Recenzje tematycznie

sobota, 17 marca 2018

8) Przygoda z "Wiedźminem" A. Sapkowskiego - poprzez krew, czas aż do chrztu ;)

      Wgłębiając się w tematykę słowiańską i brnąc przez kolejne tomiszcza tyczące się tego tematu trudno przejść obojętnie od klasyki w postaci Wiedźmina A. Sapkowskiego. W środowisku rówieśników owszem ten temat wypływał co jakiś czas, ale głównie ze względu na premiery kolejnych części gry pod tym tytułem właśnie. Ponadto gdzieś we wspomnieniach z lat dziecinnych majaczą migawki z oglądanego serialu nagranego na podstawie osławionej książki. Jednak do niej samej nie było mi po drodze, a to w bibliotece nie było wolnych egzemplarzy, a to wciągnęła mnie zupełnie inna tematyka i tak zleciało mi dobrych kilkanaście lat życia w nieświadomości, ale w końcu nadszedł czas by to zmienić. W końcu zaopatrzyłam się we własne książki mówiące o Geralcie, Białym Wilku, który chyba do końca życia będzie mi się kojarzył z Michałem Żebrowskim.
     Dzisiaj chciałabym zająć się trzema pierwszymi tomami. O czym one opowiadają? Czym czarują, a czym denerwują? Czy warto po nie sięgnąć?
     Pierwszy tom, "Krew Elfów", skupia się przede wszystkim na dziecku, Lwiątku z Cintry, Dziecku Niespodziance, Ciri, która przypadkiem stała się przeznaczeniem wiedźmina. Geralt wyrwał dziewczynkę z wojennej pożogi, unosząc ją do swej "rodzinnej" siedziby, Kaer Morhen. Sapkowski serwuje nam grom opisów elementów walki, które Ciri dzielnie trenowała pod okiem adoptowanych wujków, ledwie dotykając sfery jej rozwoju emocjonalnego czy więzi, która wytworzyła się między nią a Białym Wilkiem. Męskiemu światu, w który wpadła dziewczynka ewidentnie brakowało kobiecej ręki. Radą na to było sprowadzenie czarodziejki, która ujarzmiłaby niezwykłe talenty Lwiątka, nauczyła je z nich korzystać i kontrolować. Czarodziejki, które nie były tak całkiem obce i obojętne Geraltowi. Takie, którym choć trochę ufał, którym powierzyłby swój skarb. W ten oto sposób poznajemy Triss Merigold, kobietę, która uciekła śmierci, a o którą upominał się Chaos. To ona przypomniała Ciri o pewnych ograniczeniach jej płci, pewnych dniach podczas których miała prawo czuć się gorzej i nie brać udziału w morderczych treningach, jednocześnie uświadamiając mężczyzn, żeby przestali ignorować pewne sprawy. Następnie poznajemy tajemniczą miłość Geralta, Yennefer, czarnowłosą piękność, która nie tylko szczyciła się urodą, ale i żywą inteligencją, niezwykłymi umiejętnościami i ciętym językiem. Czarodziejka, która nie tylko zdobyła serce Białego Wilka, ale i małej dziewczynki oraz sama straciła je dla nich, chociaż nie umiała się do tego przyznać. W "Krwi Elfów" pisarz nie oszczędził nam opowieści o polityce i wojnach, które opanowały świat wiedźmiński i stały się motorem napędowym całej akcji. Mamy pod dostatkiem intryg, spisków, sojuszy i zdrad. Polityka i magia mieszają się ze sobą, nie ma jasnych zasad działania, kocioł wrze i gotów w każdej chwili zatopić świat w konflikcie, a pośrodku tego Geralt wraz z Ciri, próbujący uciec przed losem wyznaczonym elfią przepowiednią... Krew elfów przelewa się przez palce ludzi, Wiewiórki nie odpuszczają zemsty sprzed lat, a zdradziecki Nilfgaard próbuje przejąć władzę... czy ktoś to powstrzyma? I co z tym wspólnego ma mała dziewczynka z Cintry? Ten tom mnie nie zachwycił. Nadmiar opisów walk, potraktowanie po macoszemu sfery psychologicznej bohaterów, nieco naiwne zachowanie Geralta, jaśnie doskonałość Yennefer, przepychanki między byłymi kochankami, niewiele opisów życia Ciri w szkole, zwykłej codzienności. Mimo to ciągnęło mnie do kolejnego spotkania z Geraltem.
    Drugi tom sagi, "Czas pogardy", był trochę ciekawszy. Mamy tu okazję znacznie lepiej poznać Yennefer i Ciri, rodzącą się więź między nimi. Wreszcie autor pokazuje nam sferę psychologiczną, nie zawsze mówiąc o niej wprost. Ukazane sytuacje są wystarczające dla osób czytających między wierszami. Nasze bohaterki zmierzały wprost na spotkanie czarodziejek. A ileż przygód po drodze! Zresztą nie tylko one się miały okazję do nich. Biały Wilk nie próżnował, próbując dotrzeć do przybranej córki. Wydawałoby się, że wiedźmin po przejściu mutacji winien stracić zdolność do odczuwania głębszych uczuć. Jednak Geralt z Rivii był tym szczęśliwym przypadkiem, który zdołał tego uniknąć, dzięki czemu czytelnicy mają możliwość oglądania chwil jego rozterek, wątpliwości, co na wskroś przejmuje serce smutkiem (a może przede wszystkim wzruszeniem?). Punktem kulminacyjnym książki stało się spotkanie czarodziejów ze wszystkich zakątków. Dzięki temu mieliśmy okazję poznać inne magiczne talenty, choć niejeden raz pozbawione wyższych przymiotów charakteru. Istna plejada osobowości. I kolejny spisek, a raczej zamach stanu, który wstrząsnął wszystkimi bez względu na pochodzenie. Strach, krew, ucieczka i rozdzielenie, przymusowe wręcz. Tak mogłabym opisać resztę tomu. Sielanka naszej trójki została zakłócona, pomimo, że Geralt starał się nie ingerować w konflikty polityczne. Czarodziejka zniknęła, wiedźmin mocno raniony, a Ciri... sama, gdzieś na kompletnym pustkowiu. Sprawdzian dla ich umiejętności i więzi. Słowiańskich pomrok tu niewiele, pojawia się jednorożec, który być może odegra jakąś rolę w przyszłości, ale kto to wie? Cóż poza tym? Przeznaczenie powoli się spełnia, Lwiątko z Cintry przyjmuje imię krwawej postaci z historii... W tym tomie moją największą sympatię zyskał Jaskier, bard, może o trochę niepohamowanym języku, ale szczery do bólu i rzeczywiście przywiązany do Geralta. Sapkowski przekonał mnie, że warto sięgnąć po dalsze części, ponieważ widać postęp zarówno na poziomie językowym i fabularnym, wreszcie są opisy i psychologia, a nie tylko nadmiar walk. 
    Trzeci tom, zwany "Chrztem ognia", wciągnął mnie bez reszty. Może to za sprawą Milvy, a może Regisa i krasnoludów, ale wreszcie łyknęłam haczyk Sapkowskiego. Autor serwuje nam migawki z życia Ciri jako Falki wśród Szczurów, chwile gdy cała nagromadzona w niej złość zaczyna wylewać się i żąda krwi bogu ducha winnych osób. Piękna metafora jak otoczenie może zmienić człowieka i destrukcyjnie wpłynąć na jego charakter, choć w tym przypadku samo życie i jego okrucieństwo miało swój niebywały udział w tej tragedii (każdy może to inaczej ocenić, ale widząc co dzieje się z Ciri, tym czego doznaje przy Mistle budzi wściekłość, tym jak jeden wykorzystuje drugiego, że istnieje tylko coś za coś, nic bezinteresownego). Naszą piękną czarodziejkę odnajdujemy dopiero na samym końcu, gdzie wreszcie uciera nosa co niektórym, znikając tak samo nagle jak się pojawiła. "Chrzest ognia" wreszcie zaspokoił moją ciekawość względem Białego Wilka. Autor zdecydował się poświęcić mu większość książki. Dzięki różnorakim sytuacjom, w których postawił go los, ujawniły się kolejne cechy jego charakteru. Uczciwy, troskliwy, waleczny, wyrozumiały, dotrzymujący słowa, choć nieco wycofany i aspołeczny, samotnik o wielkim sercu... Ten tom pokazuje siłę przyjaźni, rodzącą się w trudnych chwilach, opartą na wzajemnym zaufaniu i szacunku, taką za którą można oddać życie. Za to duży plus dla Sapkowskiego. Kreacja Milvy i Regisa zasługuje na jakąś oddzielną nagrodę. Nie chcę tu zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale dla tej dwójki naprawdę warto sięgnąć po ten tom. I nareszcie dowiadujemy się czemu Geralt jest Geraltem z Rivii. Panie Sapkowski, ukłon za to mistrzowskie zakończenie i jakże genialną scenę. 
    Przeczytałam tylko trzy tomy, ale chętnie sięgnę po resztę. Oczekiwałam słowiańskości, pomrok i na tym polu niestety się mocno zawiodłam, bo jest tego ledwie garstka. Geralt zyskuje z każdym tomem, Ciri i Yennefer mogą pozostać gdzieś tam w tle, za to wolałabym bliżej poznać Milvę, Regisa i Jaskra. Mam nadzieję, że się tego doczekam.
Co Wy sądzicie o cyklu Pana Sapkowskiego? Z kim z jego bohaterów najbardziej się związaliście? Co jeszcze mi polecicie?

Miłego wieczoru, 
Marigniewa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz