Recenzje tematycznie

niedziela, 25 października 2020

75) "Badania nad wierzeniami Słowian" - G. Antosik & M. Łuczyński

    Czy książki naukowe mogą być ciekawe? W jakiej formie zebrać wypowiedzi kilkudziesięciu naukowców na ten sam temat w jednej publikacji? Czy takie wydania mają sens? Czemu mają służyć?

   Myślę, że właśnie przed takimi pytaniami stanęli Grzegorz Antosik i Michał Łuczyński, autorzy, a tak naprawdę redaktorzy książki pt. "Badania nad wierzeniami Słowian. Wczoraj, dziś, jutro" wydanej pod patronatem Muzeum Mitologii Słowiańskiej w Owidzu, znanego z Festiwalu Mitologii Słowiańskiej. Antosik i Łuczyński są tu autorami wstępu, zakończenia i przede wszystkim pytań. Jakich? Ta książka to forma ankiety przeprowadzonej z 33 naukowcami zmagającymi się w swej codziennej pracy z zagadnieniami związanymi z wiarą Słowian. W każdej części czytelnik najpierw spotka się z krótkim biogramem badacza oraz jego odpowiedziami na osiem pytań dot. m.in. celu badań tejże wiary, podejścia do synkretyzmu z chrześcijaństwem, stanu i postępu badań, szans ich rozwoju w przyszłości i sposobów na uzyskanie zadowalających rezultatów w tym zakresie. Pytania same w sobie są naprawdę ciekawe, dają do myślenia i nakierowują na nowe ścieżki, którymi może podążyć nauka. Poza tym dobrze podsumowują obecny stan wiedzy i dotychczas zastosowane metody badawcze. Jedyne co przeraża to tak ogromne zróżnicowanie w podejściu do tematu nawet wśród polskich naukowców, bo wśród niektórych wypowiedzi padają głosy, że w tej dziedzinie już nic więcej się nie odkryje lub nic znaczącego.

   Wśród owej skądinąd dysputy wyłania się potrzeba badań interdyscyplinarnych, gdzie każdy znawca będzie mógł dorzucić swoją cegiełkę. Moim zdaniem ważne jest, by nikt nie traktował swojej dziedziny jako tej najważniejszej, lecz jako uzupełnienie całości, a sam choć liznął wiedzy kolegów. Czemu? Bo tylko dzięki temu można coś jeszcze wyłonić z dawnych źródeł i umiejętnie podejść do nowych odkryć, np. z wykopalisk archeologicznych. Jako historyk i archeolog z wykształcenia wiem jak łatwo wpaść w pułapkę schematycznego myślenia. Mój macierzysty kierunek studiów, interdyscyplinarny, nauczył mnie niezamykania się na nowe, łączenia zdobytej wiedzy z różnych dziedzin, by móc interpretować pewne procesy i zjawiska społeczne oraz gospodarcze na przestrzeni wieków.

   Mam nadzieję, że "Badania nad wierzeniami Słowian" są zalążkiem nowego kierunku badań dawnej Słowiańszczyzny, daniem wspólnej przestrzeni do wymiany myśli badaczy tego zagadnienia, tzw. burzy mózgów, np. w postaci cyklicznych konferencji, publikacji, powstania interdyscyplinarnych zespołów, by jak najlepiej poznawać przeszłość, rekonstruować ją z zachowanych szczątków, a tym samym popularyzować wiedzę.

   Publikacja Antosika i Łuczyńskiego to wołanie, by nie zapomnieć o naszych słowiańskich korzeniach, nie porzucać marzeń, nie zamykać się w hermetycznym naukowym środowisku, lecz wyjść z wiedzą do społeczeństwa, więcej mówić i publikować, więcej badać i konsultować się z innymi naukowcami z różnych dziedzin.

   Pasjonaci słowiańskiej tematyki odnajdą tu dla siebie kopalnię wiedzy (merytoryczną, metodologiczną), wskazówki co do interpretacji artefaktów czy różnych szkół. Warto zapoznać się z tą publikacją.


PS Na stronie Muzeum Mitologii Słowiańskiej jest możliwość pobrania tej książki (za darmo!!!) w postaci pdf. Jak macie czas i ochotę zajrzyjcie http://muzeumslowianskie.pl/wydawnictwa/

niedziela, 18 października 2020

74) "Strażnik muszli" - Chitra Banerjee Divakaruni

    Książek nie warto szufladkować ze względu na przedział wiekowy, bo spora część czytelników kierując się tym, może nawet nie sięgnąć po coś, co mogłoby przypaść im do gustu. 

   "Strażnik muszli" Chitry Banerjee Divakaruni teoretycznie jest książką dla dzieci i na pewno świetnie sprawdzi się w tej roli, ale uważam, że sporo starsi czytelnicy mogą tu również odnaleźć coś dla siebie. Dlaczego?

   Książka została napisana bardzo prostym językiem. Przeważają dialogi między głównymi bohaterami i dynamiczne opisy sytuacji. Nie sposób się nudzić, bo akcja płynie wartkim nurtem. 

   Akcja "Strażnika muszli" toczy się w Indiach, ukazując życie najbiedniejszych warstw, czyli slumsy. W ten oto sposób poznajemy rodzinę Ananda, która po zniknięciu jego ojca musi zrezygnować z wygód życia w mieście i przenieść się na obrzeża, ciężko pracując, by przeżyć kolejny dzień. Natykamy się również na Małą Zamiataczkę, dziecko, które zgubiło się w wielkim mieście i odtąd samo pracuje na swoje utrzymanie, śpiąc pod stoiskiem z napojami. W życiu obydwojga pojawia się staruszek opowiadający o rajskiej dolinie, cudownej muszli i potworze, który chce przejąć jej moc, by czynić zło.

   Książka opiera się na schemacie podróży i kolejnych przygodach naszej trójki. Wydawałoby się, że to banał, ale to tylko pozór. Treść "Strażnika muszli" niesie ze sobą niejedno przesłanie. Przygody dzieci ze staruszkiem niejeden raz wystawiają ich znajomość na próbę. Siła przyjaźni, lojalność i wierność ratuje im życie w trudnych chwilach. Gdyby każde z nich myślało tylko o sobie, mogliby stracić życie na samym początku podróży. Promowany dziś egoizm to pusta skorupa, która nie sprawdza się w relacjach z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Czasem warto trochę się otworzyć na innych, dając coś z siebie.

   Potwór, który ścigał naszych bohaterów, uosobienie zła, był niegdyś mieszkańcem rajskiej doliny, ale chciwość i ambicja bycia najlepszym, zaślepiły go i zmieniły jego serce, zatruwając je nienawiścią. Ta postać udowadnia, że każdy z nas nie jest jednoznacznie dobry lub zły. Jesteśmy mieszanką tych sił i tylko od nas samych zależy, co przeważy. Sami podejmujemy decyzję, kując swój los poprzez własne wybory.

   Inną wartością przekazaną przez Divakaruni jest szacunek dla innych, bez względu na wiek, pochodzenie etc. Wiedza, siła czy charyzma kryć się mogą w każdym, więc tak łatwo nie ulegajmy stereotypom, ignorując tych, których los stawia przed nami. 

   Powyżej wspomniałam o tym w jakich warunkach dorastali nasi bohaterowie. W Indiach spory odsetek ludności żyje w slumsach, bo najzwyczajniej w świecie nie stać ich na nic innego. Pracują dorośli i dzieci, ci najmłodsi najczęściej jako zbieracze na wysypiskach śmieci, by odnaleźć coś wartościowego. Jednak to i tak nie jest najgorsza sytuacja. Gro z tych dzieci nie ma nikogo i niczego. Są dziećmi ulicy, dzikie, łącząc się w stada, by przetrwać, by przeżyć kolejny dzień. W mediach często słyszy się o akcjach pomocowych dla nich, o szkołach, o sierocińcach, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Samotne, bezbronne dzieci wyłapywane przez gangi i wykorzystywane nie tylko do pracy, do żebrania. Nieraz zdarza się, że ich nietykalność fizyczna bywa naruszana. Ile z nich dożyje dorosłego wieku? Jak sobie poradzą samodzielnie? To temat na oddzielną książkę, podobnie jak traktowanie kobiet przez mężczyzn. Chitra Banerjee Divakaruni delikatnie wskazuje nam, czytelnikom z Zachodu, bolesny temat, o którym większość z nas nie chce myśleć. Ona uwrażliwia społeczeństwo i woła, że tu nie jest tak kolorowo jak w filmach. Indie to kraj skrajności. Anand i Mała Zamiataczka doświadczają tego na własnej skórze. Walczą o każdy dzień, a mimo to nie tracą nadziei i radości w sercu. To każdy z nas powinien zastosować w swoim życiu - nie załamywać się nawet w najtrudniejszej chwili.
 
   "Strażnik muszli" to nie tylko bajka dla dzieci. Czytając mechanicznie i skupiając się tylko na pierwszym planie można sporo stracić. Ta książka wymaga głębszego spojrzenia na prezentowane problemy. To nie jest tylko wędrówka z miejsca A do miejsca B z muszlą. To podróż mentalna, podczas której dzieci dojrzewają, borykają się z trudnościami, przed którymi dorośli mogliby uciec. Dzień za dniem wędrują również w głąb siebie, poznając swoje wady i zalety, poszukując sensu i dokonując wyborów. A właśnie na tym polega życie. Nic nie jest łatwe, jeśli sami do tego dochodzimy.

   Myślę, że "Strażnik muszli" pozostanie ze mną na dłużej, bo zmusza do refleksji (i przy okazji prezentuje co nieco moje ukochane Indie). Czy polecam? Na pewno. Kto szuka taniej sensacji albo rozlewu krwi to nie ten adres. Tu liczą się wartości bardziej duchowe, cenniejsze.

niedziela, 11 października 2020

73) Co w sławiańskich lasach czyha? "Kukułka i Wrona" Magdaleny Wolff

   

   Rodzima historia inspiruje i nie pozostawia obojętnym, pozwalając lepiej zrozumieć nie tylko naszych przodków, ale i nas samych, nasze zachowania, zwyczaje, przesądy. Jedną z osób czerpiących garściami z dziedzictwa Słowiańszczyzny jest Magdalena Wolff, z wykształcenia japonistka, z zamiłowania badaczka mitologii wszelakich, autorka powieści "Kukułka i Wrona". Czym ta książka wyróżnia się na rynku wydawniczym? Czy pochłania czytelnika? Czy intryguje? O kim opowiada?

   Jest to pierwszy tom przygód Wreny, która na własnej skórze przekonała się, ile znaczą dla niektórych więzy rodzinne i jak łatwo o zdradę wśród najbliższych, gdy w grę wchodzi władza i pieniądze. Gdzie szukać pomocy i pomsty za doznane krzywdy? Gdzie się schronić i przeczekać niesprzyjający czas? Komu zaufać, a przed kim uciekać? Wybrać serce czy rozum? Ta książka rodzi wiele pytań, jakże aktualnych w naszej rzeczywistości...

   Główną bohaterką jest wspomniana już Wrena, młode dziewczę, które przyjechało na zaślubiny swego brata do rodowego grodu, by móc świętować ten wyjątkowy dzień z całą rodziną. Niestety, atak zdrajców doprowadził do rzezi, która zaciążyła na jej dalszych losach. Cudem uratowana uciekła, by przeżyć. W czasie swej podróży spotkała biesy i bogów, którzy okazali się całkiem realni. Wrena to osoba, która niejedno wycierpiała po wyprowadzce z domu, spotkały ją rzeczy, o których na samą myśl wychodzi gęsia skórka. Mimo to uznawana przez otoczenie za zwykłą, szarą myszkę, przeistoczyła się w kobietę dążącą do upragnionego celu, gotowa wiele znieść i poświęcić, by móc iść dalej. Wbrew wewnętrznym lękom potrafiła zaufać i pokochać, na tyle mocno, by ryzykować własnym życiem dla drugiej osoby. Uparta, odważna, ciepła i troskliwa, poharatana przez życie, inteligentna i bystra. Inspirująca!

   To powieść wyrosła ze Słowiańszczyzny, więc dziwne byłoby gdyby zabrakło w niej naszych rodzimych pomrok. Najważniejszą grupę stanowiły leśne stwory, zwane leszymi, które opiekowały się lasem i stały na straży zachowania w nim równowagi. Każdy bies był odpowiedzialny za przydzielony mu obszar. Potrafili przybrać ludzką i zwierzęcą postać w zależności od potrzeb. Nie byli jednakowi. To chodzące indywidualności, mające swoje unikalne temperamenty i przyzwyczajenia. Jedni mili i uprzejmi, drudzy - agresywni i wojowniczy, inni - gotowi do psot i żartów na każdym kroku. Tak jak wśród ludzi. Zatem bezpieczniej było mieć ich po swojej stronie niż niepotrzebnie wdać się w konflikt z nimi. Autorka ową grupę scharakteryzowała na podstawie trzech jej przedstawicieli, tzn. na Rudym, Czarnym i Szarym, z czego ten ostatni podbił moje serce na całego. Ani trochę nie dziwię się Wrenie, ale nic więcej nie powiem, by nie psuć Wam przyjemności z czytania.

   Pojawia się też bannik, opiekun łaźni, dbający o to, by nigdy nie zgasł tamtejszy żar, wystarczy odrobina wody w cebrzyku jako ofiara dla niego. Autorka poruszyła również temat żmija oraz Leśnego Ducha, bóstw jak Dziewa, Marzanna, Nyja. Wspomina także o nieodpartym uroku potomków latawców. 

   Na skraju tego świata znajdowała się chatka Baby Jagi, którą straszy się dzieci i to nie bez powodu. Przewrotna, złośliwa, bez skrupułów, ale bardzo sprawiedliwa. To istota ściśle powiązana ze światem słowiańskich biesów, mająca sporo do powiedzenia, traktowana z szacunkiem i poważaniem. Zdradzę Wam tylko, że w życiu Wreny odegrała ważną rolę i wpłynęła na rozbudzenie w niej pewności siebie i własnej wartości. Kreacja tej postaci jest bardzo przemyślana i konsekwentna w realizacji. Niebanalny pomysł Wolff sprawdził się w 100%. 

   Fabuła nie koncentruje się tylko na Wrenie i jej problemach. Jest tu znacznie więcej wątków godnych uwagi. Występuje m.in. konflikt dawnej wiary z próbą narzucenia monoteizmu, wiary w Miriusa, za pomocą siły. Wychodzi też na jaw, że obszary dawno "ochrzczone" skrycie dalej czciły dawnych idoli, marząc o powrocie do wiary przodków i własnych korzeni z poszanowaniem świąt, świętych miejsc etc. Odnosi się to do ludów ze Wschodu, czyli sławiańskich i noduńskich, być może inspirowanych naszymi germańskimi i nordyckimi sąsiadami ze względu na nazwiska rodów, nazwy własne bóstw. Autorka doskonale pokazała mechanizm narzucania wiary siłą, skalę buntów i ludzkiego cierpienia w czasie ich tłumienia. Nierozważna decyzja władcy, brak tolerancji dla inności prowadzi ku tragedii. W imię religii, a pod płaszczem chodzi tylko o przejęcie nowych terenów, dochodów z nowych podatków z nowej ludności i władzę samą w sobie. Mirius miał być miłosierny i dobrotliwy, wyrozumiały. Czy gdyby pokojowo tłumaczono jego nauki, nie byłoby łatwiej, jak przekonywał jeden z jego kapłanów, ojciec Onufry? Innym zagadnieniem poruszanym były mariaże małżeńskie władców, na czym się opierały, jak działał mechanizm dobrania najlepszego posagu i koligacji rodzinnych, gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość. Pojawił się również wątek królewskich bękartów i ich miejsca w rodzie wskazany na przykładzie Winanda von Wiesel, który poniekąd jest bardzo intrygującą postacią. Oby w kolejnych tomach było go więcej (i na to się zapowiada).

   Fabuła powieści kręci się wokół lasu, wiary, miejsca na poszanowanie przeszłości i przodków a pędem ku przyszłości z odrzuceniem starego. Nie ma tu złotego środka na rozwiązanie tego konfliktu. Każdy był przekonany o własnej racji, brnął w ślepą uliczkę, nie słuchając innych. Alternatywą byłaby tolerancja dla inności, ale kto dążący do władzy absolutnej się na to zgodzi? Właśnie. Nikt.

   Magdalena Wolff popełniła naprawdę kawał dobrej literatury, która aż się prosi o szeroką promocję. Świetnie operuje słowem, budując plastyczne opisy, żywych bohaterów, dobre i naturalne dialogi, niebanalne sceny i zwroty akcji (mam tu na myśli spisek dwórki czy burzę ze żmijem). Zna się na tym, o czym pisze w ciekawy sposób przedstawiając rodzime wierzenia, podejmując temat leszych i Baby Jagi. Nie stroni od trudnego tematu dotyczącego przemocy wobec kobiet i pokazuje jak to wpływa na psychikę ofiary, jakie znaczenie ma też w tym dzieciństwo i wychowanie, podejście rodziców do pewnych spraw. 

   "Kukuła i Wrona" Magdaleny Wolff to powieść, która wciąga jak nurt górskiej rzeki, gwałtownie i szybko, nie wiadomo nawet kiedy czytelnik nasiąknie zapachem leśnego mchu i szałwi, by zniknąć w odmętach marzeń o ucieczce do świata przedstawionego. Piękna treść, dobry styl, intrygująca fabuła. Czekam na więcej, bo się zadurzyłam w tym tworze! (I gdzieś tam w myślach kołacze się Szary, leszy, wymarzony sąsiad w leśnej głuszy)

sobota, 3 października 2020

72) "Słowiańskie siedlisko", "Dar Rzepki", tom I i II - Monika Rzepiela

 

   Są książki, które traktują o magii i demonach, przykuwają uwagę tym, co niezwykłe, niecodzienne, rzadkie i tak wyjątkowe, lecz są i takie, co o życiu szarych ludzi opowiadają i w niczym nie ustępują tym pierwszym.

   "Słowiańskie siedlisko" to saga mówiąca o trudach codziennego życia, przeżyciach i przemyśleniach mieszkańców niewielkiej osady Polany, znajdującej się dwa-trzy dni drogi od Gniezna za czasów panowania Mieszka I i Bolesława Chrobrego. 

   Czy możemy tu wyznaczyć jednego głównego bohatera lub główną parę? Na pierwszy rzut oka wybór pada na Rzepkę i Dobromira, którym los nie szczędzi cierpień, ale dla zachowania równowagi dorzuca im czasem nieco chwil szczęścia. Wokół nich toczy się główne koło akcji, ale bylibyśmy całkowitymi ignorantami, gdybyśmy nie zwrócili uwagi na pozostałe postacie. Każda chata w Polanie to w zasadzie osobna historia, kryjąca w sobie tajemnice jej mieszkańców, ciekawa i nieraz wzruszająca. Jednak czym byłaby jedna chata? Wszystkie je łączą nierozerwalne więzi potrzeb i sąsiedzkich stosunków. To czasy, gdy jeden jest zależny od drugiego, wzajemnej pomocy i rodzinnej bliskości. Książki Moniki Rzepieli pozwalają nam wkraść się w życie kilku pokoleń tej małej osady na skraju puszczy, poznać ich mentalność, ewolucję sposobu myślenia młodszych roczników i wpływ rozprzestrzeniającego się chrześcijaństwa w podejściu do zagadnienia życia, śmierci oraz codziennego funkcjonowania.

   Autorka skonstruowała bohaterów o bogatych osobowościach z różnymi problemami. Zobaczymy tu nie tylko powinności kobiety i mężczyzny wobec rodziny, ale i obyczaje, tradycje związane m.in. ze Szczodrymi Godami, Jarym Świętem, postrzyżynami, swaćbą, narodzeniem dziecka. Tutejsze postacie nie są prostymi schematami, lecz skomplikowanymi konstrukcjami. Dzięki temu możemy być świadkami przemiany Macierzanki pod wpływem miłości i ciąży, wpływu zazdrości na przyjaciółki z dzieciństwa i jej destrukcyjności, problemu transseksualizmu we wczesnym średniowieczu, różnicy między życiem córki kmiecia a księcia. 

   Saga "Słowiańskie siedlisko" to wielowątkowa powieść, wobec której nie można pozostać obojętnym. Autorka wprawną ręką prowadzi nas po średniowiecznej osadzie, wnikliwie obrazując przed czytelnikami dusze jej mieszkańców. Na każdym kroku czuć przygotowanie merytoryczne Rzepieli, jej ogromną wiedzę i jednocześnie pasję mediewistyczną. Godne podziwu. Ponadto sam język obydwu książek zachwyca. Mamy tu sporo archaizmów, lecz każdy został opatrzony przypisem i odpowiednim objaśnieniem. Podczas lektury odnosi się wrażenie, że czyta się starą, średniowieczną kronikę w nieco uwspółcześnionym wydaniu, lecz jakże przyjemnym dla oka i ucha. Można się tu zachwycić szczegółowym przedstawieniem świata, opisami przyrody i otoczenia, co pozwala przenieść się w czasie.

   Mimo użycia w tytule "słowiańskie" nie ma tu bezpośrednich nawiązań do spotkań z bogami czy demonami. Poznajemy ich tylko poprzez wspomnienia mieszkańców o ich wierze. Ta książka opowiada o Słowianach w najczystszej postaci jako o ludziach z krwi i kości. I to jest chyba największa zaleta tej pozycji. Tu góruje życie, a nie fantastyka. Ten świat jest tak bliski, tak znany, że z niektórymi postaciami i ich problemami możemy się utożsamić.

   Dla zainteresowanych mediewistyką warto wspomnieć o wątku dworu książęcego, przedstawionego za czasów pierwszych Piastów. Dzięki temu mamy okazję poznać nie tylko ich, ale również ich rodziny, sposób rządzenia, prowadzenia drużyny, zapoznać się z samymi wojami, ceną wojny i podejścia do niej przez samych zainteresowanych, zwyczaje panujące na dworze, pozycję kobiet etc.

   Czy Monice Rzepieli można coś zarzucić? Pierwsza część sagi niesamowicie wciąga, mimo iż tyczy się szarugi dnia codziennego. Druga część liczy prawie połowę pierwszej i tu akcja pędzi jak światło, bo poznajemy losy prawie trzech pokoleń. Czasem między rozdziałami mija kilka lub kilkanaście lat. Właśnie tu czuć pewien niedosyt, bo chciałoby się poznać nieco więcej szczegółów z życia Polan, np. Radka w Gnieźnie, Ludomira, Nałęczki podczas jej podróży. Można to jednak usprawiedliwić - od początku fabuła koncentruje się wokół osady. W niektórych sytuacjach autorka zostawia interpretację czytelnikowi. Przez to niejako zmusza do poszukiwań źródeł jej natchnienia. 

   "Słowiańskie siedlisko" i "Dar Rzepki" Rzepieli to powieści godne polecenia mediewistom oraz pasjonatom życia codziennego w dawnej Polsce bez dodatkowych fantastycznych wariacji. To książki nieco inne od tych, które obecnie zalewają rynek wydawniczy. Ich magia nie polega na bogach i pomrokach, lecz magii życia samego w sobie. I tak, takie lektury są czasem potrzebne, by odetchnąć i zastanowić się nad własnym losem. Czy między naszą, a mentalnością ludzi Polany są jakieś różnice? Jakie wyznajemy wartości i czemu hołdujemy? Czy wiemy czym jest tolerancja, przyjaźń, miłość, powołanie? Czy tylko dobra materialne mają znaczenie? Co daje nam wiara w życie pośmiertne?

   Książki polecam, lekkie, przyjemne, a przy okazji z ukrytym przesłaniem. Tą słowiańskość mamy we krwi i nie wyrzekajmy się jej, spróbujmy ją poznać.