Marta Krajewska jest rosjoznawczynią z wykształcenia, z pasji opowiada o życiu Słowian, pisze, gra na ukulele, hoduje owce i dba o swoje dzieci jak nikt inny, a robi to nie używając żadnej magii. Zorganizowała również pierwszy konwent fantastyki słowiańskiej Slavicon. Jest autorką kilku powieści, opowiadań i słuchowisk. Miesza w kotle kultury z wyczuciem, budując złożone historie, skomplikowane postacie i niejednoznaczne światy. Okrasza to niezwykle magicznym plastycznie językiem, budując klimat poprzez opisy i stopniowe narastanie napięcia, wrzucając punkt kulminacyjny dokładnie tam, gdzie powinien być.
Główna oś fabuły kręci się wokół Vendy, opiekunki Doliny i ostatniego wilkara, DaWerna. Ich decyzje praktycznie decydują o losach mieszkańców wioski. Ona leczy, uzdrawia, odczynia uroki, wysyła duchy do Nawii. Jest zielarką i żerczynią. Dojrzała przez lata, nauczyła się wybierać między mniejszym a większym złem, choć pełna wątpliwości i zgorzknienia, zna swoje miejsce i obowiązki, które niejednego by przygniotły. Jej świat zbudowany jest z trudnych decyzji, ciągłych rozterek, ale przetykają to nici drobnych radości jej podopiecznych, uśmiechu i beztroski młodego pokolenia. To prawdziwa matka z krwi i kości dla dolinian. DaWerna poznajemy cały czas, jest tajemniczy, pełen energii, witalności, chłonie życie i jego dary, czasem ponoszą go emocje, ale potrafi je okiełznać, wykazując się silną wolą i zdrowym rozsądkiem. Mimo wilkarskiego pochodzenia zżywa się z mieszkańcami wioski, rozumie ich i szanuje, ich tradycje, a oni go nie ograniczają. Tężyzna fizyczna skrywa czułe i troskliwe wnętrze, ogromne serce i wielki charakter. Od początku byłam za nim i do ostatniej strony pozostałam mu wierna. Mój faworyt!
Warto też zwrócić uwagę na Alasę i Irkego. Odrzuceni przez swą inność, zepchnięci na margines, samotni, a mimo to dostatecznie silni, by walczyć o siebie. Czasem wystarczy obecność kogoś bliskiego, kto trwa obok i wspiera bez cienia zarzutu i wierzy, mimo wszystkich przeciwności dookoła. Ich los napawa nadzieją. Na każdego, nawet w głębi mroku, czeka światełko, które rozjaśni ból, problemy i da siły do walki z codziennymi troskami, pozwoli się uśmiechnąć i zamarzyć o życiodajnych promieniach słońca.
Pojawia się wątek przemocy starego kowala i zawiści, którą żyje, strachu przed zemstą Pana Lasu, ożenkiem bez miłości, zazdrości, samotności, nieokiełznanego gniewu, lęku przed innością. Dla równowagi wkrada się oswajanie z różnorodnością i pokazywanie jej z różnych perspektyw, pokonywanie barier strachu, życie zgodne z własnym wyborem.
Ta powieść uczy, czym jest życie, z wszystkimi jego wadami i zaletami, pokazuje różne ścieżki i ich możliwe zakończenia, cały czas dobitnie udowadniając, że każda decyzja to wybór i konsekwencja, bez względu na wiek i pochodzenie. Wolna wola wymaga refleksji i pewnej zadumy oraz hołdowania pewnym wartościom.
Wilcza Dolina to także inspiracja słowiańskością, poczynając od życia codziennego mieszkańców wioski, tj. wyglądu domostwa, pracy na roli, przygotowywania się do zimy, budowy elementów obronnych po bardziej uroczyste chwile jak czas świąteczny dziadów, przesileń, spotkań w gaju z bogami, obchodów Nocy Kupały czy tryzny. To również wiara w Welesa, Mokosz, Roda i Rodzanice, Swaroga czy Peruna. To koegzystowanie z biesami, np. domowikiem, ubożętami, kikimorą, latawcem, chmurnikiem, zmorą, wąpierzem czy innym upiorem. To też uszanowanie cyklu przyrodniczego roku, życie w zgodzie z naturą i docenianie jej. Tak jak w przypadku Atry, którą pokochał sam Leszy, pozwalając jej dotrzeć do serca swego lasu. Owa słowiańskość tchnie z każdej strony, choć nie jest wprost nazwana, nie musi. Ona oplata i sięga prosto do wnętrza duszy.
Szczerze mówiąc, bardzo obawiałam się tej części trylogii ze względu na przeskok czasowy, próbę zamknięcia tego wszystkiego w jednym tomie, na szczęście na próżno. Marta Krajewska opisuje to tak jak powinno być, każdy element wskakuje na swoje miejsce i dzieje się magia liter. Historia Vendy i DaWerna domknęła się, choć Dolina ma jeszcze niejedno do opowiedzenia, a powiadam Wam, potencjał ma ogromny.
Warto też zwrócić uwagę na wydanie. Piękna okładka, kolorystyka, czcionka - zgrane z pierwszymi tomami. I miód dla oczu - ilustracje! Ochy i achy mogę wznosić nad talentem i wyczuciem Bernadety Leśniowskiej-Gustyn. Prawdziwe dopełnienie treści.
"Wezwijcie moje dzieci" Marty Krajewskiej to niebanalna powieść fantastyczna inspirowana słowiańskością osadzoną w autorskim uniwersum Wilczej Doliny, której każdy szczegół został dokładnie przemyślany, przeanalizowany, co daje genialny rezultat puzzli, które wreszcie można ułożyć po długim oczekiwaniu na zaginione kawałki. Czaruje klimatem, bohaterami i samą fabułą, porusza ważne wątki, nie boi się trudnej tematyki, wzbudza ogrom emocji i co rusz zaskakuje obrotem akcji. Ta powieść uczy pokory, stawiania czoła przeciwnościom losu, jednocześnie dając nadzieję na lepsze jutro i pokonanie własnych lęków, a nawet demonów przeszłości.
To podróż po niezwykłym świecie, tak odległym, choć tak bliskim. To historia, która zostanie na długo w pamięci i sercu, do której ponownie się sięgnie, by spotkać się z dobrymi znajomymi. Magio Wilczej Doliny trwaj i niech kolejni opiekunowie skutecznie chronią jej mieszkańców! Wilkarska krew, czule wychowana może wiele dobrego zdziałać!
Vendo i DaWernie, dziękuję za to wyjątkowe przeżycie, wspólne przygody i rozbudzenie miłości do słowiańskości.
Marto Krajewska, dziękuję za Wilczą Dolinę! To magia sama w sobie. Pisz, twórz i niech wena Cię nie opuszcza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz