Recenzje tematycznie

niedziela, 24 kwietnia 2022

129) Na skraju... "Wiedźma z Bronaczowa" Agaty Kasiak

  Z czym kojarzy się Wam średniowieczna Polska? Wielkie miasta czy zacofane wsie, wielki zabobon czy ślepe zapatrzenie w doktryny kościelne, regres czy progres kulturowy? Każda część Europy inaczej przechodziła ten czas, poddając się rytmowi epoki w sobie właściwym czasie. Z jednej strony władcy świeccy, z drugiej Kościół, każdy próbował uszczknąć coś dla siebie ze splendoru, podporządkowując sobie jak najwięcej poddanych. Pierwsi bali się narażać drugim, by nie zostać wykluczonymi z kręgu władzy, ale przecież znamy wyjątki, które dobitnie świadczą o tym, że chrześcijaństwo ze stolicą w Rzymie nie zawsze miało ostatnie słowo, o czym przekonała się Zachodnia Europa. Jak to było u nas? Czy wszyscy bezwzględnie zgadzali się z przesłaniem Kościoła, odrzucając tradycje przodków? No cóż, wśród usłużnych i pokornych zawsze znajdzie się grupka buntowników, której nie w smak rządy absolutne, tym bardziej w kwestii duchowej. Stąd też zjawisko inkwizycji, próby maniakalnego podporządkowania sobie wszystkiego i wszystkich, uciekając się do metod całkowicie sprzecznych z przesłaniem założyciela tego ruchu religijnego. Kim byli ścigani przez katolików? Heretykami, innowiercami, wiedźmami, takimi, którzy wiedzą więcej, przejrzeli sens elit kapłańskich, tymi, którzy przeszkadzali narracji kościelnej... Większość ludzi posłusznie stosowała się do nakazów Kościoła, przyjmując to jako pewnik, coś nieodłącznego, normalnego. Jednak wystarczył cień podejrzenia o odstępstwo, a życie takiej osoby stawało się czymś nie do opisania. Plotki, odwrócone spojrzenia sąsiadów i rodziny, wyrzucenie poza nawias społeczeństwa, przemoc psychiczna i fizyczna, włącznie z możliwością utraty życia. Zresztą, takie podejrzenia o konszachty z piekielnymi siłami mogły również przenieść się na najbliższych członków rodziny. Do lęku o siebie, dochodził strach o życie bliskich. 

   Średniowiecze to malownicza epoka, podczas której doszło do starcia dawnych wierzeń i chrześcijaństwa, ustanawiania nowej hierarchii zdobywania i uznawania władzy, rodzenia się nowych tradycji przyobleczonych w nowe szaty ze starymi korzeniami. Wieki średnie to nie tylko cofnięcie się cywilizacyjne w porównaniu do dokonań starożytnych, ale również rozkwit innych form, m.in. architektonicznych, kulturowych, bez czego nie byłoby dzisiejszego świata w takiej formie jaką znamy. To epoka pełna sprzeczności, którą można kochać i nienawidzić jednocześnie. Co kraj, to obyczaj. To, co na Zachodzie stawało się normą, u nas przyjmowało się z opóźnieniem, co można tłumaczyć m.in. problemami logistycznymi i komunikacyjnymi. 

   Zagadnienia mediewistyczne mogą wydać się zaplątane w polskiej historii, np. okres rozbicia dzielnicowego, drzewo genealogiczne Piastów, komu należy się władza, czemu nastąpił taki, a nie inny podział, dlaczego ostatecznie Kraków, a nie Gniezno, czyli macierzysty obszar Polan, skąd takie a nie inne znaczenie Polski na arenie międzynarodowej, jak nasza rodzima dynastia miała się do planów matrymonialnych innych panujących dynastii etc. Jak najłatwiej przeniknąć do tego świata, zaczynając od maluczkich, by ta historia stała się bliższa, znajoma, a może nawet bliska sercu? Knigi naukowe warto zostawić na później. Warto zacząć od powieści, czegoś lekkiego, na ząb. I tu pojawia się pytanie, czyje książki warto zacząć czytać. Och, na rynku jest od zatrzęsienia lektur na ten temat. Jedne lepsze, inne gorsze. Najważniejszą rolę odgrywa tu wiedza pisarza o wybranej epoce jako tło powieści oraz jego umiejętności przeniesienia jej na fabułę, by między opowiadanymi losami ludzi przemycić informacje, ciekawostki nadające autentyczności opowiadanej historii, a powiedziałabym nawet, że barwnego sznytu. Tak, nazwisko autora odgrywa tu niebagatelną rolę. Na początek lepiej sięgnąć po uznane osobistości, których pozycje już przeszły test rynku czytelniczego i się sprawdziły. Z czasem można eksperymentować, szukać nowych autorów, sobie nieznanych, nawet debiutujących, mając samemu już w zanadrzu jakąś ilość wiedzy o średniowieczu. Czemu? By czerpać radość z odkrywania wspomnianych przeze mnie smaczków, a jednocześnie nie dać się wywieść w pole. Warto również pamiętać o tym, że to fikcja literacka i autor ma prawo naginać pewne fakty. Dlatego też tak ważna jest wiedza o czytanej epoce. Dlatego na początek warto wybrać kogoś, komu można zaufać w tej kwestii.

   W polskim średniowieczu siedzę już parę lat, a to ze względu na zainteresowanie wierzeniami słowiańskimi, lecz ta głównie opiera się na tych pierwszych wiekach. Wszelkie odstępstwa od tego są dla mnie ciekawą wyprawą. Bazą dla mnie były studia historyczne, które można porównać do pnia drzewa. Teraz sięgam po te drobniejsze gałązki, które rozbudowują i poszerzają horyzonty. Taką gałązką jest dla mnie czytana ostatnio "Wiedźma z Bronaczowa" Agaty Kasiak. Akcja książki toczy się za rządów Kazimierza Wielkiego w rejonie Krakowa. Myślę, że mogę ją zakwalifikować do powieści historyczno-przygodowych ze sporą dawką obyczajówki. O czym opowiada? W pobliżu Krakowa dochodzi do serii dziwnych zdarzeń. Znikają dzieci, po nocy słychać wycie, w świetle księżyca widać ludzkie sylwetki, z których dobywa się ów złowrogi dźwięk. Czy to omamy? Zło podobno wydobywa się z bronaczowskiego lasu, wśród którego straszą dawne, opuszczone, chłopskie chaty. Jaka jest prawda? Ponadto niektórzy twierdzą, że widzą mężczyznę w jasnej szacie, od którego bije światłość. Czyżby objawienie? Co tam się dzieje i co z tym wszystkim na wspólnego król? Jakie tajemnice kryje społeczność podkrakowskich wsi? Jakie brzemię nosi ta ziemia? Czemu właśnie teraz i tu? Czy przeszłość może tłumaczyć teraźniejszość? Gdzie znaleźć klucz do rozwiązania zagadki?

   "Wiedźma z Bronaczowa" to panorama ludzkich charakterów, splątanych relacji, trudnych doświadczeń i cienkiej granicy między dobrem a złem. Jak to wszystko udało się autorce zmieścić na ponad 560 stronach? Występuje tu mieszanka bohaterów, wszelkiej maści stanów i temperamentów. Można tu spotkać i samego króla i kata, wytworne damy, chłopki i karczmarzówny, księży i zakonników, plotkarzy i milczków, beztroskich i zatroskanych każdą zmianą etc. Jest w czym przebierać. Każdej z postaci można by poświęcić kilka stron maszynopisu, a myślę, że i to byłoby mało, by rozwikłać każdą zagadkę bohaterów i rozłożyć ją na czynniki pierwsze w charakterystyce. Ogrom postaci, ogrom pracy autorki. Dużo psychologii i znajomości człowieka w tym się skrywa. 

   Na uwagę zasługuje przedstawiony tu Kazimierz Wielki. Król jak król, ale w tej powieści poznajemy go od strony bardziej prywatnej, mogąc zagłębić się w jego myśli, uczucia i słabości. Jak się czuje jako spadkobierca Władysława Łokietka, pamiętając, że nie wszyscy go popierali? Jak się odnosi do swoich małżeństw? Czego mu w nich brakuje? Jakiej kobiety pragnąłby w swoim życiu? Jaki jest? Jak odnosi się do swoich poddanych? Czym dla niego jest wiara? Władca Polski to postać niebanalna. Agata Kasiak nadaje mu ludzkie rysy, ukazując go w domowych pieleszach czy w konfrontacji z problemami życia codziennego. Piękne jest to jak on traktuje Rzepkę. W tym objawia się jako dobrze wychowany prawdziwy mężczyzna. Jako króla poznajemy go w Radziszowie i jego okolicach. Jest sprawiedliwy, dąży do poznania prawdy, nie daje posłuchu plotkom, każe szukać i sprawdzać wszelkie poszlaki. Potrafi myśleć długofalowo. Dobrze traktuje swoich urzędników oraz poddanych, szanując każdego bez względu na pochodzenie. Kazimierz Wielki widziany oczami Kasiak zasługuje na podziw i wyrozumiałość. Jego życie wbrew pozorom nie jest proste. Nosi na swych barkach odpowiedzialność za całe królestwo, ciągle będąc porównywanym do swych przodków. Dodatkowo autorka przemyca tłumaczenie przysłowia, że "zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną".

  Zachowując drabinę społeczną warto zwrócić uwagę na kapłanów religii katolickiej. Najwięcej miejsca autorka poświęca księdzu Wawrzyńcowi. Posługuje w niewielkiej miejscowości. Mimo posłuchu u ludności, wciąż musi walczyć ze starymi zabobonami, tym bardziej, że ich echa wciąż są żywe, a sąsiedztwo lasów i dzikich zwierząt tylko je wzmaga. Jednak nie to przykuwa uwagę. On jako katolik, ale i jako człowiek jest postacią wyjątkową. To czyste uosobienie tego czym powinno być chrześcijaństwo. Dobro w czystej postaci, bezinteresowne, podające na dłoni całe swoje serce, cierpliwe, troskliwe, godne zaufania. Można mu powierzyć swoje życie. Wawrzyniec ma niezachwianą wiarę w swojego Boga. Naokoło widzi jego drobne cuda. Dąży do prawdy. Podobnie jak Kazimierz Wielki nie daje posłuchu plotkom, wręcz wytyka je tym, którzy je roznoszą i sieją popłoch. Ksiądz umie szczerze wybaczyć, a nawet nadstawić drugi policzek jak radzi Jezus, choć i to ma swoje granice. Jednak jak sam zaznacza, jego wiedza jest ułomna, a wszechwiedzący jest tylko Bóg. Jako człowiek widzi swoje słabości, ale walczy z nimi, doskonali się. Chce być wzorem i wsparciem dla swoich owieczek. Jego ewangelizacja nie jest nachalna. Słowa dostosowuje do słuchacza, wybiera plastyczne i proste przykłady, przytacza przypowieści, opowiada tak, by wzbudzić zainteresowanie i jednocześnie tak, by zapadło to w pamięć. Nie zmusza, twierdząc, że każdy znajdzie swoją drogę do Boga w odpowiednim czasie. I w tym tkwi jego sukces. Jest cierpliwy i idealny jako nauczyciel. Jako zwykły człowiek to wspaniały przyjaciel i powiernik. Mimo krzywych spojrzeń ludzi, bolesnych słów i realnej groźby utraty plebanii, idzie w zaparte w obronie tej jednej osoby, bo jej wierzy, zna ją i wie, co czai się w jej duszy. Nie wątpi. Wierzy. Gdyby kościół katolicki miał większą liczbę takich kapłanów na wszystkich szczeblach swej hierarchii to mógłby cieszyć się większą estymą i zaufaniem niż dziś. Może i jego droga byłaby inna. Grunt to powołanie. Jak jest każdy z nas wie, a historia wskazuje w jakim kierunku ta organizacja podąża.

   Do wyroków świeckich i boskich potrzebny jest wykonawca woli władcy. W średniowieczu kimś takim był kat. Rodzina Onufrego, krakowskiego kata, odgrywa jedną z kluczowych ról w "Wiedźmie z Bronaczowa". Kat nie tylko wykonuje karę śmierci. Opiekuje się również zamtuzem. Zbroczony śmiercią nie może normalnie funkcjonować w życiu religijnym czy społecznym. Jest poza nawiasem, mimo iż wszyscy go szanują. Rodzina kata jest w pewnym sensie splamiona jego zawodem. Agata Kasiak bardzo ciekawie wyjaśnia to na zasadzie zakupu chleba na krakowskim targu. Kat nie zarabia mało, ale utrzymanie licznej rodziny w stolicy kosztuje. Warto też zwrócić uwagę na to, co musi potrafić. Oprócz bezbłędnego zadawania śmierci, musi doskonale znać anatomię. Przy okazji zapewne zna się nieco na lecznictwie, a nadzorując zamtuz doskonale orientuje się w aktualnych plotkach i sąsiedzkich intrygach. Jak najłatwiej mężczyźnie rozwiązać język? Przy kobiecie i dobrym trunku. Dzieci Onufrego, Rzepka i Bartek to prawdziwa podpora i duma dla ojca. Dobrze się prowadzą, są usłuchane, choć od dawna dorosłe, szanują ojca, wspierają go. Bartek to poczciwina, dobry chłop, do tego pioruńsko inteligentny, zdolny, dobrze zapowiadający się chirurg. Rzepka to kobieta, która wzbudza zaufanie, zaradna, pracowita, czuła, ciepła, troskliwa, pełna miłości. W powieści obydwoje sporo namieszają, ale w pozytywnym sensie. Mieć taką rodzinę w sąsiedztwie jako przyjaciół to skarb. 

   Spośród kobiet pojawia się jeszcze Jemiołka, córka karczmarza. Charakterna baba, ale tego nauczyło ją życie w towarzystwie ojca, który nie potrafi podnieść się z żałoby po żonie. Bywa i tak. Silna, uparta, zdecydowana, wiedząca czego chce, wyszczekana, szczera i do tego z pazurem. Niejednemu mogłaby zawrócić w głowie. Warto również zwrócić uwagę na Pełkową. Co za babsztyl! Nie znoszę takich ludzi jak ona. Wredna, fałszywa, dwulicowa, z jednej strony słodka aż do przesady, a z drugiej czekająca na najmniejsze potknięcie, by wsadzić nóż w plecy.

   Jedną z najlepiej zarysowanych psychologicznie postaci jest Janka z Bronaczowa. Cóż mogę o niej powiedzieć, by nie zdradzić za wiele, a jednak zainteresować nią czytelnika? W oczach narratora i Wawrzyńca jawi się jako jedna, a z perspektywy swoich sąsiadów, a przede wszystkim wg świadectwa teściowej i szwagra wyjawia się zupełna odwrotnie. Jakim cudem? Skąd takie rozbieżności? Janka to córka bartodzieja, który przed laty zginął w lesie, a wioska całkiem opustoszała. Jedyną ocalałą była ona. Jak? Czy w przeszłości tkwi rozwiązanie do jej problemów po zaginięciu jej męża Spytka? Dlaczego teściowa jej tak nie znosi? Dlaczego szwagier nastaje na jej i bratanków życie? Czy można mieć dwa różne oblicza? Z jednej strony anielica, a drugiej diablica? Czy naprawdę można tak udawać całe swoje życie? Autorka zdradza jej myśli i uczucia, dawkując czytelnikowi jej przeszłość i doświadczenia. Krok po kroku, choć wodzi za nos aż do końca. Wg mnie genialnie wykreowana postać. Na jej temat można by napisać cały elaborat, ale tym samym popsuje się czytelnikowi efekt zaskoczenia i radości z odkrywania kart jej żywota. Pełno tajemnic, labiryntów, ale to gra warta świeczki.

   Warto również wspomnieć o rzecznej babce, kobiecinie zamieszkującej odludne miejsce, znającej się na ziołach, gusłach i zabobonach. Praktycznie nikt nie zna jej imienia. Mało kto przyznaje się do kontaktów z nią, a prawie wszyscy korzystali kiedykolwiek z jej usług, nawet ci najbardziej bogobojni. Kobieta jest na granicy światów. Między nową a starą wiarą. Czy czyni czary? Czy omamia swoich klientów? Któż wie. Trudno to wytłumaczyć. Myślę, że istotnym czynnikiem jest tu sama wiara. To postać, którą trudno ocenić na początku, jednak im więcej się o niej czyta i poznaje jej prawdziwe oblicze, tym bardziej przeraża. Dlaczego? Tu niech odpowie treść książki. Powiem tylko, że ta bohaterka jest tu potrzebna, dopełnia całą historię.

  "Wiedźma z Bronaczowa" to powieść wielowątkowa. Jest bogata w treści i ozdobniki. Nie mogłabym inaczej jej sobie wymarzyć. Trzyma w napięciu, ma idealnie wyłożony punkt kulminacyjny, a potem stopniowo z niego schodzi, tłumacząc każdy rozpoczęty wątek. Czytelnik ma mnogość myśli, nie wie którędy podąży bohater, która wskazówka okaże się tą prawidłową, kluczy labiryntem zastawionym na siebie przez autorkę, a jednocześnie cieszy się każdą stroną, nową przygodą, nową informacją. Konstrukcja fabuły to majstersztyk. Warto docenić również język i styl Agaty Kasiak. Rysuje klimat średniowiecza słowem, nie tylko w dialogach, ale i opisach. Robi to nadzwyczaj plastycznie. Ma talent. Robi to lekko, naturalnie. Ta powieść jest przyjemna w odbiorze, przez kolejne stronice płynie się, zanurzając się w nurcie tegoż uniwersum. 

 Każdy historyk i znawca regionu Krakowa doceni drobiazgowość przedstawionych tu faktów i ciekawostek. Idąc za słowami pisarki, czytelnik poznaje sposób funkcjonowania kazimierzowej stolicy, wybiera się na targ, zwiedza Sukiennice, poznaje realia życia w domu kata. Ma również okazję odwiedzić Wawel i sypialnię króla. Poza tym warto zwrócić uwagę na funkcjonowanie Opactwa w Tyńcu, gdzie zbierane zapasy na zimę mają również znaczenie gospodarcze. Kraków Krakowem, ale co poza nim? Magia! Trakty, lasy, łąki, piękne ruczaje, miejsca tchnące historią. Tak realnie przedstawione, że ma się ochotę w nich już zostać na zawsze. Szumiące drzewa, jesienne słońce bawiące się z bohaterami w berka, świergot ptaków, wycie wilków... cudo. Podążając dalej tym tropem, czytelnik trafia do świata rodzinnych stron autorki, Radziszowa, Skawiny, Bukowia, Mogilan, Tyńca i lasu Bronaczowa. Tu dopiero można się rozkoszować historycznymi smaczkami w postaci architektury, codziennych zwyczajów postaci, zależności wiosek od Opactwa w Tyńcu, organizacji funkcjonowania wsi w kwestii świeckiej i duchowej. Warto wspomnieć również o posołtysowym gospodarstwie zarządzanym przez księdza Stanisława. W kwestiach ekonomicznych naprawdę ciekawa sprawa. Z tychże opisów można naprawdę sporo wynieść, porównując je do książek naukowych. W lekkiej i przyjemnej formie podana trudna i czasem nudna treść. Poza tym czuć, że autorka zna i kocha przedstawione tu obszary. Wyziera to z każdej stronicy. 

   Wspomniałam, że to bogata w wątki powieść. Poza tym jest trudna. Porusza bolesne tematy, od których na co dzień się ucieka. Ona nie tylko je zarysowuje, ale i tłumaczy mechanizm ich powstawania i działania, ponoszenia konsekwencji pewnych zachowań i powtarzania ich w kolejnych pokoleniach. O czym mowa?

   Średniowiecze, mała miejscowość leżąca niedaleko stolicy, uduchowieni mieszkańcy, wspaniały ksiądz, kontakt z naturą każdego dnia... ach, wydawałoby się, że sielanka trwa w najlepsze. Jednak co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domostw? Czasem lepiej przymknąć oko i milczeć niż głośno o czymś powiedzieć i narazić się sąsiadowi. Kto wie do czego jest zdolny? Tak, a to najprostsza droga do utwierdzania oprawcy w tym, że robi dobrze i nikt nie zwróci mu na to uwagi. Może. Strach ma duże oczy. Co jednak z domownikami? Przemoc fizyczna i psychiczna to codzienność. I to nie jest odosobniony przypadek. Co czuje kobieta, która musi być posłuszna mężowi, mimo jego potwornego zachowania? Czym bywa akt fizyczny między nimi? Gwałtem, na który z czasem obojętnieje, by nie zwariować, spychanym w świadomości daleko. Dlaczego? Bo w domu są jeszcze małe dzieci. Krzyk na nie i podniesienie ręki bolą bardziej. Ile kobieta jest w stanie znieść? Gdzie stoi granica, po której przekroczeniu powie dość? Kobieta sama z małymi dziećmi. Jakie ma szanse? Co, jeśli naprawdę jest sama, bez bliskiej rodziny, która mogłaby ją przygarnąć? Czy w małej miejscowości ma szansę? W dużych miastach istnieją przytułki, domy, prowadzone przez zakonników, gdzie miałaby szansę przetrwać. A tu? Gdzie szukać pomocy? Uciekać? Dokąd? Agata Kasiak rysuje przed czytelnikiem okrutny świat, zdominowany przez silnych mężczyzn, zapatrzonych w siebie i swoją władzę nad kobietami. Lecz to niejedyna opcja. Co, gdy matka nie żyje? Jak traktowane są dzieci przez ojca okrutnika? Do czego zdolny jest się posunąć? Ile zniesie dziecko, zanim ucieknie? Czy w dorosłym życiu będzie powielało wzorce wyniesione z domu czy sprzeciwi się temu i stanie się przeciwieństwem rodzica? Powieść pokazuje, że wszystko zależne jest od charakteru. Przemoc w domu to jedno, ale przemoc, pewne represje mogą również dotknąć człowieka od strony lokalnej społeczności, z wykluczeniem na czele. Przemoc wobec kobiet, dzieci i mężczyzn. To wszystko ukazuje "Wiedźma z Bronaczowa", nie skupiając się tylko na aspekcie fizycznym. Przedstawia zmiany w psychice, zarówno u oprawcy jak i ofiary. Działanie tego mechanizmu przeraża, a czytelnikowi uzmysławia jakie dramaty rozgrywają się w życiu. To, co było kiedyś, powtarza się i dziś, może w nieco innej oprawie, ale to wciąż to samo.

   W książce pojawia się również problem porwań dzieci. Po co? Czy one żyją? Co robią z nimi porywacze? Kim są? Co nimi kieruje? Jakie mają pobudki? Im więcej szczegółów się poznaje, tym większe oczy się robią. To, do czego zdolni są ludzie, przeraża. Brak słów. Warto przy tym zwrócić uwagę na tajemnicę bartodzieja z przeszłości, a to, co dzieje się za życia Janki. Co stało się z trójką dzieci Marcela i małym Staszkiem? Komu było one potrzebne? Dlaczego one? Powieść zwraca uwagę nie tylko na zmiany w mentalności dzieci, ale również na to, co dzieje się z rodzicami. Ten wątek boli, naprawdę. 

   Tu rodzi się pytanie do czego tak naprawdę zdolny jest człowiek, który nie ma żadnych hamulców moralnych, jakichkolwiek zahamowań? Tu warto pochylić się nad porywaczami dzieci. Czy sami z siebie tacy się stali czy maczała w tym palce ich przeszłość? Co wynieśli z domu? Jacy byli ich rodzice? Czy istniała jakaś granica, świętość, której by nie skalali? Obraz wyłaniający się z powieści poraża. Ofiarami mogą paść nie tylko ludzie, ale i zwierzęta, co tym bardzie boli, bo one nie są w stanie się bronić przed takim napastnikiem. 

   Większość ludzi jest niczym chorągiewki na wietrze, poruszają się w tę stronę, co większość. Rzadko kto ma odwagę głośno przyznać się do swoich przemyśleń, a może nawet pójdę dalej i stwierdzę, że niewielu ma ochotę w ogóle samodzielnie myśleć i analizować swoje otoczenie i rzeczywistość, w której przyszło mu żyć. Większość woli proste życie, działa schematycznie, poddaje się tłumowi, by nie wyjść przed szereg i nie zwrócić na siebie uwagi. Tak bywa bezpieczniej. Jeśli społeczność twierdzi, że ktoś jest wiedźmą, para się czarami i w nocy biega po lesie, to tak musi być. Sąsiedzi mogliby się mylić? No przecież ktoś z nich musiał ją widzieć, skoro tak twierdzi. Kłamstwo powtarzane notorycznie staje się zbiorową prawdą, której trudno zaprzeczyć. Jak dojść do kogoś, kto zasiał to ziarno? Cierpliwie i z mozołem, tak jak Kazimierz Wielki. Uporczywie powielane plotki potrafią zniszczyć życie osoby, której dotyczą, wpędzając ją w kąt, z którego nie ma wyjścia. W małych miejscowościach w średniowieczu było to tym bardziej trudne, że nie szło się od tego odciąć. Wyjściem była ucieczka, ale jak odnaleźć się w obcym miejscu? Szansą były duże miasta, gdzie nikt się nie znał, ale ilu miało możliwość tam się udać? Trudno to ocenić. W powieści dobrym przykładem na to może być Magda ze Skawiny. 

   Religia. Kolejna kwestia, którą porusza Agata Kasiak. Odgrywa tu kluczową rolę do zrozumienia fabuły. Z jednej strony chrześcijaństwo i oddanie się jego wartościom, z drugiej dawne elementy zwane zabobonami czy gusłami, które wrosły w miejscową ludność i są spadkiem po przodkach, z którym niechętnie się rozstają, bo w pewnym sensie tłumaczą niezrozumiałe zjawiska, a które kościół pomija. Brak powszechnego dostępu do edukacji jeszcze to potęguje. Widać to zwłaszcza między krakowianami z dziada pradziada, czyli Rzepką i Bartkiem, a mieszkańcami wiosek. Podejście do wielu spraw ich dzieli, tak samo jak tłumaczenie pewnych wydarzeń. Choć strach i noc potrafi przysłonić zdrowy rozsądek, dając ujście emocjom i poddanie się powszechnemu przerażeniu. Jak łatwo manipulować tłumem, wykorzystując jego wierzenia, słabe punkty, przekonuje się społeczność okolic Bukowia. Pozory mylą, a to co wydaje się dobre, może się okazać prawdziwym koszmarem. I tu warto zwrócić uwagę na wcześniej wspomnianą świetlistą postać. Kim ona jest? Jakie ma zamiary? Jak odbierają ją ludzie? Jak czytelnik odczytałby sygnały od niej? Czy poddałby się jej słowom czy zastanowił się nad tym nieco dłużej? Z daleka łatwo oceniać, lecz znajdując się tak blisko, trzeba mieć nie lada odwagę, by nie iść za tłumem i podążać własną drogą. Czy dzieci, czy dorośli, każdego łatwo omotać, mając ku temu zdolności.

   Dzieci... jak świat wygląda z ich perspektywy? Autorka daje czytelnikowi wgląd w dziecięcą wrażliwość i proste pojmowanie świata. Potomstwo Janki, Marcela czy Pełków - poprzez ich rozmowy, obserwacje, rozumowanie można zobaczyć świat takim, jakim jest. Bez przekłamań. Poruszające są kwestie pojmowania religii w oczach Kaliny i Jagódki, przywiązanie Stefka do Rozalki etc. Dla mnie ważne okazały się zabawy dzieciaków. Poszukiwania wodnika i jego skarbu czy innych słowiańskich demonów to dowód na to, że te wierzenia tam trwały mimo prawie czterech wieków chrześcijaństwa. One tam były, w ludzkich sercach, pochowane w przysłowiach, strachach, tradycjach, by dotrwać do nam współczesnych czasów i odrodzić się. 

   Nie można przeoczyć jeszcze jednej sprawy, a mianowicie podejścia do zwierząt. To nie tylko wyposażenie gospodarstwa, dostawca mleka czy mięsa, siła robocza. To stworzenia, o które należy się troszczyć. Nie tylko krowy, które mają swoje imiona, ale również psy i koty, które są takimi samymi domownikami jak ludzie. Dzieci Janki mają koty, Jemiołka ma psiaka Puszka (jak adekwatne imię do jego postury). Tragedię na Bukowiu uzmysławia brak psiego jazgotania. Cisza, która przeraża. Szczekanie to dźwięk, który sprawia, że czuć już dom. Podobnie sprawa ma się z dworskimi psami do polowań i orłem, które są oczkiem w głowie swoich właścicieli. Na takie traktowanie aż serce rośnie. Ech, gdyby było więcej takich ludzi i dziś.

   Jak ludzie to i relacje między nimi. Pojawia się tu miłość, przyjaźń, nienawiść, zaufanie, szacunek, fałsz etc. Wzajemne zależności między mieszkańcami podkrakowskich wiosek uzmysławiają jak działa niewielka społeczność, w której wszyscy się znają, jak szybko roznoszą się wieści. Widać jak silne bywają uczucia i przywiązanie. W tej powieści ksiądz Wawrzyniec jest tym, który spaja mieszkańców Radziszowa, ma realny wpływ na ich osądy, choć fabuła ujawnia, że od reguły są wyjątki. 

   "Wiedźma z Bronaczowa" tchnie słowiańskością. Wilkołaki czy wspomniana już wcześniej zabawa w wodnika to tylko wierzchołek góry lodowej. Dawne wierzenia, mimo osnowy nowej religii, są wciąż żywe wśród ludzi. I nie chodzi tu o rodzimych bogów czy demony. Ona tam jest. Można znaleźć ją w lesie, spadających jesienią liściach, zwykłej codzienności, dziecięcych zabawach, przeświadczeniach ludzi, wierze w umiejętności rzecznej babki, strachem przed bronaczowskim lasem. To te ruczaje, łąki, księżycowe noce, wycia wilków, rosa na stopach, lekki wiatr we włosach, ukochanie domu i jego okolic... Ta słowiańskość jest gdzieś na uboczu, jest tłem, ale bardzo wyraźnym, które tylko czeka na odkrycie. Agata Kasiak odmalowuje ją. Jej słowiańskość jest swojska, staje się bezpieczną przystanią, w której pragnie się zostać, unurzać całym sobą. 

   Ta powieść jest świetnie skonstruowana i napisana. Wspaniale się ją czyta. Czytelnik wnika do przedstawionego świata, zżywa się z bohaterami, wzlatuje i upada z nimi, przeżywa ich rozterki, nie ma szans, by przed tym uciec. Mnie ta książka bardzo poruszyła emocjonalnie. Dotyka trudnych tematów, ukazując psychikę postaci w pełni. Dzięki temu można naprawdę zrozumieć bohatera, jego przemyślenia, postawę i zachowanie. Tyczy się to zarówno tych dobrych jak i złych. A to wszystko w klimacie średniowiecza ze słowiańskością w tle. Czego chcieć więcej? Wciągająca fabuła, trzymająca w napięciu fabuła, pełnokrwiści bohaterowie. 

   "Wiedźma z Bronaczowa" Agaty Kasiak to książka wyjątkowa. Mimo trudnych treści, czaruje i wciąga w swój świat. Nie sposób się od niej oderwać. Wydaje mi się, że mota swymi zaklęciami czytelnika w niewidzialne okowy, z których nie sposób się wyrwać. Tym samym gorąco ją polecam.


PS Dziękuję Pani Agacie za egzemplarz książki, piękną dedykację i odpowiadam, tak, w Radziszowie sprzed sześciu wieków bardzo mi się spodobało. Chętnie bym tam została na dłużej.

czwartek, 14 kwietnia 2022

128) Fantasy pisane wierszem - "Zjadacz Skór" Leszka Bigosa

  Fantastyka kojarzy się z prozą, a czy spotkaliście się z takąż poezją we współczesnym wydaniu? Leszek Bigos stworzył poemat pisany dwunastozgłoskowcem pt. "Zjadacz Skór". Forma niezwykła jak na ten gatunek. Czy przekłada się to również na treść?

   Pierwsze trzy księgi "Zjadacza Skór" opowiadają o ogromnej bitwie, która ma zadecydować o losie królestwa Sidar oraz jej następstwach, które mają bezpośrednie przełożenie na losy zwykłych ludzi. Głównym bohaterem jest postać kontrowersyjna, uwikłania w intrygi polityczne, mająca odegrać rolę kukiełki, która postanawia się zbuntować. Samodzielne kroki bywają ryzykowne. Czy ta osoba weźmie na swoje barki odpowiedzialność za swoje czyny? Na pewno przekona się, że to nie jest przyjemne. Na swojej drodze spotyka różnych ludzi. Jedni są dobrzy, inni to bestie, ukryte za maską człowieczeństwa. Czy w odpowiednim momencie odkryje kto kim jest? Kim on sam jest? Czy można go przyporządkować do jakiegoś gatunku? Jest tworem naturalnym czy wynikiem działania magii albo jakiegoś eksperymentu genetycznego? Jaki jest? Czy odkryje swoją prawdziwą twarz? Dowie się na co go stać i co tak naprawdę jest ważne?

   Akcja trzech pierwszych ksiąg "Zjadacza Skór" to ledwie parę dni opisanych na 133 stronach. Niby niewiele, ale ile treści idzie przemycić.

   Pierwsza sprawa dotyczy postaci. Główny bohater to zagadka. Pierwsze sceny z nim pozwalają na bardzo szybki osąd, co do jego motywacji i charakteru, jednak im dalej w las, tym ciemniej i bardziej zagmatwanie się robi. Dlaczego? Budzi się w nim sumienie, moralność, porządkuje swoją hierarchię wartości. To, co kiedyś było nic nieznaczące, teraz urasta do rangi czegoś najważniejszego. Swoim zachowaniem udowadnia, że każdy może się zmienić i nie warto oceniać po okładce. Życie weryfikuje kto jaki jest i czym się kieruje. Skrajne sytuacje, na krawędzi, wydobywają z nas to, co pierwotne, a zarazem co stanowi trzon naszego jestestwa. Warto też zwrócić uwagę na sylwetki żołnierzy i dezerterów, a zwłaszcza tych ostatnich. Kim są, czego chcą, czym się kierują, jak odnoszą się do innych, jak się zachowują, do czego dążą. Czy czytelnik chciałby w ogóle znaleźć się w pobliżu takich ludzi? Czy mógłby czuć się bezpieczny? Czy mają sumienie? Potrafią w ogóle w jakiś sposób to słowo zdefiniować? Czy odczuwają jego wyrzuty? W kontekście wojny ważne jest również zachowanie władców. Co sobą reprezentują? Jak się odnoszą do swoich podwładnych? Czy byliby ich w stanie poświęcić w imię zdobycia przewagi na przeciwniku? Co ma dla nich znaczenie? Czy mają jakieś granice przyzwoitości, moralności, które hamują ich przed przejściem na "ciemną stronę"? Co skłania ich w pogrążeniu się w źle? Dlaczego władza sama w sobie jest dla nich tak ważna? Z jednej strony szali władcy, a z drugiej zwykli mieszkańcy królestwa. Kim są? Czym się zajmują? Jak postępują w sytuacji zagrożenia? Czy byliby w stanie poświęcić jakiegoś członka swojej społeczności dla dobra ogółu? 

   Za serce łapie kreacja Anny i jej tragiczne doświadczenie. Jako dziecko, ledwie dwunastoletnie, przechodzi zbyt wiele. Poznaje ludzkie bestie, które nie mają żadnych hamulców moralnych ani jakichkolwiek tak naprawdę. To, co staje się jej udziałem nie pozwala na obojętność. Najgorsze jest to, że takie rzeczy dzieją się na całym świecie, a aktualnie za naszą wschodnią granicą. Świat się burzy, ale czy ktoś za takie zbrodnie poniesie konsekwencje? W "Zjadaczu Skór" następuje odwet, jedyny możliwy i sprawiedliwy w tej sytuacji, ale to moja prywatna opinia. Warto zwrócić uwagę na przemyślenia dziewczynki na temat zachowania mieszkańców jej wioski a postawę jej ojca. To daje wgląd w psychiczną dewastację jej młodego umysłu. 

  Leszek Bigos w swoim poemacie porusza temat wojny i pokoju, ich ceny, podchodzenia do ludzkiego życia nie tylko przez samych zainteresowanych, ale również władców, znaczenia wierzeń w codzienności, ludobójczych zbrodni, gwałtu, przemocy etc. Zapytuje o sens dobra i zła, czy pomiędzy nimi znajduje się granica, tylko jak ją zauważyć? Co stanowi o tym, że kogoś określamy właśnie jako dobrego lub złego? Czy istnieje jakiś zestaw przymiotów, które pomogą odpowiednio przyporządkować daną osobę? Autor udowadnia, że to niejednoznaczne określenia. By móc kogoś określić, należy zwrócić uwagę na jego przeszłość, doświadczenia, charakter oraz konkretną sytuację. 

   Świat przedstawiony zasługuje na chwilę uwagi. Warto zwrócić ją chociażby na krajobrazy, np. podczas bitwy - znaczenie ma ukształtowanie terenu, drogę nad jezioro, okolice lasu. Postacie są ciekawe, ale najbardziej intrygujący pozostaje główny bohater. W jego przypadku mnie zaciekawiła historia jego dzieciństwa, choć nie zgadzam się z autorem w sprawie zachowania wilków. To zwierzęta stadne, które są opiekuńcze w stosunku do swoich bliskich, potrafią również przeżywać żałobę i czuwać nad ciałem partnera (warto sięgnąć do literatury na temat tych fascynujących zwierząt, by zapoznać się z case study bezpośrednio od naukowców, obserwatorów, czy w przypadku ośrodków sprawujących pieczę nad nimi - opiekunów). Na uwagę zasługuje również sposób ukazania bitwy, jej strategii, odnoszenia się do siebie wrogów. 

   Las otaczający wioskę to osobny byt, tętni w nim tajemnica, iskra, coś magnetycznego, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Wzbudza strach, ale i szacunek. Coś pierwotnego. Nie wiem czy i jak autor wykorzysta ten atut, ale ma ogromny potencjał. Tyle rzeczy można z tym zrobić! Podobnie sprawa ma się z jeziorem. Kto może je zamieszkiwać? Jak wpływać na losy mieszkańców królestwa? To literatura fantasy, więc wodze wyobraźni puszczają hen daleko.

   Forma "Zjadacza Skór" zaskakuje. Poemat w tym przypadku jest niecodziennym wyborem, ale jakże trafnym. Wpadając w rytm wiersza, czytelnik przenika do świata magii, wojny i trudnych decyzji, płynąc strona po stronie, nie zauważając nawet upływu czasu i budząc się w momencie, gdy ostatnia kartka świśnie go po nosie. Jak? To już koniec księgi? Co dalej? Autor ma talent, lekkie pióro i przyjemny styl, potrafi wyłapać niuanse temperamentu postaci, odpowiednio je zarysować, wyciągając z nich te najbardziej charakterystyczne cechy. Fabuła goni, akcja za akcją z dużą dozą refleksji m.in. o tym co się dzieje z ludźmi, jak zewnętrzne bodźce wydobywają z nich głęboko ukryte bestie. Jak niewiele wystarczy, by wydobyć się z okowów cywilizacji i puścić cugle moralności, choć jak się zdaje, nie wszyscy je posiadają nawet na co dzień. 

   "Zjadacz Skór" Leszka Bigosa to fantasy, pisany dwunastozgłoskowcem, poemat, niezwykły nie tylko z powodu formy, ale i wyboru głównego bohatera, dając autorowi szeroką paletę możliwości. Myślę, że na naszym rynku wydawniczym to swego rodzaju nowość. Księgi I - III zaostrzają apetyt na to, co będzie dalej. Jest tu całkiem sporo elementów mających potencjał, który można rozwinąć w dalszych częściach. Jednak w jaką stronę ruszy ta historia? Zobaczymy. Dla kogo jest ta książka? Bezsprzecznie dla fanów gatunku, nie mających nic przeciwko fantastycznych istotom nie z tego świata, nie bojących się scen brutalnych, strasznych, pełnych krwi i bólu. 

   Czy warto po nią sięgnąć? Owszem. Uważam, że nie można zamykać się w swojej czytelniczej strefie komfortu. Warto czasem z niej wyjść i poznać świat spoza wyznaczonych sobie granic. Czemu? Czasem może nam umknąć coś nowego, ciekawego, co nas wciągnie lub odwrotnie, dobitnie uświadczy w tym, że to jednak gatunek nie dla nas, choć od reguł bywają wyjątki. "Zjadacz Skór" to dla mnie ciekawostka, coś nowego, intrygującego, choć niekoniecznie leżącego w moim kręgu zainteresowań. Doceniam ze względu na formę, pomysł i wykonanie autora.

sobota, 9 kwietnia 2022

127) Fantasy jako debiut - "Niko" Pawła Kolarzyka

   Książki zawierają w sobie świat, w który czytelnik może wniknąć, tak całkiem, zapominając o wszystkim dookoła. Nie ma tu i teraz, przeszłości ani przyszłości, jest się TAM, właśnie TAM. Znikając na długie godziny, przeżywając to, co bohaterowie, żyjąc ich troskami i radościami, upadając i podnosząc się razem z nimi, doświadczając ich życia, jednocześnie samemu się ucząc na ich błędach, wyciągając wnioski i przekładając to na własny żywot. Wykreowanie takiego uniwersum to nie lada sztuka, a czytelnik musi się nieźle naszukać, by trafić na perełkę pod swój gust. Jednak zdarza się, że przypadkiem wpada w ręce egzemplarz, który intryguje tytułem, okładką lub opisem i zostaje już na zawsze w pamięci, bo podczas lektury pochłania bez litości w całości. 

  W moim przypadku takim odkryciem stał się "Niko" Pawła Kolarzyka, którego spotkałam podczas Poznańskich Targów Książki. Z samej rozmowy z autorem wyniosłam wrażenie ogromnego zainteresowania historią, a zwłaszcza średniowiecza, znajomości meandrów polityki nie tylko na naszym własnym podwórku, ale również na arenie międzynarodowej. Jak osobowość i wiedza pisarza może przełożyć na tworzoną przez niego książkę? Odpowiedź na to pytanie tkwi w jego debiucie.

   "Niko" to powieść fantasy osadzona w autorskim uniwersum, inspirowanym średniowieczem w pełnym rozkwicie, kierowana do nieco starszego czytelnika. Główny bohater pochodzi z niewielkiej wioski na północy królestwa, a zbiegiem pewnych okoliczności zmuszony jest wyemigrować z niej i ruszyć w daleki i dosłownie nieznany świat. Nie jest w tym osamotniony, towarzyszy mu grupka równolatków. Dokąd się udać i co zrobić? Jak ustrzec się przed złem? Komu zaufać? Jak odpowiadać obcym na ich wścibskie pytania, by chronić ojczyźnianą tajemnicę? Czy będąc znikąd, da się w tym świecie zrobić karierę i zapewnić sobie bezpieczną przyszłość? Jaką drogę obrać? Czym się kierować?

   Postacią, która spina całą fabułę i jednocześnie opowiada nam o swoich przygodach jest Niko, którego dzieciństwo przypomina sielską idyllę. Wioska marzeń, piękna okolica, przyjaciele, aż do otrzymania Daru, gdy zaczyna odkrywać ciemne strony ludzkości, poznając tak naprawdę siebie i swoich bliskich. Prawda nie zawsze wyzwala. Bywa bolesna i trudna do przetrawienia. Chłopak dowiaduje się, że informacja jest kluczem do zwycięstwa i zaszczytów, ale musi być umiejętnie wykorzystana. Jego dzieciństwo kończy się w momencie wspomnianej już emigracji. Zdany na siebie i swoje umiejętności brnie przez ten świat, pakując się w nowe znajomości i przygody. Czy ma szczęście, czy może jest wybrankiem bogów? Na swojej drodze spotyka różnych ludzi, ale ma tego farta, że zawsze w pobliżu jest ktoś mu przychylny, kto szepnie gdzieś dalej dobre słowo o nim, kto wspomoże w trudnej chwili, kto nie zostawi go na pastwę losu. Jednak Niko to nie tylko łut dobrego spojrzenia doli. Jest bardzo pracowity, żadne obowiązki mu nie straszne. Prze do przodu, pokonuje kolejne przeszkody, uczy się pilnie, przyswaja chętnie nową wiedzę i umiejętności, wykorzystując je na co dzień. Docenia bliskie sobie osoby i odwdzięcza się im na tyle, na ile to możliwe. Kocha książki, ale coraz bardziej ciągnie go do spraw wojaczki. Wydaje się być bliski ideału, ale i on miewa wady. Jest kochliwy, kobiety potrafią zawrócić mu w głowie, stając się głównym celem jego podchodów. Przy nich nie do końca umie się skoncentrować. Popełnia wówczas drobne gafy. Wydaje się, że jeszcze nie dojrzał do dorosłego związku. To postać, którą da się lubić i z którą można się zżyć.

   Pozostali bohaterowie to postacie bardziej epizodyczne, mające znaczenie dla życia Nika w poszczególnych jego etapach. Są tłem, krajobrazem, który urozmaica akcję, ale i zmusza do refleksji nad relacjami, jak ważne jest to, by mieć gdzieś na świecie kogoś, dla kogo nie jesteśmy obojętni, komu na nas zależy, kto nas lubi i szanuje. Z mnóstwa przedstawionych tu osób najbardziej rzuca się w oczy namiestnik Hilden, Robert, jego dobroć, nawet lekkie pobłażanie pewnym sprawom i zdecydowane działanie, gdy ktoś nadużyje jego zaufania, przekroczy granice cierpliwości. Intrygujący jest również Thomas, dzielący Dar z Nikiem. Myślę, że w kolejnych tomach odegra jeszcze ważną rolę. 

   Kreacja postaci w wykonaniu Pawła Kolarzyka zasługuje na podziw. Niko sam w sobie jest majstersztykiem, ponieważ czytelnik może obserwować jego dojrzewanie, powolne przeistaczanie się z beztroskiego dziecka w młodzieńca obarczonego trudnymi zadaniami, od których zależy życie wielu osób. Jego Dar pozwala na wejrzenie w głąb duszy innych postaci. Tym samym każdy nowy bohater zyskuje głębię psychologiczną, a autor zostawia w fabule wskazówki, które naprowadzają na właściwie rozwiązania odnośnie interpretacji jego zachowania. Tu nic nie jest przypadkowe. Każda decyzja ma swoją przyczynę i skutek, za każdy wybór ponosi się odpowiedzialność. 

   Świat przedstawiony jest tak szczegółowo rozplanowany i opisany, że czytelnik nie ma najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie opisywanych widoków i pokonywanych przez bohaterów tras. Poszczególne królestwa, ich powiązania, relacje społeczno-gospodarczo-polityczne, a nawet zauważalne zróżnicowanie w stylach architektonicznych, strojach czy zwyczajach ludności robi ogromne wrażenie. Autor zna to wszystko od podszewki, tak jakby naprawdę widział te krainy, poznał ich mieszkańców i ich historię. 

   Warto zwrócić uwagę na ukazanie takich miast jak Dostar, Hilden, Primburg czy stolica Kalicji i porównanie ich funkcjonowania do rodzinnej wioski głównej postaci, tj. Nika. Wielkie metropolie to siatka powiązań ludzi zależnych od siebie nawzajem, by móc normalnie żyć. To również rozwarstwienie społeczne, od nizin po same wyżyny szlacheckich rodzin. Im ktoś ma więcej pieniędzy i znajomości, tym łatwiej mu się żyje, choć jak pokazuje powieść, majątek nie zawsze powstaje w pełni legalnie. W Dostarze czytelnik ma okazję zapoznać się z codziennością domu samego mera tegoż miasta, od obowiązków sług i kuchennych po zbieranie podatków i przyjmowanie funkcjonariuszy królestwa. W Hilden, siedzibie namiestnika, życie tętni pełną parą, intryga goni intrygę, część spraw nigdy nie ujrzy światła dziennego, to przyspieszony kurs dorosłości. Primburg, stolica królestwa, to już wyższy poziom wtajemniczenia. Tu intrygi to chleb powszedni nawet w gronie rodziny władcy. Raj dla kombinatorów i lizusów. Pozwala na zajrzenie do kuluarów wielkiej polityki, zrozumienie labiryntów myśli osób, które za nią stoją. Szpiedzy, tajne kancelarie, wojsko na pokaz i najemni maruderzy. Dokąd zmierza ten szalony świat? 

   Kwestie społeczne to oddzielny wątek powieści, niezwykle bogaty, zróżnicowany i godny dokładnego prześledzenia. Występuje tu mnogość postaci, na podstawie których możemy odtworzyć całą siatkę wzajemnych powiązań i zależności. Na przykładzie zachowań kuchennych z Dostaru czy z Hilden czytelnik dowiaduje się jakie układy panują w ich rodzinach, kto jest jej głową, jakie wartości się ceni, czy występuje powszechny dostęp do edukacji czy jednak jest to zarezerwowane dla wyższych klas, jak powinna prowadzić się młoda panna. Podobnie rzecz ma się z handlarzami, co świetnie widać w scenach na targu. Rozmowy między nimi, negocjacje cen, zagrywki słowne to wspaniałe przedstawienie, którego świadome są obydwie strony, a mimo to, powtarzają za każdym razem ten sam schemat, zmieniając jedynie pewne elementy. Przypomina to nieco targi arabskie, gdzie negocjacja cen jest elementem kultury. Wracając do tematu, klasy wyższe również mają swoje zasady, a wszelki mezalians jest od razu tłumiony, by nie przynieść rodzinie hańby, co innego, gdy wybranek osiąga swoją ciężką pracą odpowiednią pozycję na dworze królewskiego urzędnika i dorabia się majątku. Złoto zmienia postać rzeczy jak widać... Co z mieszkańcami wiosek i mniejszych osad? Tych także nie brakuje w powieści. Są inni, bardziej zahartowani, mniej oszlifowani kulturalnie, bardziej naturalni. Wyjątkiem jest wioska Nika, ale o tym decyduje jej położenie i kwestia stosowania się do przyjętych przez wszystkich reguł ustanowionych przez jej założycieli. 

   Przy kwestiach społecznych warto zatrzymać się na chwilę przy specyfice pewnych zawodów. Wspomniałam już o handlarzach. Pojawiają się także urzędnicy państwowi, m.in. sekretarze, kancelarzyści, skarbnicy, namiestnicy, merowie etc. Dużo ciekawsza wydaje się prezentacja pracy księgarza i farbiarza, którzy są artystami w swoim fachu. Renowacja starych ksiąg brzmi tu jak najczystsza magia, przenikanie powieści minionych dni i darowanie im nowego życia. Co do farb, warto zwrócić uwagę na scenę tworzenia złotej barwy i jakie wrażenie wywiera na patrzących. Ileż to tajemnic jeszcze się przed nami kryje? W tym momencie pojawia się refleksja, że naukę i informacje mamy na wyciągnięcie ręki w postaci łatwo dostępnych źródeł wiedzy, takich jak książki czy internet, ale nie każdy z nas ma ochotę z tego korzystać ze zwykłego wrodzonego lenistwa, a ilu z naszych przodków dałoby się pokroić za takie możliwości jakie mamy dziś. Jako przykład może służyć Niko i synowie mera. 

   W powieści pojawia się również najstarszy zawód świata i to pokazany z nietypowej strony, tj. jako rozwiązanie na przeżycie. Co młoda, piękna kobieta może osiągnąć w obcym mieście, sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie? Może stać się żoną, służką, krawcową albo kurtyzaną... "Niko" przedstawia ostatni sposób jako wybór drogi niezależnej, dostatniej, ale i bezpiecznej pod skrzydłami dobrze zorganizowanej opiekunki. To, co dla nas jest tabu, dawniej było jedną z niewielu możliwości dla kobiety. Autor nie ocenia, nie piętnuje, pokazuje jedynie powody wyboru jednej z postaci, tłumacząc jej perspektywę. Jednocześnie pozwala na zabranie głosu w tej sprawie innym bohaterom. 

   Będąc już przy kwestiach społecznych warto zauważyć, że większość znaczących stanowisk przypada mężczyznom. Może to tężyzna fizyczna, może dostęp do edukacji, może stereotypowe podejście do roli płci. Autor udowadnia, że kobieta również może i potrafi dorównać płci męskiej. Odnajduje się nie tylko w roli matki, żony i kochanki, ale umie zarządzać domostwem, wojować, tworzyć intrygi polityczne, stronnictwa i im przewodzić. Bywa niedocenianym graczem. Tu przykładem niech służy dwór samego króla Grzegorza.

   Czy życie sługi ma jakieś większe znaczenie? W jakich warunkach może mieszkać? Jeśli zaczyna chorować, to czy można się go pozbyć? Czy bywa postrzegany jako przedmiot, stary mebel, który można w każdej chwili wymienić? Powieść nie daje jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ wszystko zależy od tego, komu się służy, czy bogacz ma ludzkie odruchy serca czy to już stwór podobny tylko wyglądem do człowieka. Historia Nika przestrzega przed tym drugim typem. Tu ważne są relacje sług między sobą. Jeśli mogą na sobie polegać, łatwiej przetrwać trudne chwile. Pomoc, bezinteresowność, szacunek i odruch dobroci serca. Tyle wystarczy. Kwestia pochodzenia nie ma w tym żadnego znaczenia. Wszystko zależy od charakteru i wychowania, jak w przypadku Roberta i Ferdynanda, Sylwii i Ines etc. 

   Jak społeczeństwo odnosiło się do chorych, samotnych? Takich usuwano z pola widzenia, przeszkadzali, byli wrzodem na estetyce pięknego miasta, zagrożeniem dla zdrowych, pożeraczem pieniędzy na leki, nieopłacalną inwestycją, która miała niewielkie szanse na zwrot. W Dostarze funkcjonuje lazaret, który przygarnia najbardziej potrzebujących i opuszczonych, dając im schronienie, wytchnienie i minimum troski, której oczekuje się w ostatnich chwilach. To ostoja człowieczeństwa, mimo panujących tam warunków, dająca nadzieję, że jeszcze złoto nie przeżarło mózgów wszystkich. Bohater książki pokazuje jak ważne to miejsce i jak może ewoluować dla dobra całej społeczności. Ta powieść to fantasy. Czy lazarety istniały naprawdę? Czy takie miejsca prosperowały w naszej historii? Tak, często utrzymujące się z datków, "wolontariuszy" dobrej woli, gdzieś na skraju zabudowań lub poza obrzeżami. Dla zainteresowanych - warto poszperać już w starożytności.

   Ważnym wątkiem poruszonym w powieści, a będącym "na czasie", jest sprawa wojny i pokoju, tego kto o tym decyduje i na podstawie jakich przesłanek staje się agresorem, jakie ma z tego korzyści, jakie zagrożenia niesie stan wojny, jak oddziałuje na życie zwykłych ludzi. "Niko" szczegółowo przedstawia przygotowania, a raczej przeszpiegi do wybadania napięcia na arenie międzynarodowej, zależności między królestwami, powiązania między władcami, działanie kanclerzy i ich sekretarzy, moc dyplomacji i operowanie prawdziwym wojskiem, które uwypukla słowa mającego większą siłową przewagę. Podstęp podstępem, ale wiedza, doświadczenie i odpowiednia strategia to podstawa. Tak samo jest z zaufanymi dowódcami wojsk, którzy muszą myśleć za swoich podwładnych i nie dać się ponieść emocjom. Muszą działać rozważnie, przewidywać różne scenariusze i odpowiadać szybkimi decyzjami na zdecydowanie kroki wroga. Ciąży na nich nie tylko odpowiedzialność za siebie i żołnierzy, ale za losy swej ojczyzny, setek tysięcy ludzi, którzy mogą paść ofiarami przeciwnika. W kontekście konfliktu zbrojnego ogromne wrażenie uczyniła na mnie scena rozliczenia się z dezerterami z pola walki. Dualizm wartościowania swojego życia, a osób, których mieli bronić jest dla mnie porażający. Zgrywanie twardziela przy np. zbieraniu podatków od biednych chłopów, a błaganie o życie w chwili, gdy ktoś silniejszy jest obok jest dla mnie nie do pojęcia. Podwójne standardy. Jednak to uświadamia, ilu takich fałszywych ludzi jest na świecie. Kopią dołki, uważają się za nie wiadomo kogo, a w obliczu zagrożenia tchórzą i pokazują swoje prawdziwe oblicze. 

   Czytanie "Nika" to sama przyjemność dla czytelnika ze względu na styl i języka autora. Cechuje go plastyczność, łatwość wpływania na wyobraźnię czytelnika, naturalność, dostosowanie słownictwa w dialogu pod bohatera, który właśnie wypowiada swoją kwestię. Odniosłam wrażenie, że język bywa lekko stylizowany na średniowieczną modłę, dzięki czemu lepiej czuć klimat tegoż uniwersum. Ta powieść to bogactwo użytego słownictwa. Miód dla oczu. Przez tę książkę się płynie. Nie czuje się przy niej upływu czasu, ona wciąga, pochłania i nie pozwala się od siebie oderwać. Myślę, że to też duża zasługa koncepcji fabuły, ciekawej akcji i jej stopniowania. Dzięki temu czytelnik ma okazję zapoznać się z bohaterami, przyzwyczaić się do nich, a nawet zaprzyjaźnić. To niezwykłe. Niko zapada w pamięć. 

   Książka niby podlega pod fantasy, ale tak naprawdę porusza problematykę aktualną i dla nas. Fabuła nie jest oderwana od rzeczywistości. Posiada elementy charakterystyczne dla tego gatunku, ale jest tak żywa, pełnokrwista, że nie sposób przestać o niej myśleć. Co każdy z nas zrobiłby, gdyby posiadł Dar młodzieńca? Jak zacząłby postrzegać swoich bliskich, znajomych, współpracowników? Taka umiejętność daje nieograniczone pole do popisu, ale zależy kto się nią posługuje. W niepowołanych rękach mogłaby przynieść zagładę. Jaki Dar ma Niko? Nie zdradzę, po to warto sięgnąć po powieść o nim, by samemu się przekonać, a to dopiero pierwszy tom z planowanych czterech.

  Warto przy tym wszystkim zwrócić uwagę na sposób wydania tejże książki. Odpowiednia wielkość czcionki, która nie męczy oczu, dobra jakość papieru, niewielka ilość literówek, dbałość o jakość tekstu nie tylko w sensie ortograficznym, ale również stylistycznym i gramatycznym, podział na rozdziały, które pozwalają na próbę wprowadzenia dawkowania tej historii, piękne ozdobniki przy stronie rozpoczynającej rozdział. Czego chcieć więcej? Zagadką pozostaje okładka. Czyżby to sam Niko wychylający się z cienia swego losu? Czyhający ze swym Darem na niespodziewających się tego ludzi? 

   Historia chłopaka pochodzącego z małej wioski przypadła mi do serca. Paweł Kolarzyk wykonał naprawdę ogrom pracy w kreacji tego świata, przemyśleniu każdego jego elementu, a przede wszystkim zbudowaniu postaci samego Nika. To nie lada gratka dla czytelnika. Uważam, że w kolejnych tomach przy utrzymaniu tego poziomu pisarz może jeszcze nieźle namieszać i wznieść się jeszcze wyżej, używając do tego już składników fantasy. Jakich? Tu wspomina się o magii, bogach, dziwnych stworach, a co jeśli one naprawdę gdzieś tam istnieją i wpływają na rzeczywistość królestw? Warto wziąć pod uwagę, że to debiut powieściowy, a jakże smakowity.

   "Niko" to nie tylko powieść fantasy dla fanów tego gatunku, odnajdą się w niej również sympatycy historii rycerskich, klimatu średniowiecza, intryg politycznych i działania tajnych szpiegów, których bohaterowie nie są płaskimi kukiełkami, ale przedstawiają sobą coś więcej, głęboką analizę psychologiczną, gdzie każdy ich krok ma korzenie w przeszłości i prowadzi do określonych konsekwencji w przyszłości. To opowieść o dojrzewaniu młodzieńca, o jego problemach, o wyzysku klas niższych, o budowaniu relacji i zaufania, o kreowaniu siebie w oczach ludzi, o szacunku, o znaczeniu wychowania i wpojonych zasadach, o roli nadziei i walczeniu o swoje, o nie poddawaniu się nawet w najbardziej tragicznych sytuacjach, o znaczeniu informacji, która daje władzę, o wojnie i pokoju, który nie jest dany raz na zawsze... To historia z drugim dnem. Uważam, że podczas każdej kolejnej lektury tego tekstu znajdzie się w nim nowe treści, coś, na co wcześniej nie zwróciło się uwagi. 

   "Niko" Pawła Kolarzyka zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się tak wysokiego poziomu, takiego dogrania szczegółów, takiej harmonii w treści. Jestem pozytywnie zaskoczona i pod wrażeniem jakości powieści. Polecam z czystym sumieniem. 

sobota, 2 kwietnia 2022

126) Fantastyka inspirowana RPG - "Obrońcy Ahury. Pasowanie" Mateusz R. M. Rogalski

 Czym mogą inspirować się pisarze? Każdy czytelnik zacznie głęboko analizować zadane pytanie i szukać ambitnych odpowiedzi typu: życie, trudne doświadczenia, traumy, ulotne chwile szczęścia, legendy i baśnie, literatura, kino. Mogą zdarzyć się odpowiedzi o snach i marzeniach przeniesionych na papier. Czy komuś z Was przyszłoby do głowy, że wena może pojawić się podczas tzw. sesji RPG? A jednak.

 Mateusz R. M. Rogalski to historyk, politolog, pedagog, który zawodowo realizuje się w handlu, a prywatnie zgłębia tajniki: świata podczas podróży, ludzkich umysłów w kontaktach zawodowych, historii podczas wypraw w głąb literatury. Na swoim koncie odnotował sukces księgarni internetowej samowydawcy.pl, która sprzedaje tylko i wyłącznie książki wydane w trybie self-publishing. Postanowił również sprawdzić się jako pisarz. Jego debiutem jest powieść "Obrońcy Ahury, Pasowanie" inspirowana klimatami RPG, które (jak czytamy w opisie wydawcy) odbywały się w Legnickim Stowarzyszeniu Fantastyki Gladius. Jaka ona jest? Czego dotyczy? Kto może w niej odnaleźć swoje zagubione dziecięce wyobrażenia? 

   "Obrońcy Ahury. Pasowanie" to książka w klimacie średniowiecznej fantastyki, której akcja rozgrywa się w Królestwie Górnego Hakonu, gdy na tronie pojawiają się pewne perturbacje związane ze śmiercią króla. Jak to w życiu bywa, nigdy nie jest tak łatwo i przyjemnie. Pojawiają się schody. Czy Królestwo utrzyma się jako jedność? Kto zdobędzie władzę? Kogo będą wspierać poszczególne Księstwa? Jak owa sytuacja odbije się na zwykłych mieszkańcach tego kraju? Czy przez kraj przeleje się krwawa łuna wojny domowej?

  Świat przedstawiony przez Mateusza Rogalskiego opiera się na przygodzie w drodze, bitwach, ucztach, zdobywaniu kolejnych lokalizacji i wypełnianiu zadań zleconych przez Księcia Ahury. Inspirowana klimatem średniowiecza, rycerstwa, szeroko pojętej szlachty i ich wewnętrznymi rozgrywkami o ustanowienie hierarchii poszczególnych rodów, zdobycia sławy i bogactwa, powoduje, że przede wszystkim skupia się ona na wojownikach, dworzanach i osobach im towarzyszących. Próżno szukać tu historii zwykłych mieszkańców wsi i miast. To powieść z jednej strony dworska, pokazująca szczegółowo przebiegi uczt, celu ich organizowania, ukrytych w cieniu intrygach, relacji między poszczególnymi gośćmi, obowiązującymi zwyczajami, a z drugiej bitewna, wojenna, przedstawiająca wszystkie odcienie tego stanu. Drobiazgowo opisuje etapy przygotowań, samych walk i ich ceny dla każdej ze stron. Są bitwy w otwartym polu, oblegania, bezpośrednie pojedynki, walka w krwawym szale etc. Warto też zwrócić uwagę na opisy białej broni. Dodatkowym atutem jest zwrócenie uwagi na obszar, w którym toczy się bitwa i jakie ma on znaczenie dla obrania odpowiedniej strategii. Szczegół goni szczegół i to na pewno docenią znawcy tematu. Dla laika może to być nużące, ale uważam, że warto się w nie zagłębić, by nie stracić wątku, ponieważ autor ukrywa w nich elementy ważne dla dalszej fabuły, a przy okazji można poszerzyć swoje horyzonty.

   Narratorem powieści, a jednocześnie jej głównym bohaterem jest Aris Esnaf'ar, młodzieniec przybyły z pustynnego Dahaku, znawca wina i kobiet, szukający bogactwa, by wykupić rodzime dobra z rąk obcego rodu. Przypadkiem wplątujący się w sam środek intryg lokalnych dworów oraz politycznych tyczących się całego Królestwa Górnego Hakonu. Początkowo nieco irytujący, z czasem zdobywający coraz większą sympatię czytelnika. Od lekkoducha marzącego o spokojnym wieczorze z doborowym wypełnieniem kielicha i lekkich potyczkach o sławę dla zdobycia damy swego serca do niezrównanego w walce wojownika i lojalnego przyjaciela. Młody mężczyzna potrafi pozytywnie zaskoczyć, choć czasem jego pomysły wywołują zdumienie i zapytanie czemu sam tego nie robi, a idzie najprostszą drogą przy użyciu osób trzecich. Aris, mimo relacjonowania całej fabuły, pozostaje zagadką. Do końca nie wiadomo, co czai się w jego głowie. 

   Towarzyszy mu m.in. rodzeństwo Albert i Eleonora oraz Vissen. Razem przeżywają mnóstwo przygód, sytuacji, które zbliżają i powodują mimowolne zadzierzganie więzi bez względu na wzajemne sympatie i antypatie. To grupa, która poznaje smak zagrożenia życia i wartości posiadania zaufanych osób w swoim otoczeniu, którym można powierzyć własne bezpieczeństwo. Sama świadomość mienia obok siebie lojalnych i sprawdzonych ludzi to połowa sukcesu podczas walki. Tutaj to podstawa. Podczas lektury można zaobserwować rozwój ich znajomości, niuanse relacji między poszczególnymi członkami grupy. Po czasie czytelnik jest w stanie rozpoznać już po pierwszych opisanych gestach, mimice czy kilku słowach humor postaci i możliwość przebiegu rozmowy z innym bohaterem tejże ekipy.

  Podobna sytuacja ma miejsce między Arisem a Małymi, którzy stają się drugim planem fabuły o bogatym potencjale. Kim są? Nie mogę tu zdradzić zbyt wiele, by nie psuć czytelnikowi dobrej zabawy podczas lektury. Warto zwrócić uwagę na Bardaka, którego przeszłość i umiejętności splatają się w jedno, tworząc jego tożsamość. Kreacja tej postaci zaskakuje, a czające się w nim tajemnice kuszą, by iść za nim prosto w gęsty i ciemny las bez chwili namysłu. Wystarczy spojrzeć w jego oczy, by przepaść i ujrzeć prawdę o życiu. Żałuję, że Małych nie ma jeszcze więcej, ale nic straconego, ponieważ "Pasowanie" to dopiero pierwsza część. Co autor szykuje dalej? Jak rozwinie ich wątek?

   Powieść zawiera całkiem sporo czarnych charakterów, skupionych na łupieniu, zabijaniu, niszczeniu konkurencji. Mimo iż wysokiego stanu, zdają się ludźmi skoncentrowanymi tylko na tym jednym, by czynić zło. Gdzie w tym sens? W większości motywacje pozostają sekretem, u nielicznych zostaje wyjawiona jak zraniona duma czy stawanie w szranki z powodu wybranki serca. Czy ktoś spośród współtowarzyszy walki okaże się właśnie kimś takim? 

   Walki, bitwy i rycerze to świat mężczyzn. Czyżby na 100%? Ta lektura wskazuje, że w niewielkim stopniu, ale jednak kobiety również mogą brać w nim udział i to aktywnie, a nie jedynie jako bierne obserwatorki. Potrafią równie dobrze walczyć i dowodzić, wykazywać się odwagą, poddawać pomysły w obronie atakowanego miejsca etc. W tym miejscu warto spojrzeć na Shu. 

   W "Obrońcach Ahury" pojawia się wątek zapytania o lojalność, o prawidłowość wyboru strony konfliktu, o momencie przejrzenia na oczy tego, co ważne, czemu warto się poświęcić. Czasem wystarczy jedna rozmowa, jedna sytuacja, by przewartościować swoje życie o 180 stopni. Szkoda, że czasem ta refleksja przychodzi za późno, ale co się nie odwlecze, to nie uciecze.

   Ahura a Dahak. Dwa różne światy, odmienne, o czym świadczą spostrzeżenia głównego bohatera. W "Pasowaniu" czytelnik ma okazję zapoznać się bezpośrednio tylko z tym pierwszym księstwem. Piękna przyroda, zmienność krajobrazu, od nizin po góry. Wspomniana już na początku rozbudowana szlachecka gałąź społeczeństwa z wyszukanym nazewnictwem poszczególnych "stopni wtajemniczenia" zasłużenia się wobec diuka bądź króla. Szereg zamków, turniejów, wierzeń i legend. Niezrozumiałe dla Arisa podejście do magii i osób nią władających. Z kolei Dahak to pustynny kraj o bogatej kulturze winnej, wielu świątyniach, intrygujących bogach, który aż prosi się o lepsze poznanie. Wspominki Esnaf'ara tylko podsycają ciekawość.

   Mateusz Rogalski umiejętnie operuje słowem, plastycznie oddając drobiazgowość opisów krajobrazu, w tym przyrody, budynków. Nie szczędzi szczegółów wyglądu strojów szlachciców, smaku i zapachu potraw. Jak mało kto przedstawia walki. To nie lada sztuka. One idealnie nadają się dla scenografów, by spełnić wizję autora i przenieść powieść na scenę bądź ekran. Jednak ta dokładność czasem przytłacza, powodując, że gubi się wątek główny. Może ona spowodować, że znużony czytelnik odłoży książkę na bok. Warto byłoby znaleźć złoty środek, by wilk był syty i owca cała. W przypadku dialogów brzmią one w większości wytwornie, jak przystało na osoby wysoko urodzone, z całą precyzją odpowiedniego tytułowania. Jednak warto zwrócić uwagę na formę zwracania się do służby lub osób o niższym statusie społecznym. Jest zupełnie inna. To świadczy o rozbudowanej kulturze języka, jego zróżnicowaniu. Autor ma lekkie pióro, potrafi zainteresować czytelnika. 

  Bohaterowie są ciekawi, ale brakuje im głębszego rysu psychologicznego, poza nielicznymi wyjątkami jak Aris czy Bardak. Rozbudowanie tego elementu w kolejnych tomach może zaprocentować. Na uwagę zasługuje kreacja świata przedstawionego, jego złożoność, bogactwo form, różnorodność, wplecenie mitów i legend do życia postaci. 

   Ta książka to typowa przygodówka, więc wiadomym jest, że akcja pełna jest przykuwających uwagę widowisk. Warto jednak podkreślić, że są one przeplatane spokojniejszymi zdarzeniami, np. odwiedzinami w bibliotece, dyskusją o motywacjach do walki, smakowaniem wyskokowych trunków. Dzięki temu fabuła jest zrównoważona. Zaskakuje zakończenie tegoż tomu. Nie wiadomo, co dalej, co się stało, a snute domysły na niewiele się zdadzą. Trzeba cierpliwie czekać na drugi tom.

   Od strony wydawniczej należą się szczere słowa uznania. Piękna, tematyczna okładka przykuwa uwagę. Każdy rozdział poprzedza związana z nim ilustracja, nastrojowa, czarno-biała, surowa, prosta, a a jak wymowna. Od strony redakcyjno-korektorskiej - natknęłam się raptem na parę literówek, co świadczy o jakości tekstu. Jako dodatek dołączono wykaz bohaterów i rozbudowane mapy uniwersum, będące sporą pomocą w połapaniu się kto jest kim i gdzie aktualnie przebywa, jak daleką drogę przebył i jaki jest jego następny cel. 

   "Obrońcy Ahury. Pasowanie" Mateusza Rogalskiego to fantastyczna przygodówka w autorskim uniwersum klimatycznie odpowiadająca rycerskiemu okresowi średniowiecza, przedstawiająca świat bitew, dworskich uczt i intryg, znaczenia małych, ludzkich pionków w grze wielkich polityków, którzy wysługując się nimi, osiągają swoje cele. Ta powieść pokazuje również jak rozwija się znajomość ludzi skazanych na swoje towarzystwo w sytuacjach ekstremalnych, gdy w grę wchodzi walka o własne życie. Uważam, że ta lektura świetnie obrazuje dziecięce wyobrażenia o byciu rycerzem, posiadaniu swojej drużyny i zawojowaniu świata z domieszką dorosłych problemów. Poprzez to świetnie w niej odnajdą się czytelnicy lubujący się w literaturze awanturniczej, przygodowej, pełnej walk i rozlewu krwi, kochający takie opisy. Posiada ona swoje lepsze i gorsze momenty. Rozkręca się dopiero po jakiejś 1/3 całości, wtedy wciąga bez reszty, głównie ze względu na chęć poznania tajemnicy snów Arisa i jego sekretnego znajomego. Jakie jest ich znaczenie i kim okaże się ów jegomość? Czym zaskoczy nas Esnaf'ar?

   To lektura dobra na długie jesienne i zimowe wieczory, by ruszyć wraz z bohaterami na podbój Królestwa Górnego Hakonu, oderwać się od codzienności i żmudnych obowiązków, zasmakować przygody i rozerwać się.


PS Dziękuję Panu Mateuszowi Rogalskiemu za egzemplarz książki podarowany mi na Poznańskich Targach Książki!