Recenzje tematycznie

niedziela, 13 grudnia 2020

80) Jawia w ogniu wojny... czyli o "Obrońcach" Franciszka Piątkowskiego

    Znacie to uczucie, kiedy z niecierpliwością czekacie na listonosza, który ma do Was dostarczyć coś bardzo ważnego? List, paczka... może kilka słów od dawno niewidzianego przyjaciela? Może kilka niezbędnych drobiazgów? Może coś dotyczącego Waszej pasji? Moment, gdy trafia w Wasze ręce to wyczekane, wychuchane "coś" poziom ekscytacji sięga zenitu. Potem już z górki. Obejrzane z każdej strony, "wytulone" dotykiem i spojrzeniem.

   Tak właśnie się czułam, gdy w moje ręce trafiła najnowsza książka Franciszka Piątkowskiego "Obrońcy", trzeci tom przygód Marka Lichockiego i całej zgrai słowiańskich biesów. Akcja powieści toczy się współcześnie na terenie Polski i dawnych ziem naszych przodków, tj. m.in. na Połabiu z Arkoną na czele. Świat się zmienia. W Jawii rozgościł się najgorszy koszmar rodzimego panteonu, sam Trojan. Jak się tu dostał? Czy ktoś mu pomógł? Skąd te masowe zgony? Co wywołuje panikę wśród rządzących krajem? Z czym wiąże się nagły przyrost ilości demonów i plugawców? Czy możliwe, by to jedno bóstwo było odpowiedzialne za tyle nieszczęść? Skąd czerpie swoją energię? Co to oznacza dla Słowiańszczyzny?

   W trakcie lektury rodzi się mnóstwo pytań, ale autor co rozdział zaskakuje nowym elementem, udzielając częściowych odpowiedzi. Podobnie rzecz ma się z fabułą. Pędzi, akcja za akcją, ale nie na łeb na szyję, ponieważ tonują ją świetne dialogi i opisy. Tego dowcipu widocznego zwłaszcza nad pewnym akwenem (wtajemniczeni zapewne wiedzą o co chodzi i już się uśmiechają na samo wspomnienie), mogłoby być nieco więcej, ale sytuacja w Jawii nie sprzyja temu, choć szkoda. Język autora jest jasny, klarowny i bezpośredni, gdy wymaga tego fabuła, nie przebierając w słowach, co wywołuje czasem ciarki przerażenia, wobec tego, co się dzieje. F. Piątkowski nie bawi się w półśrodki, wali prosto z mostu, gdy trzeba. Tym samym sprawia, że czytelnik odczuwa podobne emocje do bohaterów.

   Co z kreacją postaci? Marek w pełni dojrzał do roli, którą powierzyli mu bogowie. Jest nie tylko powiernikiem dla rodzimowierców, strażnikiem ładu w Jawii, ale przede wszystkim obrońcą równowagi pomiędzy trzema krainami słowiańskiej kosmologii. Mimo wszystko w jego życiu najważniejszą rolą pozostaje bycie ojcem i mężem, choć narzucony mu zawód pozostawia mu niewiele czasu na rodzinne troski. Lichocki staje się pewniejszy siebie i swoich umiejętności, spotkania z kolejnymi biesami tylko go w tym utwierdzają. Czasami ta postawa może irytować, a nawet prowadzić do oceny go jako narcyza, ale to pozorne. Marek musi być silny, odważny i obiektywnie oceniający swoje możliwości, by móc spełnić pokładane w nim nadzieje. 

   Uwielbiam najbardziej nietypowe i najdziwniejsze trio pod słońcem Jawii, Nawii i Prawii. Strzygoń Bezmir, wegewampir Radek i domowik Witek. Któż by pomyślał, że wspólny cel może zjednoczyć wrogie sobie z natury istoty i połączyć tak silną więzią? Przez całą fabułę śledziłam ich losy zaintrygowana. Autor zaskoczył mnie doborem biesów, ich charakterów i przygód. Zdradzę tylko tyle, że oni są przykładem na to, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i można z nimi zjeść beczkę soli.

   Mój ukochany bies, Leszy, pojawiał się i znikał, ciągle mi go mało, ale trzeba przyznać, że ma głowę na karku i należy się z nim liczyć. Dlatego lepiej szanować las i jego mieszkańców. Jeśli nie, to warto strzec się nawet niepozornego grzybka. Nieszczęśnika czeka wówczas niezła niespodzianka z wkładką.

   Podobną rolę jak trio odgrywa drużyna stworów pod przewodnictwem Miły w Nawii. Ich zmagania wywołują całą gamę emocji. Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że czasem na język suną się ostrzejsze słowa, odczuwa się bezsilność wobec losu, a łzy same cisną się do oczu. Ich postawa i motywacja zasługuje na podziw. Zdecydowanie. W tym miejscu chciałabym głośno zaznaczyć, że ta jedna konkretna strata zgodna z zamysłem autora boli tak jakby straciło się członka rodziny. Jak tak można? Chciałabym łudzić się, że bogowie będą potrafili to cofnąć.

   Po drugiej stronie szali autor umieścił Trojana z plugawcami, Biezdara i ich popleczników. Istna mieszanka wybuchowa, w której prym wiedzie bóg chaosu i wieszczy. W swojej pomysłowości, bezwzględności, okrucieństwie i braku jakichkolwiek ciepłych uczuć nikt ich nie prześcignie. Ich kreacja wymagała od pisarza zagłębienia się w najgłębsze czeluści umysłu zbrodniarzy, zapoznania się z ich mentalnością i perspektywą, co odwzorował w tych dwóch czarnych charakterach.

   Wszystkie te elementy są powiązane ze słowiańską mitologią. Bogowie, wspomniane już demony. To tylko pojedyncze przykłady. F. Piątkowski pochylił się również nad postacią Baby Jagi, Rybiego Króla i pięknej Gustebaldy, zgrabnie wplątując je w fabułę. Należy zwrócić uwagę także na lustro Twardowskiego. Podobnie rzecz ma się z grodami plemion Słowiańszczyzny rozrzuconymi  po całym jej obszarze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Czerwień oraz Arkona, opisane dokładnie wraz z umiejętnie oddanym klimatem. Czytając te fragmenty ma się wrażenie, że w wędruje się po nich razem z Markiem.

 

  Ważnym wątkiem poruszonym w "Obrońcach" jest zachowanie równowagi w przyrodzie, która ma związek z rocznym cyklem pogodowym i wegetacyjnym roślin oraz życiem każdej istoty. Koło dziejów się toczy, rok w rok historia się powtarza, pory roku następują po sobie. Wszelkie zakłócenia w tym rytmie sieją spustoszenie w naturze. Odczuwa je każdy organizm. Autor świetnie przedstawił to na przykładzie Marzanny i nienazwanej z imienia Dziewanny. O tę kruchą równowagę należy dbać, a trzeba uświadomić sobie, że ludzkie poczynania mają z nią wiele wspólnego, ale to nie miejsce na takowe dywagacje. Jednak warto się nad tym zastanowić.

   Wspominałam już, że "Obrońcy" jako powieść silnie akcentuje znaczenie prawdziwej przyjaźni w trudnych chwilach. Ta więź skłania do wielu poświęceń, sprzyja szczerości i lojalności, budowania bezgranicznego zaufania i wsparcia w każdej sytuacji. Nie istnieje tylko międzyludzka przyjaźń. Ona może być międzygatunkowa, np. między stworami, człowiekiem a biesem. Ta prawdziwa jest wzajemna i bezinteresowna, nie oczekuje na poklaski, ona po prostu jest. F. Piątkowski pokazuje na wielu przykładach na czym ona polega, jak ją pielęgnować. Przypomina, że jest możliwa, choć w naszych czasach trudna do odnalezienia. Mimo to warto jej szukać, a może ona sama nas znajdzie, gdy przyjdzie czas?

   Przy okazji Trojana autor poruszył ważny wątek dotyczący władzy. Sianie zamętu i strachu tylko potęguje lęk społeczeństwa. Ponadto wiele istotnych prawd wrzuca się pod dywan, a uwagę kieruje się na inne rzeczy. Owe próby mydlenia oczu często są bardzo skuteczne, bo lęk paraliżuje logiczne i analityczne myślenie, zdając się na schematy i wszechobecną propagandę. F. Piątkowski świetnie ukazał te procesy, co tylko potwierdza, że jest naprawdę dobrym obserwatorem życia społecznego i politycznego.

   W powiązaniu z władzą polityczną działa kościół, choć przedstawiony tu biskup należy do osób potrafiących wiele zrozumieć i dostosować się do zaistniałych warunków. Zażyłości owego duchownego z czołowymi politykami, ich podporządkowywanie się jego prośbom nasuwa na myśl pytanie o to czy w ogóle istnieje rozdział państwa od kościoła, a jeśli tak, to w jakim procencie. Uważam, że to szczególnie ważne obecnie zagadnienie. Na pewno skłania do refleksji.

   Świat wykreowany przez F. Piątkowskiego wciąga od pierwszej strony. Może zrazić do siebie osoby delikatne, nielubiące bardziej krwawych scen i bluzgów, ale przestrzegę, że one są tu uzasadnione i wręcz konieczne. W końcu Trojan nie jest niewinną owieczką, a bogiem chaosu, złem wcielonym, nieznającym słowa "litość". Oprócz dobrze wykreowanych postaci, ciekawej fabuły, masy kreatywnych pomysłów co do powiązania elementów słowiańskich wierzeń, historii i legend z  przygodami Lichockiego, ta powieść ma specyficzny klimat, który uzależnia. Tak jak na początku "Powiernika" miałam lekkie wątpliwości czy to lektura dla mnie, tak z każdym kolejnym rozdziałem wniknęłam w ten świat. "Widzący" mnie pochłonął, podobnie jak zbiór opowiadań "Bogowie i stwory". Przy "Obrońcach" po prostu ruszyłam przed siebie z najlepszym słowiańskim przewodnikiem Markiem. Nie miałam wątpliwości. To jak spotkanie z bardzo dobrym kumplem po latach, który nigdy Cię nie zawiedzie. Mnie tu ujmuje słowiańskość obecna na każdym kroku, wyzierająca spod każdego słowa, te cudne historyczne niuanse, propagowanie rodzimej wiary i kultury. Co dociekliwszy czytelnik odnajdzie nawet wyjaśnienia pewnych ludowych zabobonów.

   "Obrońcy" to kontynuacja jednej z moich ulubionych serii, całkowicie osadzona w słowiańskim uniwersum, która powinna spodobać się każdemu zainteresowanemu tą tematyką. Dla mnie to strzał w dziesiątkę. To nie tylko obrońcy przed Trojanem, to obrońcy Jawii, Nawii i Prawii, obrońcy dawnej wiary i tego całego dziedzictwa. Ponadto sam tytuł wskazuje, że w tym układzie ważny jest nie tylko Marek Lichocki, ale wszyscy jego stronnicy, ponieważ każdy z nich jest niezbędnym elementem tej wyjątkowej układanki. Kolejny raz autor w tak kluczowym miejscu pokazuje, co w życiu jest ważne i czym należy się kierować. Tak, to lektura, do której będę chętnie wracać.


PS Mam nadzieję, że autor jeszcze niejedną scenę poświęci owym "najmundrzejszym" wodnikom. Uwielbiam ich. Z takimi to życie nigdy nie będzie nudne, a jak testują cierpliwość... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz