Recenzje tematycznie

poniedziałek, 27 czerwca 2022

138) Wiekowy klasyk, czyli "U stóp słowiańskiego parnasu. Bogowie i gusła" - Leonard Pełka

   Czy książka naukowa może się zestarzeć? Czy można jej zarzucić niedbalstwo, małą szczegółowość? Myślę, że tak, ale należy przede wszystkim zwrócić uwagę na datę pierwszego wydania i czy kolejne wznowienia były uzupełniane, zmieniane, czy brano pod uwagę najnowsze ustalenia. Czym innym jest wydanie pierwodruku, a czym innym wydanie publikacji zaktualizowanej. Jak oceniać książkę z wiedzą daleko bardziej rozwiniętą i bogatszą, wyposażoną w fundamenty nowych badań archeologicznych i historycznych etc.? Czy recenzentowi wolno zarzucać brak informacji o tym czy o tamtym, biorąc pod uwagę, że o danym fakcie wiemy od dekady czy dwóch? Jeśli ktoś podejmuje się krytyki, musi mieć w rękawie ważkie argumenty i zdawać sobie sprawę z upływu czasu, dezaktualizacji pewnych tez, możliwości zmiany zdania w oparciu o nowe wyniki badań i odkrycia.

 Wydawnictwo Replika wznawia tytuły, które są już raczej trudno dostępne na rynku, które prędzej można znaleźć w antykwariacie albo na półce w domu, ale w niezbyt ciekawym stanie od nadmiaru wertowania kartek. W środowisku naukowym jedni ich chwalą za ową inicjatywę, inni pomstują za formę, brak wstępu od wydawcy, nowego opracowania treści. Wiadomo, każdy ma inne wymagania, własne zdanie. Sądzę, że działalność tegoż wydawnictwa zasługuje na uwagę, bo chroni od zapomnienia ważne treści i nazwiska, dając dostęp do nich szerszemu gronu czytelników i na nowo rozpalając do dyskusji o przeszłości. Kto wie, może dzięki temu ktoś odkryje w sobie powołanie do naśladowania owych twórców i ruszy ścieżką w kierunku badania losu swych przodków?

  Ostatnio wpadła mi w ręce publikacja Leonarda Pełki pt. "U stóp słowiańskiego parnasu. Bogowie i gusła". O ile się nie mylę pierwsze wydanie miało miejsce około 1960r. czyli ponad 60 lat temu, dlatego też na wstępie wspomniałam o starzeniu się książek naukowych. Publikacja Pełki jest w tej chwili raczej ciekawostką dla osób zainteresowanych tematem Słowiańszczyzny i jej kulturą niż ścisłym wyznacznikiem aktualnej wiedzy. Zakreśla podstawowe terminy, daje ogląd na to jak zapatrywano się wówczas na przeszłość sprzed chrztu Mieszka I. Liczy ona niecałe 200 stron, więc i pobieżnie przedstawia wybrane zagadnienia, tj. zakres geograficzny występowania Słowian, proces ich dzielenia się na poszczególne odnogi, krótkie omówienie podstawowego panteonu bóstw i demonów, bazując głównie na danych XIX-wiecznych i z początku XX wieku, obyczajowość Słowian zachowaną w kulturze ludowej i pewnych przejętych przez kościół chrześcijański zwyczajów do własnej liturgii oraz krótką charakterystykę mitologii słowiańskiej i chrześcijaństwa współistniejących na tych ziemiach. Na plus można zaliczyć przytaczanie i cytowanie istotnych fragmentów źródeł historycznych, włączanie do materiałów ludowych przyśpiewek, zapewne wywodzących się z dalekiej przeszłości, przytaczanie i krótkie omawianie tez swoich poprzedników. Ta publikacja w żaden sposób nie wykańcza tematu, urywkowo przedstawia pewne elementy słowiańskiego dziedzictwa. Nic ponadto. Mimo wszystko, mogła w latach 60. XX w. wzbudzić w kimś nową pasję, zachęcić do badania i zgłębiania przedstawionej tu problematyki.

 Język użyty przez autora jest jasny i klarowny, w ciekawy sposób opowiada o słowiańskich elementach w kulturze ludowej, przez co odnosi się wrażenie, że właśnie w tej tematyce czuł się najlepiej i najpewniej.

 Jak wspomniałam, wg mnie, w chwili obecnej to jedynie książkowa ciekawostka o bliskim mi temacie, bez większego przełożenia na posiadaną wiedzę czy rozszerzanie perspektywy. Do polecenia miłośnikom pióra Pełki lub osobom znającym już gruntownie temat.

   





Piękne słowa, które warto rozważyć w szerszym kontekście


niedziela, 19 czerwca 2022

137) Komedia kryminalna w wykonaniu Marty Kisiel - "Nagle trup"

   Ałtorka (to nie błąd, a nazwa własna), zwana powszechnie Martą Kisiel, zaistniała w życiu wielu z nas za pomocą fantastycznego "Dożywocia". I tak leciała książka za książką aż szanowna pisarka obudziła w sobie żyłkę do innego gatunku - komedii kryminalnych. Był "Dywan z wkładką", była i "Panda" z przesłodką i przeuroczą Tereską, Psicą, o której to zapomnieć nie można, no i oczywiście z teściówką, która Tereskę zna, lubi i szanuje. Śmiech przez łzy czy łzy przez śmiech, nieważne, efekt ten sam. Czytelnik rechocze sam do siebie, a świadkowie zastanawiają się czy to już czas, by dzwonić po pogotowie czy to zwykły odruch bezwarunkowy. Oj umie ta Kisiel w to, oj umie. To, że Tereska to wiadomo. Tam ekipa nie zawiedzie, ale co gdy na horyzoncie zamajaczy zgoła inne towarzystwo, nie mniej pofiksowane, lecz czy z tym samym humorem i luźną interpretacją rzeczywistości?

   Wraz z wydawnictwem "Mięta" szanowny Kiśl wypuścił w świat powieść zwaną "Nagle trup". Wnikliwy zapyta, ale jaki trup i czemu nagle? Tak sam z siebie czy z pomocą osób trzecich? I gdzie ten trup? Tak publicznie czy jednak bardziej prywatnie? Wyjściowo, w głębi czy całkiem na wylocie? Gdzie raczył wydać ostatnie tchnienie? Zwoje mózgowe przepalają się na rubieżach domysłów. Ach, dokąd, ach, dokąd tak pędzisz ma mózgownico? Poczekaj, zwolnij, daj się dopaść intuicji wszelakiej, bo może tuż pod nosem rozwiązanie leży. A dokądże to pobieży? Zagadka, nie zając, nie ucieknie. Chwila relaksu, a trup sam się znajdzie i wszystko wyjaśni. Na zimno, krótko i rzeczowo. Jak ma to w zwyczaju. Po trupiemu.

   "Nagle trup" to chwytliwy tytuł. Przewrotny, krótki i zapadający w pamięć. W tej komedii Marta Kisiel wraca w pełni glorii i chwały ze swoim specyficznym humorem, czarnym i ociekającym od ironii oraz sarkazmu. Jak mi tego brakowało! Jej styl na nim wspiera swoje filary, toż to fundament kiślowatości. I taką ją lubię najbardziej. 

   Tym razem pisarka funduje czytelnikom podróż po wydawnictwie JaMas, które to nie jest ani znane, ani wybitne, ale na pewno pokręcone. Wystarczy spędzić tam jeden dzień, by nabrać podejrzeń co do słowa "normalność", które chyba musi zostać od nowa zdefiniowane. To wycieczka z atrakcją, z trupem w roli głównej, który jest z kolei przyczynkiem do poznania większych tajemnic pracowników. "Życie, życie jest nowelą, raz radosną" a raz kompletnie niepojętą. Wydawnictwo, trup, książka, majaczący bestseller na horyzoncie, a z tyłu strach o przetrwanie i walka, walka o przydawki, przecinki i słowa. Słowa, które mogą unieść do raju lub wpędzić do grobu. Bycie redaktorem to niebezpieczny zawód, dobry dla ryzykantów, co to lubią na szali kłaść swe życie. Cały sztab ludzi czuwający nad literkami i składem, a nawet samą treścią! I jeszcze do tego PEH czyli promocja i handel, krwawe boje w social mediach, wojny o emotki i kciuki w górę, byle więcej followersów, byle więcej udostępnień. Jak trup, to i służby mundurowe. Szanowny Pan Pozgonny i Mogiła, co to jeden mruk i prawie niemowa, a drugi w lot łapiący chrząknięcia pierwszego i tłumaczący to na ludzki. Wydawnictwo i policjanci. Ach, śmietanka towarzyska, bez dwóch zdań. A w tym wszystkim trzeba dojść czy trup zszedł sam, a może zległ, czy ktoś maczał w tym palce, ewentualnie inne kończyny. Samo życie!

   Po pierwsze należy zauważyć, że uniwersum "Nagle trup" należy traktować z przymrużeniem oka, w każdej kwestii, od działania firmy, od policji po bohaterów. Tu gag goni gag i choć łzy śmiechu nie leją się ciurkiem, to wywołuje szeroki uśmiech.

   Po drugie mocnym akcentem są przerysowane, wręcz karykaturalne postacie, w których to jedna lub dwie cechy decydują o całym jestestwie. Perfecto! Wystarczy spojrzeć na Olafka, Areczka czy majstersztyk - Głazinę. Ile kreatywności potrzeba, by stworzyć cały peleton takich charakterków, a każdy to odmienny typ. Nie ma tu miejsca na głębokie rysy psychologiczne, chociaż zostaje poruszonych kilka wątków pobocznych o nieco poważniejszym wydźwięku.

  O czym mowa powyżej? Uzależnienie emocjonalne, przemoc finansowa w związku (Pan Paragon się kłania), brak zażyłości między małżonkami ze względu na odległość, różnica wieku w związku, stereotypowe podejście do płci i zawodów, podział zadań między rodzicami w wychowaniu dziecka, życiowe priorytety i ich hierarchia, znaczenie rodziny z wyboru w życiu, realizacja siebie na emeryturze. To tylko niektóre, a myślę, że bystre oko dostrzeże jeszcze kilka perełek. 

   Po trzecie - silną stroną tejże komedii jest wspomniany już styl i język autorki. Warto zwrócić uwagę na konstrukcję myśli narratora i dialogów między postaciami. Czy przy tym można pozostać poważnym? Moim zdaniem nie. Sama budowa i przekazane treści zmuszają nawet największego poważniaka do podniesienia kącików ust. 

   Po czwarte - zagadka kryminalna, kto zabił redaktora. Przesłuchania, które dają poszlaki, dziwne zachowania współpracowników, posądzenia o romanse i inne zależności, sprawdzanie technologii zainstalowanej w służbowym wychodku, szmery i bajery, ale większość tropów prowadzi na śledcze manowce, choć zdradza co nieco z życia intymnego bohaterów. Co może policjantów zaprowadzić na ten właściwy szlak? Albo kto? I gdzie jest prokurator? Może to on by rozszyfrował denata? Czy już Buli dojechał albo czy w ogóle wyjechał?

   Po piąte i nie mniej ważne, trwa konflikt o możliwość realizowania podstawowych potrzeb pracownika i człowieka, lecz czy służby mundurowe mają prawo odmówić TAM dostępu? Czy firma z wyższego piętra nie może podać pomocnej dłoni, a raczej papieru o specjalnym przeznaczeniu?

   No gdzie jest ten zabójca, no gdzie, jeżeli w ogóle jest? Gdzie się skrywa, jakie miał motywacje? Dlaczego akurat Chojnowski? Czy jednak zszedł z tego padołu sam, samiuteńki, a cała afera jest o nic? Gdyby to było takie proste...

   Naprawdę dobrze bawiłam się przy tej książce. Jest świetna jako sposób na rozluźnienie, odstresowanie się, poprawienie humoru czy po prostu na wolne, niezobowiązujące popołudnie. Po poważnych knigach naukowych i trudnych tematycznie powieściach ta pozycja jest jak wytchnienie, powiew świeżości, która daje chwilę przerwy na regenerację, by potem znów sięgnąć po cięższy kaliber.

   Dla kogo "Nagle trup" będzie odpowiednią lekturą? Dla złaknionych rozrywki, humoru, z zagadką w tle. Na pewno dla fanów Marty Kisiel i jej podobnych twórców. Przy lekturze należy pamiętać, że to nie jest klasyczny kryminał, lecz komedia kryminalna, z czego ten pierwszy człon najlepiej oddaje jej charakter.

   Czy polecam? Zdecydowanie.

niedziela, 12 czerwca 2022

136) "Axis Mundi" Anny Jurewicz

  Zamknąć oczy i obudzić się w innym świecie, bez tej codziennej syzyfowej wspinaczki, bez problemów, bez strachu o jutro... O ileż życie byłoby łatwiejsze, ale czy to byłoby ono, a nie czysta ułuda, zamknięcie się w złotej klatce? Istnienie to gama różnych emocji i doświadczeń, elementów, które się uzupełniają, mimo że są skrajne. Może odnalezienie owej równowagi pozwala uzyskać pełnię?

   Myślę, że podobne pytania zadaje sobie bohaterka powieści Anny Jurewicz pt. "Axis Mundi", czyli Róża Świętojańska, której świat krąży wokół magii, miejsc mocy i zapomnianych bogów. W poprzednich tomach kobieta rozpoczęła naukę na Uniwersytecie Łysogórskim, wdała się w romans ze swoim profesorem, poznała smak porażki miłosnej, dowiedziała się prawdy o swoich pozornych przyjaciołach, odkryła rzeczy, które powinny pozostać w uśpieniu... "Axis Mundi" rozpoczyna się od wielkiego dylematu, kogo ratować najpierw, przyjaźń czy miłość. Im dalej w las, tym drzew przybywa, a konsekwencji podjętych decyzji nie da się cofnąć, lecz czy na pewno to nasz wybór? Czy życie Róży nie jest grą istot nadprzyrodzonych? Czy ona sama ma wpływ na swój los? Gdzie tkwi haczyk?

  Główna bohaterka to sympatyczna ciamajda, która potrzebuje wiary w siebie i własne zdolności, by trzeźwiej oceniać otoczenie i jego zamiary. Pod płaszczem dobrych intencji kryją się żmije, na które trzeba uważać. Różę można podziwiać za upór, akceptację siebie, chęć dobrnięcia do prawdy. Potrafi także irytować czytelnika, m.in. zwlekaniem z szukaniem pomocy dla przyjaciela, pakowaniem bliskich w kłopoty, niezdecydowaniem uczuciowym, szybkim poddawaniem się itp.

   Jonasz, początkowo, prawie, że idealny, zaczyna stawać się coraz bardziej podejrzany. Owszem, dla Róży wymarzony, ale pewne jego zagrywki dają do myślenia. Jego tajemnicze spotkania ze studentami, współpraca z wojskiem, własna przeszłość - gdzie w tym miejsce dla jego wybranki? Gdzie szczerość i zaufanie? Maska znika, a prawdziwa twarz wychodzi na jaw. Demony przeszłości wyruszają na łowy, a brak ich przepracowania wpływa na wszystkie relacje Wida. 

   W tym całym zamieszaniu ginie Wega. Jest postacią epizodyczną, bez większego znaczenia dla fabuły, choć szkoda, bo wskazówki zarysowane w poprzednich częściach sugerowały zupełnie coś innego. Czuję tu niedosyt.

   Corveusz, ujmujący swym charakterem, postępowaniem i historią. Przyjaciel od A do Z, choć pozory mogą sugerować coś zgoła innego. Mimo zdobytych doświadczeń, niełatwych zadań, robi co może i chroni Różę, nawet w tym innym stanie skupienia.

   Autorka jako psycholog świetnie opisuje relacje międzyludzkie, potrafi je przedstawić, zarysowując słowami ich głębsze warstwy, odczucia bohaterów i ich konsekwencje, co najbardziej widać na przykładzie głównej pary, ich wzlotów i upadków. Podobnie rzecz ma się z umiejętnością rozliczenia się z przeszłością. Myślę, że każdy z nas może znaleźć w swoim życiu podobne chwile, gdy teoretycznie zamknięty rozdział, otwierał się z hukiem i wypuszczał czarty z bolesnymi wspomnieniami, mającymi wpływ na teraźniejszość. Świętojańska i Wid niosą ze sobą ciężary dawnych dni, które komplikują im obecne relacje, uniemożliwiając szczere cieszenie się chwilą, bo gdzieś w podświadomości czai się lęk, że stare życie wypłynie lada moment. Pisarka dobrze pokazuje działanie tego procesu.

   Fabuła sama w sobie jest ciekawa, czytelnika intryguje to jak to się w końcu skończy, choć miejscami jest zbyt rozwlekła, choć to tylko moja opinia, np. dochodzenie do siebie Jonasza po strzydze, a tam, gdzie wręcz prosiłoby się o więcej, np. Nawia, działanie Dzikiego Gonu, Róża w zaświatach - mija raz dwa, bez wdawania się w zbędne szczegóły. Wiele pozostaje w sferze domysłów. Sporo niedopowiedzeń. 

  Wątkiem spajającym całość jest element Starej Wiary, słowiańskich bogów i demonów, które w jakiś sposób pragną przeniknąć do współczesnego świata, by na nowo zaistnieć. Nie wiadomo dokładnie ani kiedy się zbudziły ani kto to zrobił. Może to Róża i jej boska cząstka? Słowiańskość nie odgrywa tu głównej roli, jest tłem. Spotkamy tu wiła, strzygę, potomka Leszego, chichonia. Spośród bogów pojawia się Mokosz, Swaróg, jedna z rodzanic. Ukazuje się również nowe wcielenia Welesa. Jeden z biesów zwraca uwagę, że oni i bogowie powstali dzięki wyobraźni ludzi, ich wierze, ich myśl ich ukształtowała. Dopóki pamiętają, istnieją. Okruchy dawnej wiary poukrywane są w legendach, przypowieściach, przysłowiach, ludowych zwyczajach, które przywłaszczyło chrześcijaństwo. Tkwi w tym ziarno prawdy. Naszych korzeni można, a nawet należy szukać w folklorze jako echa przeszłości. W "Axis Mundi" mitologia słowiańska ożywa i ma realny wpływ na życie ludzi, funkcjonowanie świata. Wątek Mokosz i Kemidy przy kołysce dziecka wskazuje na to jak dawniej pojmowano przeznaczenie. Nawia w wykonaniu tej powieści jest nieco uboga, ta wizja aż prosi się o rozbudowanie, choć pomysł z drzewem życia mnie zaskoczył tak samo jak nowy Weles. Swaróg jawi się jako zmęczony władzą, świetnie odnajdujący się w zakamarkach nowej wiary. Mokosz, choć początkowo przyjazna, z czasem sprawia wrażenie wrednej zołzy, dla której cel uświęca środki. Jak Róża ją tolerowała? Nie wiem.

  Pomysł autorki na wplecenie słowiańskości do współczesności jest udany, choć według mnie niektóre elementy mogły być bardziej rozbudowane. Jednak warto zauważyć, że wiele pozostaje do domysłu, co wydaje się celowym zabiegiem.

 Uważam, że najważniejszym wątkiem poruszanym w tej powieści jest przemiana Róży, z kobiety niepewnej siebie i uzależnionej od opinii innych, a zwłaszcza mężczyzn ku wyzwoleniu, odzyskaniu wpływu na swoje życie i wybory. Po tych trzech tomach śmiem twierdzić, że Świętojańska została brutalnie potraktowana przez los, niczym zabawka. Bawiono się jej uczuciami, wykorzystano słabe strony. Szczęście w nieszczęściu, nadszedł ten moment, gdy Róża budzi się z długiego snu, wygrywa sama ze sobą, by ruszyć ku dorosłemu życiu z wszelkimi jego odcieniami.

   "Axis Mundi" jest uwieńczeniem trylogii o Róży Świętojańskiej. Książka napisana barwnie, przyjemnym stylem, rzuca nieco więcej światła na tajemnice Uniwersytetu Łysogórskiego i jego otoczenie, związane z magią i Starą Wiarą. Przyciąga uwagę, choć pozostawia niedosyt w sferze słowiańskiej, ale jak wspomniałam, to tylko tło dla ludzkich dramatów i ewolucji psychologicznych bohaterów. W czytelniku narasta pytanie czy sam o sobie decyduje czy jest tylko pionkiem w grze sił wyższych. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi.

   Po tej książce mam mieszane uczucia. Polecić mogę fanom obyczajówek z elementami fantastyki. Słowianofile odnajdą tu małe co nieco. "Axis Mundi" nie jest tak lekkie jak poprzednie tomy. Robi się poważniej, boleśniej i bardziej krwawo, pod względem psychicznym i fizycznym. Świat Róży może emocjonalnie przytłoczyć. Dobrze czy źle? Zależy, co kto lubi, a o gustach się nie dyskutuje. Niech każdy czytelnik sam podejmie decyzję.

poniedziałek, 6 czerwca 2022

135) Słowiańskość dla dzieci, czyli "Bajanki Słowianki" Magdaleny Zawadzkiej-Sołtysek

 Jak najłatwiej dotrzeć do najmłodszych czytelników? Jaką formą najlepiej ich przekonać do siebie? Czy zadziałają stare metody czy trzeba brać pod uwagę zdobycze najnowszej techniki? Jak osiągnąć sukces? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na powyższe pytania, ponieważ wszystko zależy od wyboru grupy docelowej i indywidulanych gustów.

   Jesteś dorosłym słowianofilem i tę miłość chcesz przekazać swojemu dziecku w spadku? Jak je oswoić z bogami i demonami? Jak pokazać to, co ważne? Czy poprzez zabawę można przekazać ową wiedzę? Czego można do tego użyć?

   Z pomocą przychodzi Magdalena Zawadzka-Sołtysek wraz z wydawnictwem Nine Realms, którzy razem stworzyli "Bajanki Słowianki" wydane jako książeczkę z 33 wierszykami, wspaniałe słuchowisko czytane głębokim głosem Wojciecha Żołądkiewicza z muzyką zespołu Mehehe oraz kolorowanką z rysunkami Marcina Adamskiego. Całość prezentuje się niezwykle bajecznie, tj. kolorowo, klimatycznie i wciągająco.

   Wiersze pisarki w poetyzowany sposób krótko omawiają główne cechy i zadania bóstw oraz pokazują swojskie stwory. Ta forma przekazu oddziałuje na wyobraźnię poprzez rytm nadany przez słowa, które łatwo zapadają w pamięć, dzięki czemu można dać się ponieść historii. Raz za razem poszczególne elementy układają się w całość, która nie powinna mieć końca. Czemu? Dlatego, że tak bardzo wciąga. Słowo za słowem, może być i nawet słowotok. O puzzlach z rodzimej wiary można czytać bez końca.

   Audiobook to majstersztyk. To magia jak za pomocą głosu i słów można wyczarować inny świat, pełen tajemnic i zagadek. Wojciech Żołądkiewicz może prowadzić na manowce, a i tak wierzy mu się bezgranicznie. Niech baja i baja, niech pozwoli usiąść koło swego ogniska i zasłuchać się w przeszłe wieki, które wydobywa spod wieka swej księgi "ledwie" zapomnienia. Mnie porwał swoją interpretacją, modulacją głosu. Zresztą, warto zwrócić uwagę na efekty dźwiękowe, które znacząco wzbogacają odbiór, pobudzając fantazję. Muzyka współgra z tekstem. Czego chcieć więcej?

  Kolorowanka jest głównie przeznaczona dla młodszych, chociaż myślę, że i starsi docenią ową formę rozrywki dla ujścia kreatywności. Gra barw, dobór kredek lub innych pisadeł. To dobre rozwiązanie dla dzieci, które podczas słuchania mogą poznawać rodzimą kulturę, a dorośli potraktować to jako gadżet antystresowy.

  Tekst, głos, muzyka i ilustracje uzupełniają się, budując słowiańskość łatwo odbieralną dla najmłodszych, choć myślę, że i starsi czytelnicy skuszą się na taki prezent i nie pozostaną na niego obojętni.  

 Uważam, że to ciekawa pozycja na rynku wydawniczym, z którą warto się zapoznać. 

PS Spójrzcie tylko na te dopracowane graficzne detale, cudo!