Recenzje tematycznie

sobota, 28 stycznia 2023

158) "Uzdrowicielka" - Katarzyna Muszyńska

   Kujawy, przepiękna kraina, gdzie czas biegnie inaczej, a ludzie wydają się sobie znacznie życzliwsi. Tam urodziła się i wychowała moja Babcia, skąd wywodzi się jej linia rodowa (malutkie i urokliwe Powałkowice). Kojarzą mi się z opowieściami Mamy o przygodach z dzieciństwa z okresu wakacji czy ferii zimowych, jej bieganiu z krewnymi po polach, bawieniu się w chowanego w gospodarstwie, strasznymi opowieściami pradziadka, który podobno lubił nastraszyć swoje wnuki, wspominaniu pustych nocy, ciężkiej doli prababci, a przede wszystkim wyidealizowanym obrazem Kujaw zachowanym w pamięci mojej Babci, która dość wcześnie wyrwała się z rodzinnego gniazda, by iść do wymarzonej szkoły, a gdzie zostawiła liczne rodzeństwo i kuzynostwo. Jak tam było naprawdę? Ile kujawskich zwyczajów, powiedzeń i zachowań przeszczepiła na wielkopolską ziemię, gdy założyła własną rodzinę? Znacie powieści o Kujawach? Gdzie można w literaturze spotkać wątki z tego rejonu? Hmm... a gdyby to jeszcze połączyć ze słowiańskimi elementami? 

   Kojarzycie może "Zielarkę" Katarzyny Muszyńskiej? Tam klimat wczesnego średniowiecza miesza się z magią, nie tylko tą naszą rodzimą, ale i nordycką uosobioną w postaci wikinga. Słowiańska zielarka, w której ujawnił się żar oraz połączony z nią silną więzią makhmara z dalekiej Północy. Marena i Eskil. Pełno przygód, nierozwiązanych zagadek i nadprzyrodzonych istot. Ta historia aż prosiła się o drugą część i oto jest "Uzdrowicielka". 

   Główną bohaterką wciąż jest Marena, już bardziej świadoma swoich umiejętności i oczekiwań lokalnej społeczności, świetnie odnajduje się wśród gęstej puszczy i zielarskich tajemnic, kocha swoją cichą chatkę na uboczu, w pełni skupia się na bliskich sobie ludziach. Dobra, troskliwa, ciepła, życzliwa. Prawdziwa przyjaciółka, lojalna i szczera. W tym tomie nieco zagubiona i rozkojarzona, zarówno przez koleje losu, jak i dręczące ją uczucia oraz ich obiekty. Nastoletnie problemy sercowe. Dawną zielarkę można polubić, starać się ją zrozumieć, ale staje się pionkiem w grze silniejszych od niej przeciwników, mając tak naprawdę niewiele do powiedzenia. Jednak warto zwrócić uwagę na sceny przy punkcie kulminacyjnym - wówczas widzimy Marenę taką, jaką jest naprawdę. 

   Eskil zasługuje na podziw i uznanie. Bywa cierpliwy, dba o swoją wybrankę, troszczy się o nią, pilnuje jej, niejednokrotnie narażając życie, by zadbać o jej bezpieczeństwo. Pomimo dystansu i niewyparzonego języka jest dobrym kompanem drogi. Choć jego umiejętności mogą budzić przerażenie, warto podkreślić, że używa ich w dobrej wierze.

   W powieści pojawia się również Jaga. Czy ma coś wspólnego z Babą Jagą? Trudno powiedzieć. Posiada żar i ogromną wiedzę, ale ma też tajemnice, których pilnie strzeże. Jest obłudna i gra na swoją korzyść. To, co kiedyś wydawało się dobrym rozwiązaniem, może okazać się brzemienne w skutki. Ona już o to zadba. Myślę, że nie można jej zbyt pochopnie oceniać. Ten tom odkrywa jej przeszłość, zapełniając białe pola. To pozwala spojrzeć na nią z innej perspektywy i tłumaczy jej zachowanie.

   Po drodze przewija się jeszcze kilka postaci. Są niejednoznaczne. Ich historia dopiero poznana w całości pozwala na ocenę ich zachowania, motywacji i decyzji. Życie jest tak skomplikowane, tak wiele czynników ma wpływ na nasze wybory, a w "Uzdrowicielce" dodatkowym elementem jest magia, a właściwie żar, który może sporo namieszać. Oj, sporo.

  To powieść przygodowa, powieść drogi, pełna akcji, choć niepozbawiona wątków romantycznych, czasem wręcz obyczajowych. Nasi bohaterowie wędrują przez dawną Polskę, zatrzymują się nie tylko w karczmach, ale i u prywatnych osób. To daje wgląd w życie codzienne, np. obowiązki, przyrządzane potrawy, ubiór, zachowanie higieny, ale głównie architekturę i wystrój wnętrz oraz umiejscowienie osad. Autorka w posłowiu zaznacza, że to wytwór jej fantazji, ale starała się odtworzyć klimat średniowiecza. Uważam, że jej się to udało, zwłaszcza zwracając uwagę na szczegóły. Dobrym przykładem będzie nadmorska miejscowość, w której za lat młodości przebywała Mirogniewa. W tych fragmentach można odnaleźć nawet ciekawostki o pracy i codzienności rybaka. Wg mnie właśnie to buduje autentyczność książki, tj. przywiązanie do pisarza do każdego elementu tworzonego świata, tzn. dokładność, drobiazgowość itd.

   Wspomniałam o obyczajowości. Katarzyna Muszyńska pokazuje czytelnikowi mentalność ówczesnych mieszkańców małych i dużych osad, ich podejście do nieznanego, do łatwego osądzania, wydawania wyroków, uciekania się do najprostszych rozwiązań. To także świat, gdzie kobieta jest własnością męża lub ojca, powinna mu być posłuszna we wszystkim. Autorka przedstawia przemoc domową, pokazuje jej skutki i reakcje otoczenia, a właściwie jej całkowity brak. Czy w tym może tkwić przyczyna zachowania dorosłego, jego bojaźliwość lub złośliwość jako postawy obronne? W przypadku jednej z postaci gra to kluczową rolę. 

   Jest tu kilka wątków miłosnych, od tej spełnionej i szczęśliwej przez skomplikowaną o niejasnym statusie po odrzuconą, nieodwzajemnioną i bolesną. Co w przypadku, gdy to śmierć rozdzieli kochanków? Czy jest sposób na pokonanie tego stanu? Miłośnicy podchodów i rywalizacji o rękę niewiasty również odnajdą tu coś dla siebie. 

   Pojawia się magia i żar. Mnie to przyciągnęło ze względu na słowiańskie elementy. Mamy tu nieco stworzeń mroku, z których jedno dość mocno zajdzie za skórę Marenie. Pojawiają się też wezwania do rodzimych bogów, m.in. Marzanny. Kto zaś poszukuje literackich wyobrażeń bóstwa śmierci Nyji powinien zajrzeć do "Uzdrowicielki" obowiązkowo. Ciekawa kreacja, choć mnie do końca nie przekonuje. Odnoszę wrażenie, że autorka utożsamia Nyję z Welesem, np. w towarzystwie tego pierwszego zjawia się żmij, ma pod sobą również takie pomroki jak południce.

   Katarzyna Muszyńska potrafi uwieść czytelnika, wciągnąć go do swojej opowieści, by nie mógł się od niej oderwać. Tak rozkłada wątki, by powoli składały się w całość, a ciekawość rośnie. Bardzo podobają mi się jej opisy przyrody i architektury. Ma lekkie pióro i przyjemny w odbiorze styl. Natomiast wadzi mi kreacja Mareny jako pionka, będącego na rozdrożu pomiędzy dwoma mężczyznami. Powoduje to, że efekt osiągnięty w pierwszym tomie jej jako silnej i niezależnej zaczyna lec w gruzach.

   "Uzdrowicielka" jest miłą odskocznią od codzienności. Coś na lekkie popołudnie czy wolny wieczór. To wiekowa historia, ale należy zwrócić uwagę, że to nie powieść historyczna, a fantastyczna. Są tu piękne opisy przyrody, co nieco o Kujawach oraz opis życia zielarko-uzdrowicielek, który zaskakuje co rusz. To książka o magii, która może być darem i przekleństwem.

   Myślę, że warto się z nią zapoznać, ponieważ pozwala spojrzeć z innej perspektywy na magię i słowiańskość w fantastyce.

niedziela, 15 stycznia 2023

157) "Chąśba" Katarzyny Puzyńskiej, czyli co w trawie piszczy...

 
  Co Ci w duszy gra? Jakie Twoje przeznaczenie? Kim chcesz być? Z kim pragniesz swe życie związać? Gdzie chcesz zamieszkać? W świat ruszyć czy w ojczystych stronach zostać? Dokąd gna Twój duch? Kogo swym opiekunem i przewodnikiem obierzesz? Czy sam sobie panem jesteś, co własną podąża drogą? Czemu swe życie poświęcisz? Do czego dążysz? Myślę, że całkiem sporo pytań tego typu rodzi się w każdym z nas na różnych etapach życia, zwłaszcza, gdy stajemy na rozwidleniu obranej przez nas ścieżki i nie wiemy dokąd dalej podążać. Czasem przypadek decyduje za nas, a zdarza się, że i rozmyślania nad kolejnym krokiem trwają długo, bo wiążą się z z nim poważne konsekwencje.

   Podobne zapytania rodzą się u czytelnika podczas lektury "Chąśby" Katarzyny Puzyńskiej, dotychczas znanej szerszemu kręgu odbiorców jako autorka kryminałów. Czym jest jej najnowsza powieść? To fantastyka ze słowiańskim klimatem z domieszką kryminału osadzona gdzieś we wczesnym średniowieczu na obszarach Słowiańszczyzny ze swojsko brzmiącymi nazwami cieków wodnych oraz miłymi dla ucha imionami bohaterów. Co wytrwalsi mogą spróbować namierzyć opisywany rejon. Uda się go Wam oznaczyć na mapie? Podpowiem jedno, okolice Drwęcy. Tylko czy to ta na pewno czy tylko jej alternatywa?

   Książka skupia się na kolejach losu mieszkańców grodziska bez nazwy. Na pozór wydarzenia niemające ze sobą nic wspólnego są powiązane i niosą ze sobą dalekosiężne konsekwencje dla wszystkich. Jakie? Jak w ogóle do tego doszło? Co ma do tego karczmarka, kat, bajarz, kasztelan i bogini zimy? Kto jeszcze jest zamieszany w te wydarzenia? Komu zależy na destabilizacji? Czy podejrzany o zbrodnię okaże się niewinny? Czy jest w stanie tego dowieść? Dużo pytań, mało odpowiedzi. Na terenie podległym kasztelanowi dochodzi do morderstwa jednego z mieszkańców. Cień podejrzenia pada na partnera ofiary, lecz zanim dojdzie do konfrontacji podejrzanego z miejscowym praworządcą, ten pierwszy ucieka ze strachu o własne życie. On swoje wie, lecz jak w ogóle do tego doszło? Jak to się mogło przytrafić jemu, któremu przygody we własnym życiu nigdy nie były w smak? Jemu, który kochał spokój, prostotę i prawdę? Jak rozwikłać tę zagadkę i spełnić ostatnią prośbę ukochanej? Na dodatek ginie jeden z najpilniej strzeżonych artefaktów Jarowita, boga wiosny i wojny, który oddał na przechowanie tutejszym. Kto był tak bezczelny i arogancki, prowokując boga do podniesienia odwetu i to tuż przed Jarymi Godami? Na złość głód zagląda w oczy ludziom, bo zima ani myśli ustąpić, wciąż sypiąc śniegiem i mrozem, szczypiąc w nosy wszędobylskich. Oj dużo, za dużo jak na jedną osadę. Na domiar złego pojawiają się też problemy z bezpieczeństwem grodziska. Zadziwiająco niebezpiecznie wzrasta aktywność biesów. Co się do tego przyczynia? Jak sobie z tym radzić? Czy w ogóle jest jakieś wyjście z tej patowej sytuacji?

  To powieść wielowątkowa, wielowymiarowa bez możliwości wskazania jednego głównego bohatera, bo tych naliczyłam się aż trzech (w moim mniemaniu).

   Cała fabuła skupia się wokół Strzebora, Zamira i Mary. Są uwikłani po uszy w tej samej sprawie, wręcz są skazani na siebie i swoje towarzystwo w wyniku chichotu losu. Czy tak właśnie miało być? Czy to zaplanowały Rodzanice?

   Strzebor to młodzieniec, ledwie wyrośnięty spod maminej spódnicy, nienawykły do wojaczki czy pracy na roli, za to bardzo ciekawski świata i ludzi, choć w bezpiecznych granicach komfortu. Ceni szczerość i sam stawia ją ponad wszystko. Nauczony szacunku wobec innych, bez względu na płeć czy pochodzenie. Rzadko spotykany typ, ale pod każdym względem wyjątkowy. Chłopak okazuje prawdziwą męskość tam, gdzie inni tylko zadzierają nosa i chowają się za pozorami odwagi. Wystarczy dać mu czas, by zrozumieć jego naturę i polubić ten sposób bycia. Czy Strzebor ma jeszcze jakieś asy w rękawie? Odpowiedź na to znajdą tylko wnikliwi czytelnicy.

   Zamir to człowiek zagadka, dawny wojownik, który w wyniku kontuzji odnajduje się w roli kata. Z jednej strony praca i wypłata jak każda inna, z drugiej - pamięć o ofiarach. Nie pomaga w tym ostracyzm społeczny po każdorazowym wyroku. On jako narzędzie wykonywania prawa. Kat to łatka, lecz co tak naprawdę kryje się w jego sercu? Czy tlą się tam jeszcze jakieś cieplejsze uczucia? Czy ma jakieś marzenia? Jaki był za młodu, czym kieruje się teraz? Im bliżej się go poznaje, tym więcej się wyjaśnia, tym jaśniejsze stają się powody pewnych jego zachowań. Jest przykładem, że nie ocenia się książki po okładce.

   Czyje odbicie można ujrzeć w Marze? Myślę, że samego siebie. Osamotniona, niezrozumiana, wytykana palcami, przeganiana, skrywająca się w cieniu, by nienawistne spojrzenia na niej nie spoczęły. Mimo to pewna siebie, swojej wiedzy i wędrówki, której zna cel. Na pierwszy rzut oka wyniosła, zimna i dumna, lecz zyskuje przy bliższym poznaniu. Co skrywa przed swymi towarzyszami? Dlaczego? Skąd tyle wie o sekretach mieszkańców grodziska? Kim jest tak naprawdę? Niech wskazówką będzie dla Was jej imię...

   Postacią, która szczególnie przypadła mi do gustu jest Dobrowoja. Uważam, że to kwintesencja definicji słowa "matka". Dla niej więź między dzieckiem a nią jest odwieczna, nienaruszalna, wynikła z samego uczucia. Gotowa wyjść przed szereg, ryzykować własnym życiem, by bronić honoru i czci potomstwa. Jest silna nie tylko ciałem, ale przede wszystkim charakterem i duchem. Uparta, dążąca do celu, choć nieco naiwna. Mająca wysokie morale. Szczera, uczciwa, dumna i naprawdę niezwykła. Swoje w życiu przeszła, a mimo to wciąż potrafiąca być silną dla synów i wzorem do naśladowania. Niezłamana.

   Każdy z bohaterów to tylko pretekst do poruszenia jakiegoś tematu, problemu, który pozostaje aktualny do dziś. Któż z nas nie słyszał o niespełnionej i odrzuconej miłości? A ileż zranionych serc było efektem tego, ale gdyby tylko to, ale co z wykorzystaniem tej zakochanej strony? Zabawa na chwilę? Potem ból i parę kroków do nienawiści, a nawet obsesji na punkcie zemsty. Ten schemat został tu świetnie przedstawiony. Autorka wskazuje, że zdarza się iż ofiar jest nieraz więcej, np. bliscy danej osoby. Porusza też temat przemocy domowej, alkoholizmu, tego jak to odbija się na członkach rodziny. Czy rodzic-alkoholik może dać przykład i być wsparciem?

   Warto też zwrócić uwagę na problemy miejscowej społeczności. Władza sobie poczyna, co chce. Sprawowanie stanowisko sprawia, że dana osoba czuje się lepsza od reszty. Knowania i intrygi są czymś na porządku dziennym wśród elity, lecz jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Brak stabilnej władzy to brak skutecznego zarządzania, radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach oraz zapewnienia bezpieczeństwa. Idealnie sprawdza się tu powiedzenie, że "zgoda buduje, a niezgoda rujnuje". Może warto zastanowić się czy przez wieki coś się pod tym względem zmieniło? Jak było, a jak jest?

   Ostracyzm społeczny jest czymś bardzo niebezpiecznym w ręku grupy, a bolesnym dla ofiary. Wystarczy cień podejrzenia, plotka, by ocenić, pozbawić wszystkiego, na co pracowało się całe życie, zniszczyć dobre imię. Dawniej mogło to skończyć się nawet wygnaniem z rodzinnego sioła, a to już prawie jak skazanie na śmierć. Rodzina, gród, plemię - co począć poza kręgiem swego domu, co zrobić bez niego? Co, gdy fałszywe oskarżenia padają z ust bliskich dowódcy, a tyczą się kogoś niewygodnego? Co, gdy sędzia nie chce znać dowodów? Można się poddać lub walczyć o swoje. "Chąśba" udowadnia, że trzeba iść po swoje, nie pozwolić wtłoczyć się w lokalne plotki, być ponad to. Bohaterowie brną przed siebie, pokonują wiele przeszkód, by coś udowodnić.

   Powieść porusza też wątek więzi powstałej z przypadku, a jakże cennej - przyjaźni, takiej która przeszła góry i doliny, zjadła beczkę soli i przeżyła to, co dobre i złe. Niewymuszona, naturalna, rozwijająca się swoim rytmem, poddana próbom przez życie. Kto z nas nie chciałby czegoś takiego doświadczyć na własnej skórze? Mieć kogoś tak bliskiego, na kogo można liczyć i wiedzieć, że choćby się paliło i waliło, to ta jedna osoba będzie opoką i fundamentem nie do zdarcia. Czy to właśnie łączy nasze trio? Oceńcie sami na podstawie treści.

   Na przykładzie Dobrowoi opisałam matczyną miłość. Jest tu jeszcze jedna, dobrze widoczna, lecz zaakcentowana między wersami. Strzebor i Bolomira. Tak, tak różni, tak odmienni, a jednak mąż i żona. Młodzieniec nieraz zaznacza kim jest jego ukochana i jak ją traktuje. Czysta, platoniczna, pełna szacunku i zaufania, chęci współpracy i uszczęśliwienia. Może nieco wyidealizowana, ale tak urocza w tej całej swej nieporadności. Miłość.

   Trzeba tez zwrócić uwagę na rolę chciwości, chęci władzy i zemsty w życiu. Czy ludzie nimi motywowani są zdolni do obiektywnego oceniania rzeczywistości? Czy takie osoby powinny pełnić funkcje publiczne? Moim zdaniem ich percepcja jest zaburzona i swoimi decyzjami mogą ściągnąć na swoją społeczność "nieszczęście", a raczej konsekwencje swoich nierozważnych wyborów, które podejmowane są częściej pod wpływem emocji i złudzeń niż rozsądku i realnych przewidywań. W tej książce również to widać.

   Czy pieniądze, a w tym przypadku denary, mogą dać szczęście? Czy mogą zastąpić drugiego człowieka, przyjaciela, rodziców? Czy mogą stać się najważniejsze? Czy jako priorytet nie przesłonią czegoś bardziej wartościowego? Co one dają, a z czym wiąże się ich brak? W tym aspekcie warto przyjrzeć się Dargoradowi oraz Zamirowi. Dokąd prowadzi ich mieszek złota? Moim zdaniem przesadne uwielbienie tego przedmiotu zaburza równowagę w podejściu do wyznawanych wartości. Przez pieniądze wzrasta chęć posiadania, gdy komuś mało, może pokusić się o zawłaszczenie mienia kogoś innego. Poza tym, gdy denar staje się obsesją, miłością, człowiek staje się prawdziwie samotny, wystawiony na zgraję sępów, czyhających na jego potknięcie.

   Świat przedstawiony skupia się na grodzisku i relacjach w nim panujących, od kasztelana po drobnego wytwórcę, od kata po karczmarza, od woja po dziewoję, może i w minimalistycznym wydaniu, ale jednak. Pokazuje smaczki i pogłębia apetyt na wczesne średniowiecze.

   "Chąśba" to nie tylko świat ludzi, ale również Czarodziejskiego Ludu, pod którym to kryją się wszelkie słowiańskie istoty nadprzyrodzone, od bogów po stwory. Jest i panna rusałka, co to Nawojką się zwie, co pod mostkiem zamieszkała sobie, jest i jezioro pełne utopców, pojawia się wąpierz i strzyga, zjawia się czart i Leszy, co to dzielnie broni swych włości przed głośnymi intruzami. W tej powieści znalazło się też miejsce dla stolemów, genialnych górskich olbrzymów, co to pomysłów mają bez liku. Demony były, są i będą wokół, a jednak ludzie stronią od nich. Obydwie nacje nie pałają do siebie miłością, a czasem wręcz zimnym wyrachowaniem i żądzą mordu w oczach. Odwieczny problem, kto ma dzierżyć władzę na wspólnym terytorium? Jak się poznać, by wzajem szanować swe zwyczaje i prawa? Czy jest na to jakaś rada? Katarzyna Puzyńska opisuje funkcjonowanie ich świata, rządzące nim reguły, elementy spajające i te powodujące wyłom, zwłaszcza skupiając się na olbrzymach. Czemu? Niezwykła wizja na zasadzie kto zbudował piramidy czy Stonehenge, ale z tutejszym rozwiązaniem. Czy możliwe jest dogadanie się człowieka ze stworem? Warto spojrzeć na Falibora i Strzebora. Jak mogłoby być pięknie!

   Powieść dotyka też tematu bogów. Perun jest tu tylko ledwie wspomnieniem anegdotek. Nieco więcej miejsca poświęca się Welesowi, jego atrybutom i dziedzinom. Dlatego warto uważać na kogo i na co się przysięga i jaką przez to ma ona wartość. Główna fabuła skupia się na Marzannie i Jarowicie, ponieważ czas akcji przypada na przełom zimy i wiosny. Panna Morana nie zamierza tak łatwo ustąpić miejsca bogu płodności i wojny, chcąc jeszcze chwilę pofiglować mrozem i płatkami śniegu. Jarowit odgrywa tu spore znaczenie. Grodzisko jest oddane w jego władanie, a w jego świątyni mieści się jego tarcza, która roztacza nad okolicą swą ochronną moc. Biada temu, kto ją zgubi... Pomsta boga może zaboleć.

   Powieść dość dokładnie przedstawia świętą ziemię boga wiosny, jego oazę, gaj, do którego przemierza się czasoprzestrzeń trzech pór roku, by dojść do głównego sanktuarium. Bardzo podoba mi się ujęcie zróżnicowania pojmowania świata, czasu i przestrzeni przez Czarodziejski Lud (w tym bogów) i ludzi. Ci pierwsi są pod tym względem bardziej zaawansowani, co dobrze tłumaczy ich jednoczesne przebywanie w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To z kolei rodzi pytanie, czy dalej są z nami? Może działają pod innymi nazwami, pod osłoną, by wspierać swych ziemskich towarzyszy doli? Ponadto autorka dotyka tematu śmierci boga i jednoczesnych narodzin, co rok w rok dzieje się z Marzanną.

   Warto również zwrócić uwagę na sanktuarium Leszego, tj. las. Ludzie zbliżając się do niego, zniżali ton głosu, by nie urazić pana tej ziemi i jego mieszkańców. Odnosili się z szacunkiem i nie naruszali miru tej okolicy. Z jednej strony przeświadczenie o świętości tych obszarów, a z drugiej lęk przed gniewem Leszego. Nasi przodkowie inaczej pojmowali naturę i związek z nią, wiedząc, że są uzależnieni od niej. Las to jedna z jej manifestacji, pełna tajemnic i magii, wyjątkowa przestrzeń, która może zaoferować schronienie, pożywienie, a tym samym możliwość przeżycia. Las to życie.

   Pisarka w kontekście słowiańskich wierzeń rozróżniła żercę, który włada magią wyuczoną, mieszka w grodzisku, opiekuje się świątynią, sprawuje pieczę nad obrzędami oraz wołchwa, magicznego od urodzenia, dzikiego i nieokiełznanego, żyjącego za pan brat z przyrodą, który leczy, porozumiewa się z Czarodziejskim Ludem i wierzy w to, co robi.

   Myślę, że warto chwilę poświęcić też przedstawieniu czarta. To zagadkowa postać. Jego działania są nieprzewidywalne. Zaskakuje sposób tworzenia przez niego stworów nocy, którymi zawiaduje. Zastanawiam się tylko nad tym, czy autorka nie za bardzo zainspirowała się chrześcijańskim diabłem, jednocześnie przypisując mu jedną z domen Welesa.

   Mam też pewne zastrzeżenia co do Rodzanic. W "Chąśbie" mają one przychodzić trzy dni po postrzyżynach. Do tej pory raczej spotykałam się ze stwierdzeniem, że przychodziły trzy dni po narodzinach dziecka.

   Książkę cechuje lekki styl i łatwy w odbiorze język. Opisy są plastyczne, dialogi ciekawe, a wykreowane postacie wydają się wiarygodne, choć wielu rzeczy trzeba się domyślać lub czytać między wierszami. Fabuła ma otwartą konstrukcję, co daje dowolność wyboru zakończenia przez czytelnika i tworzenie własnych fanfików z tegoż uniwersum. Akcja obfituje w przygody, ale są one zrównoważone przez przemyślenia bohaterów i opisy. Moim zdaniem to udany zabieg. Dzięki takim trikom powieść się pochłania.

   Tytułowa "Chąśba" świetnie tłumaczy, o co tak naprawdę w niej chodzi. Nie tylko tarcza Jarowita, dusze porwane przez czarta, ale i ukradzione serce, złudzenia o miłości, szczęśliwej rodzinie i zaufaniu wśród miejscowych. To lektura o ludzkich rozterkach, o podejściu do odmienności, o skutkach ostracyzmu społecznego, o przywarach ludzkiego charakteru, o tym, co chciwość i chęć władzy robi z ludźmi. To również iskierka nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Wystarczy spojrzeć na Dobrowoję, Strzebora, Marę i Zamira.

   To powieść fantastyczno-przygodowa, nawet powiedziałabym, że słowiańska fantastyka. Jest dobra, porusza ciekawe wątki, zmusza do refleksji, chociaż podczas lektury odniosłam wrażenie, że nie do końca został wykorzystany potencjał w niej tkwiący. Chętnie poczytałabym więcej o zwyczajach czarta, przysięgach składanych na Welesa, istocie samego Leszego, dokładniejszym wyjaśnieniu motywacji stolemów przy budowie "cypli". Nie ukrywam, że dalsze losy upartego Kłosa i Dobrowoi aż intrygują i zżerają z ciekawości. Ta książka jest całością, która aż się prosi o kolejne części.

   "Chąśbę" polecam wszystkim zainteresowanym tematem Słowiańszczyzny, lubiącym przygodówki z zagadką kryminalną w tle. Jest o czym rozkminiać przez cały czas, nie tylko na temat ofiary, ale również wyjątkowości Unirada. Jesteście ciekawi co się za tym kryje? Kto stał się strzygą? Kogo pogonił Leszy? Kogo chciała uwieść rusałka? Spróbujcie, a wciągnie Was jak ruchome piaski i stanie się wskazówką do dalszych, samodzielnych poszukiwań słowiańskich wątków. 

niedziela, 8 stycznia 2023

156) "Grody, garnki i uczeni. O archeologicznych tajemnicach ziem polskich" - Agnieszka Krzemińska

   Z czym Wam kojarzy się archeologia? W pierwszym momencie na myśl przychodzą wielkie kompleksy grobowe pełne skarbów, bogato zdobiona broń, odzyskiwane po wiekach ukryte w glebie płacidła, a nawet całe założenia architektoniczne. Piramidy, Tutanchamon, Stonehenge, świątynie Majów, kamienna armia... Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Co jednak z tymi mniej medialnymi, bardziej... hmm niepozornymi? Gdzie miejsce dla ceramiki, elementów codziennego życia? Co z cmentarzyskami ciałopalnymi bez wielkich darów pogrzebowych? Czy one są ważne? Czy na ich podstawie można cokolwiek powiedzieć o przeszłości? Czy można z nich złożyć puzzle? 

    Agnieszka Krzemińska w swej pracy pt. "Grody, garnki i uczeni. O archeologicznych tajemnicach ziem polskich" odpowiada na postawione na wstępie pytania. Jej historia tłumaczy i wyjaśnia tajemnice archeologii Polski. Przedstawia dzieje tych obszarów od najstarszych mieszkańców, skupiając się na najważniejszych odkryciach, wnoszących nowe spojrzenie na pewne zagadnienia. Nie ma dla niej tematu tabu. Porusza tematy cmentarzysk, ceramiki, miejsc kultowych, grodów, miast etc. Rozgrzebuje sekrety miejskich latryn na przykładzie z północy Polski, tj. Gdańska, Elbląba. Rozwiązuje tajemnice samorosnących garnków na polach (ledwie kilkanaście km od mojej miejscowości takie historie były przekazywane z pokolenia na pokolenie, jako coś niezwykłego, a potem okazało się, że pola rolników były dawnymi cmentarzyskami). Omawia znaczenie kultur archeologicznych dla systematyzacji wiedzy i ich rozprzestrzenianie się po większym obszarze. Przy tym wszystkim klasyczną archeologię wypełnia o najnowsze zdobycze nauki, w tym osiągnięcia genetyki w badaniu DNA przy ustalaniu korzeni poszczególnych osobników, geologii, chemii czy informatyki. Pokazuje, że obecnie archeologia to interdyscyplinarna nauka, która nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. By nie uszkodzić stanowisk, korzysta się z metod geofizycznych; by ze znalezionych przedmiotów wydobyć jak najwięcej informacji, pobiera się próbki i wysyła do laboratorium. Archeolog musi być elastyczny i nastawiony na współpracę z innymi naukami, by zmaksymalizować efekty swojej pracy. Mamy już archeologię podwodną, autostradową, a nawet wykorzystująca lotnicze skanowanie terenu w poszukiwaniu śladów działalności człowieka nawet z odległych pradziejów, a jeszcze tyle przed nami. 

   Na końcu każdego rozdziału autorka umieściła bibliografię, która stanowi dobry punkt wyjścia do samodzielnych poszukiwań. Mieszczą się tam pozycje zarówno po polsku, jak i w językach kongresowych. Czy warto szukać tych informacji? Oczywiście. Wiele można sprawdzić w internecie. Mnóstwo artykułów czy nawet książek (typowo naukowych) znajduje się w bazach danych uniwersytetów bądź na portalach integrujących środowisko naukowe.

   Warto również zwrócić uwagę na bogato ilustrowaną szatę graficzną tego wydania. W recenzji pojawiają się dwie wyjątkowo poruszające, małego szczeniaka wspaniale zachowanego w klimacie Syberii, na którego spoglądając, ma się wrażenie, że dopiero zasnął i niedługo wstanie, by rozrabiać oraz fragment rzeźby przedstawiającej dostojnego konia o niezwykle poważnym spojrzeniu. W tej książce podobnych przykładów jest mnóstwo, dotyczących zwłaszcza codziennego życia dawnych mieszkańców tych ziem. Prawie jak wycieczka do muzeum.

  Autorka porusza szerokie spektrum problemów, a wszystko rozwija w niezwykle ciekawy sposób, mogący naprawdę zaintrygować nawet laika, tłumacząc każdą kwestię w sposób prosty i klarowny. Czytelnik odnosi wrażenie, że podróżuje przez wieki razem z przewodnikiem, który objaśnia mu co trudniejsze zagadnienia, pozwalając naocznie dotknąć śladów przeszłości. To prawdziwa przygoda, która uczy, zwraca uwagę na drobiazgi, które mówią nam o codziennym życiu naszych przodków. Można wręcz powiedzieć, że to archeologia od kuchni. Wejrzenie na to, z czym na co dzień zmagają się naukowcy. Któż z nas nie chciał za dzieciaka przeżyć czegoś takiego, oglądając "Mumię" czy Indianę Jonesa? Ta książka to namiastka dziecięcych marzeń.

  Dla kogo jest ta pozycja? Uważam, że Agnieszka Krzemińska napisała ją, by popularyzować wiedzę, stąd styl cechujący ową lekturę. Lekko i przyjemnie napisana, skonstruowana chronologicznie, pełna ciekawostek. Z ogromem wiedzy idealnie nadaje się dla laików, ale odnajdą się w niej również osoby związane zawodowo z tą dziedziną, ponieważ autorka zawarła w niej najnowsze wyniki badań, jednocześnie zaznaczając, że za kilka lat pod wpływem nowych odkryć obecna wiedza i uznawane tezy mogą zostać zdetronizowane i obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Tak wygląda archeologia. Znamy znikomy procent przeszłości, a im bardziej rozwinięta technologia, tym szerzej otwieramy bramy historii zamknięte od tysiącleci. Jakie jeszcze tajemnice kryją się tam przed nami? Jak może wyglądać praca archeologa z przyszłości?

   Polecam tę książkę każdemu z całego serca! Świetna!