Recenzje tematycznie

wtorek, 27 marca 2018

10) "Pani Jeziora" A. Sapkowskiego, ostatni tom cyklu o Wiedźminie

     Poprzednie tomy rozbudziły moją ciekawość względem przygód Ciri i Geralta, a zwłaszcza tego ostatniego. Sapkowski umiejętnie rozbudowywał napięcie, kończąc dość nieoczekiwanie tom czwarty. Co nam zaserwowała "Pani Jeziora"?
    Fabułę otwiera nam zupełnie nowa postać, Nimue, Pani Jeziora, która badała legendę o Dziecku Przeznaczenia i Wiedźminie, zajmując wieżę nad jeziorem, sprowadzając nawet praktykantki do tegoż szczytnego celu. Ciekawy zabieg, urozmaicenie i nowy wątek, który w dalszym etapie okaże się uzupełnieniem całej historii.
    Spora część tomu została poświęcona Ciri i jej podróżom przez czas i światy powstałe po Koniunkcji, a może i przed nią. Najpierw trafiliśmy do świata elfów, które swą nazwę zawdzięczają olchom. Wszystko wydawałoby się piękne, bo i mamy czarowne budynki, świat roślinny, uroczych mieszkańców, ale pozory często mylą. Obcym nigdy nie wolno ufać do końca i należy zachować zdroworozsądkową ostrożność. Zdecydowanie. Literatura przyzwyczaiła nas do obrazu spokojnych, poetyckich, kochających pokój i piękno elfów, walczących tylko w ekstremalnych warunkach. Sapkowski zadaje temu cios od samego początku cyklu. Jednak dopiero w "Pani Jeziora" widzimy całą krwiożerczość tego gatunku. Podróż Ciri to nie tylko elfy i podbity przez nie świat, ona podróżowała w czasie, odwiedzając znane tereny od czasów prehistorycznych aż daleko hen hen w przyszłość. Momentami nosiło to znamiona wręcz apokalipsy. Myślę, że tych przeskoków nie należy odczytywać dosłownie, ale metaforycznie. Być może jako formę ostrzeżenia przed niszczeniem swojego otoczenia, środowiska?
    Autor poświęcił kilka większych rozdziałów wędrówce drużyny Geralta. Strudzeni podróżą mieli osiąść na parę dni w królestwie Toussaint (czy również wg Was nazwa jest inspirowana językiem francuskim?), słynącym z produkcji wina, a co z tym się wiąże - beztroską, zabawą, ucztami. Naszym miłym czas tu znacznie się przedłużył. Jaskier odnowił stare znajomości i nawet zyskał tytuł, Geralt poznał niezwykle czarującą Fringillę Vigo, Milva - pewnego starszego jegomościa kochającego polowania, Regis - stworzenie nawiedzające nocą dorosłych panów, a Cahir całe narzecze młodych panien, które nie były w stanie oderwać od niego oczu. To zdecydowanie moje ulubione fragmenty tej książki, zwłaszcza poświęcone towarzyszom drogi Wiedźmina. Świetna charakterystyka, większa głębia ich postaci. Jedyne co zabolało, to to jak autor z nimi postanowił się rozprawić na sam koniec. Ode mnie Pan Sapkowski ma za to dużego minusa, ponieważ istniały alternatywy, dużo ciekawsze rozwiązania niż tak banalne. Zresztą sami się przekonacie, jak przeczytacie.
   Ciri w trakcie nauki w świątyni Melitele poznała chłopca, typ mola książkowego, Jarre. W "Pani Jeziora" młodzieniec postanowił zaciągnąć się do wojska, by bronić ojczyzny z patriotycznych pobudek. To z jego punktu widzenia mogliśmy obserwować rozwój walk pomiędzy poszczególnymi grupami, jak tak naprawdę wygląda wojna z perspektywy zwykłego szeregowca. Piechura w dodatku. Ból, krew, łzy i cierpienie. Bezsens śmierci młodych, próby ratowania życia przez lekarzy i uzdrowicieli. Postać Jarre zdecydowanie ubarwiła książkę i wzbogaciła ją. Przy okazji tylko wspomnę, że tu znów spotkamy starą znajomą, Shani, studentkę z Oxenfurtu.
   Sapkowski w końcu rozwiązał również sprawę tajemniczej Loży czarodziejek, czemu tak naprawdę przyświecała ich misja, zadanie bojowe wręcz. Poznaliśmy silne charaktery kobiet o rzadkich umiejętnościach i wiedzy, ambicji i charyzmie, które czasem zatracały moralność i człowieczeństwo w imię wyższego dobra. Ciekawy zabieg, przypominający nieco zjawisko iluminatów.
   W końcu odkryto przed nami zagadkę Ciri, Geralta i Yennefer. W końcu. Nie spodziewałam się tak ckliwego zakończenia tego wątku. Ale kto wie, czy kiedyś nie powstanie jakieś choćby krótkie opowiadanie o tym? Mam szczerą nadzieję, że będzie jakiś ciąg dalszy.
    W poprzednich recenzjach cyklu o wiedźminie sygnalizowałam pojawianie się symbolu jednorożca. Otóż nareszcie jest rozwiązanie! Ciekawe, intrygujące i dogadzające wszystkim koniarzom (czyt. wielbicielom koni). Istoty rozumne, piękne, szlachetne, broniące swego terytorium, pomagające w potrzebie, godne bliższego poznania.
    Język momentami archaizowany, pozwalający wczuć się w klimat książki. Zadowalająca ilość opisów. Ciekawe postacie, rozwinięta fabuła, ale brak wykorzystania pełnego potencjału pomysłu. Po przeczytaniu czuję niedosyt, zdecydowany, zwłaszcza w sferze opisu pomrok, czyli wszelakich stworzeń ze świata demonów i bogów słowiańskich. 
    Czy polecam? Warto zaznajomić się z całym cyklem o Wiedźminie, bo Geralt z gry, a Geralt z książki to postacie kompletnie różne pod względem cech temperamentu czy osobowości. 
    Mimo pewnych niedociągnięć (w moim mniemaniu) gratuluję Panu Sapkowskiemu umiejętności stworzenia całkiem nowego uniwersum z tak rozbudowaną sferą geograficzną, polityczną i historyczną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz