiedzi kilkudziesięciu naukowców na ten sam temat w jednej publikacji? Czy takie wydania mają sens? Czemu mają służyć?

   Myślę, że właśnie przed takimi pytaniami stanęli Grzegorz Antosik i Michał Łuczyński, autorzy, a tak naprawdę redaktorzy książki pt. "Badania nad wierzeniami Słowian. Wczoraj, dziś, jutro" wydanej pod patronatem Muzeum Mitologii Słowiańskiej w Owidzu, znanego z Festiwalu Mitologii Słowiańskiej. Antosik i Łuczyński są tu autorami wstępu, zakończenia i przede wszystkim pytań. Jakich? Ta książka to forma ankiety przeprowadzonej z 33 naukowcami zmagającymi się w swej codziennej pracy z zagadnieniami związanymi z wiarą Słowian. W każdej części czytelnik najpierw spotka się z krótkim biogramem badacza oraz jego odpowiedziami na osiem pytań dot. m.in. celu badań tejże wiary, podejścia do synkretyzmu z chrześcijaństwem, stanu i postępu badań, szans ich rozwoju w przyszłości i sposobów na uzyskanie zadowalających rezultatów w tym zakresie. Pytania same w sobie są naprawdę ciekawe, dają do myślenia i nakierowują na nowe ścieżki, którymi może podążyć nauka. Poza tym dobrze podsumowują obecny stan wiedzy i dotychczas zastosowane metody badawcze. Jedyne co przeraża to tak ogromne zróżnicowanie w podejściu do tematu nawet wśród polskich naukowców, bo wśród niektórych wypowiedzi padają głosy, że w tej dziedzinie już nic więcej się nie odkryje lub nic znaczącego.

   Wśród owej skądinąd dysputy wyłania się potrzeba badań interdyscyplinarnych, gdzie każdy znawca będzie mógł dorzucić swoją cegiełkę. Moim zdaniem ważne jest, by nikt nie traktował swojej dziedziny jako tej najważniejszej, lecz jako uzupełnienie całości, a sam choć liznął wiedzy kolegów. Czemu? Bo tylko dzięki temu można coś jeszcze wyłonić z dawnych źródeł i umiejętnie podejść do nowych odkryć, np. z wykopalisk archeologicznych. Jako historyk i archeolog z wykształcenia wiem jak łatwo wpaść w pułapkę schematycznego myślenia. Mój macierzysty kierunek studiów, interdyscyplinarny, nauczył mnie niezamykania się na nowe, łączenia zdobytej wiedzy z różnych dziedzin, by móc interpretować pewne procesy i zjawiska społeczne oraz gospodarcze na przestrzeni wieków.

   Mam nadzieję, że "Badania nad wierzeniami Słowian" są zalążkiem nowego kierunku badań dawnej Słowiańszczyzny, daniem wspólnej przestrzeni do wymiany myśli badaczy tego zagadnienia, tzw. burzy mózgów, np. w postaci cyklicznych konferencji, publikacji, powstania interdyscyplinarnych zespołów, by jak najlepiej poznawać przeszłość, rekonstruować ją z zachowanych szczątków, a tym samym popularyzować wiedzę.

   Publikacja Antosika i Łuczyńskiego to wołanie, by nie zapomnieć o naszych słowiańskich korzeniach, nie porzucać marzeń, nie zamykać się w hermetycznym naukowym środowisku, lecz wyjść z wiedzą do społeczeństwa, więcej mówić i publikować, więcej badać i konsultować się z innymi naukowcami z różnych dziedzin.

   Pasjonaci słowiańskiej tematyki odnajdą tu dla siebie kopalnię wiedzy (merytoryczną, metodologiczną), wskazówki co do interpretacji artefaktów czy różnych szkół. Warto zapoznać się z tą publikacją.


PS Na stronie Muzeum Mitologii Słowiańskiej jest możliwość pobrania tej książki (za darmo!!!) w postaci pdf. Jak macie czas i ochotę zajrzyjcie http://muzeumslowianskie.pl/wydawnictwa/

niedziela, 18 października 2020

74) "Strażnik muszli" - Chitra Banerjee Divakaruni

    Książek nie warto szufladkować ze względu na przedział wiekowy, bo spora część czytelników kierując się tym, może nawet nie sięgnąć po coś, co mogłoby przypaść im do gustu. 

   "Strażnik muszli" Chitry Banerjee Divakaruni teoretycznie jest książką dla dzieci i na pewno świetnie sprawdzi się w tej roli, ale uważam, że sporo starsi czytelnicy mogą tu również odnaleźć coś dla siebie. Dlaczego?

   Książka została napisana bardzo prostym językiem. Przeważają dialogi między głównymi bohaterami i dynamiczne opisy sytuacji. Nie sposób się nudzić, bo akcja płynie wartkim nurtem. 

   Akcja "Strażnika muszli" toczy się w Indiach, ukazując życie najbiedniejszych warstw, czyli slumsy. W ten oto sposób poznajemy rodzinę Ananda, która po zniknięciu jego ojca musi zrezygnować z wygód życia w mieście i przenieść się na obrzeża, ciężko pracując, by przeżyć kolejny dzień. Natykamy się również na Małą Zamiataczkę, dziecko, które zgubiło się w wielkim mieście i odtąd samo pracuje na swoje utrzymanie, śpiąc pod stoiskiem z napojami. W życiu obydwojga pojawia się staruszek opowiadający o rajskiej dolinie, cudownej muszli i potworze, który chce przejąć jej moc, by czynić zło.

   Książka opiera się na schemacie podróży i kolejnych przygodach naszej trójki. Wydawałoby się, że to banał, ale to tylko pozór. Treść "Strażnika muszli" niesie ze sobą niejedno przesłanie. Przygody dzieci ze staruszkiem niejeden raz wystawiają ich znajomość na próbę. Siła przyjaźni, lojalność i wierność ratuje im życie w trudnych chwilach. Gdyby każde z nich myślało tylko o sobie, mogliby stracić życie na samym początku podróży. Promowany dziś egoizm to pusta skorupa, która nie sprawdza się w relacjach z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Czasem warto trochę się otworzyć na innych, dając coś z siebie.

   Potwór, który ścigał naszych bohaterów, uosobienie zła, był niegdyś mieszkańcem rajskiej doliny, ale chciwość i ambicja bycia najlepszym, zaślepiły go i zmieniły jego serce, zatruwając je nienawiścią. Ta postać udowadnia, że każdy z nas nie jest jednoznacznie dobry lub zły. Jesteśmy mieszanką tych sił i tylko od nas samych zależy, co przeważy. Sami podejmujemy decyzję, kując swój los poprzez własne wybory.

   Inną wartością przekazaną przez Divakaruni jest szacunek dla innych, bez względu na wiek, pochodzenie etc. Wiedza, siła czy charyzma kryć się mogą w każdym, więc tak łatwo nie ulegajmy stereotypom, ignorując tych, których los stawia przed nami. 

   Powyżej wspomniałam o tym w jakich warunkach dorastali nasi bohaterowie. W Indiach spory odsetek ludności żyje w slumsach, bo najzwyczajniej w świecie nie stać ich na nic innego. Pracują dorośli i dzieci, ci najmłodsi najczęściej jako zbieracze na wysypiskach śmieci, by odnaleźć coś wartościowego. Jednak to i tak nie jest najgorsza sytuacja. Gro z tych dzieci nie ma nikogo i niczego. Są dziećmi ulicy, dzikie, łącząc się w stada, by przetrwać, by przeżyć kolejny dzień. W mediach często słyszy się o akcjach pomocowych dla nich, o szkołach, o sierocińcach, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Samotne, bezbronne dzieci wyłapywane przez gangi i wykorzystywane nie tylko do pracy, do żebrania. Nieraz zdarza się, że ich nietykalność fizyczna bywa naruszana. Ile z nich dożyje dorosłego wieku? Jak sobie poradzą samodzielnie? To temat na oddzielną książkę, podobnie jak traktowanie kobiet przez mężczyzn. Chitra Banerjee Divakaruni delikatnie wskazuje nam, czytelnikom z Zachodu, bolesny temat, o którym większość z nas nie chce myśleć. Ona uwrażliwia społeczeństwo i woła, że tu nie jest tak kolorowo jak w filmach. Indie to kraj skrajności. Anand i Mała Zamiataczka doświadczają tego na własnej skórze. Walczą o każdy dzień, a mimo to nie tracą nadziei i radości w sercu. To każdy z nas powinien zastosować w swoim życiu - nie załamywać się nawet w najtrudniejszej chwili.
 
   "Strażnik muszli" to nie tylko bajka dla dzieci. Czytając mechanicznie i skupiając się tylko na pierwszym planie można sporo stracić. Ta książka wymaga głębszego spojrzenia na prezentowane problemy. To nie jest tylko wędrówka z miejsca A do miejsca B z muszlą. To podróż mentalna, podczas której dzieci dojrzewają, borykają się z trudnościami, przed którymi dorośli mogliby uciec. Dzień za dniem wędrują również w głąb siebie, poznając swoje wady i zalety, poszukując sensu i dokonując wyborów. A właśnie na tym polega życie. Nic nie jest łatwe, jeśli sami do tego dochodzimy.

   Myślę, że "Strażnik muszli" pozostanie ze mną na dłużej, bo zmusza do refleksji (i przy okazji prezentuje co nieco moje ukochane Indie). Czy polecam? Na pewno. Kto szuka taniej sensacji albo rozlewu krwi to nie ten adres. Tu liczą się wartości bardziej duchowe, cenniejsze.

niedziela, 11 października 2020

73) Co w sławiańskich lasach czyha? "Kukułka i Wrona" Magdaleny Wolff

   

   Rodzima historia inspiruje i nie pozostawia obojętnym, pozwalając lepiej zrozumieć nie tylko naszych przodków, ale i nas samych, nasze zachowania, zwyczaje, przesądy. Jedną z osób czerpiących garściami z dziedzictwa Słowiańszczyzny jest Magdalena Wolff, z wykształcenia japonistka, z zamiłowania badaczka mitologii wszelakich, autorka powieści "Kukułka i Wrona". Czym ta książka wyróżnia się na rynku wydawniczym? Czy pochłania czytelnika? Czy intryguje? O kim opowiada?

   Jest to pierwszy tom przygód Wreny, która na własnej skórze przekonała się, ile znaczą dla niektórych więzy rodzinne i jak łatwo o zdradę wśród najbliższych, gdy w grę wchodzi władza i pieniądze. Gdzie szukać pomocy i pomsty za doznane krzywdy? Gdzie się schronić i przeczekać niesprzyjający czas? Komu zaufać, a przed kim uciekać? Wybrać serce czy rozum? Ta książka rodzi wiele pytań, jakże aktualnych w naszej rzeczywistości...

   Główną bohaterką jest wspomniana już Wrena, młode dziewczę, które przyjechało na zaślubiny swego brata do rodowego grodu, by móc świętować ten wyjątkowy dzień z całą rodziną. Niestety, atak zdrajców doprowadził do rzezi, która zaciążyła na jej dalszych losach. Cudem uratowana uciekła, by przeżyć. W czasie swej podróży spotkała biesy i bogów, którzy okazali się całkiem realni. Wrena to osoba, która niejedno wycierpiała po wyprowadzce z domu, spotkały ją rzeczy, o których na samą myśl wychodzi gęsia skórka. Mimo to uznawana przez otoczenie za zwykłą, szarą myszkę, przeistoczyła się w kobietę dążącą do upragnionego celu, gotowa wiele znieść i poświęcić, by móc iść dalej. Wbrew wewnętrznym lękom potrafiła zaufać i pokochać, na tyle mocno, by ryzykować własnym życiem dla drugiej osoby. Uparta, odważna, ciepła i troskliwa, poharatana przez życie, inteligentna i bystra. Inspirująca!

   To powieść wyrosła ze Słowiańszczyzny, więc dziwne byłoby gdyby zabrakło w niej naszych rodzimych pomrok. Najważniejszą grupę stanowiły leśne stwory, zwane leszymi, które opiekowały się lasem i stały na straży zachowania w nim równowagi. Każdy bies był odpowiedzialny za przydzielony mu obszar. Potrafili przybrać ludzką i zwierzęcą postać w zależności od potrzeb. Nie byli jednakowi. To chodzące indywidualności, mające swoje unikalne temperamenty i przyzwyczajenia. Jedni mili i uprzejmi, drudzy - agresywni i wojowniczy, inni - gotowi do psot i żartów na każdym kroku. Tak jak wśród ludzi. Zatem bezpieczniej było mieć ich po swojej stronie niż niepotrzebnie wdać się w konflikt z nimi. Autorka ową grupę scharakteryzowała na podstawie trzech jej przedstawicieli, tzn. na Rudym, Czarnym i Szarym, z czego ten ostatni podbił moje serce na całego. Ani trochę nie dziwię się Wrenie, ale nic więcej nie powiem, by nie psuć Wam przyjemności z czytania.

   Pojawia się też bannik, opiekun łaźni, dbający o to, by nigdy nie zgasł tamtejszy żar, wystarczy odrobina wody w cebrzyku jako ofiara dla niego. Autorka poruszyła również temat żmija oraz Leśnego Ducha, bóstw jak Dziewa, Marzanna, Nyja. Wspomina także o nieodpartym uroku potomków latawców. 

   Na skraju tego świata znajdowała się chatka Baby Jagi, którą straszy się dzieci i to nie bez powodu. Przewrotna, złośliwa, bez skrupułów, ale bardzo sprawiedliwa. To istota ściśle powiązana ze światem słowiańskich biesów, mająca sporo do powiedzenia, traktowana z szacunkiem i poważaniem. Zdradzę Wam tylko, że w życiu Wreny odegrała ważną rolę i wpłynęła na rozbudzenie w niej pewności siebie i własnej wartości. Kreacja tej postaci jest bardzo przemyślana i konsekwentna w realizacji. Niebanalny pomysł Wolff sprawdził się w 100%. 

   Fabuła nie koncentruje się tylko na Wrenie i jej problemach. Jest tu znacznie więcej wątków godnych uwagi. Występuje m.in. konflikt dawnej wiary z próbą narzucenia monoteizmu, wiary w Miriusa, za pomocą siły. Wychodzi też na jaw, że obszary dawno "ochrzczone" skrycie dalej czciły dawnych idoli, marząc o powrocie do wiary przodków i własnych korzeni z poszanowaniem świąt, świętych miejsc etc. Odnosi się to do ludów ze Wschodu, czyli sławiańskich i noduńskich, być może inspirowanych naszymi germańskimi i nordyckimi sąsiadami ze względu na nazwiska rodów, nazwy własne bóstw. Autorka doskonale pokazała mechanizm narzucania wiary siłą, skalę buntów i ludzkiego cierpienia w czasie ich tłumienia. Nierozważna decyzja władcy, brak tolerancji dla inności prowadzi ku tragedii. W imię religii, a pod płaszczem chodzi tylko o przejęcie nowych terenów, dochodów z nowych podatków z nowej ludności i władzę samą w sobie. Mirius miał być miłosierny i dobrotliwy, wyrozumiały. Czy gdyby pokojowo tłumaczono jego nauki, nie byłoby łatwiej, jak przekonywał jeden z jego kapłanów, ojciec Onufry? Innym zagadnieniem poruszanym były mariaże małżeńskie władców, na czym się opierały, jak działał mechanizm dobrania najlepszego posagu i koligacji rodzinnych, gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość. Pojawił się również wątek królewskich bękartów i ich miejsca w rodzie wskazany na przykładzie Winanda von Wiesel, który poniekąd jest bardzo intrygującą postacią. Oby w kolejnych tomach było go więcej (i na to się zapowiada).

   Fabuła powieści kręci się wokół lasu, wiary, miejsca na poszanowanie przeszłości i przodków a pędem ku przyszłości z odrzuceniem starego. Nie ma tu złotego środka na rozwiązanie tego konfliktu. Każdy był przekonany o własnej racji, brnął w ślepą uliczkę, nie słuchając innych. Alternatywą byłaby tolerancja dla inności, ale kto dążący do władzy absolutnej się na to zgodzi? Właśnie. Nikt.

   Magdalena Wolff popełniła naprawdę kawał dobrej literatury, która aż się prosi o szeroką promocję. Świetnie operuje słowem, budując plastyczne opisy, żywych bohaterów, dobre i naturalne dialogi, niebanalne sceny i zwroty akcji (mam tu na myśli spisek dwórki czy burzę ze żmijem). Zna się na tym, o czym pisze w ciekawy sposób przedstawiając rodzime wierzenia, podejmując temat leszych i Baby Jagi. Nie stroni od trudnego tematu dotyczącego przemocy wobec kobiet i pokazuje jak to wpływa na psychikę ofiary, jakie znaczenie ma też w tym dzieciństwo i wychowanie, podejście rodziców do pewnych spraw. 

   "Kukuła i Wrona" Magdaleny Wolff to powieść, która wciąga jak nurt górskiej rzeki, gwałtownie i szybko, nie wiadomo nawet kiedy czytelnik nasiąknie zapachem leśnego mchu i szałwi, by zniknąć w odmętach marzeń o ucieczce do świata przedstawionego. Piękna treść, dobry styl, intrygująca fabuła. Czekam na więcej, bo się zadurzyłam w tym tworze! (I gdzieś tam w myślach kołacze się Szary, leszy, wymarzony sąsiad w leśnej głuszy)

sobota, 3 października 2020

72) "Słowiańskie siedlisko", "Dar Rzepki", tom I i II - Monika Rzepiela

 

   Są książki, które traktują o magii i demonach, przykuwają uwagę tym, co niezwykłe, niecodzienne, rzadkie i tak wyjątkowe, lecz są i takie, co o życiu szarych ludzi opowiadają i w niczym nie ustępują tym pierwszym.

   "Słowiańskie siedlisko" to saga mówiąca o trudach codziennego życia, przeżyciach i przemyśleniach mieszkańców niewielkiej osady Polany, znajdującej się dwa-trzy dni drogi od Gniezna za czasów panowania Mieszka I i Bolesława Chrobrego. 

   Czy możemy tu wyznaczyć jednego głównego bohatera lub główną parę? Na pierwszy rzut oka wybór pada na Rzepkę i Dobromira, którym los nie szczędzi cierpień, ale dla zachowania równowagi dorzuca im czasem nieco chwil szczęścia. Wokół nich toczy się główne koło akcji, ale bylibyśmy całkowitymi ignorantami, gdybyśmy nie zwrócili uwagi na pozostałe postacie. Każda chata w Polanie to w zasadzie osobna historia, kryjąca w sobie tajemnice jej mieszkańców, ciekawa i nieraz wzruszająca. Jednak czym byłaby jedna chata? Wszystkie je łączą nierozerwalne więzi potrzeb i sąsiedzkich stosunków. To czasy, gdy jeden jest zależny od drugiego, wzajemnej pomocy i rodzinnej bliskości. Książki Moniki Rzepieli pozwalają nam wkraść się w życie kilku pokoleń tej małej osady na skraju puszczy, poznać ich mentalność, ewolucję sposobu myślenia młodszych roczników i wpływ rozprzestrzeniającego się chrześcijaństwa w podejściu do zagadnienia życia, śmierci oraz codziennego funkcjonowania.

   Autorka skonstruowała bohaterów o bogatych osobowościach z różnymi problemami. Zobaczymy tu nie tylko powinności kobiety i mężczyzny wobec rodziny, ale i obyczaje, tradycje związane m.in. ze Szczodrymi Godami, Jarym Świętem, postrzyżynami, swaćbą, narodzeniem dziecka. Tutejsze postacie nie są prostymi schematami, lecz skomplikowanymi konstrukcjami. Dzięki temu możemy być świadkami przemiany Macierzanki pod wpływem miłości i ciąży, wpływu zazdrości na przyjaciółki z dzieciństwa i jej destrukcyjności, problemu transseksualizmu we wczesnym średniowieczu, różnicy między życiem córki kmiecia a księcia. 

   Saga "Słowiańskie siedlisko" to wielowątkowa powieść, wobec której nie można pozostać obojętnym. Autorka wprawną ręką prowadzi nas po średniowiecznej osadzie, wnikliwie obrazując przed czytelnikami dusze jej mieszkańców. Na każdym kroku czuć przygotowanie merytoryczne Rzepieli, jej ogromną wiedzę i jednocześnie pasję mediewistyczną. Godne podziwu. Ponadto sam język obydwu książek zachwyca. Mamy tu sporo archaizmów, lecz każdy został opatrzony przypisem i odpowiednim objaśnieniem. Podczas lektury odnosi się wrażenie, że czyta się starą, średniowieczną kronikę w nieco uwspółcześnionym wydaniu, lecz jakże przyjemnym dla oka i ucha. Można się tu zachwycić szczegółowym przedstawieniem świata, opisami przyrody i otoczenia, co pozwala przenieść się w czasie.

   Mimo użycia w tytule "słowiańskie" nie ma tu bezpośrednich nawiązań do spotkań z bogami czy demonami. Poznajemy ich tylko poprzez wspomnienia mieszkańców o ich wierze. Ta książka opowiada o Słowianach w najczystszej postaci jako o ludziach z krwi i kości. I to jest chyba największa zaleta tej pozycji. Tu góruje życie, a nie fantastyka. Ten świat jest tak bliski, tak znany, że z niektórymi postaciami i ich problemami możemy się utożsamić.

   Dla zainteresowanych mediewistyką warto wspomnieć o wątku dworu książęcego, przedstawionego za czasów pierwszych Piastów. Dzięki temu mamy okazję poznać nie tylko ich, ale również ich rodziny, sposób rządzenia, prowadzenia drużyny, zapoznać się z samymi wojami, ceną wojny i podejścia do niej przez samych zainteresowanych, zwyczaje panujące na dworze, pozycję kobiet etc.

   Czy Monice Rzepieli można coś zarzucić? Pierwsza część sagi niesamowicie wciąga, mimo iż tyczy się szarugi dnia codziennego. Druga część liczy prawie połowę pierwszej i tu akcja pędzi jak światło, bo poznajemy losy prawie trzech pokoleń. Czasem między rozdziałami mija kilka lub kilkanaście lat. Właśnie tu czuć pewien niedosyt, bo chciałoby się poznać nieco więcej szczegółów z życia Polan, np. Radka w Gnieźnie, Ludomira, Nałęczki podczas jej podróży. Można to jednak usprawiedliwić - od początku fabuła koncentruje się wokół osady. W niektórych sytuacjach autorka zostawia interpretację czytelnikowi. Przez to niejako zmusza do poszukiwań źródeł jej natchnienia. 

   "Słowiańskie siedlisko" i "Dar Rzepki" Rzepieli to powieści godne polecenia mediewistom oraz pasjonatom życia codziennego w dawnej Polsce bez dodatkowych fantastycznych wariacji. To książki nieco inne od tych, które obecnie zalewają rynek wydawniczy. Ich magia nie polega na bogach i pomrokach, lecz magii życia samego w sobie. I tak, takie lektury są czasem potrzebne, by odetchnąć i zastanowić się nad własnym losem. Czy między naszą, a mentalnością ludzi Polany są jakieś różnice? Jakie wyznajemy wartości i czemu hołdujemy? Czy wiemy czym jest tolerancja, przyjaźń, miłość, powołanie? Czy tylko dobra materialne mają znaczenie? Co daje nam wiara w życie pośmiertne?

   Książki polecam, lekkie, przyjemne, a przy okazji z ukrytym przesłaniem. Tą słowiańskość mamy we krwi i nie wyrzekajmy się jej, spróbujmy ją poznać.

niedziela, 27 września 2020

71) "Rzeczywistość mityczna Słowian Północno-Zachodnich i jej materialne wyobrażenia" Paweł Szczepanik

  Czy nasze wierzenia, wyznanie ma wpływ na to jak postępujemy w życiu, czym się kierujemy, jak działa gospodarka czy funkcjonuje kultura? Z jednej strony wiele osób zaprzeczy, bo dziś świat biznesu kręci się bez względu na wiarę, mamy wielkie korporacje międzynarodowe i wszyscy jakoś się dogadują. Z drugiej strony każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu ma swoją wewnętrzną hierarchię wartości (Bóg, wiara, moralność - jakkolwiek to nazwać) i tym kieruje się w życiu, chcąc żyć w zgodzie ze sobą samym. Przynajmniej tak mówi teoria, bo w praktyce już różnie z tym bywa (a przykładów bez liku). Jednak nie w tym rzecz. Owa wiara przenika wszelkie aspekty naszej egzystencji, choć współcześnie jest to już mniej odczuwalne. Kojarzycie średniowiecze i szaleństwo życia w zgodzie z zasadami chrześcijaństwa? Gdy wszystko co inne, poddawano inkwizycji? To dowód na to, że wiara naprawdę może przeniknąć w życie codzienne i nie da się tego całkowicie odseparować. Im dalej w przeszłość, tym miało to większe znaczenie, mogło być związane z przynależnością do danej społeczności i utożsamianie się z nią. Jednak jak zbadać elementy tego postrzegania w stosunku do społeczności niepiśmiennych, znajdujących się hen daleko w mrokach przeszłości?

 Paweł Szczepanik w "Rzeczywistości mitycznej Słowiań Północno-Zachodnich i jej materialnych wyobrażeniach" wziął na ruszt wczesne średniowiecze i kulturę Słowian, by sprawdzić jak owa wiara, czy też ujmując to w szerszym kontekście - kultura tworzyła pewną alternatywną rzeczywistość, mityczną, i jak wpływała na życie ówczesnych ludzi jako wytwór ich myśli i postrzegania świata.

   Prawie 1/3 objętości tej publikacji dotyczy założeń teoretycznych i metodologicznych, dokładnie wyjaśniając krok po kroku ich powiązania z poruszanym tematem, co w konsekwencji przekłada się na lepsze zrozumienie późniejszych treści już stricte związanych z archeologią. Niełatwo przebrnąć przez owe gąszcza stronic z niecodzienną terminologią, ale czytelnik nie powinien się poddawać, bo czeka go nagroda w postaci ponad dwustu stron już ściśle powiązanych z archeologią. Tekst został okraszony bogatą grafiką artefaktów i map ze szczegółowym omówieniem i licznymi odnośnikami do bibliografii. Można tu odnaleźć m.in. rozdziały poświęcone figurkom człekokształtnym, zwierzęcym, ceramice i jej zdobieniach, pochewkach noży oraz omówienie przestrzeni jako formy realizacji wiary/duchowości ówczesnych Słowian Północno-Zachodnich.

   Jest to publikacja naukowa, więc i takim posługuje się językiem, co tylko podnosi jej walor. Autor w ciekawy sposób przedstawia wybrany przez siebie temat, ukazuje możliwe interpretacje zabytków, zestawiając ze sobą znaleziska z różnych stron, nie stroniąc od porównań indoeuropejskich. Praca koncentruje się przede wszystkim na Połabiu i Pomorzu, więc dla miłośnika tych stron okaże się bezcenna. Dla mnie najciekawszym fragmentem było omówienie znaczenia koni dla Słowian, ich wizerunków wykonanych z różnych materiałów (m.in. ceramika, metal, glina). A takich perełek jest tu znacznie więcej.

   "Rzeczywistość mityczna Słowian Północno-Zachodnich i jej materialne wyobrażenia" Pawła Szczepanika to lektura przede wszystkim dla archeologów oraz osób zainteresowanych tą tematyką, którzy wiedzą już co nieco. Dla laika będzie za trudna. Poruszono w niej ważny element życia wczesnośredniowiecznych mieszkańców Połabia i Pomorza, pozwalający nieco lepiej zrozumieć ich mentalność. Bogaty materiał źródłowy oraz obszerna bibliografia stanowią bezcenny walor tej publikacji. Oprócz interpretacji autora każdy może spróbować sam przeanalizować artefakty w kontekście znaleziska i w porównaniu z podobnymi przypadkami. Ważna jest zastosowana metodologia. Właśnie, ta ostatnia często bywa zmorą studentów kierunków humanistycznych, ale Szczepanik udowadnia jak istotny element stanowi podczas pracy naukowej i jak wiele nowych znaczeń można dzięki niej wyłowić. To świetna książka zarówno pod względem merytorycznym, jak i redakcyjnym. Moim zdaniem wręcz niezbędna na półce słowianofila. Czy polecam? To chyba oczywiste.  

niedziela, 20 września 2020

70) "Pogański książę silny wielce" Janusz Roszko


   Czy archeologia to nauka tylko dla wybranych? Czy książki o niej traktujące mogą czytać tylko osoby z takowym wykształceniem? Czy trudna terminologia ma za zadanie zniechęcić laika? Czy ta nauka to nauka, a nie fanaberie grupy szaleńców, którzy z odpadków kości i ceramiki mówią nam o przeszłości i datowaniu?

   Wielu zakochanych w wiekach przeszłych studiuje historię, która skupia się przede wszystkim na źródłach pisanych. Świetnym uzupełnieniem tego jest korzystanie z dorobku innych nauk, które pozwalają lepiej odtworzyć przeszłość, m.in. etnografia czy owa archeologia. Obecnie stawia się na badania interdyscyplinarne, które istotnie wzbogacają interpretacje naukowców. Dzięki temu powstaje coraz więcej publikacji, nie tylko naukowych, ale również popularnych, na których z kolei bazują twórcy gier, filmów czy powieści. Humanistyka otwiera się coraz bardziej na odbiorców zafascynowanych nią, ale niezwiązanych z nią wykształceniem czy zawodem. Dzięki temu powstaje coraz więcej naprawdę ciekawych i godnych uwagi projektów popularyzujących historię.

   Dla mnie jako mola książkowego forma powieści, książek etc. jest najprzystępniejsza. Z racji wykształcenia i zamiłowania staram się śledzić na bieżąco nowinki tematyczne, ale nie stronię od tych starszych, które w postaci lektur za grosze można kupić w antykwariatach. Buszowanie w ofercie tych internetowych zazwyczaj kończy się kilkoma pozycjami (lub nieco większą ilością, zazwyczaj trudno się powstrzymać). Jakiś czas temu wypatrzyłam lekturę o obiecującym tytule "Pogański książę silny wielce" Janusza Roszko. Opis wskazywał na tematykę około słowiańską, więc dwa razy powtarzać mi nie trzeba było.

   Jak można dowiedzieć się z okładki autor tejże książki jest reporterem, głównie wydarzeń bieżących, który z archeologii zrobił swoje hobby. "Pogański książę silny wielce" to archeoreportaż, który ukazał się w 1970 roku nakładem wydawnictwa Iskry. Gatunek dla mnie nowy, ale jakże odkrywczy i szalenie ciekawy. Czemu?

   Tytuł pozycji to zdanie, które zaintrygowało Janusza Roszko do poszukiwań owego księcia. Kim był? Co robił? Z kim sąsiadował? Jaki gród obrał na swą siedzibę? Skąd się wywodził? Jakiego obrządku przyjął chrześcijaństwo? Czy z własnej woli czy z przymusu? Kto był jego sprzymierzeńcem, a kto zajadłym wrogiem? Gdzie i jak szukać jego śladów? Czy tylko źródła pisane mogą coś o nim powiedzieć? Czy archeologia mogłaby dorzucić swoje trzy grosze? Pytań rodzi się multum, ale krok po kroku, autor świadomie prowadzi czytelnika przez meandry przeszłości i realia PRLu wokół biurokracji i społecznej mentalności do rozwiązania owej zagadki. Każdy rozdział to tak naprawdę oddzielny artykuł o innym zagadnieniu, ale powiązanym z resztą. Skupiają się one przede wszystkim na wczesnośredniowiecznych grodziskach i ich pozostałościach, choć pojawiają się i młodsze zabytki sięgające XIII i XIV wieku. Oprócz pozostałości materialnych są tu również odniesienia do źródeł pisanych. Przeszłość przeszłością, owszem, może fascynować i zakręcić w głowie niejednemu, ale o tym mogą pisać i specjaliści. Prawdziwą gratką dla czytelnika jest m.in. świeże spojrzenie na dotychczas ustalone fakty, inne interpretacje, kogoś spoza branży, opis pewnych elementów z życia codziennego archeologa jak walka z wiatrakami biurokracji, nowe odkrycia burzące dotychczasowe hipotezy, nagłe wypadki jak ulewne deszcze zagrażające wykopaliskom, integracja przy kawie i burza umysłów nad zdefiniowaniem nowego znaleziska w kontekście obecnej wiedzy i szukanie podobnych przypadków. Roszko nie poprzestaje na tym. Przybliża też nieco rzeczywistość PRLu, co jest nie lada gratką, bo robi to genialnie, opisując również ludzi jak zwykli rolnicy reagowali początkowo na archeologów i z czasem, gdy dzięki wykopaliskom ich miejscowość stała się  atrakcją turystyczną i źródłem niezłego zarobku, jak lokalny nauczyciel historii był ważny w pilnowaniu pamięci, tożsamości i korzeni, jak wiele powieści sprzed wieków przetrwało w postaci legend i podań wśród miejscowych, a nawet w nazwach własnych, co stanowi ważną wskazówkę dla archeologicznych poszukiwań.

   Z naukowego punktu widzenia najciekawszym zagadnieniem było przedstawienie roli południa Polski w kształtowaniu się państwowości, idea silnego organizmu plemiennego Wiślan udokumentowanego w sieci grodów obronnych i stanowiącego niejako przeciwwagę dla Polan. Innym, równie intrygującym i zasługującym na zagłębienie się w temacie jest pojęcie słowiańskiego obrządku chrześcijańskiego wywodzącego się z państwa wielkomorawskiego oraz nauk Cyryla i Metodego, a będącego poważnym konkurentem dla obrządku katolickiego. Przez tyle lat nauki ani na historii ani na archeologii nie spotkałam się z takimi hipotezami w podręcznikach akademickich, a godne są rozważenia, bo kryć się w nich może wskazówka do nowych interpretacji pewnych znalezisk i legend (czego pokłosiem może być teza zawarta w powieści Witolda Jabłońskiego pt. "Popiel").
 
  "Pogański książę silny wielce" został napisany w bardzo przystępny i klarowny sposób, który przypadnie do gustu większości czytelników. Roszko przyciąga swoim stylem tak, że naprawdę trudno się oderwać od lektury. Ma sporą wiedzę i potrafi ją przekazać. Gdy trzeba czyni to poważnym tonem, ale nie zabrakło i bardziej humorystycznych akcentów. Ma lekkie pióro o bogatej treści.

   Ten archeoreportaż to moje odkrycie tego roku. Gatunek mający spory potencjał, zwłaszcza dziś, gdy odżywa zainteresowanie Słowiańszczyzną. Do tego styl Roszko pochłania, a sama tematyka porywa w nurt przeszłości jak dobry kryminał, chcąc rozwiązać zagadkę kim był ów pogański książę. Ponadto to nie tylko podróż do wczesnego średniowiecza, ale i do PRLu, który część z nas zna tylko z opowieści rodziców i dziadków. To książka przyjemna, pożyteczna, ukazująca codzienność archeologa i jego koncepcyjnych zmagań w sposób przystępny i ciekawy, gdzie jawi się to jako prawdziwa przygoda wśród lasów, starodruków i przekopanych stert ziemi, gdzie najmniejszy okruch ceramiki, kawałek metalu czy pozostałość wału stanowi ogromną radość i wskazówkę do dalszych poszukiwań. Polecam z całego serca!